Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Powstańcy styczniowi

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 265
Strona z 7 < Poprzednia Następna >
Aleksander Domaszewicz
Szeregi bohaterów ostatniej walki o niepodle głość przerzedzają się coraz bardziej. W ubiegłym tygododniu ubył z pomiędzy nich znowu jeden z najdzielniejszych i najbardziej zasłużonych, śp Aleksander Domaszewicz. Urodzony w r. 1842 na Żmudzi w parafii Laudansklej w Wołmontowiczach, (w owych Wołmontowiczach, uwiecznionych w "Potopie" Sienkiewicza). Jako uczeń VII kl. gimnazyum w Kiejdanach wstąpił w szeregi powstańcze zaciągając się do oddziału ks. Mackiewicza. Pod Powiatówką został ciężko ranny. Skłuto go bagnetami, z głową pobitą kolbami, ograbionego do naga, porzucono jako trupa na pobojowisku. Byłby zginął, gdy by nie szlachetny oficer rosyjski, syn kupca z Moskwy, który dostrzegłszy w nim ślady życia, podniósł go, okrył własnem futrem i przewiózł do Kiejdan. Zaledwie podgojono młodemu powstańcowi rany w naprędce urządzonem więzieniu w Kiejdanach, uciekł w styczniu, w trzaskające mrozy - boso i kierując się brzegami zmarzłej Niewiaży, trafił do folwarku swej znajomej w Szerkczniach, gdzie się ukrywał kilka tygodni. Wyleczony wraca do rozbitków partyi ks. Mackiewicza, kryjących się pod dowództwem Kognowickiego i wraz z nimi czeka wiosny, żeby znowu podjąć walkę o świętą sprawę. Dopiero po zupełnym upadku powstania przekrada się za granicę. Pracuje w Szwajcaryi jako prosty robotnik, potem kształci się w Paryżu w szkole dróg i mostów. Jako skończony inżynier przyjmuje posadę przy budowie kolei we Francyi, Belgii i Hiszpanii. W roku 1871 służy w czasie oblężenia Paryża w gwardyi narodowej. Wysłany przez grecki Bank kredytowy do Grecyi i Serbii, pracuje na polu melioracyi, i zdobywa ogólny szacunek i uznanie oraz medal zasługi rządu serbskiego. Ale obca ziemia i obca sława nie mogły zadowolić stęsknionego do Polski serca tułacza. Gdy tylko skromne środki materialne pozwoliły, osiedla się we Lwowie w r. 1884 i rzuca się na pole przemysłu. Zgon śp. Domaszewicza osierocił wdowę i kilkoro nieletnich dzieci a wśród szerokich kół we Lwowie wywołał szczery żal i współczucie. Cześć pamięci dzielnego żołnierza i obywatela!
Onufry Duchyński
Onufry Gustaw Duchyński (w literaturze często błędnie Duchiński). Ur. 1805 Włocławek. Walczył w powstaniu listopadowym jako ochotnik, przez Giełguda mianowany na podporucznika. Walczył w 18 pułku piechoty. Wycofał się z Dębińskim z Litwy do Warszawy, otrzymał dyplom dobrze zasłużonego Ojczyźnie, a 15.09.1831 krzyż złoty Virtuti Militari od przez Rybińskiego.[1] Po powstaniu złożył przysięgę na wierność carowi, lecz emigrował do Francji. Mieszkał w Strasbourgu [2] i Paryżu, i La Rochelle[1]. Ożenił się z Marią Dumas i miał syna: Witolda Marię Alberta[6] oraz drugiego syna. Uczyli się oni w szkole Benignolskiej.[5] Powrócił do Polski przez Kraków i Warszawę przybywając do Wilna. Od marca do 15.08.1863r. był naczelnikiem wojskowym województwa grodzieńskiego w stopniu pułkownika. Wyznaczono go także naczelnikiem sił zbrojnych województw augustowskiego i grodzieńskiego, z dodaniem powiatów trockiego, lidzkiego i nowogródzkiego.[3] Po porozumieniu się w Sokółce ze znanym partyzantem Walerym Wróblewskimi, wyruszył do Białego Stoku, gdzie mieszkał u prof. Ignacego Aramowicza[9] i stąd dał hasło powstania w grodzieńskiem. W drugiej połowie kwietnia zgromadził się z Bielszczanami, Białostączanami i Sokolszczanami w puszczy Białowieskiej. Formował tu oddziały, w ostępie pod Kometowszczyzną [4] Miał przeszkolenie w wojsku regularnym, lez nie miał jednak doświadczenia w partyzanckich działaniach leśnych. Stąd powstały liczne błędy, które popełniał pomimo szczerego zaangażowania i wysiłku jaki wkładał. Pod Wawiłami poniósł klęskę (29.4.1863). Rosjanie zabrali oddziałom odzież, 1800 rubli i spowodowali ucieczkę, lecz oddział zgromadził się na powrót w liczbie 200 dawnych i 170 nowych powstańców. Przez 17 dni ćwiczono musztrę na wzgórzach Budziska, potem oddzielono 50 szemrzących na głód. 8 czerwca w Puszczy Rożanskiej nastąpiła walka z 3 rotami kozaków (dowództwo objął tu Wróblewski). Oddział Duchińskiego połączył się z oddziałem grodzieńskim i wołkowyskim.[4] Mereczowszczyzna 8.06.1863, Następnie pomyślna bitwa pod Bierkami nieopodal Sieradowa (10.06.1863) [7] Dnia 16 czerwca pod Łyskowem o 6 wieczorem udało się odeprzeć nagły wieczorny atak Moskali. Dowództwo objął Wróblewski. Moskale zostali pobici. Zdobyto 29 sztucerów.[4][7] Żarkowszczyzna 21.06.1863, Paszkowskie Ostrówki 9.08.1863 [7] Mając żarliwe serce i rozumiejąc swoje braki w wykształceniu taktycznym poddał się do dymisji. 15.08 Rząd Narodowy zwolnił go z piastowanych funkcji, po czym wkrótce wyjechał on z oddziału i z kraju.[9]
Antoni Modest Filipowski
Ur. 12.6.1842 Kraków u. Długa, dom "Pod Turkiem". Zm. 20.5.1917 Kraków Ojciec: Wojciech z Bębła pod Krakowem, powstaniec listopadowy, zm. 1873. Matka: Helena Zamoyska (Druga żona Wojciecha - mieli 18 dzieci, 6 przeżyło. Z pierwszej żony: Katarzyny miał 5 dzieci, zmarłych młodo.) Antoni wychowany przez dziadka (od wieku 4 -7 lat) Jana Bonawenturę Zamoyskiego. Uczył się w szkole na Kleparzu w Krakowie a potem u św. Barbary (gdzie znał się z Janem Matejką). Z powodu braku środków pracował w Drukarni Uniwersyteckiej UJ. Następnie pracował w drukarniach Józefa Czecha, Jakuba Wywiałkowskiego i Józefa Bendorfa. Przeniósł się do Warszawy gdzie pracował u Józefa Ungera. Tam ożenił się z Dorotą Lengnich. W okresie przedpowstańczym drukował tajne materiały "Ruch" w drukarni "Głosu Kapłana", a potem u oo. Dominikanów. Szczęśliwie uniknął rewizji w przebraniu brata zakonnego. W 1863 wszedł do oddziału powstańczego. Brał udział w akcji w okolicach Serocka, gdzie zabrano kozakom w karczmie 8 koni. Wszedł do oddziału Krysińskiego, brał udział w bitwach pod Żyrzynem i Fajsławicami - gdzie został raniony pałaszem. Zaaresztowany był osadzony na zamku w Lublinie. 19.9.1863 został skazany na dożywotnie zesłanie na Sybir. Marsz rozpoczął z Pawilonu X warszawskiej Cytadeli - przez Petersburg, Moskwę, Niżny Nowogród, Kazań, Perm, Tiumeń, Tobolsk, Tarę, Tomsk, Aczyńsk, Krasnojarsk do wsi Surogan w powiecie aczyńskim. Miał tam mieszkać całe życie, jednakże powrócił do kraju w 1865 pod zarzutem dezercji z wojska austriackiego. Po wcieleniu do armii został natychmiast zwolniony dzięki wstawiennictwu wiceprezydenta Krakowa - Strzeleckiego. Rozpoczął pracę w drukarni w Piekarach na Śląsku, a następnie drukarni Józefa Buszczyńskiego w Toruniu (do 1885). Należał to Towarzystwa Przemysłowego jako bibliotekarz, działał w Towarzystwie Śpiewaczym. W 1885 powrócił do Krakowa, pracował w Rzeszowie w drukarni Edwarda Ewarysta, w Gródku Jagiellońskim i w Radomiu u Jana Kantego Trzebińskieego. W końcu w 1896 przeniósł się do Krakowa, gdzie jego syn Józef był zarządcą Drukarni Uniwersyteckiej. Pochowany na Rakowicach.
Mamert Giedgowd
Były dymisjonowany oficer moskiewski. Działał w olszańskim i podążył do Kłuszejki. Przybył tam na początku kwietnia i został skierowany do tworzenia oddziału stając na czele wyprawy. Powierzono mu 30 ludzi, w liczbie których był Bitis spełniający urząd intendenta i przewodnika. Włościanie wyręczali powstańców w trudniejszych wojennych obowiązkach. Sami nawet utrzymywali wedety i posterunki, śledząc w najodleglejszych punktach obroty wroga. Zwożono zewsząd bez rozkazu lub prośby żywność, obuwie, odzienie, bieliznę, szarpie uzbierane w ubogich strzechach wiejskiego ludu. Ochotników byłoby tylu, na ilu wystarczyłoby broni. Szczupłe jednak zapasy wystarczyły na stu sześćdziesięciu ludzi, z którymi Giedgowd wymaszerował na powrót ku lasom Kuszłejki. Wkrótce zaczęli się zgromadzać żołnierze uwolnieni na święta. Oddział wzrósł niemal do 300 osób. Energiczny i roztropny umysł Giedgowda był duszą wszystkich. Wymowny, a szczerze miłujący lud, trafiał do jego serca i zyskiwał miłość żołnierzy. Młody Giedgowd szanując wiek Kuszłejki oddawał mu hołd należny, ale sam rządził oddziałem roztropnie i odważnie. W pierwszych dniach kwietnia oddział znajdował się w pobliżu moskali. Giedgowd wyjechał z lasu, pragnąc obliczyć siły nieprzyjaciół i kierunek w jakim zmierzali. Nierozważny, zanadto się oddalił, poczem odcięty od lasu wpadł w ręce Moskwy dostając się do niewoli. Bez tej moralnej podpory oddział Kuszłejki widocznie chwiać się począł. Giedgowd korzystając z nocy, bez butów i bez odzienia wymknął się jednak przez straże moskiewskie i uciekł szczęśliwie. Wynalazł naprzód Kuszłejkę, zebrał kompanję i skutkiem niezmordowanej czynności Bitisa w przeciągu kilku dni zgromadził do pięciuset osób. W drugiej połowie kwietnia przybył Pujdak z wiadomością o Moskwie. Nie usłuchano rady Bitisa, pragnącego zrobić zasadzkę, z której Moskwa nie wyszłaby bezkarnie. Przyczyną tego było coraz to wzrastające nieporozumienie między Giedgowdem i Kuszłejką. Porządek zaprowadzony przez Giedgowda chwiać się począł z przyczyny nieposłuszeństwa. Dla uniknięcia Moskwy przedsięwzięto pochód w stronę Cytowian, gdzie Pujdak zostawił kilkunastu rozbitków z oddziału Cytowicza. W czasie pochodu miała miejsce pod Zyłajciami mała utarczka z Moskwą. Pół kompanji Kuszłejki walczyło z 2ma kompanjami Moskwy i gdyby nie noc, powstańcy byliby rozproszeni, skutkiem źle obmyślanego planu i niemożebności kierownictwa. Nieporozumienie Giedgowda z Kuszłejką coraz to się zwiększało, przybierając rozmiary zatrważające. Gdy i zebrana rada wojenna nic roztrzygnąć nie potrafiła, Giedgowd rozciął węzeł, oddzielając się z dwiestu oddanymi sobie ludźmi w zamiarze wcielenia się do oddziału ks. Mackiewicza. Oddzieliwszy się od Kuszlejki z obozu pod Dychtoryszkami. Z Giedgowdem poszli Bitis i Pujdak. W 250 piechoty i 30 jazdy zostali rozbici został pod Mażolami, stracili całą amunicyę i ruchomości wojskowe. W kilkanaście osób ruszyli do Laudy w celu zebrania wiadomości o ks. Mackiewiczu. Oddzielenie się i samowolna uzurpacja władzy jakkolwiek w dobrym celu użyta, źle oddziaływała na oficerów i żołnierzy. Karność była zachwianą i wszczynały się kłótnie, to Szulca z Giedgowdem, to znowuż Bitisa z Pujdakiem. Przy całem rozprzężeniu Giedgowd szczęśliwie doprowadził kompanję aż do lasów krakinowskich (krokowskich), gdzie się naówczas znajdował Laskowski i ks. Mackiewicz obozując po klęsce birżańskiej. Kompanja Giedgowda, wcieliła się pod nazwą czwartego bataljonu. Odtąd Giedgowd jako dowódca bataljonu uczestniczył we wszystkich wyprawach Laskowskiego, nim dostał dymisję (w początkach czerwca), a na jego miejsce został mianowany Pujdak.
Jakub Gieysztor
Właściciel ziemski ze Żmudzi, ukończył uniwersytet petersburski w najświetniejszych jego dla Polaków czasach, kolega i przyjaciel Zygmunta Sierakowskiego, Włodzimierza Spasowicza, Aleksandra Oskierki i wielu im współczesnych. Ożywiony najwznioślejszemi uczuciami obywatelskiemi i patrjotycznemi, dał przekonaniom swym świadectwo, biorąc_czynny i skuteczny udział w przeprowadzeniu uwłaszczenia włościan na Litwie i Żmudzi, a następnie w swem zachowaniu się wobec wypadków 1863 roku. Największy przeciwnik powstania przed jego wybuchem, uznał on za swój święty obowiązek stanąć w pierwszych szeregach organizacji, skoro wybuch nastąpił. Pomimo iż był jednym z członków Wydziału Litewskiego Rządu Narodowego, dla braku dowodów został tylko wywieziony administracyjnie do Ufy. Skutkiem wszakże zeznań więźniów, powrócono go do Wilna i stawiono przed komisją śledczą i sądem wojennym, który skazał Gieysztora na karę śmierci, zamienioną dzięki przeciąganiu się sprawy na dożywotnie ciężkie roboty. Udając się na wygnanie, pozostawił w kraju żonę i kilkoro drobnych dzieci. W Usolu nabył własną chałupę, w której mieszkał wspólnie z Józefem Popowskim. Człowiek to większej miary społecznej, gorący patrjota, odznaczał się przytem wygórowaną prawością i uczciwością w życiu prywatnem, ale gwałtowny, namiętny, srogi w sądach o innych i mimowolnie uprzedzający się, co było źródłem niejednej przykrości w stosunkach codziennych. Przeniesiony z Usola do Irkucka jako posieleniec, a następnie do Wiatki jako mieszkaniec, w końcu osiadł w Warszawie, gdzie owdowiał i ożenił się powtórnie z panną Ejsmont. Założywszy w tem mieście pod firmą jednego z synów księgarnię, prowadził samodzielnie z najwyższem zamiłowaniem handel nie tylko księgarski, ale i antykwarski, staremi drukami, mapami, autografami i t. d. Owocem tej bardzo mozolnej i sumiennej pracy było, o ile mię pamięć nie myli, piętnaście wybornie opracowanych katalogów. Oprócz tych niezaprzeczonych zasług dla społeczeństwa nie zdołał Gieysztor zapewnić swej pracy praktycznego powodzenia, to też pozostawiając żonie i dzieciom dobre imię, przekazał im jednocześnie najcięższe interesy. Na szczęście, niedługo przed śmiercią, która nastąpiła 15 listopada 1897 r., udało mu się sprzedać korzystnie dwie większe kolekcje zbiór prawie kompletny: literatury politycznej i polemicznej z czasów Stanisława Augusta, który nabył Józef Weyssenhof, i zbiór rękopisów, autografów, map i rycin, który kupiła bibljoteka Przeździeckich. Otrzymane z tych źródeł pieniądze opłaciły najpilniejsze i znaczniejsze długi, których resztę uiściła wdowa, sprzedając całą pozostałą po mężu książnicę hrabiemu Branickiemu i nie pozostawiając nic dla siebie. Zacna ta, a cicha i skromna niewiasta, pracą ciężką zdobywa środki bytu dla siebie i rodziny. Syn Gieysztora z drugiego małżeństwa, pełen wielkich zdolności, osierocił niestety matkę w wieku bardzo młodym, pozbawiając ją jedynego prawie celu w życiu.
Józef Głębocki
Ezechjel, były oficer byłych wojsk polskich, brał czynny udział w powstaniu 1830/1 roku. Emigrował do Francji, gdzie się ożenił z Francuzką. Na mocy manifestu cesarza Aleksandra II powrócił do kraju z żoną, synem i córką. W 1863 r., acz niemłody już, stanął do szeregów powstańczych w powiecie żytomierskim, ale na stanowisku, gdzie miał zebrać się oddział znaczniejszy, skutkiem uwięzienia sprzysiężonych po domach, stanąć mogło tylko 36 powstańców. Oddziałek ten, nad którym objął dowództwo Głębocki, musiał ulec przed przemagającą siłą tłumów włościańskich, jego zaś naczelnik posłużył za cel główny pastwienia się czerni. Uwięziony i stawiony przed komisją śledczą, odpowiadał na pytania łamanem narzeczem rusińskiem, języka bowiem rosyjskiego nie znał jako emigrant. Ponieważ sędziowie uznawali za winnych wszystkich ryczałtowo aresztowanych i w zasadzie nie dawali wiary żadnym okolicznościom łagodzącym, nie silili się więc na zrozumienie dokładne zeznań Głębockiego, natomiast pośpieszyli okrzyknąć za zbrodnię, kary najwyższej godną to, że synowi Michałowi rozkazał pod błogosławieństwem iść do powstania, i skazać starca na lat 20 ciężkich robót. Wyprawiony z Żytomierza w końcu sierpnia 1863 r., dostał się do Usola przed nami. Mieszkał czas jakiś w koszarach, a następnie w oficynie domku naszego w jednym pokoiku z Henrykiem Wohlem, w którym znalazł prawdziwie synowską opiekę. Wybrany bibljotekarzem pełnił te obowiązki gorliwie za małem wynagrodzeniem z kasy ogólnej. Po uwolnieniu z ciężkich robót na skutek manifestów pospieszył p. Ezechjel do syna Michała, który mieszkał w Czeremchowskiej włości jako posieleniec. Niestety, spotkały go tam ciężkie zawody. Wyrodny syn zaniedbywał najzupełniej czcigodnego ojca, a w końcu uraczył go synową sybiraczką, co zmusiło staruszka do szukania opieki u obcych, wśród których, otoczony czcią i życzliwością, dokonał pełnego cierpień i poświęceń żywota.
Józef Grabiński
Weteran z 1863 roku. Z Przemyśla piszą: Dnia 8 czerwca br. złożono na miejsce wiecznego spoczynku, wśród cienistych drzew przemyskiego cmentarza, zwłoki ś. p. Józefa Grabińskiego, zmarłego w Przemyślu d. 6 z. m. — karty żałobne głosiły jedyny tytuł nieboszczyka, uczestnik powstania 1863 r., gdyż tym zaszczytem zawsze się chlubił, ale gdyby było w zwyczaju określać cechy charakterystyczne zmarłych wśród tych czarnych obwódek, które nam donoszą o śmierci naszych bliskich, należałoby na kartach 1 żałobnych śp. Grabińskiego dodać: prawy syn Ojczyzny słowem i czynem, człowiek dzielny i zacny, serce gorące i proste a rzetelne, zahartowane w czynnej usłudze bliźniego. Śp. Grabiński pochodził z Królestwa Polskiego, z rodziny herbu Pomian, osiadłej z dawien dawna w województwie Sieradzkiem, urodził się w 1842 r. w Rembielicach szlacheckich (pow. wieluńskim) z ojca Józefa i matki Klotyldy z Modlińskich. Dom miał tradycye rycerskie i patryotyczne, nie nową w nim było rzeczą walka za ojczyznę. Wnuk Napoleończyka, syn dzielnego i żołnierza, który odznaczył się jako major 2 pułku piechoty liniowej w dniach 6 i 7 września przy obronie Warszawy i jako podpułkownik został dowódzcą 12 p. p., wcześnie rwał się młody Grabiński do czynu. Najbliższa okazya wydawała mu się najlepszą, więc już ze szkół piotrkowskich musiał uchodzić za pobliską granicę, do Księstwa Poznańskiego, jako silnie skompromitowany za udział w demonstracyach 1861 r. Po krótkiej praktyce gospodarskiej w Krzeszowicach pod Krakowem, udał się natychmiast po wybuchnięciu ruchu zbrojnego przez Księstwo Poznańskie do Królestwa, połączywszy się z oddziałem powstańców w Siemianicach u Szembeków. Krótki i krwawy był jego udział w walce. Wszedł do oddziału "Drohomireckiego" (ks. Mirskiego), który już 12 lutego został doszczętnie rozbity i zniszczony w lasach Pyszikowskich. Grabiński ciężko ranny (dostał dwie kule i szesnaście pchnięć bagnetem) uznany za zabitego, pozostawiony zrazu na śniegu, ukryty przez litościwych węglarzy, zabrany został wkrótce przez kozaków do więzienia w Sieradzu. Po kilku miesiącach leczenia się w więziennym lazarecie, skazany został na zesłanie do pułków orenburskich. Od wykonania tego wyroku uratował się niezmiernie śmiało obmyślaną i szczęśliwie przeprowadzoną ucieczką. Powtórnie przeszedł przez granicę Ks. Poznańskiego, lecz niepokojony przez urzędy pruskie, chory, okryty ranami, udał się naprzód do Drezna, następnie do Szwajcaryi, gdzie w Chur i w Zurychu lat kilka przebywał, pracując ciężko wraz z licznymi towarzyszami niedoli na chleb codzienny. Skoro tylko zaświtała nadzieja nowej ery dla Galicyi, powrócił między swoich i pozostał tu już, trudniąc się licznemi przedsiębiorstwami techniczne mi przy budowach kolei żelaznych we wszystkich stronach kraju. Podziwu godną była wytrwałość i siła moralna tego człowieka o zniszczonem zdrowiu, z niezamkniętą raną, z kulą, pamiątką krótkotrwałego udziału w powstaniu, której wyjąć nie można było, gdyż uwięzła tuż obok kości pacierzowej, gdy się widziało, jak nie żałował siebie i ciężkiego nieraz trudu, skoro trzeba było wypełnić obowiązek lub ulżyć troski innym. Tysiączne wtedy znajdował siły w sobie ś. p. Grabiński, gdyż czerpał je w swem prawem sercu. To też ktokolwiek zbliżył się doń i poznał go, musiał uznać i uszanować w nim cechy charakteru prawdziwego gentlemana, w tem rzeczywistem znaczeniu tak często nadużywanego wyrazu. Cenili te zalety w nim przyjaciele i z dniem każdym coraz to mniej liczni towarzysze broni. Oby żal ich i tęsknota złagodziły choć w części ciężki ból wdowy i pozostałej rodziny.
Moszek Grünseid
Działo się to pewnej pięknej nocy letniej w roku 1863. Księżyc i gwiazdy świeciły srebrzyście a powiewny zefir ochładzał powietrze. Po ciężkiej całodziennej pracy postanowiłem spędzić noc w ogrodzie na miękkiej trawie. Właśnie przygotowywałem posłanie, gdy nagle doszedł do moich uszu turkot przejeżdżającego pojazdu. Oglądałem się i zobaczyłem, że kolasa z podkamienieckiego pałacu, zaprzężona w czwórkę pięknych koni zajeżdża w kierunku mojego domku. Zrozumiałem, że przybywają do mnie, gdyż stało się coś i potrzebna jest moja pomoc. - Zdałem sobie jasno że nocy dzisiejszej w domu nie spędzę, i prawdopodobnie w ogóle nie odpocznę, gdyż z pewnością mam spełnić ważną misję, której wykonanie jest połączone z wielkiem niebezpieczeństwem. Zanim jeszcze miałem czas domyślić się, przyczyn niespodziewanych odwiedzin powóz przystanął przed moim domkiem a wychodzący z powozu przystąpił prosto do mnie, skinął ml ręką, abym się, oddalił i następnie naradzaliśmy się, na osobności, tak aby rozmowy naszej nie słyszał chrześcijański stangret, do którego hrabia nie miał zaufania. "Słuchaj Moszku" przemówił do mnie hrabia, wysłannik z naszego obozu, przebywający na granicy polsko rosyjskiej pobliżej Brodów przybył do mnie. Z wielkim wysiłkiem przekradł przez się przez granicę i oznajmił mi, że jeżeli powstańcy nie dostaną pieniędzy dla zakupienia zapasów żywności będą musieli się poddać, gdyż głód panuje w obozie. Przyniosłem ci woreczek z 500 dukatami. Ty Moszku musisz jeszcze dzisiejszej nocy przenieść pieniędzy przez granicę. Dobrze odpowiedziałem, i więcej nie mówiłem ani jednego słowa. Hrabia przystąpił do kolasy wyjął woreczek z pieniędzmi, dał mi je i wkrótce odszedł. Posiadałem przy sobie przepustkę, na mocy której miałem prawo przejść przez granicę, rosyjską poruszać na niej na przestrzeni 4 kilometrów, według długości i szerokości tej granicy. Wziąłem na drogę drabinę oraz dwie konewki napełnione wapnem. Pieniądze umieściłem w dwóch woreczkach a każdy woreczek ukryłem konewkach pod wapnem i wyruszyłem w drogi. Granicę przeszedłem szczęśliwie. Teraz łamałem sobie głowę, nad tem, w jaki sposób przedostać się, do obozu powstańców, znajdującego się w głębi terytorium rosyjskiego, na które to miejsce nie mogłem już udać się, z powodu braku upoważnienia. Nie zraziłem się tem jednak, lecz zdałem się, na wolę boską, wierząc głęboko, że Bóg Wszechmocny nie opuści mnie w niebezpieczeństwie. Jednak już po przejściu kilka kroków napotkałem na mniejszą patrol kozacką. - Żydzie, krzyknął jeden z nich kierując pikę ku moje piersi. Dokąd Idziesz? Tak sobie, panie wojaku, odpowiedziałem, spacerując sobie po polu. Noc jest ciepła a wietrzyk łagodny wieje. Błąkam sie bez celu. Jestem też zmęczony i trochę głodny. Chciałbym znaleźć żyda, który by mi czemś poczęstował. Tu żydow nie znajdziesz, odpowiedział kozak, gdyż to miejsce jest polem walki. Ruszaj stąd, jeżeli ci życie jest miłem. Widząc, że z kozakami nie poradzę, wróciłem się, a skoro jednak patrol zniknęła mi z oczu, zawróciłem powtórnie i skierowałem się w stronę, obozu powstańców. Nagle "trach". Koło, mnie eksplodowała bomba. Odwróciłem się i spostrzegłem, że bomba była wycelowana przeciwko mnie. Mianowicie jeden z kozaków, ukryty pod drzewem, widząc, że czegoś szukam, rzucił mnie bombą,. Chybił jednak i w ten sposób cudem niemal uszedłem niechybnej śmierci. Gdy zauważyłem, że jestem szpiegowany, przestraszyłem się i chciałem uciekać. Było już jednak za późno, gdyż właśnie nadciągnął oddział jeźdźców kozackich i wziął mnie do niewoli. Pociemniało mi oczach, gdyż sądziłem, że jestem zgubiony. Ale na chwili jednak nie przestałem myślić o tem, w jaki sposób wydostać się z niewoli i nieść pomoc powstańcom.
August Hartmann
ur. w r. 1842 w Heidepiltz, na Śląsku austryackim, po przeniesieniu się rodziców na Wołyń, uczęszczał tamże do V. kl. gimn. w Czarnym Ostrowie, poczem wstąpił na kurs praktyczny weterynaryi w Chryslowie koło Białogródki, w powiecie zasławskim. Gdy wybuchło powstanie, w gronie towarzyszy w zastępie z 19 ludzi złożonym wyruszył do oddziału Edmunda Różyckiego, który podówczas przebywał w Zwiahlu, w Żytomierskiem. Po przybyciu do tej miejscowości dowiedzieli się nasi powstańcy, że Różycki wyruszył już dalej, zaczerpnęli jednak wiadomości, że w pobliżu w lasach sławuckich formuje się oddział pod dowództwem Ciechońskiego. Ze służby w tym oddziale podaje Hartmann kilka szczegółów, które przykre budzić muszą refleksye. I tak gdy po przybyciu do oddziału stał na widecie, usłyszał gwizd nagły poza linią obozową, pozostawił na patroli dwóch towarzyszy a sam pospieszył w las i tu w znaczniejszym oddaleniu od widety obaczył swego dowódcę, jak w stanie zupełnie nietrzeźwym powracał z adjutantem Griinem ze Sławuty do obozu. Zbliżywszy się do nich zauważył, że dowódca leży pod drzewem a adjutant zataczając się trzyma konie. Gdy nasz powstaniec nie otrzymał hasła od adjutanta, począł czynić mu wymówki, że daje sygnały poza obozem, wobec czego adjutant oświadczył, że nie mogli trafić do obozu a gdy Hartman mimo tego wskazywał, że tak się nie postępuje, adjutant zmierzył się ku niemu z rewolwerem, nagłego jednak zamysłu nie mógł w czyn wprowadzić, Hartmann bowiem odebrał mu rewolwer i zaprowadził obydwóch do obozu. Nazajutrz o świcie Ciechoński złożył dowództwo w ręce oddziału żytomierskiego. Z oddali dochodziły odgłosy strzałów, niebawem też patrol z widety zapowiedział zbliżanie większego oddziału rosyjskiego. Dowódca zastępu powstańczego zarządził rozstawienie sił wobec zbliżającego się ataku nieprzyjacielskiego, kawaleryę pod Klukowskim rozsypał po lesie a zastępy piesze ustawił w tyralierkę naokoło obozu. W lesie pod Minkowcami nastąpiła bitwa z Moskalami, pozostającymi pod dowództwem kapitana Korzeniowskiego, następującego z siłą jednego batalionu piechoty i sotnią kozaków. Strzelcy, wśród których znajdował się Hartmann, trzymali się długo, moskale wdarli się do obozu, powstańcy poszli w rozsypkę, kawalerya w czas odjechała. Ciechoński znikł, część jego oddziału dostała się w ręce nieprzyjacielskie, Hartmann błąkał się przez kilka dni z młodszym towarzyszem Świerczyńskim, wreszcie natknęli na chłopów, którzy obu związawszy zawieźli do Zasławia. Aby po drodze nie paść ofiarą ich zbrodniczych instynktów, dali im 50 rubli za odstawienie do władzy w Zasławiu. Partyami wraz z innymi zostali następnie odstawieni do Kijowa, gdzie ich osadzono w więzieniu podziemnem twierdzy w nr. III. »Kopanierów«. Tu złożono rychło sąd wojenny, któremu przewodniczył Aninkow, generał gubernator kijowski i przed tym sądem stanął Hartmann. Podczas rozprawy pytano go, dlaczego brał udział w powstaniu jako miateżnik, kiedy był austryackim poddanym. Skazany został na 5 lat katorgi z pozbawieniem wszystkich praw. W tydzień później w listopadzie wysłany został wraz z partyą, z 30 powstańców złożoną, etapnym porządkiem pieszo do Kazania. W osadzie tatarskiej, w Małmyżu, w wiackiej guberni, zatrzymały się obie partye, jedna złoczyńców i zbrodniarzy rozmaitego typu, idąca zawsze przodem i polityczni, którzy otrzymywali po 15 kop. dziennie. Ponieważ nie było na etapie miejsca, pierwszą partyę osadzono na etapie, politycznych na dworze w szałasach. Kiedy — było to z wiosną 1864 r. ruszono w dalszy pochód, przeszli zbrodniarze naprzód, poczem poczęto wywoływać politycznych. Był między nimi młody chłopak, niejaki Jaworski, który palił fajkę, co w taki humor wprawiło konwojującego oficera, że uderzył go po twarzy. Starosta partyi, Szostak stanął energicznie w obronie Jaworskiego, oświadczył, że bić nie wolno, wówczas oficer odpowiedział, że i jego pobije. Partya politycznych w obronie swego starosty zajęła wobec kapitana bardzo groźne stanowisko i żądała, aby bezwłocznie przybyła komisya z Kazania. Komisya rzeczywiście przybyła na drugi dzień, zabrała owego oficera a partya szybkim marszem ruszyła w dalszą drogę do Tobolska i Tomska, gdzie wskutek nieporozumień ze smotrytelem wybuchł powtórny bunt, podczas którego padło kilku powstańców. Podczas podróży statkiem do Tomska, barka wioząca na statek kapitana, dwóch lekarzy i dwóch politycznych wywróciła się, lekarze i kapitan wyratowali się a dwaj polityczni, między nimi niejaki Kaliński utonęli. Z Tomska etapnym porządkiem ruszyli polityczni do Derczyńska, gdzie stanęli w listopadzie 1864 r. Z Nerczyńska odstawiono 60-ciu, wśród nich i Hartmanna do , gdzie pracowali w kopalni srebra okuci w kajdanach — mieszkali wspólnie w kazamatach. W Ałgaczy sprawował Hartman czynności starosty politycznego a po pewnym czasie odstawiony został do Aleksandrowska, gdzie już nie chodzili do robót. Wskutek amnestyi z wiosną 1865 r., stosującej wobec skazanych na katorgę poniżej lat 10 osiedlenie, skazany poprzednio na pięć lat, objęty został tem zarządzeniem i udał się na osiedlenie do wsi Rozwożdżajewa, w Angarskiej obłaści, położonej w Irkuckiej guberni. Podczas pobytu w katordze i drogi na Sybir nauczył się Hartmann złotnictwa i rusznikarstwa a na posieleniu wspólnie z czterema innymi towarzyszami zorganizował muzykę, która w okolicy często za wynagrodzeniem grywała. Po półrocznym pobycie w owej miejscowości przeniósł się Hartmann do Kumerejki, gdzie założył warstat ślusarski i rusznikarski. Po dwuletnim tamże pobycie gdy nastąpiła powtórna amnestya, spowodowana wnioskiem ks. Ruczki w parlamencie austryackim, powraca Hartmann przez Niżny Nowogród, Petersburg do Warszawy a po załatwieniu pewnych formalności w konsulacie austryackim do Krakowa, gdzie zgłasza się w Komitecie, który dał mu odezwę do obywateli ziemskich, by dali mu jaką posadę, lecz Hartmann udał się do Zarządu dóbr hr. Potockiego w Łańcucie, gdzie jako prywatny oficyalista po 43-letniej pracy przeszedł w stan spoczynku. Osiadł w Borkach Wielkich pod Tarnopolem.
Eugeniusz Jaskold
Drugie imię: Sylwester, w Prusach przybrał nazwisko – Zygmunt Roman Niedźwiecki, praktykant wiertniczy w kopalni nafty pana Stanisława Szczepanowskiego. Zamieszkały w Słobodzie Rungurskiej. Urodzony 31 grudnia 1845r. w folwarku Dębowa, parafii Kaletnik, guberni suwalskiej, kawaler, wyznania rzymskokatolickiego, dzierżawca folwarku Dębowa pod Suwałkami w guberni suwalskiej, powiat Sejny, gmina Sejny. Po powstaniu przez 17 lat był rządcą ekonomicznym „pod berłem pruskim”. Przed powstaniem „byłem przy rodzicach, chodziłem do szkół, z czwartek klasy gimnazjalnej wyszłem do powstania”. W powstaniu walczył jako szeregowiec. „Byłem w oddziale Suzina, przy kawalerii, wyłącznie pod zarządem adiutanta Świdrygajły. Było wszystkiego 20 koni. Dzień i noc musielim czuwać, z której strony nadciąga nam zawzięty wróg. W mniejszych potyczkach brałem udział, w lasach Bolbiałyszkowskich, w miasteczku Balbiałyszkach, w miasteczku Ładziejach i w Oliwie na Litwie przy ujściu Niemna, w głównej bitwie, w której został zabity nasz Najukochańszy Dowódca, było nas dwóch kawalerzystów przy boku Wodza do rozwożenia rozkazów wydanych przez niego. Na moim łonie oddał ducha Bogu. Była to straszna a zacięta walka, naszych było zabitych 42, ale moskali legła cała duża massa. Główna ta bitwa była pod Serejami w miesiącu czerwcu w niedzielę 20go lub 22go – z pewnością nie mogę pamiętać. Dokumentów nie posiadam żadnych, jako młody zapaleniec, który pałał nienawiścią przeciw swemu zawziętemu wrogowi, czy mógł myśleć o dokumentach na przyszłość, on był tą myślą zajęty, żeby bić wroga a oswobodzić najukochańszą Ojczyznę. Powołać się mam na kogo, powołuję się na sam przód na pamiętnik, który sam czytałem w Krakowie, gdzie jest zapisany mój rodzony brat Stanisław Jaskółd, syn Hipolita Jaskółd z folwarku Dębowa – był wachmistrzem żandarmerii polskiej, powieszony przez moskali w mieście Suwałkach na końcu listopada 1864. Po rozbiciu partyi ś.p. Suzina przeniosłem się do oddziału Wawra, byłem w kompletnej kawalerii majora Rychlewskiego. Małe potyczki pomijam. Główne, w których brałem udział – pod Gruszkami, na Kozim Rynku, pod Wizną, na Kurpiach, wieś (…) Siedziałem dwa lata w niewoli moskiewskiej (…), oddali mnie do wojska, służyłem 1 ½ roku przy artylerii polowej, stamtąd emigrowałem. Moi koledzy broni, dwóch braci Białkowskich, dwóch braci Birostajnów, dwóch brai Grabowskich z miasta Suwałki, Majewski z Sejn, Blichowski (…)”. Zobowiązał się do wpisowego 1 złotego reńskiego i składki rocznej w wysokości 3 złotych reńskich. Oświadczenie podpisał w Słobodzie Rungurskiej 29 marca 1888 r. Przyjęty na członka czynnego 23 czerwca 1888r.
Strona z 7 < Poprzednia Następna >