Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Powstańcy styczniowi

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 274
Strona z 7 < Poprzednia Następna >
Walenty Lewandowski
Emigrant z 1864 r., po odbytej kampanii węgierskiej w stopniu oficera, wywieziony był razem z innymi do Turcyi, skąd po niedługim czasie udał się do Paryża i tam, pomiędzy innemi, w charakterze nauczyciela szkoły polskiej w Batignole, przyjmował wielkiego księcia Konstantego, późniejszego Namiestnika Królestwa. W. książę przy pożegnaniu, ofiarował swoją pomoc Lewandowskiemu w razie gdyby jej potrzebował. Można było przypuszczać, że zapomni prędko jego nazwisko. Jednakże, gdy po bitwie pod Różaną rannego Lewandowskiego wzięto do niewoli, posłał natychmiast swojego adyutanta Kirejewa do Siedlec, dla stwierdzenia tożsamości osoby, poczem kazał sobie całą sprawę przedstawić w Warszawie, a w rezultacie, zamiast rozstrzelania, skazano Lewandowskiego na osiedlenie do oddalonych miejsc Syberyi wschodniej. Szczególną opiekę, podczas swojego pobytu w szpitalu, przypisywał pułkownik jenerałowi Drejerowi i 3 innym spotkanym oficerom rosyjskim, którzy pamiętali ludzkie jego z nimi obchodzenie się, gdy byli w niewoli podczas kampanii węgierskiej. Po różnych przejściach i urządzanych z nim porozumieniach, przez spotykanych w drodze oficerów rosyjskich, należących do spisku, którzy przygotowywali rewolucyę w Rosyi, przywieziono Lewandowskiego na osiedlenie do wsi Barga w Rybińskiej włości, Kańskiego Okręgu, gdzie swojem taktownem zachowaniem służył nam młodszym za przykład i był prawdziwie duszą całego otoczenia. Odwiedziny przewożonych przez Kańsk rewolucyonistów rosyjskich Serno-Sołowjewicza i Michajłowa, oraz spotkanie się z Pawłem Landowskim i Józefem Szlenkierem w czasie ich ucieczki, zwróciło baczniejszą uwagę policyi na Lewandowskiego, skutkiem czego wezwano go do Kańska. Osadzony w więzieniu i badany przez dwa lata niezmiernie ciężkim systemem syberyjskim, był ponownie osądzony i deportowany do odległego Jakuckiego kraju. Dzięki późniejszym staraniom, po paru latach pozwolono mu zamieszkać w Irkucku, gdzie znalazł urzędnika, który, za dobre wynagrodzenie, zręcznie pousuwał z papierów Lewandowskiego wszelkie ślady jego działalności, a to dało mu możność skorzystania z manifestu i przeniesienia się do guberni Tambowskiej, skąd znów przy pomocy wspomnianego wyżej jenerała Kirejewa, w początku 1887 r. powrócił do kraju. Gdy nie mógł nigdzie znaleźć odpowiedniego zajęcia, koledzy Syberyjczycy złożyli potrzebny, kapitalik na założenie handlu herbatą, z którego przez kilka lat się utrzymywał, a otwarty lokal ułatwiał, bez zwracania uwagi policyi, podtrzymywanie rozległych stosunków z wygnańcami. Zaprowadzenie banderoli na herbatę znacznie powiększyło koszty handlowe, przytem straty materyalne, wynoszące kilka tysięcy rubli, jakie poniósł z powodu poręczenia, zmusiły Lewandowskiego do zlikwidowania interesów herbacianych. Po zwróceniu kapitału zakładowego kolegom, zamieszkał zabezpieczony gościnnie przez zacną obywatelkę, p. Wandę Cygańską, w jej folwarku Cygany pod Kutnem, niby w charakterze mentora jej syna. (Po śmierci Lewandowskiego w Cyganach, znalazł tamże opiekę i przytułek Jan Sadowski (Jeżewski Bolesław).
Kazimierz "Wszołczyk" Lipka
Syn Ignacego i Józefy. Dziedzic wsi Lipki. Mieszkaniec zaścianka Lipki Stare, być może szlachcic herbu Nałęcz. Zadenuncjowany przez szpiega został uwięziony w listopadzie lub grudniu 1863 r. w więzieniu w Sielcach. Żona: Julianna Bartosik. "W celi zastałem dwóch współlokatorów, zakwalifikowanych jak i ja do stryczka. W malutkiej, miniaturowej tej celce, zbudowanej dla jednego tylko więźnia, zamknięto nas aż trzech i nic w tym dziwnego, gdyż wszystkie cele przepełnione były, a było nas w tym czasie około dziewięciuset do tysiąca samych tylko więźni politycznych w gmachu, nie licząc więźni kryminalistów, złodziei. Było przyjętym, że pierwszy wstępujący na mieszkanie do celi zajmował owe na drągach żelaznych łóżko. Współlokatorowie moi nazywali się: Kazimierz Wsołczyk i Antoni Dobrski. Więc pierwszy z nich jako dawniejszy lokator miał w posiadaniu łóżko, ja zaś i Dobrski spaliśmy na gołej ceglanej posadzce, bez żadnej literalnie pościeli." "Wsołczyk był chłop, gospodarz spod Węgrowa, mężczyzna młody, lat trzydziestu kilku, wzrostu średniego, zdrów, barczysty. Miał żonę i czworo dzieci; był czynnym w organizacji i oskarżony był jako żandarm polski, czyli że należał do policji wykonawczej. W listopadzie czy też w grudniu 1863 roku zadenuncjowany przez szpiega, uwięziony został i przywieziony do Siedlec. Opowiedział on mi w celi o całej swej niedoli. Szpieg, który go denuncjował, aresztowany był z nim razem i oskarżony również jako żandarm. Był to jeszcze młody, kilkonastoletni chłopak. Przy indagacji Wsołczyka był zawsze obecnym i jak to u nas wówczas mówiono, „dowodził” w oczy, że Wsołczyk był żandarmem i powiesił paru szpiegów. Wsołczyk bronił się mocno, powołując się na to, że oskarżający go wiedząc, co go czeka jako żandarma, winy więc swoje zwalić chce na niego, aby siebie ocalić." "Otóż opowiadał mi Wsołczyk tak: Od czasu do czasu, to jest co parę tygodni prowadzono mnie przed audytora, który zmuszał mnie, abym się przyznał do tego, o co mnie szpieg oskarża. Zawsze odpowiadałem audytorowi, że o niczym nie wiem, do niczego nie należałem i że jestem niewinny. Aż pewnej nocy, a było to w styczniu, klucznik otworzył celę, a Dergaczow wszedłszy kazał mi się odziać i iść z sobą do komisji. Wdziałem na siebie kożuch i poszedłem za Dergaczowem. Gdym wszedł do audytorium, tam stało już kilku sołdatów, a czterech z nich z karabinami, pod ścianą leżał pęk rózeg powiązanych w miotełki. Audytor jak zwykle pyta się mnie: - Przyznaj się, Wsołczyk, żeś był żandarmem i żeś wieszał. - Jakże mogę się przyznać do czegoś - mówię - kiedym nic złego nie zrobił i o niczym nie wiem. - A więc zaraz się przyznasz - powiada i skinął na sołdatów. Ci ściągnęli ze mnie kożuch, rozesłali go na ziemi, obnażyli mnie prawie zupełnie i rozciągnęli na kożuchu. Czterech sołdatów siadło mi na ręku i na nogach, dwóch stanęło nade mną z bagnetami, a dwóch stanąwszy z obu stron zaczęli siec mnie owymi miotełkami. Od czasu do czasu audytor kazał przestać bić i pytał się, czy się przyznaję. Sołdaci, zmęczeni biciem, zmieniali się, zmieniali i miotełki na świeże, którymi mnie bili i bili. Pode mną na kożuchu stała ze krwi mej kałuża, w której leżałem. Z bólu strasznego ściąłem kożuch zębami, puściłem kożuch, krzyczałem, jęczałem, a kaci bili i bili. Zemdlałem raz, ocucono mnie i bito, zemdlałem jeszcze parę razy i znów mnie ocucono i bito. Dostałem już ze trzysta rózeg, a jednak dotąd nie przyznałem się do niczego. Nareście audytor krzyknął na sołdatów: - Komelkami jewo! Na rozkaz audytora bijący mnie sołdaci wziąwszy świeże miotełki, odwrócili je grubymi końcami i tymi skatowane, odpadające od kości ciało poczęli bić niemiłosiernie. Wtedy wytrzymać już nie mogłem. Krzyknąłem: - Stójcie, wszystko powiem. Audytor kazał zaraz przestać bić, a zwracając się do mnie, gdym wstał spod rózeg, powiedział: - Idź i przygotuj się na jutro jak do spowiedzi, abyś wszystko powiedział. Skatowany, cały krwią zbroczony, przyprowadzony do celi, położyłem się na ziemi na brzuchu, bo na plecach ani na boku położyć się nie mogłem. I tak jęcząc z bólu przeleżałem resztę nocy i dzień cały. Całe plecy od szyi aż do stóp pokryte było jednym strupem ociekającą po nim ropą. Dzień ten przeszedł spokojnie, nie wzywano mnie do komisji przed audytora. Myślałem, że zostawią mnie w spokoju, dopóki nie zagoi się cokolwiek skatowane ciało moje. Ale zawiodłem się niestety. Znów otworzyły się w nocy drzwi do celi i znów Dergaczow poprowadził mnie do komisji. Gdy wszedłem do audytorium ujrzałem znów to samo. Audytor za kratkami, kilku sołdatów i pęk rózeg pod ścianą. Audytor zwraca się do mnie i mówi: - Nu, gadaj wszystko. - Cóż - mówię - mam mówić, kiedy nie wiem o niczym. - Nu, wczora mówiłeś, że powiesz wszystko. - A boście - mówię - mnie katowali, tom z bólu sam nie wiem, com powiedział. Wtedy krzyknął na sołdatów: - Razdiewajtie jewo! Rozog! Sołdaci zdarli ze mnie kożuch i przyschłą do zranionego ciała bieliznę. Boże mój, Boże! cóż za okropna chwila! Noc głęboka, sam jeden, nikogo przy mnie z mych bliskich. Stoję otoczony dokoła okrutnymi katami. Powalono mnie znów na rozesłany na ziemi kożuch i zestrupiałe, ociekające materią me ciało zaczęli siec rózgami. Znieść już teraz tak strasznej katuszy nie mogłem. Po kilkudziesięciu jeszcze uderzeniach zerwałem się nadludzką jakąś siłą spod siedzących na mnie sołdatów i krzyknąłem: - Kazałem! Nie wieszałem sam, a kazałem powiesić! To moje powiedzenie wystarczyło dla audytora. Odprowadzono mnie do celi, gdzie dotąd siedzę, i nic nie wiem, co mnie czeka." "Oddział wojska ze skazanym przybył do wsi już wieczorem. Wsołczyka pod silną strażą, okutego na ręce i nogi umieszczono w obcym, nie zaś w jego własnym domu na nocleg. Szubienica tylko w jego własnym podwórzu stała gotowa. O całym przebiegu egzekucji opowiadał mi naoczny świadek, sąsiad Wsołczyka, którego spotkałem będąc już na Syberii. Jakaż to okropna noc była dla obojga małżonków! Żona nie wiedząc jeszcze o przybyciu do wsi męża swego patrzała nieszczęśliwa na to, jak czarne rusztowanie ustawiano w jej podwórzu i wtedy zrozumiała, że na nim odda życie jej mąż najmilszy i ojciec jej dzieci. Gdy go przywiedziono do wsi, zabrała swe dzieci, padła na ziemię opodal domu, w którym umieszczono jej męża, zwrócona twarzą ku mieszkaniu, w którym był i całą noc tam przebyła, a nieludzkie jej krzyki rozpaczy przeszywały boleścią serca mieszkańców wioski. Nazajutrz rano kozacy zegnali z okolicznych wsi sporo ludzi i ustawili wokoło szubienicy, aby patrzyli na kaźń swego brata-sąsiada, aby wiedzieli, jak karzą tych, co śmią kochać swą matkę – Ojczyznę, swą polską ziemię. Około godziny dziesiątej delikwenta przyprowadzono przed szubienicę, którą otoczono silnym kordonem wojska. Oficer odczytał skazanemu wyrok śmierci. Rozkuto go z kajdan, a ksiądz już obecny wysłuchał [je]go spowiedzi i zasilił wiatykiem na drogę wieczności, po czym skazany prosił oficera, aby mu pozwolił pożegnać się z żoną i dziećmi. Krótkie, lecz straszne, rozdzierające serca widzów było to pożegnanie. Po pożegnaniu kat przystąpił do delikwenta, ujął go pod ramię, wprowadził na szafot, włożył na niego z szarego płótna długą koszulę, związał w tyle ręce, postawił na schodkach, spuścił kaptur od koszuli na twarz, założył stryczek na szyję, wytrącił schodki spod nóg i biedny męczennik zawisł w powietrzu. Drgnął kilka razy, a po pięciu minutach męczarni zwisła mu głowa na piersi – skonał, a duch jego wzniósł się nad tę ziemię, którą za życia tak bardzo kochał. Żona widząc bezwładnie wiszące ciało męża zemdlała, dzieci wyciągając ku wiszącemu ich ojcu rączyny rzewnym zanosiły się płaczem, a lud otaczający szubienicę, padłszy na kolana, łkając głośno, modlił się za duszę zamordowanego. Naoczny świadek mi mówił, że nawet otaczający szubienicę żołnierze zwiesiwszy głowy pogrążeni stali w zadumie, a niektórym z nich łzy ukazały się na twarzach"
Ignacy Łopaciński
Ur. 19 sierpnia (st. st.) 1822 r. w Sarji (w gub. witebskiej), zmarł 29 kwietnia (st. st.) 1882 r. Był synem Józefa i Doroty z Morykonich, wychowanie odebrał w domu pod światłym kierunkiem b. przeora pijarów połockich ks. Joachima Dębińskiego. W latach 1856—59 był marszałkiem pow. drysieńskiego z wyborów i w epoce uwłaszczenia włościan czynny brał udział w naradach w Witebsku, a następnie od r. 1860 w Wilnie, gdzie zazwyczaj od r. tego spędzał zimę, zaś część lata w poblizkich Kojranach, skąd parę razy tygodniowo wyjeżdżał do Wilna. Po zawiązaniu „Komitetu białych" wszedł do niego, jako jeden z sześciu członków, następnie po zlaniu się Komitetu tego z Komitetem ruchu, był członkiem t. zw. „Wydziału zarządzającego prowincjami Litwy". O działalności jego na tern stanowisku podają szczegóły pamiętniki niniejsze. Pomimo roli, jaką odegrywał, aresztowany nie był, i raz tylko (sierpień r. 1863) był przywieziony pod eskortą kozaków do Wilna do ówczesnego gubernatora Paniutina dla tłumaczenia się. Przyczyną tego uniknięcia kary było z jednej strony to, iż miał opinię człowieka wielce, spokojnego, z drugiej zaś ta okoliczność, iż nie był wydany przez żadnego z uwięzionych uczestników organizacji. W Dyneburgu wszakże przez sąd wojenny za otwarcie szkółki (r. 1862), w Sarji, skazany został zaocznie na wysłanie do gub. wschodnich cesarstwa. Wyrok ten Murawjew uchylił i zamienił na znaczną (około 10000 rs. wynoszącą) karę pieniężną, która, opłacona pośpiesznie, zachwiała stanem majątkowym rodziny. Po powstaniu mieszkał stale w Kojranach, pod silnym dozorem policyjnym, tak, iż dopiero w r. 1867 otrzymał po raz pierwszy pozwolenie na wyjazd do Sarji. Wskutek przejść lat ostatnich, interesa Ign. L. były mocno zachwiane, tak, iż zmusiły go do sprzedania Kojran (Józefowi hr. Tyszkiewiczowi) i wyniesienia się nawet na czas pewien do Warszawy. Umarł wszakże w swym gnieździe ojczystym w Sarji. Żonaty był Ign. Łop. z Marją Szumską, z którą miał troje dzieci: Józefa (zmarłego w dzieciństwie), Zofję (za Feliksem Rzewuskim) i Stanisława (obecnie żyjącego właściciela dóbr Sarja). Po śmierci Ign. Łopacińskiego wspomnienia pośmiertne zamieściły „Niwa" i „Wiek". Wiadomość powyższą zawdzięczamy synowi Ignacego Łop. p. Stanisławowi Łopacińskiemu. W broszurze Gieysztora p. t. Aleksander Chmielewski (wydanej bezimiennie), znajdujemy (na str. 19) następującą charakterystykę Ign. Łopacińskiego: „Człowiek wielkiej zacności, serdeczny i zdolny, ze wszystkich członków Komitetu obywateli najbliższe miał stosunki z ruchem. On miał wydział prasy i korespondencji i z pod jego pióra wyszła odezwa do duchowieństwa i inne".
Bolesław Łoziński
urodzony na Wołyniu, właściciel wsi Bereżyniec w powiecie ostrogskim, kształcił się w domu rodziców. Wyjątkowo był zdolnym do matematyki i miał niezwykłą łatwość zapamiętywania olbrzymich cyfr, tak, iż odczytaną parę razy kartkę tablic logarytmicznych potrafił bez omyłki powtórzyć. Nie będąc już młodym, pojął w 1862 roku za żonę najstarszą córkę J. I. Kraszewskiego, Konstancję, urodzoną z Woroniczówny, mającą wówczas lat 21. W 1863 r. kierował organizacją powstańczą w swoim powiecie (ostrogskim). Chociaż w tej części Wołynia do powstania nie przyszło, aresztowano Łozińskiego jako mocno notowanego przez policję i bez dostatecznych dowodów osądzono do ciężkich robót. Zona towarzyszyła mu z dzieckiem przy piersi w podróży etapami i dziecko to stracili, zanim doszli do miejsca przeznaczenia. W Usolu łączyła ich serdeczna przyjaźń i zażyłość z domem Romanowstwa Bnińskich. Nie otrzymując prawie żadnej pomocy od najbliższej rodziny w kraju, zmuszeni byli oboje Łozińscy do ciężkiej pracy. Ona wypiekała całemi pudami chleb na sprzedaż, on prowadził handel mąką, masłem, miodem itd. W kilka miesięcy po przybyciu na miejsce kary, powiła Łozińska bliźnięta, dwóch chłopców, którym na chrzcie dano imiona Józefa i Czesława, a których koledzy wygnania nazywali żartobliwie Romulusem i Remusem, chociaż ich matka nie do wilczycy była podobną, ale raczej do nadziemskiej istoty. Zawsze pogodna i zadowolona, mimo ciężką pozycję materjalną, pracowita, oszczędna, a w miarę możności miłosierna. Kochająca męża do zaślepienia, starała się być mu ulgą we wszystkiem, biorąc nieraz nad siły. W 1866 roku przenieśli się Łozińscy do Irkucka, gdzie w dalszym ciągu prowadzili handel i piekarnię. Tu im przybyła córeczka Konstancja. W kilka lat potem zmarł tamże Łoziński skutkiem pęknięcia wrzodu w mózgu, który się uformował od uderzeń głową o niskie odrzwia syberyjskich domów i chat, co przy dystrakcji Łozińskiego często się powtarzało. Pochowawszy męża w Irkucku i sprzedawszy ruchomości, wyruszyła pani Konstancja do kraju w 1871 r. z pięcioletnimi synami i córką, liczącą wówczas dwa lata. W czasie podróży, już w jednej ze wschodnich gubernij Rosji europejskiej, przerażona gwałtowną obawą o dzieci, gdy się sanie mocno nad przepaścią pochyliły, nagle życie skończyła. Towarzyszący w tej podróży, niemłody i niezamożny wygnaniec Szymkiewicz, którego pani Łozińska zaprosiła do towarzystwa, by mu ułatwić powrót do kraju, wywdzięczył się sierotom, zastępując im najbliższą rodzinę w tej tragicznej chwili. Zajął się on pogrzebem zmarłej, a następnie, spowiwszy dzieci i owinąwszy je wojłokami, wiózł bez przerwy do babki, to jest do pani z Woroniczów Kraszewskiej, zamieszkałej w Warszawie (pod Nr. 1 przy Nowym Świecie) i dowiózł pomyślnie. Dziś jeden z synów jest literatem w Krakowie, drugi gospodarzy na Wołyniu w cząstce dawnego majątku ojca. Córka wyszła zamąż za pana Staniszewskiego, który prowadzi biuro komisowe w Kijowie.
Jan Lubieniecki
Jan Lubieniecki, ur. 2.10.1845 Kaczyn, par. Daleszyce, zm. 12.11.1934 Kielce. Syn Grzegorza i Józefy Stępień (na jego akcie urodzenia matka wyjątkowo została zapisana z nazwiskiem Niewiadomska). Miał 7 rodzeństwa, z których pierwsze 4 urodziło się w miejscowości Maleniec. Ojciec (syn Józefa Lubienieckiego i Agaty Wiadernej) był kowalem, jak i jego ojciec i prowadził gospodarstwo rolne w Kaczynie. W okresie Powstania Styczniowego Jan – jak sam podawał w stosownej ankiecie – brał czynny udział w wielu potyczkach. Ranny w bitwie pod Małogoszczem trafił do szpitala. Został aresztowany i osadzony w więzieniu w Chęcinach. Stąd został przeniesiony do więzienia w Kielcach, gdzie przetrzymywany był w okresie od 25.11.1864 do 22.6.1865. Po zatwierdzeniu się wyroku sądowego został zesłany na Syberię, gdzie spędził 5 lat i powrócił do kraju. Pracował w fabryce i był fryzjerem. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, podobnie jak inni weterani, został poddany weryfikacji, po której otrzymał stopień honorowy ppor. weterana i został wprowadzony do Imiennego wykazu weteranów powstań narodowych 1931, 1848 i 1863 roku. W 1930 r. został odznaczony Medalem Niepodległości. Mieszkał w Kielcach przy ul. Dalekiej 6. Był trzykrotnie żona - najpierw z Marią Bieniek. Następnie u Józefą Cieślik (wdową po Wawrzyńcu Całce), która zmarał 12.1.1933 w szpitalu św. Aleksandra w Kielcach. Pod koniec tego samego roku, 26 grudnia, 88-letni Jan Lubieniecki zawarł po raz trzeci związek małżeński z wdową Stefanią Kowalską z Szymczyków w kościele św. Wojciecha w Kielcach. Jan Lubieniecki zmarł 12 listopada 1934 r. i został pochowany na kieleckim Cmentarzu Wojskowym opodal „śmigła” – grobu lotników. Po II wojnie światowej, gdy urządzano na tym cmentarzu kwatery poległych we wrześniu 1939 roku, jego grób został „wchłonięty” przez zbiorową mogiłę żołnierską i miejsce jego pochówku pozostało nieoznaczone. Był odznaczony Krzyżem Niepodległości z mieczami. Umierając został pochowany w stopniu porucznika (awans otrzymał zapewne niedługo przed śmiercią). Jan Lubieniecki potwierdził udział w insurekcji z 1863 r. innego Powstańca, Ludwika Jurkowskiego.
Franciszek Sebastian Łukomski
Syn Wincentego i Anny Stępowskiej, ur. 20.1.1839 Gęsina, zm. 25.12.1919 Łódź, parafia św. Józefa. Żona Maria Cielecka, ur. 1844, zm. 1924, c. Józefa Teodora i Prowdencji Głodzińskiej. Uczęszczał do Powszechnej Szkoły w Łęczycy. Zachowało się jego świadectwo ukończenia klasy czwartej w 1856 roku, na którym czytamy że „... Franciszek Łukomski (...) mający lat 17, stanu szlacheckiego, wskutek takowego (dobrego) postępu w naukach otrzymał promocję do klassy piątej”. W 1863 roku brał udział w powstaniu styczniowym. Komenderowany do oddziału generała Edmunda Taczanowskiego. Walczył w szwadronie 3 pułku 1 ułanów w bitwach pod Złoczewem, Zielęcicami, Sędziejowicami, Borowem i Kruszyną gdzie został kontuzjowany. Po powstaniu więziony przez miesiąc w warszawskim Pawiaku. Cały przebieg powstania, wszystkie bitwy i powrót do domu opisał we wspomnieniach. Ciekawostką jest fakt, że podczas powstania przechowywał w krypcie pod kaplicą grobową w Drużbinie broń i amunicję. 5 kwietnia 1864 roku w Charchowie Pańskim, par. Drużbin ożenił się z 19-letnią Marianną Cielecką. Zachowane dokumenty świadczą, że był właścicielem dóbr Borek Drużbińskich, a później Drużbina. Drużbin odkupił od teścia Józefa Teodora Cieleckiego. Franciszek i Marianna mieli pięcioro dzieci, z czego tylko dwoje dożyło wieku dorosłego. Po rozparcelowaniu Drużbina Franciszek przeniósł się do majątku w Jeżewie(obecnie woj. łódzkie), a ostatnie lata życia wraz z żoną spędził w Łodzi. 16 grudnia 1919 roku otrzymał zaproszenie od Ministerstwa Spraw Wojskowych do wzięcia udziału w pracach Komisji Kwalifikacyjnej mających stwierdzić udział weteranów powstań 1830/31 oraz 1863/64 i ustalić ich prawa do pobierania stałej pensji i stopnia oficerskiego. Prace Komisji rozpoczęły się 27 grudnia 1919 roku w Warszawie. Franciszek Sebastian Łukomski zmarł w Łodzi, dnia 25 grudnia 1919 roku w wieku 81 lat. Dzieci: Bronisław Aleksander, Antoni, Anna Franciszka Ewa, Stanisław Cyprian
Jarosław Magnuszewski
Jarosław Magnuszewski (1837-1911), należał do partii Krasławskiej, dla której dostarczał amunicję z Dyneburga. Być może 25 kwietnia 1863 r. brał udział w brawurowym zdobyciu rosyjskiego transportu broni pod Krasławiem, zorganizowanym przez Zygmunta Bujnickiego. Po przegranym powstaniu Jarosław zatarł ślady swojej patriotycznej działalności i wyjechał do Iłukszty, gdzie poznał Ludwikę Karłowiczównę (1852-1938). Uważany w społeczeństwie za buntownika, również przez część rodziny Karłowiczów, został aresztowany w 1866 r., wraz ze stryjecznym bratem Lubomirem Piotrowskim. Po procesie osadzono go w więzieniu, pozbawiono rodzinnego majątku, a w 1873 r. zesłano wraz z krewnym w okolice Omska do północnej Tajgi, gdzie przebywali do 1878 r. Tam, w miasteczku kupców i myśliwych, Jarosław zamieszkał w domu naczelnika powiatu, który zaproponował mu aby uczył jego dzieci. Nieco później dołączyły do nich dzieci innych mieszkańców tej miejscowości. Uczył je pisania, czytania i arytmetyki. Korespondował też z Ludwiką opisując w listach swoje przeżycia, nie ukrywając, że żywi do niej wielkie uczucie. Po odbyciu kary przez Jarosława naczelnik powiatu zaproponował mu pozostanie na miejscu, objęcie stanowiska kierownika szkoły oraz rękę swojej córki Tani. Ten zaś oświadczył, że w Polsce ma narzeczoną, z którą jest „po słowie”. Opuszczając miejsce zesłania niespodziewanie otrzymał wynagrodzenie za 5 lat swojej pracy w wysokości 4 tys. rubli. W drogę powrotną do domu udał się przez Moskwę, Tułę, Smoleńsk, Dyneburg. Po dotarciu do Iłukszty odnalazł Ludwikę, którą poślubił 10 lutego 1879 r. Zamieszkali w Krasławiu, zaś Jarosław podjął pracę urzędnika w sądzie okręgowym w Dyneburgu. Wraz z żoną wiedli spokojne życie, ciesząc się z przyjścia na świat swoich pierwszych dzieci Adama i Stanisława. Zakłóciło je śmierć niemowląt. Kolejnymi dziećmi byli Kazimierz, Włodzimierz, Alfred i Aleksander. Mając tak liczną rodzinę Jarosław musiał zapewnić jej odpowiedni byt. Jednak, jeszcze przed pojawieniem się Stanisława, sytuacja rodziny uległa pogorszeniu, gdyż dotknęły ją nasilające się represje, skierowane przeciwko Polakom. W ich wyniku Jarosław stracił pracę i posiadany majątek. Nie mając nadziei na znalezienie jakiejkolwiek posady państwowej, pracował w rolnictwie. W 1888 r. na świat przyszedł Stanisław, a po nim urodził się jeszcze Józef.
Kamil Małkowski
ur. w r. 1846. w Brodach, uczęszczał do gimnazyum Franc. Józefa we Lwowie, gdy wybuchło powstanie styczniowe. Wieść o niem pierwsza nieciła nadzwyczajny nastrój wśród młodzieży, w klasie zakotłowało, zapał i najpiękniejsze nadzieje zabłysły wszystkim. Młodzież odbywała ciągle narady, snuła plany na najbliższą przyszłość i rwała się do czynu. Jako pierwsi wstąpili się w szeregi Kamil Małkowski i Mieczysław Hirschler, koledzy z ławy szkolnej - zgłosili się w komitecie, który przyjąwszy ich zgłoszenie wydał zlecenie, by w każdej chwili byli gotowi do wyruszenia w pole. Porzucili tedy obaj szkołę, czynili niezbędne sprawunki a zakupione tornistry i naczynia zakopali na stokach Wysokiego Zamku. W oznaczonym dniu wybrali się wieczorem za miasto, gdzie za Żółkiewską rogatką zastali kilku towarzyszy i przygotowane podwody. Dniem i nocą dążono ku granicy, wstępywano do lezących po drodze dworów celem zmiany zaprzęgów, wreszcie zbliżyły się podwody do brzegów Bugu, przez który nowo zaciężni powstańcy mieli się przeprawić. Wśród drużyny było trzech teologów, ks. Korzeniowski, ks. Solecki i ks. Koncer, który później zginął pod Radziwiłłowem, dokąd wyruszył w oddziale Horodyńskiego. Pierwsze wozy przebyły szczęśliwie rzekę, dwa ostatnie utknęły tak, że trzeba było każdego małą czajką przewozić. Wiele czasu zabrał podobny przewóz a gdy stanęli wszyscy na przeciwległym brzegu wraz z nowemi podwodami, zjawili się żandarmi z urzędnikiem politycznym na czele i mnogą rzeszą włościaństwa, uzbrojonego w cepy, widły i łopaty. Komisarz oświadczył spieszącym do oddziału powstańcom, że są aresztowani i polecił odprowadzić wszystkich do budynku w pobliżu położonego, gdzie odbyło się przesłuchanie. Obaj towarzysze z ławy szkolnej tlómaczyli, iż wybrali się na wycieczkę w celu naukowym, by zbierać rośliny, ale straciwszy kierunek zbłądzili. Nie uwierzono zeznaniom i niebawem wszystkie podwody w towarzystwie lojalnej wsi ruszyły w stronę Kamionki Strumiłowej, gdzie dzięki wstawieniu się kolegi obu naszych studentów, Emila Van-Roy'a powodziło się powstańcom wcale dobrze. Z Kamionki odstawiono wszystkich do Lwowa pod silnym konwojem i oddano karnemu sądowi, który prowadził śledztwo o »zbrodnię zakłócenia porządku publicznego«. Wśród mitręgi więziennej, wśród zwykłych zbrodniarzy płynęły tygodnie, a gdy kilka już minęło, odstawiono Małkowskiego do policyi, która miała go szupasem odprowadzić do Zborowa. Dzięki staraniom Klemensa Malinowskiego cofnięto zarządzenie szupasowe a wydano tzw. »gebundene Route«, z którą miał się zgłosić u władzy politycznej w Zborowie bezwłocznie po przybyciu na miejsce przeznaczenia. Po przybyciu do Zborowa postanowił Małkowski wstąpić do oddziału, zwłaszcza że w okolicy organizowała się wyprawa na Radziwiłłów. Miejscowy poczmistrz, Antoni Matuszewski wyprawił tedy Małkowskiego i swego kuzyna Franciszka Nartowskiego, z którym Małkowski uczęszczał do ludowej szkoły brzeżańskiej do kwatery w Olejowie. Pospieszył z nimi Bronisław Sławiński, Antoni Hirschel, Edward Sobieraj, Andrzej Dutkiewicz, Adolf Ujazdowski. Gdy przybyli do Olejowa, gdzie już wielu było zebranych powstańców, z obawy przed rewizyą rozlokowano przybyłych po okolicznych dworach a Małkowskiego wysłano do dworu zacnego Izydora Białynia Chołodeckiego, znanego z patryotyzmu i szczodrobliwości, jak niemniej jego matki, znanej matrony Agnieszki z Górskich w Kudynowcach, w Zborowskim powiecie. Przez Perepelniki udał się Małkowski do Meteniowa, gdzie całymi dniami oddawał się mustrze w oddziale, pozostającym pod kierunkiem fachowych znawców. W oznaczonym dniu zgromadzili się wszyscy w lasach oleiowskich i w 400 wyruszyli do obozu. Przydzieleni byli do oddziału pułk. Horodyńskiego, przyczem Małkowski dostał się do czwartej kompanii strzelców. Oddział uzbrojony ruszył dalej, przyczem konno towarzyszył mu czas dłuższy Ada m ks. Sapieha. W dniu 1. iipca o wschodzie słońca oddział stanął pod Radziwiłłowem. Ze względu na znane opisy nie podaje Małkowski szczegółów nieszczęśliwej walki pod tą miejscowością, wspomina jednak o swych wrażeniach osobistych. Wszyscy uczestnicy tej walki dali żywy i przepiękny przykład wielkiej miłości ojczystej sprawy i ofiarności. Wódz działał, co mógł, podołać nie zdołał, gdyż dwa inne oddziały nie jawiły się. Na froncie przed nieprzyjacielem przy energicznem dowództwie nie czuł tej grozy, jaka zwykła ogarniać z chwilą, gdy zaczyna się cofać i gdy ciągle trapi myśl, że stać się można pastwą brutalnego i dzikiego żołdaka. Cofali się powstańcy gromadkami, jeden koń niósł po dwóch rannych. Wśród nadzwyczajnych trudów z Wincentym Bobrowskim z Manajowa przemyka się przez podwójny kordon graniczny i staje w końcu we wsi Nakwaszy po stronie galicyjskiej. Do szkoły wracać nie mógł, został bowiem z wszystkich w całej monarchii wykluczony, wstępuje zatem do urzędu pocztowego w Zborowie, przyjęty jako ekspedytor przez poczmistrza A. Matuszewskiego, narażonego na pewne szykany z powodu zatrudnienia u siebie »rebelanta«. W cztery lata po powstaniu uzyskał Małkowski amnestyę, pracował we Lwowie w charakterze manipulanta, następnie jako administrator poczty w Izdebniku, w Gorlicach, Bursztynie. Wzorowa praca przyświeca mu zawsze, zostaje urzędnikiem i sprawuje przez szereg lat naczelnictwo urzędów pocztowych w Husiatynie, w Złoczowie, wkońcu w Tarnopolu. Przyszedłszy w stan spoczynku przeniósł się do Lwowa, gdzie umarł w lipcu 1910.
Michał Marecki
Herbu Ślepowron, urodził się w Górnie (obecnie województwo podkarpackie) 1 września 1810 r. w zubożałej rodzinie szlacheckiej Tomasza Mareckiego i Reginy z domu Kowalskiej. Miał dwie siostry – Marię i Annę oraz brata Wawrzyńca. W wieku 23 lat ożenił się z Marianną, córką Józefa Marcińca. Mieli dzieci: Tomasza, urodzonego w 1834 r., który wkrótce po urodzeniu zmarł, córkę Ludwikę, urodzoną w 1837 r., syna Tomasza, urodzonego w 1839 r., który również zmarł zaraz po urodzeniu oraz Jakuba, urodzonego w 1844 r. Była to niezwykle barwna i zasłużona dla wielu krajów postać. Walczył na Węgrzech, w Turcji, na Krymie, Kaukazie, w legionie polskim po stronie Czerkiesów. Brał udział w obaleniu Burbonów w Neapolu i na Sycylii, walczył w Kalabrii i w Abruzzach przeciw brygantom, był w Rumunii, aż wreszcie na Lubelszczyźnie w powstaniu styczniowym. Można przypuszczać, że wydarzenia 1830 r., a zwłaszcza stacjonowanie w jego miejscowości i miejscowościach sąsiednich (Kamień) wojsk gen. Girolamo Ramorino, nie pozostały bez wpływu na jego dalsze losy. Zapoznał się wówczas z o cztery lata młodszym Józefem Sewerynem Liniewskim, przyszłym właścicielem dóbr Lejno, który nie jeden raz będzie dawał schronienie żołnierzom, powstańcom oddziału Mareckiego, przed Moskalami. Michał około 1848 r. opuścił rodzinne strony, zaciągnął się do wojska. Na wieść o wybuchu powstania (22/23 stycznia 1863 r.) Marecki wyruszył przez Rumunię do Polski, aby spełnić swe marzenia o życiu w wolnej Polsce. Po walkach z Rumunami pod Costangalą 15 lipca 1863 r. w oddziale pułkownika Zygmunta Miłkowskiego (Teodora Jeża), przedostał się wreszcie na Lubelszczyznę. W sierpniu 1863 r., koło Lubartowa rozpoczął formowanie oddziału powstańczego. Jak wynika z raportu kapitana Mareckiego do komisarza pełnomocnego Galicji Wschodniej, Izydora Kopernickiego, wysłanego 3 września tego roku z Kamionki, oprócz ludzi nie posiadał broni i amunicji. Prosił o pełnomocnictwa na odebranie broni z ukrytego magazynu. Ostatecznie udało mu się doposażyć ludzi w uzbrojenie. W październiku pułkownik Władysław Rucki powierzył mu dowództwo nad swoim oddziałem liczącym około 400 ludzi (dwie kompanie strzelców, jedna kompania kosynierów i 50 jeźdźców). Powierzono mu również pieczęcie i pełnomocnictwa dotyczące pełnienia obowiązków naczelnika sił zbrojnych województwa lubelskiego, do czasu wkroczenia gen. Waligórskiego. Według raportu komisarza pełnomocnego lubelskiego Ignacego Wysockiego do Rządu Narodowego o stanie organizacji w pow. lubelskim oddział Mareckiego liczył 800 ludzi i był na trzecim miejscu pod względem ilości żołnierzy. Według sprawozdania, oddziały dowodzone przez Mareckiego utrzymywały się przez siedem miesięcy. Późną jesienią Marecki współdziałał w akcjach wojennych z oddziałem majora Józefa Lenieckiego, w lasach na południe od Parczewa koło wsi Białka oraz między jeziorami: Piaseczno i Bikcze w pobliżu Kaniwoli. 17 listopada 1863 r. między jeziorami Piaseczno i Bikcze doszło do koncentracji oddziałów: mjr. Michała Mareckiego, mjr. Józefa Lenieckiego, ppłk. Józefa Jankowskiego-Szydłowskiego. Brał udział w starciu pod Puchaczowem, które należało do ważniejszych wydarzeń powstania styczniowego na ziemi łęczyńskiej. Była to bitwa zwycięska i dość nietypowa, jak na warunki powstania styczniowego. Toczyła się na otwartym polu i w zabudowaniach miasteczka Puchaczów. Decydującą rolę w zwycięstwie odegrał oddział mjr. Mareckiego. 10 grudnia 1863 r. w okolicy Korybutowej Woli skoncentrowało się kilka oddziałów powstańczych majorów Mareckiego, Lenieckiego, Etnera oraz piechota Kozłowskiego i Lutyńskiego. Rannych żołnierzy-powstańców, Marecki kierował do niedostępnych miejsc pod opiekę zaufanych ludzi. Jednym z nich był Józef Seweryn Liniewski, kolega z młodzieńczych lat. Waczył pod Markuszowem. Dnia 11 grudnia 1863 r. Rząd Narodowy rozkazem nr 12 potwierdził awans Michała vel Karola Mareckiego do rangi majora. 25 grudnia 1863 r. Michał Marecki wraz ze swoimi żołnierzami świętowali Boże Narodzenie w Łęcznej. W tym samym czasie kilkudziesięcioosobowy oddział dragonów moskiewskich penetrował okoliczny teren i wjechał do Łęcznej. 33 dragonów moskiewskich wpadło w ręce powstańców. Zabrano im konie i broń. Natomiast Święta Bożego Narodzenia według kalendarza prawosławnego powstańcy spędzili wśród unitów na Podlasiu. 14 stycznia 1864 r. major Marecki przebywał z oddziałem w okolicach Lubartowa. Jego oddział wzmocniły resztki żołnierzy Szydłowskiego. Po sześciogodzinnej walce niedaleko Skromowskiej Woli, napierane przez przeważające siły wroga, cofnęły się oddziały powstańcze w kierunku Pożarowa i Turkowic. Następnie oddziały Mareckiego wycofały się na południowy wschód. Według Andrzeja Dąbskiego i Tomasza Łazora, gospodarzy z Suchego Lipia, zgłaszających zgon do księdza w parafii, zgon Mareckiego nastąpił w południe 24 stycznia 1864 r. Michał Marecki w czasie trwania powstania styczniowego uczestniczył w wielu bitwach: pod Puchaczowem(18 listopada), Korybutową Wolą (3 grudnia), Markuszowem, Przybysławicami (19 grudnia), Skromowską Wolą (14 stycznia 1864), Chłaniowem (22 stycznia) i Suchem Lipiem (24 stycznia).
Julian Markowski
( ok. 1847 - 13.01.1903 Lwów) - weteran Powstania Styczniowego [1], rzeźbiarz [1], [4], [5], [9] "artysta-rzeźbiarz zmarł wczoraj w 56 r życia po 3 miesięcznej chorobie nerkowej. W r. 1863, jako 17 letni chłopak porzucił pracownię i służył w oddziale Czachowskiego. Był on twórcą pomnika Seweryna Goszczyńskiego, znajdującego się na Cmentarzu Łyczakowskim i Kilińskiego w Parku stryjskim , a przed kilku laty wykonał projekt pomnika Bartosza Głowackiego. Pogrzeb odbędzie się jutro 15 b.m. o godz. 3 popoł. z domu żałoby przy ul. Piekarskiej l 83."[1] Urodzony ok. 1847 r. [10] – dwojga imion: Julian [1], [4], [5], [6], [7], [8], [9] Marian [4], [5], [7], [8] Rodzice: Mikołaj Markowski [4], [5], [6], [7], [8], [9] i Maria [4], [5], [6], [7], [8], [9] Schimcer [4] vel Schimser [5], [6], [7], [8], [9], [12] ślub rodziców 1845 r Lwów [12] Ślub – 1878 r Lwów św. Antoni – żona Klara [2], [4], [5], [6], [7], [8], [9] Karolina [2], [8] Augusta [4] Szydłowska [4], [5], [6], [7], [8], [9] córka Ludwika Szydłowskiego [4], [5], [6], [7], [8], [9] i Franciszki [8], [9] Entzmann [4], [5], [6], [7], [8], [9]. vel Eutyman [14] vel Eutzman [14], [15] Jej rodzeństwo: 1/ Marceli Wojciech Szydłowski ur 1864 r. w Zaleszczykach [13], [15] ślub jako kawaler 03.02.1894 r. Lwów [13], żona Elżbieta Julia Markowska ur. 1874 panna, córka Juliana Markowskiego i Anny Czajkowskiej [13] 2/ Eleonora Szydłowska zm. 1863 r Zaleszczyki Stare [14], Dzieci: 1/ Zofia Maria Hedvigia Markowska – ur 12.05.1882 Lwów ul. Piekarska 59, ojciec rzeźbiarz [4] 2/ Tadeusz Stanisław Markowski – ur 08.10.1883 Lwów ul. Piekarska 59, ojciec rzeźbiarz [5] – zm. 1890 Lwów ul. Piekarska 59 [11] 3/ Mieczysław Stanisław Markowski – ur 06.05.1885 Lwów ul. Piekarska 59 [6] 4/ Maria Stanisława Helena Markowska – ur 08.05.1891 Lwów ul. Piekarska 59 [7] 5/ Julian Tadeusz Damazy Markowski – ur 11.12.1892 Lwów ul. Piekarska 59 [8] 6/ Władysław Mikołaj Jan Markowski – ur 17.06.1896 Lwów ul. Piekarska 59 [9] Przed śmiercią mieszkał we Lwowie przy ul. Piekarskiej 83. [2] Zmarł w Szpitalu Powszechnym [3] we Lwowie [2], [3] 13 stycznia 1903 r [2], [3] w wieku 56 lat [2], [3], pozostawił żonę Karolinę Klarę [2]. Autor nagrobków na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie: Nagrobek Markowskich autorstwa Juliana Markowskiego Markowski Pomnik generała Józefa Śmiechowskiego (1798–1875), dłuta Juliana Markowskiego. Uczestnik Powstania Styczniowego Śmiechowski Józef
Edmund Marcin Matejko
Na chrzcie otrzymał imiona Edmund Marcin[4], jednak używał często imienia Zygmunt[2][3]. Pod takim wziął ślub i został pochowany. Ur. 12.11.1829 Kraków, zm. 2.7.1907 Kraków[3]. Syn Franciszka Ksawerego i Karoliny Rossberg[4]. Brat m.in. i . Ukończył gimnazjum św. Anny w Krakowie. Studiów na UJ nie podjął (błąd w literaturze). Legionista 1848/9 na Węgrzech pod dowództwem, Leopolda Goszczyńskiego. Pod śmierci brata Zygmunta dalej brał udział w bitwach pod wodzą - pod Nagy-Bania, Zibo i Banffy-Hunyad, awansując do stopnia porucznika. Schwytany przez Austriaków w drodze powrotnej wysłany do kompanii karnych w Komornie, uciekł z transportu i przedostał się do ks. poznańskiego.[5] Tam działał jako elew gospodarczy w dobrach Turwi Dezyderego Chłapowskiego. Przeżył tam jako ostatni pozostający dramatyczną epidemię cholery[8], ale wyśledzony przez władze pruskie musiał emigrować.[5] Studiował w szkole w Mont-Parnasse i 1862 ukończył szkołę agronomiczną w Grignon.[2][5][12] Jednocześnie zarządzał majątkami w płockim hr. Wawrzyńca Engestroma (pozostając pod imieniem swojego zmarłego brata i w 1860 uzyskując tytuł członka czynnego Warszawskiego Towarzystwa Rolniczego) i następnie na Wołyniu (w dobrach Edmunda Łozińskiego, który w obronie honoru Matejki wyzwał na pojedynek Jana Głębockiego z Łaszek[11]). W czasie Powstania Styczniowego walczył w randze kapitana[2] w krakowskim i lubelskim, w oddziałach i , mając pod swoją komendą m.in. . Odznaczył się w przy rozbieraniu mostu na rzece Tanwi pośród gradu kul i kartaczy. W krakowskim walczył w oddziale i w oddziale , którego śmierć widział. Po rozbiciu oddziału dostał się do więzienia austriackiego na Wawelu, gdzie przebywał z .[5] Po powstaniu wykładowca Szkoły Rolniczej w Czernichowie.[1][5] Ożeniwszy się 31.10.1865 z Klarą Witaszewską (zapisany pod imieniem Zygmunt Hilary), c. Karola i Ludwiki Rieger, gospodarował w Rabie Niżnej i Bieńczycach (gdzie spędził 24 lata, założył czytelnię[10] i 1887 przeżył groźny pożar[9]). W latach 70-tych pozował bratu do postaci "Wacława Wilczka broniącego kościoła w Trzebowie" (Błędem[Wiki] jest natomiast informacja, że został sportretowany jako Jan Żiżka w obrazie "Bitwa pod Grunwaldem" - do którego to obrazu pozował inny powstaniec ). Po tym okresie przeniósł się do Krakowa gdzie pracował jako skromny urzędnik magistratu[15] i tam zakończył życie przy ul. Ogrodowej 3[22]. Pogrzeb odbył się 4 lipca przy udziale weteranów Powstania.[16] "". Pochowany w Krakowie na Rakowicach w .[3] Dzieci: Wacław (1872), Bronisław Metody Cyryl Jan (1881) [24]
Jan Mazaraki
Rotmistrz kawalerii narodowej z 1863—4 r. pułku kra­kowskiego Nr 1 im. pułk. Zygmunta Chmieleńskiego, odznaczony krzyżem Virtuti Militari 5-ej klasy. Urodził się w 1840 r. Wybuch powstania stycz­niowego zastał go w pułku dragonów rosyjskich. Na wieść o wybuchu dezerteruje z wojska, prze­kracza granicę i udaje s ą do Krakowa, by tam zaciągnąć się do formującego się wolska powstań­czego. Już w pierwszych dniach kwietnia bierze udział w oddziale Grekowicza w bitwie pod Szkla­rami. Niedługo jednak potem oddział ten pod naporem przeważających sił rosyjskich musiał cofnąć się i przekroczyć granicę. W Galicji flustrjacy roz­brojonych i uwięzionych powstańców wiozą na podwodach z Podgórza do Tarnowa. Mazarakiemu jako królewiakowi i dezerterowi groziło oddanie w ręce władz moskiewskich i rozstrzelanie. Posta­nawia więc w drodze uciec. W Bochni udaje cho­rego 5 z polecenia lekarza tamtejszego, Polaka, dostaje się do szpitala. Zaraz pierwszej nocy z sali na pierwszem piętrze wyskakuje oknem i ucieka. Już w pierwszych dniach maja jest z powrotem w Królestwie w oddziale konnym Aleksandra Roga­lińskiego, w którym służy także Zygmunt CHmieleński, sławny później z licznych zwycięskich bojów w województwie krakowskiem partyzant — pułkow­nik. Oddział Rogalińskiego łączy się z siłami puł­kownika Bończy. W zaciętej bitwie pod Górami — poległ tam pułkownik Bończa — Mazaraki ranny kulą w lewy bok i piką kozacką w prawą rękę. Gdy się tylko wyleczył, wstąpił do oddziału Zygmunta Chmieleńskiego, który go mianował po­rucznikiem i dowódcą plutonu kawalerji. Już 2-go lipca bierze udział w zwycięskim boju pod Janowem, gdzie Chmieleński zaskoczył Mo­skali, uderzył na dwie roty piechoty i sotnię kozaków, rozgromił je i zmusił do ucieczki.Następnie jest uczest­nikiem bojów mor­derczych lecz zwycięs­kich: pod Rudnikami i Obiechowem. Pod Białą, gdzie Chmieleński musiał przed przeważającemi siłami Mo­skali ustąpić, Mazaraki po raz drugi ranny w prawe biodro. W nie­cały miesiąc potem w bitwie pod Przed­borzem ciężko ranny w lewą rękę i prze­wieziony do Krakowa leczy się tam przez kilka tygodni. Na początku listo­pada 1863 r., gdy tylko rana się zagoiła, wraca w pole i bije się w dwu potyczkach; w drugiej cięty pałaszem w lewą dłoń. Dn. 12 listopada zostaje mianowany przez generała Józefa Bossaka-Haukego, naczelnika sił powstańczych w województwie krakowskiem i San­domierskiem, rotmistrzem i odkomenderowany do formowania nowego oddziału konnego. Jak przed­tem w wielu potyczkach i bitwach okazał nieustra­szone męstwo i nieugiętą wolę walczenia, tak po otrzymaniu ostatniego rozkazu wkrótce udowodnił, że jest dobrym organizatorem. Do trzech bowiem tygodni uformował oddział z 180 konnych. Wtedy otrzymał z głównej kwatery rozkaz przyjęcia pod swą komendę oddziałku konnych żandarmów Juno­szy i prowadzenia partyzantki w powiatach: mie­chowskim, olkuskim i kieleckim. W myśl otrzymanego rozkazu przez grudzień 1863, styczeń, luty i marzec 1864 r. stacza walki z konnicą rosyjską w ziemi kieleckiej Pod Szcze­kocinami urządza ze swym oddziałem zasadzkę na sotnię kozaków Zasadzka się udaje: połowa kozunów ginie, a 16 pada rannych. Ostatnią zwycięską potyczkę stacza Mazaraki 26 marca na folwarku Rajsko. Na drugi dzień w Dzierzkowie spotyka kilku okolicznych obywateli, a śród nich ojca, którzy donoszą mu, że oddziały powstańcze rozbrojonemi rozpuszczone do domów, że gen. Bossak-Hauke wyjechał zagranicę, że niema już celu dalsza walka. Na skutek tych wiadomości Mazaraki rozpuszcza swój oddział, a sam, przebrany za chłopa, przez cały kwiecień ukrywa się po lasach i chałupach chłopskich. Dopiero w maju udaje mu się przejść granicę pruską. Od r. 1866 żyje w Galicji
Franciszek Milewski
Przywodzę tutaj słowa raportu urzędu leśnego do dyrektora wydziału dóbr i lasów w komisji rządowej przychodu i skarbu z dnia 2(14) b. m. i roku. „W następstwie raportu z dnia 7(19) grudnia r. z., donoszącego o aresztowaniu Franciszka Milewskiego, strzelca leśnego, przez oddział kozaków z miasta Sejn, o jego okropnem pobiciu przez to wojsko i uwiezieniu z sobą, urząd leśny pośpiesza donieść, że wedle protokolarnego zeznania Milewskiej, żony powyższego strzelca, w dniu dzisiejszym w urzędzie leśnym złożonego, mąż jej po przy aresztowaniu zawieziony był do wsi Mankinie, gdzie trzykrotnie był pokładany i niemiłosiernie bity nahajkami; co widzieli gospodarze tej wsi: Chrulski, Daniłowicz i Milewski. Ponieważ po wycierpianej męczarni nie mógł chodzić, przeto przewieziono go do wsi Danowskie, gdzie z ponowionego bicia odszedł od przytomności; nie zważając na to oficer Owczenników, kazał przysposobić jeszcze rózgi, w piecu je rozgrzewać, temi siec Milewskiego, posypując ciało solą, co widzieli gospodarze tejże wsi: Józef i Jan Sławicki, Danowski i inni. W ogóle siedemnaście razy był pokładany i bity. Zabrany następnie w tej wsi na furmankę i pozbawiony przytomności został przewieziony dalej; dokąd? dowiedzieć się żona nie mogła. Szukała go więc po różnych miastach i wsiach okolicznych przez tydzień przeszło, aż nareszcie w dniu 13(25) grudnia r. z. znalazła go w mieście Serajach, o 8 mil od domu swego, ale już nieżywego, przez powyższe wojsko tam porzuconego. Śledztwo sądowe nad ciałem Milewskiego w asystencyi deputata wojskowego było wyprowadzone w dniu 14(26) grudnia, aw obecności wdowy, gdzie się pokazało, że życie utracił skutkiem niemiłosiernego i nieludzkiego zbicia. Sól zaś przy powyższem śledztwie w ciele jeszcze zostawiona świadczyła o jego męczeńskiej śmierci."
Karol Murzynowski
Herbu Ogończyk. (1829 lub 1831 Dębołęka - 1907 Głowno) - Powstaniec 1863 r. Urodził się 06.01.1831 r [1] lub w 1829 r w majątku rodzinnym Dębołęce w ziemi sieradzkiej [6] "Syn Andrzeja Murzynowskiego, pułkownika wojsk polskich, jednego z tych marzycieli, którzy podążyli na wezwanie Napoleona I i walczyli w dalekich krajach do ostatka w imię idei i nadziei, które się nigdy nie ziściły i nie miały i dopiero wtedy miecz swój złamał, gdy korpus Giełguta w 1831 r został rozbrojony" [6] Ślub 11.05.1856 r w Szymanowicach w Wielkopolsce [3], Żona - Jadwiga Gątkiewicz [2] , [3] córka Wincentego Gątkiewicza i Izabeli Bronikowskiej [3] Powstaniec 1863 r. [6] Jako powstaniec styczniowy był w czerwcu 1863 r ścigany listem gończym, wystawionym przez władze zaboru austriackiego: "Do ściganych listami gończymi jako podejrzanymi o zamierzoną zdradę stanu należą: (...) Karol Murzynowski, ranny pod Ignacewem w lewe ramię kulą karabinową, a niedawno pielęgnowany w Żegocinie skąd znikł" [11] "To też nic dziwnego, że syn napoleończyka, ś.p. Karol Murzynowski, z tą samą nadzieją wstąpił w szeregi powstańców w 1863 r., a opuścił je dopiero wtedy, gdy w bitwie pod Ignacewem w Konińskim, jako ciężko ranny, został wyjęty z placu boju. Kula nieprzyjacielska strzaskała mu obojczyk przy rozwożeniu rozkazów swego wodza, jako jego adiutant. Odtąd widzimy do znów gospodarującego w swoim majątku Ruda w Kaliskiem, co trwało z górą przez 40 lat". [6] Bitwa pod Ignacewem rozegrała się 8 maja 1863 r. Była to jedna z największych bitew Powstania Styczniowego. Oddziałem ok. 1100 powstańców dowodził Edmund Taczanowki. "Mimo, to, że skończył Marymont, gospodarstwo nie buło odpowiednim terenem dla jego zdolności, a gdyby był złamał ów przesąd dawniej panujący, że syn obywatela ziemskiego nie powinien był być nikim innym tylko rolnikiem, niezawodnie bylibyśmy do wiedzieli na katedrze profesorskiej, ku czemu niezaprzeczenie miał zdolności, przygłoszone w ciszy wiejskiej. " [6] "Ostatnie lat 7 przeżył w Łodzi. " [6] "Odszedł przyjaciel młodych i osierocił oprócz ukochanej żony, Jadwigi z Gątkiewiczów, z którą przeżył 51 lat, wiele innych serc, odszedł prawie z temi wyrazami na ustach: "więc mi nie sądzono, abym dożył lepszej jutrzenki dla kraju". [6] Zmarł 05.08.1907 [1], [2], pochowany na Cmentarzu Parafialnym św. Jakuba Apostoła w Głownie [1] Rodzeństwo: 1____Waleriana Murzynowska 1-vo Zakrzewska – ur 1833 Brzeźnio [obecnie woj. łódzkie] [4] - ślub 1856 Brzeźnio akt nr 3 2____Konstanty Murzynowski [5] Dzieci: 1__Jadwiga Józefa Murzynowska - ur 10.03.1857 Ruda Wieczyńska par. Szynamowice , urodzenie zgłosił jej ojciec, Karol Murzynowski dzierżawca Rudy lat 27 [10] Rodzice: 1____Andrzej Murzynowski [2] - ur we wsi rowy w Guberni Lubelskiej [9] - pułkownik Armii Królestwa Polskiego [6] ślub nr 1 z Jadwigą Gątkiewicz (zm, 05.01.1829) , ślub nr 2 jako wdowiec z Honoratą Gątkiewicz [7] - zm. 29.07. 1859 Dwór Stolec par. stolec, pułkownik byłych wojsk polskich, pozostawił owdowiałą żonę Helenę z Gątkiweiczów [9] zgon zgłosił Konstanty Murzynowski dziedzic dóbr [9] 2____Honorata Gątkiewicz 1-vo Murzynowska 2-vo Murzynowska [2] – ur. Chwaliszew Wielki w Księstwie Poznańskim [5] – ślub nr 2 jako wdowa po Feliksie Murzynowskim (zm, 1832 Dębołęka par. Brzeźnio, dziedzic Dębołęki [8]) - zm. 1860 Sieradz, jako wdowa lat 66 [5], zgon zgłosił Konstanty Murzynowski (syn, dziedzic dóbr S....) [5] ślub__1833 r Brzeżnio [7] Dziadkowie 1.1__Wawrzyniec Murzynowski [7] 1.2__Helena Gumińska [7] ślub__ 2.1__Tomasz Gątkiewicz [7] 2.2__Karolina Korytowska [7] ślub__
Ludwik Narbutt
Artykuł | Młodość i rodzina Urodzony w 1830 r. we wsi dziedzicznej Szawry, powiatu lidzkiego w województwie grodzieńskiem, od samej kolebki już był otoczony pamiątkami przeszłości — i mimowolnie czuć w sobie musiał tętno życia narodowego. Rodzina ojca przeważna niegdyś wpływem w okolicy, przez długie pokolenia wszystkie urzęda powiatowe w Rzeczypospolitej piastowała; nosiła więc w sobie tradycję tej średniej klasy narodu. Ojciec Ludwika Teodor, oddany nauce dziejów, autor ogromnej 10cio-tomowej historii Litwy, całą myślą i duszą żył w tej przeszłości, którą dla swego pokolenia rozświecał i opowiadał. Matka przeciwnie, córka ubogiego rolnika, żołnierza niegdyś Kościuszkowskich czasów, choć rodem szlachcica, ale pracą i obyczajem zupełnie z ludem zespolonego, należała do tej skromnej i najskromniejszej warstwy społeczności, co próżna wszelkich zaszczytów, nie głową ale sercem tylko obowiązek narodowy pojmowała, zawsze do ofiary gotowa, przez miłość ziemi rodzinnej zaczerpniętą nie z tradycji ale po prostu z macierzystego mleka. Ludwik najstarszy z dzieci Narbuttów, miał liczne rodzeństwo. Zaledwo chłopięcych lat dorastające dziecko ujrzało ukochanego ojca uwięzionego, zamkniętego w klasztornej celi w Wilnie. Matce utkwiło w sercu, co raz w tej epoce patrząc w lustro powiedział: „Matko, będzie ze mnie albo wielki człowiek, albo łotr wielki!" Zaledwie podrósł trochę, oddali go rodzice do szkół do Lidy, skąd później przeszedł do wileńskiego gimnazjum. Odwiedzał dom w święta i podczas wakacji zajmował się nauką młodszych swych braci. W dzieciństwie już piosenki i drobne wierszyki układać lubił, ale w miarę jak podrastał, zaczęła go coraz bardziej zajmować historia. W wojsku moskiewskim Przed Bożym Narodzeniem 1848, w skutek jakiejś denuncjacji, o północy policja z wojskiem otoczyła mieszkanie biednego studenta; rozbudzonemu powiedziano że jest aresztowany i od byto najściślejszą w jego pokoiku rewizję, rozbijano piece, odrywano podłogę w izdebce, szukając dowodów mniemanej winy. Nie znaleziono nic, na nie szczęście jednak była między szpargałami studenta kartka treści zupełnie niewinnej, przez niego do kolegi pisana, w której się podpisał Orzeł-Krzyż. Biegła w układaniu zarzutów oskarżających komisja śledcza, chciała w tem widzieć dowód jakiegoś, spisku i zatrzymano młodzieńca w więzieniu. Wiadomość o tem doszła do Szawr w chwili, kiedy rodzice Ludwika stracili jedno z najmłodszych swych dzieci. Po tygodniach w więzieniu nadszedł wyrok, skazujący dziewiętnastoletniego młodnieńca na 300 rózg i 12 lat sołdactwa. Sprowadzono umyślnie rodziców do Wilna, aby byli świadkami egzekucji, zebrano także wszystkich starszych uczniów z gimnazjum, kolegów Ludwika i po odczytaniu carskiego wyroku, wyliczono przepisaną chłostę. Młodzieniec zniósł ją mężnie, a żegnając się później z rodzicami, upadł im do nóg, prosząc o błogosławieństwo. Młodzieńca, kibitka pocztowa wywiozła do Kaługi. Dowódca kompanii, ob chodził się z nim grubiańśko, i pewnego dnia chcąc mu prawdziwie dokuczyć, łajał go wyrzucając że jest Polak buntownik. Krew młoda zawrzała u Narbutta i dał kapitanowi policzek. Aresztowany, miał ulec sądowi wojennemu, ale na jego szczęście, istniał ukaz Mikołaja zakazujący najsurowiej oficerom robienia podobnych wyrzutów zsyłanym do wojska Polakom, było to skutkiem licznych podobnego rodzaju wypadków jakie po 1831 r. miały miejsce. Przyjaźniejsi dla Narbuttta wyżsi oficerowie, skorzystali z ukazu, i skończyło się na prostym areszcie. Przeniesiony wkrótce do Moskwy, wyruszył stamtąd z pułkiem swoim na Kaukaz. Narbutt starał się poznać wojnę partyzancką i oddał się temu z zapałem. Podczas pobytu swego na Kaukazie, brał udział w dziewięciudziesięciu przeszło potyczkach, wpisując się nieraz jako ochotnik do oddziałów wyprawianych przeciw tak zwanym Kaczachom. Prowadził żywą korespondencję z siostrą. Miał udział w bitwie pod Karsem, tam w nogę ranionym został. Wyleczony, za odznaczenie się w bitwie w której jenerał Ganecki otoczony przez Turków, przerżnąć się do swoich potrafił, otrzymał w nagrodę 3 ruble srebrem. Później awansowany na podoficera. W 1859 r przesłużywszy lat 10 jako żołnierz, otrzymał stopień oficerski.poprosił o urlop który dostał na trzy miesiące, a później o dymisję którą otrzymał. Pewnego dnia w 1862 r. brat jego młodszy przyjechał nad rankiem z Wilna i przywiózłszy z sobą odezwę warszawskiego Centralnego Komitetu, obudził śpiącego Ludwika, aby mu ją, odczytać. Wysłuchawszy odezwy, zerwał się Narbutt, zdjął wiszącą nad łóżkiem czerkieską szablę, ucałował ją i już słowa sobie o tem powiedzieć nie pozwolił. W sąsiedztwie Szawr mieszkała młoda wdowa pani Siedlikowska. Przyjaciółka całej rodziny, kochana przez rodziców Ludwika, bywała często w Szawrach, poznanie się ustąpiło prędko miejsca tkliwszemu uczuciu, i w 1861 roku Ludwik Narbutt osiadał w Sierbieniszkach, majętności ukochanej żony, blisko Szawr położonej. Powstanie Powołany 13.2.1863 przyjął wezwanie i objął dowództwo w lidzkim powiecie. Brat młodszy Bolesław i sześciu domowników stanowiło najpierwszą garstkę, z którą wyruszył do lasu szuwry, siostra Teresa pełniła rolę Kuriera, sąsiad Leon Kraiński przyprowadził mu jeszcze ośmiu ludzi i tych 15tu stanowiło pierwszy zbrojny zastęp na Litwie. 14 lutego dołączyło 17 chłopów na czele z ks. wikarym Józefem Horbaczewskim z Ejszyszek. Kapelan odtąd powstańczego oddziału i nieodstępny aż do zgonu towarzysz wszystkich trudów Narbutta. W Ejszyskiej i Nackiej parafii, zebrał jeszcze kilkadziesiąt. W kościołach księża czytali manifesty, nawołując chłopów do walki o wolność. Wiejski skrzypek Stefan Wilbik chodząc od wsi do wsi agitował ludzi, werbował i kierował do oddziałów powstańczych. Wysławszy do Wilna umyślnego z wiadomością o swojem wystąpieniu, otrzymał stamtąd zapewnienie iż dano jeszcze dwom oddziałom rozkaz połączenia się z nim; czekał dni parę na ich przybycie, ucząc tymczasem musztry i wojennych obrotów swojego nowozaciężnego żołnierza, ale widząc że zapowiedziane posiłki nie nadchodzą, wysłał Kraińskiego z drobnym oddziałkiem dla dostania języka i gromadzenia sił większych, a sam pociągnął ku puszczy Rudnickiej, która była najbezpieczniejszym dla niego miejscem. Już 20 lutego wystąpił już na bój śmiertelny, ale pierwszy poważny chrzest ognia miał otrzymać przy wsi Rudniki. Kozacy urządzili zasadzkę na oddział Narbutta, lecz szczęśliwy bieg wypadków pozwolił uprzedzić wroga, i przypadkowo dać mu wrażenie że został otoczony (miał tu udział pluton Aleksandra Stawińskiego). Wywołało to popłoch i zwycięstwo Narbutta. Walka toczyła się do zachodu słońca. Wojska carskie cofnęły się w stronę Rudnik. Powstańcy pogrzebali 4 zabitych, rannych ukryli w chatach wiejskich, sami ukryli się w puszczy. Ostrożny i przezorny zwycięzca, pociągnął ze swoim oddziałem do puszczy Nackiej i zyskał przez to znowu trochę czasu na ćwiczenie swojego żołnierza. Wzmocnieni przyszłymi z Wilna pięciu kompaniami piechoty Moskale, nie wiedząc o tem, szukali go długo w okolicach Rudnik. On zręcznie unikał spotkania. Urządzał zasadzki, nużył nieprzyjaciela, a znając doskonałe miejscowość, zawsze zmylić go umiał. Tymczasem nadeszła wiadomość, że partia rekrutów z Królestwa Polskiego miała być prowadzoną przez Szczuczyn. Narbutt wychodzi z puszczy, bystrym marszem przenosi się na oznaczone miejsce, urządza zasadzkę i oczekuje tam zapowiedzianego oddziału. Wiadomość okazała się mylną, powrócił więc na powrót i w pierwszych dniach kwietnia rozłożył swój obóz w parafii Nowodworskiej, niedaleko Podubicz, gdzie przyjął w Wielką Sobotę. Moskale cofnęli się, a on ku Zubrowu, głębiej w lasy pociągnął. Jenerał-gubernator Nazimow cenę na głowę Narbutta nałożył. Ochotnicy coraz gęściej zaczęli się garnąć pod jego rozkazy. Syn rzeźbiarza, sam artysta, młody Andrioli, z pod oka Nazimowa, bo z samego Wilna, przyprowadził mu kilkudziesięciu ludzi. Niedostatek broni był największą przeszkodą — odległość ogromna od granicy, nie dozwala dowozu jej stamtąd, i trzeba było na środkach miejscowych, wewnętrznych poprzestać, zaledwo kilkanaście dobrych sztucerów liczono w całym oddziale Narbutta, reszta uzbrojoną była w myśliwskie strzelby, pojedynki i dubeltówki. Siły rosyjskie zwiększały się ciągle, i tropiąc zewsząd Narbutta, starały się go otoczyć do koła — on korzystając z miejscowości, za puszczał się głębiej w lasy i miejsc bagnistych, dla artylerii niedostępnych szukał. Nieraz marsze od bywały się w nocy. W jednym z takich, zatrzymał się około Łaksztucian (). Położenie miejsca nie było dla potyczki korzystne ale zmęczenie oddziału zmusiło go do tego. Gdy pokrzepieni mieli zwijać obóz naparli Moskale zbiegając z niewielkiej pochyłości. Narbutt dzięki zimnej krwi i zręcznym manewrom i wyćwiczenia żołnierza odniósł wielkie zwycięstwo pomimo starty kilkunastu osób - w tym kuzyna Wojciech Narbutta i adiutanta WładysławaNowickiego. Po łaksztuciańskiej potyczce, było znowu kilka mniejszych utarczek. W kilka dni później, nie mogąc obciążać rannymi obozu, który tak często miejsce zmieniać i przedzie rać się nieraz przez niedostępne ostępy musiał, zostawiono ich we wsi Melino zwanej, niedaleko Hryszeniszek, myśląc że się tam ukryć potrafią, a Narbutt unikając coraz większe gromadzącego siły nieprzyjaciela, postanowił dostać się do puszczy grodzieńskiej. Po kilku tygodniach, ranni odkryci przez Moskali, powiązani i do Wilna odstawieni zostali, skąd nie jeden z nich oparł się aż w głębi Syberii. Narbutt mylił tropiących go moskali licznymi fortelami. Np. kazał oddziałowi przez pół godziny maszerować tyłem, niszczył mosty, przechodził bagna po kładkach. Pozwoliło to oddziałowi znacznie wypocząć i zyskać nowych ludzi, których dowódcy oddziałów mieli okazję ćwiczyć. Otrzymawszy wiadomość o gromadzeniu się nowych oddziałów postanowił wrócił do puszczy nackiej. Przebył miasteczko Dubicze i rozłożył obóz nad Kotrą. Ostrzeżony zmienił sprytnie miejsce obozu pozostawiając rozpalone ogniska. Za głowę Narbutta wyznaczono nagrodę 10000 rubli. Moskalom dostarczył informację szpieg Bazyli Karpowicz, a pułkownik Timofiejew przebrany za rybaka sam podpłynął niemal pod obóz. Moskale otoczyli obóz ogromnymi siłami. , nieprzyjaciele sami oddawali sprawiedliwość niespożytemu męstwu walczących; Narbutt na czele zagrzewał swoich, wydawał rozkazy, zawsze przytomny, zdawał się mnożyć wśród niebezpieczeństwa, raniony nogę, podtrzymywany, a później niesiony przez sześciu swoich, nie przestawał kierować walką. Zgromadzona w około niego kupka, zwraca uwagę Moskali, wszystkie strzały swoje na ten punkt zwracają, już dwóch z pomiędzy sześciu upadło, na reszcie sam Narbutt ugodzony kulą w piersi, skonał z ostatnim uściśnieniem mówiąc do towarzyszy, ze miło jest za ojczyznę umierać. Obok niego poległo jedenastu najwaleczniejszych, reszta, ulegając przemagającej sile, musiała się rozproszyć po lasach, aby znowu na innem miejscu zebrać się do dalszej walki. Legenda Narbutta Wieść o zgonie kochanego powszechnie i już aureolą kilku szczęśliwych potyczek otoczonego wodza, rozbiegła się szybko po okolicy; nazajutrz, na plac boju zeszło się wielu włościan i ciała poległych przeniesiono ze łzami do skromnego w Dubiczach kościółka. Przybyła tam i siostra Ludwika, pani Teodora Mączynska, która przez cały czas tej kampanii sercem towarzyszyła bratu we wszystkich niebezpieczeństwach, ułatwiała mu komunikacje, nieraz dostarczała żywności, z nią razem była przyjaciółka jej, panna Antonina Tabeńska, która później w więzieniu miała cierpieć za swój patriotyzm i pomimo młodości i płci swojej, pierwsza z kobiet dostąpić zaszczytu służącego dotychczas największym obywatelom, skazaną została na kilkanaście lat do ciężkich robót w kopalniach syberyjskich. Zapytana przez Moskali czy i ona ma między poległymi brata, odpowiedziała: „Wszyscy walczący za Polskę są moi bracia!" Pułkownik zgodził się na odbycie nabożeństwa żałobnego. Dwanaście trumien ustawiono w maleńkim kościółku, najwyżej stojąca, pokryta kirem żałobnym, zawierała zwłoki Narbutta, między innemi były ciała dwóch braci Brzozowskich i Leona Kraińskiego, któremu nieraz dowództwo oddzielnych oddziałów poruczane było. Nabożeństwo, koncelebrowane przez 14 księży, odbyło się wśród łkania modlącego się ludu, który później jedną, wspólną dla wszystkich dwunastu usypał mogiłę. Na piaszczyste miejsce przywieziono darniny z daleka, miłość ludu darniną wyłożyła ten kopiec, otaczając go czcią prawdziwą, i tak trwał do czasu, kiedy Murawjew rozrzucić go kazał, mówiąc iż ciała podobnych ludzi powinny być psom na zjedzenie oddane. Po śmierci Narbutta, rozproszony oddział skupił się znowu i kilku kolejno miał dowódców, między którymi najwybitniejszą postacią był tak zwany Ostroga, ale żaden z nich dorównać Ludwikowi nic mógł. Imię jego tak było popularnem, zdolnościom tak wierzono, że pomimo publicznie odbytego pogrzebu, długo wierzyć nie chciano że już go nie ma, w kilka miesięcy jeszcze potem, spotykano włościan upewniających że go widzieli, stał się ludową legendą i pamięć jego długo zostanie świętą na Litwie. Teodorze udało się emigrować, brat Franciszek zginął, Bolesława zesłano na Sybir, podobnie jak matkę na grobie której dano napis "Matka synów". Ludwik Narbutt liczył lat 33 wieku, wzrostu zaledwo średniego, rysy miał regularne i ujmujące, czoło wyniosłe nosiło ślady trosk i myśli twardego bardzo życia, spokojny zazwyczaj, w chwilach stanowczych umiał wydobyć z siebie wielką energię i głos jego wtenczas przybierał ten ton uroczysty, który jak tok elektryczny obiegał i wstrząsał przytomnych. Słuchany jak wódz osiwiały w bojach, kochanym był przez podwładnych jak brat i kolega, wśród ludu wiejskie go szczególną dla siebie miłość wyjednać umiał, a pierwszy na Litwie podniósłszy sztandar powstania, otrzymał to jeszcze od Boga, że zginął w walce, wśród pełnego poczucia osobistej swobody, a nie po długiem jak tylu dzisiejszych obrońców więzieniu, na szubienicy.
Jan lub Jan Leon Nieciengiewicz
Jan Nieciengiewicz był dziadkiem, ze strony matki, mojego nieżyjącego wuja kpt. inż. Zbigniewa Kędzierskiego z Puław. Urodził się w 1843 roku os. Konarzatka pow. pułtuskiego i był synem leśnika Jana Nieciengiewicza (absolwenta Instytut Gospodarstwa Wiejskiego w Marymoncie z 1839r.) i Sabiny z domu Bartlewicz. Rodzice przenosili się do różnych miejscowości, w zależności od miejsca pracy ojca - podleśnego, leśniczego, nadleśniczego Lasów Rządowych w Królestwie Polskim, a następnie w Guberni Lubelskiej. Na przełomie 1862 i 1863 roku był studentem Wydziału Leśnego Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego w Puławach (wówczas Nowej Aleksandrii), którzy był kontynuacją Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie koło Warszawy oraz Gimnazjum Realnego, mieszczącego się wcześniej w Pałacu Kazimierzowskim w Warszawie, z których przeniesiono do Puław personel i całe wyposażenie. W październiku 1862 roku zajęcia rozpoczęło ponad 300 studentów. Po wybuchu powstania styczniowego władze rosyjskie zamknęły Instytut dla studentów w styczniu 1863. Jan Nieciengiewicz przyłączył się do powstania wraz z grupą blisko 150 kolegów, wśród których byli m.in. Adam Chmielowski (późniejszy Brat Albert)i Maksymilian Gierymski. Studenci wstąpili do oddziału powstańczego Leona Frankowskiego. Jan Nieciengiewicz był kilkakrotnie wyróżniany w bitwach. Po stłumieniu Powstania został zesłany do Guberni Jenisejskiej w roku 1865. Podczas zesłania brał udział w Powstaniu Zabajkalskim. Na Syberii spędził 12 lat. Po powrocie z zesłania ożenił się z Józefiną z Michałowskich, z którą miał troje dzieci - synów Wacława, Bożesława (oficera WP) i córkę Janinę. Został odznaczony orderem Virtuti Militari 5 klasy. Powszechnie szanowany jako weteran Powstania, zmarł w 1923 roku w Puławach, gdzie mieszkał wraz z żoną u swojej córki Janiny żony nadleśniczego lasów państwowych Eugeniusza Kędzierskiego. Spoczywa na Cmentarzu rzymskokatolickiej parafii p.w. św. Józefa we Włostowicach pod Puławami.
Jan Niewiadomski
Jan Niewiadomski h. Prus, ur. 24.03.1840 Sambor, zm. 21.5.1914. Syn piekarza Antoniego Niewiadomskiego i Marii Sajkiewicz. Uczęszczał do drohobyckiego gimnazjum, ale jak sam napisał po latach w redagowanej przez siebie kronice, nie miał talentu do nauki, więc udał się na praktykę do ojca piekarza i w ramach tej praktyki odbył rzemieślniczą podróż po świecie: najpierw pieszo do Lwowa, potem przez Czerniowce i Stanisławów do Rumunii i dalej do Siedmiogrodu, a potem przez Węgry wrócił do Sambora, by praktycznie wcielić w życie nauki pieczenia chleba i bułek. W 1863 roku wziął udział w powstaniu styczniowym, gdzie dosłużył się stopnia kaprala. Służył w oddziale Wysockiego i walczył pod Radziwiłłowem w 1. sekcji karabinowej. Podobno w powstaniu uczestniczył też jego brat, który zginął w walce z Rosjanami, i w kościele św. Bartłomieja w Drohobyczu przed wojną ufundowano tablicę pamiątkową ku jego pamięci, która została potłuczona w czasach Związku Sowieckiego. Po powstaniu prowadzi piekarnię w Turskawcu. W 1864 lat żeni się z pochodzącą z Wołynia Apolonią Hryczajlik, która przez większą część życia cierpiała na choroby nerwowej. Od 1866 żyje w Drohobyczu, gdzie inwestuje w parcele, buduje domy, działa w sektorze bankowym, w magistracie jako asesor, prowadzi dalej też sieć piekarni. Na własnej działce funduje park z basenem, dwukrotnie spotyka się z cesarzem Franciszkiem Józefem. Jest burmistrzem Sambora. W 1906 zostaje wybrany burmistrzem Drohobycza otrzymując honorowe obywatelstwo miasta. Z okazji 50 rocznicy wybuchu powstania w Drohobyczu zostaje wydana broszura "Jednodniówka. 1863" gdzie znalazły się wiersze na cześć Niewiadomskiego napisane między innymi przez Jana Kasprowicza, Leopolda Staffa i Kazimierza Wierzyńskiego. Zmarł w Drohobyczu i został pochowany na cmentarzu w pobliżu kaplicy. Jego pogrzeb był wielką manifestacją. Był prawym, ambitnym, niezwykle energicznym człowiekiem. Prowadził pamiętnik "Kronika rodzinna i domowa rodziny Niewiadomskich i Swaryczewskich". Na tej podstawie została wydana książka " Jan Niewiadomski (1840 - 1914) - jego rola w życiu Drohobycza" (autorzy: Bohdan Lazorak, Beata Skwarek, Tetiana Lazorak). Miał tylko córkę Wandę zamężną z Janem Zdzisławem Swaryczewskim. Mieli oni 6 dzieci z których 3 dożyło dorosłości. Ich dom jest do dzisiaj jednym z najpiękniejszych w Drohobyczu.
Strona z 7 < Poprzednia Następna >