Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 182
Strona z 5 < Poprzednia Następna >
Kornel Gerard Peliksza
Kornel Gerard Peliksza, (urodzony wr. 1824, umarł 24. lipca 1872,) Pod boleśnem wrażeniem świeżego kur hanu, którego łonu powierzyliśmy zwłoki jednego ze szlachetnych i prawych synów Litwy, biorę za pióro, aby skreślić żywot jego i przechować pamięć jego dla potomności. S. p. Kornel Gerard Peliksza był przed r. 1863 jednym z majętniejszych obywateli litewskich w guberni Mińskiej. Jako mąż rzadkiej prawości i gorliwy w służbie publicznej, jako obywatel światły i wszechstronnie wykształcony, zajmował on na Białorusi bardzo szanowne stanowisko. Z przymiotami publicznemi łączył niepospolite przymioty prywatne, małżonka, ojca, gościnnego gospodarza, szczerego sąsiada, i opiekuna ludu. Nic więc dziwnego, że go powszechnie kochano i wysoce poważano. Dbał on wielce o oświatę i dobry byt ciemnych dotąd mas wiejskiego ludu, i nie żałował trudu swego i grosza dla sprawy jego umoralnienia i oświecenia. Na kilka lat przed r. 1863 chcąc szerzeniu się pijaństwa po wsiach położyć tamę i podnieść przez to dobrobyt włościan, zniósł nie zważając na znaczny uszczerbek w swoich dochodach, na całym obszarze włości mu poddanych, wszystkie karczmy i nie pozwolił w nich żadnego szynkowania wódką. Dobrobyt ludu zaczął się widocznie i znacznie podnosić. W niewielu już latach poddani jego z dawnych nędzarzy i rozpustników wyrobili się na porządnych i zamożnych gospodarzy. W opróżnionych z kieliszków i szynkwasów karczmach, zajęły miejsce szafy i stoły z książkami, w nich to bowiem pozakładał Kornel Peliksza szkoły, czytelnie gminne, przeobraziwszy karczmy, domy rozpusty, na świątynie wiedzy i uszlachetnienia. I nie dziwna, że lud ten kochał, czcił i słuchał go jak ojca, zajmował się bowiem jego losem szczerze a nie obłudnie, jak inni. Wszystko co mówił i co robił, dowodziło, że sprawa ludu była jego własną sprawą, którą nie z mody, ale z serca popierał. To co już powiedzieliśmy, okazuje, że Peliksza była to postać o rzadkiej wzniosłości ducha. Kto na niego patrzał, gotów był pomyśleć, że J. L Kraszewski brał wzór z niego do obrazu Hutora-Graby, przez sąsiedztwo przezwanego dziwakiem, a którego z właściwym sobie talentem przedstawił powieści „Dziwadła." Nadszedł piękny lubo nieszczęśliwy dl nas rok 1863. Serce które dla wszystkiego co było prawem, słusznością i szlachetności pałało, nie mogło pozostać obojętnem na głos świętej matki Ojczyzny. Peliksza te nie pozostał obojętnym, ale stanął do służb; narodowej. Zamianowany przez wydział Rząd Narodowego do spraw Litwy, naczelnikiem cywilnym i organizatorem województwa Mińskiego, spełniał obowiązek urzędu sobie powierzonego całą duszą, nie żałując mieni: osoby swojej i rodziny. Pozostawił ukochaną przez siebie małżonkę Marję z Moniuszków i pięć córek, wzorowo prowadzoną na najwyższej stopi postępu stojącą gospodarkę licznych folwarków a sam oddał się urzędowi, którego spełnienie przedstawiało liczne trudności i nie bezpieczeństwa. Policja carska, która jeszcze przed wybuchem powstania prześladował: Pelikszę za jego łagodne i braterskie postępowanie z włościanami, teraz rzuciła się : tygrysią wściekłością do prześladowania jego opuszczonej rodziny. Murawiew-wiszatel skonfiskował mu całe mienie, a biedna żona z : dziatkami pozostała bez sposobu do życia wystawiona na niedostatek i wszelkiego rodzaju znęcania moskiewskie. Zniosła to wszystko bez szemrania, spokojnie, z godności; prawdziwie polskiej niewiasty. Po upadku powstania Peliksza pożegnawszy puszcze i bory litewskie, sercu jego tak drogie, i o których wiecznie marzył. uszedł szczęśliwie przed pogoniami moskiewskiemi za granicę. Długo błąkał się biedni pielgrzym narodowy, z kijem tułaczem po różnych krajach, znosząc cierpliwie niedostatek i cierpienia. Po uregulowaniu swoich stosunków finansowych, osiadł na Mołdawie we wsi Vie. i tutaj nie przestał działać dla dobra swoich współziomków. Założył u siebie dom pracy w którym przeszło 20 wychodźców naszych zatrudnił. Ile pożytku przyniosło takie zajęcie błąkających się i opuszczonych, pisać niepotrzebuje. Z Mołdawy wyjechał dopiero wtedy, gdy rząd Hohenzollerna w Bukareszt *it* zaczął dokuczać Polakom, i wyjechał dla tego*, żeby osiąść na ojczystej ziemi w Galicji. Po przybyciu do Galicji, nie chciał korzystać z niczyjej łaski i być ciężarem drugim, ale jął się pracy i przyjął obowiązek ekonoma u pewnego obywatela, spełniając, on, niegdyś pan bogaty, skromny ten obowiązek sumiennie i z zaparciem się siebie. Przed trzema laty wziął wioskę Łazarówkę w powiecie buczackim w dzierżawę. Tu jak wszędzie używał szczególniejszego szacunku i poważania, a włościanie wielce go cenili i kochali. Miłość atoli i szacunek jakiego używał, nie zmniejszył jego tęsknoty za rodziną. Owszem, cierpienia jego moralne i fizyczne, wzmagały się z dniem każdym. Przez lat dziewięć nie widział żony, którą kochał, i dziatek, o których ustawicznie marzył, a z których najmłodsze jako urodzone w kilka naście dni po jego wyjściu z Litwy, zupełnie nieznane mu było; doniesienia z Litwy o barbarzyńskiem prześladowaniu Polaków przez Moskali, oto zaprawdę przy troskach osobistych, aż nadto powodów do ciągłej zgryzoty, która mu zdrowie podkopała wraz z chorobą raka, która się w piersiach rozsiadła. Zgryzota zamieniła się w melancholję. Często przesiadując w ogrodzie, sam do siebie mówił o żonie, o Litwie, o dzieciach i stawał się coraz smutniejszym. Gdy zaś do tego przyłączyło się zmartwienie ze strat na jakie go naraził właściciel Łazarówki, a w końcu rząd odmówił mu karty wolnego po bytu w Galicji, życie sprzykrzyło się mu i stało się nieznośnem. Odmówienie pobytu w Galicji, popchnęło go do samobójstwa. W kilka dni po otrzymaniu odmownej rezolucji rządu, niechcąc po raz drugi udawać się na emigrację, wystrzałem z pistoletu życie sobie odebrał w dniu 24. lipca o 8. godzinie rano w 48 roku życia swego. Wieść o zgonie tego zacnego patrjoty, przebiegła szybko całą okolicę i wywołała w niej ogólny żal i smutek. Dnia 2d. z. m. zjechali się liczni sąsiedzi i zgromadził się lud wiejski, aby oddać ostatnią przysługę nieszczęśliwemu. Proboszcz ob. łac. z Uścia Zielonego, przy współudziale czterech godnych kapłanów ob. gr. kat. odprawili obrzędy kościelne, za to niech mi wolno będzie złożyć im tu publicznie wyrazy uznania i szczerej podzięki. Z domu do cerkwi i z cerkwi na cmętarz nieśli na przemiany trumnę szlachta i włościanie. tym sposobem oddając hołd zasłudze i nieszczęściu. Nad grobem w krótkiej przemowie, pod niósł te zasługi p. Zarewicz. właściciel Niskołyz, a mówiąc o pięknym charakterze zmarłego, słuchaczów do łez poruszył. Następnie zabrzmiała na cmętarzu pieśń: Boże coś Polskę", i na tem zakończył się smutny obrzęd.
Wiktoria Pol de Pollenburg 1-vo Longchamps de Berier
(1817 - 29.03.1898 Lwów) - udział w Powstaniu Styczniowym, wdowa po notariuszu w Przemyślu, rodzona siostra Wincentego Pola, matka trzech Powstańców Styczniowych [1] "jako Polka, żona, matka i obywatelka brała zawsze czynny udział w życiu publicznym. (...) niosła pomoc cierpiącym i ubogim, a kto zwrócił się do nie z prośbą, nigdy nie odchodził z pustyni rękami. (...) W r. 1863 gdy ojczyzna zarządała ofiar, wyprawiła trzech synów swoich w szeregi walczących - a dom jej przez cały przeciąg czasu stał otworem dla powstańców. " [1] "Należąc jako czynny członek do Towarzystawa św. Wincentego a Paulo zbudowała w Przemyślu ochronkę dla dzieci - z publicznych składek - zgromadzanych przez lat kilka niemałymi trudami, poświęceniem i energią godną - i oddała dom ten i kaplicę przy niej zbudowaną Siostrom Felicjankom." [1] Urodziła się w 1817 r [3] Zmarła 29.03.1898 we Lwowie [1] pogrzeb na Cmentarzu Łyczakowskim. [1] Pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, kwatera nr 69, nr obiektu 121 [3], w jednym grobie razem z: - synem Bogusławem Longchamps de Berier [3] - synem Wincentym Longchamps de Berier [3] - córką Kazimierą Longchamps de Berier 1-co Gross [3] - Marią de Gross [3] - Michałem Brochowiczem (12.02.1842 - 10.11.1925) [3] Ślub mąż - jej brat cioteczny - Wincenty Napoleon Longchamps de Berier - Powstaniec Listopadowy i Powstaniec 1846 i Styczniowy, więzień stanu roku 1846 i 1863, C.K. notariusz, [4] rodzice: Aleksander Longchamps de Berier (doktor medycyny) [2] i Eleonora Rudnicka [2] brat Bogusław Longchamps de Berier - również Powstaniec Listopadowy ur 30.03.1808 Lwów [2] [4] zm. 18.01.1881 Przemyśl - pochowany na cmentarzu głównym w Przemyślu [4] dzieci 1___Bogusław Longchamps de Berier - Powstaniec Styczniowy [1[, prokurzysta Banku Krajowego [3] ur 1841 [3] zm. 1897 Lwów [3] pochowany razem z matką na Cmentarzu Łyczwkoskim we Lwowie [3] 2___Wincenty Longchamps de Berier - Powstaniec Styczniowy [1] C.K. rotmistrz [3] ur 1841 [3] zm. 1894 Lwów [3] pochowany razem z matką na Cmentarzu Łyczwkoskim we Lwowie [3] 3___syn - zm. przed matką, tj, przed 1898 [1] - Zygmunt Longchamps de Berier - Powstaniec Styczniowy, generał, nobilitacja szlachecka za zasługi w bitwie pod Custozą 4___Kazimiera Longchamps de Berier 1-co Gross [3], zona notariusza [3] ur 1851 [3] zm. 1898 Lwów pochowana razem z matką na Cmentarzu Łyczwkoskim we Lwowie [3]
Adolf Promiński
Adolf Saryusz z Promny Promiński, syn Marcina, ur. 20. października 1826 r., gimnazyum ukończył w Samborze, uniwersytet we Lwowie. ]ako członek gwardyi akademickiej brał czynny udział w obronie Lwowa podczas słynnego bombardowania stolicy. Oskarżony o zbrodnię morderstwa, zastrzelił bowiem żołnierza austryackiego, zaledwie ukończył studya musiał emigrować z kraju. Dłuższy czas tułał się zagranicą, dopiero w r. 1855 otrzymał w Illok, na pograniczu wojskowem, posadę praktykanta konceptowego przy tamtejszym urzędzie powiatowym, następnie w Nowym Sadzie pozostawał do r. 1861 jako praktykant i adjunkt sądowy. W maju tegoż roku zdołał uzyskać posadę notaryusza w Mikulińcach przeważnie dlatego, że brakło na nią kompetentów. Na tem stanowisku zastały go wypadki z r. 1863. Gorący patryota, ufny w przyszłość narodu, natychmiast po przybyciu do kraju wziął czynny udział w tych wypadkach. Mianowany komisarzem Rządu Narodowego na okręg mikuliniecki, pracował nad organizacyą i wyekwipowaniem oddziałów powstańczych. Dom jego był centralnym punktem organizacyjnym całego okręgu. Narażony na liczne dochodzenia i rewizye zdołał zawsze wyjść z nich cało, jednak przed jedną z rewizyi nie mając czasu ukryć licznych dokumentów, dotyczących organizacyi, musiał je spalić wraz ze swym dekretem komisarskim. Długa tułaczka zagranicą, mitręga i trudy na rozjazdach podczas powstania podkopały organizm śp. Adolfa Promińskiego tak, że przez lat kilka nie mógł powrócić do zdrowia. Mianowany w r. 1866 notaryuszem w Trembowli staje do pracy na polu społecznem i narodowem i na nich wielkie kładzie zasługi, jako marszałek Rady powiatowej ma osobną kartę w dziejach powiatu trembowelskiego a jego dalekorzutnej inicyatywie szereg pięknych instytucyi zawdzięcza swój rozwój zarówno w Trembowli, jak i w Tarnopolu, dokąd się zczasem przeniósł. Nie było sprawy narodowej, któraby w nim nie miała gorącego orędownika, popierającego ją materyalnie i moralnie. Zmarł w dniu 3. kwietnia 1903 pozostawiając po sobie prócz gorącego patryoty pamięć człowieka, który i w życiu prywatnem był wzorem cnót i rzadkich przymiotów.
Tadeusz Romanowicz
Syn Piotra, adwokata lwowskiego i ?? Krauze (urodzonej w Brodach, córki Karola i Jerzmanowskiej, której 9 stryjów walczyło pod Napoleonem). Do powstania wyszedł 10 marca w oddziale Leona Czachowskiego. W dniach 20-go i 21-go marca był w bitwach pod Jedlinkami nad Tanwią, potem koło wsi Banachy w Lubelskiem. Rannemu Józefowi Dąbczańskiemu ocalił życie, wyniósłszy go z kimś drugim wśród gradu kul z pola bitwy na bezpieczne miejsce. Wyszedł powtórnie 10-go maja w wyprawie, którą dowodził Zapałowicz. Przebywał w obozie przy dworze w Rudzie Różaneckiej. Po stoczonej potyczce pod Tyszowcami i większej bitwie 19-go maja pod Tuczapami, oddział rozbity przeszedł granicę z powrotem. W czerwcu zatrzymał się pod Sokalem w Poturzycy u p. Sołowijów. Powrócił do Lwowa i miał z wyprawą Wysockiego wyruszyć 26-go rano. Jednak 25-go wieczorem przyszło pismo z podpisem ks. Adama Sapiehy wzywające go do pozostania i objęcia w organizacji pracy poważnej, którą mu powierzano, choć tak młodemu, dla jego zdolności i charakteru. Po pewnej walce z sobą i po naradzie z siostrą pozostał. Pisał artykuły do Dziennika Literackiego podpisane Sz.Cz. Uwięziony raz, a następnie drugi raz 19 grudnia 1863. 2 czerwca 1864 skazany na 2 lata w Ołomuńcu. Wywieziony 11 listopada 1864. Nie zgodził się na łaskę w zamian za akt poddaństwa. Wyszedł w 1865. Następnie prowadził liczne prace patriotyczne i dziennikarskie we Lwowie. W 1885 odwiedził Muzeum w Rapperswilu. Pracował w Wydziale Krajowym kierując departamentem rolnictwa i przemysłu.
Jan Rudowski
Urodził się 18 lutego 1840 roku w Rumoce koło Mławy w rodzinie ziemiańskiej. W czasie wybuchu powstania służył jako junkier, podchorąży w wojsku carskim w batalionie strzelców celnych Połockiego pułku piechoty w Piotrkowie Trybunalskim. W dniu 3 lutego zbiegł wraz ze swoim przyjacielem, Bronisławem Gromejko z garnizonu piotrkowskiego do obozu powstańczego Hipolita Zawadzkiego, który w okolicach Szkucina koło Rudy Malenieckiej tworzył znaczną partię powstańczą. Zawadzki tytułował się majorem, który to stopień prawdopodobnie sam sobie nadał. W obozie Rudowski zajął się musztrowaniem młodych rekrutów, a zwłaszcza szkoleniem kawaleryjskim. Formowanie tak dużego, liczącego około 400 osób oddziału nie mogło zostać nie zauważone przez wroga. W połowie kwietnia chłopi z pobliskiej wsi Lipa, oraz dróżnik drogi bitej z Sielpi, wskazali carskiemu naczelnikowi wojennemu powiatu kieleckiego, opatowskiego i sandomierskiego, generałowi Ksaweremu Czengieremu miejsce kwaterowania oddziału. Ten nie mogąc sam wyruszyć z wojskiem, gdyż w tym czasie uganiał się za oddziałem Dionizego Czachowskiego w okolicach Stąporkowa, zażądał pomocy z Radomska, gdzie kwaterował 13 Białozierski Pułk Piechoty. W dniu 20 kwietnia 1863 roku wyszedł z Radomska oddział w sile jednej roty piechoty i 27 kozaków pod dowództwem kapitana Obuchowa. Po przemarszu przez Przedbórz oddział ten dotarł wieczorem do wsi Czermno, gdzie zanocował. Podczas postoju w Czermnie kapitan otrzymał wiadomość, że w odległości około 7 wiorst znajduje się obóz powstańczy. Na drugi więc dzień, to jest 21 kwietnia, oddział wyruszył w podanym kierunku. Po przemaszerowaniu czterech wiorst kozacy pochwycili bez wystrzału dwóch powstańców stojących na pikiecie, którzy następnie poprowadzili oddział rosyjski do obozu powstańczego, z tej strony, z której powstańcy nie spodziewali się zupełnie napaści. W odległości około stu kroków od obozu spostrzeżono na drodze bryczkę, w której jechał, jak później ustalono dowódca Zawadzki, który ujrzawszy kozaków, dał sygnał wystrzałem o zbliżającym się wojsku. Powstańcy przywitali salwą rosyjski łańcuch tyralierski, raniąc śmiertelnie kapitana Obuchowa. Żywa wymiana strzałów trwała około dwóch godzin; powstańcy trzymali się uporczywie na swojej pozycji, a nawet wysłali kolumnę kosynierów celem uderzenia na nieprzyjaciela z flanki. Wówczas setnik Bogajewskij objął dowództwo po ciężko rannym kapitanie Obuchowie i zsiadłszy z konia poprowadził strzelców do szturmu na bagnety, wyrzucając w ten sposób powstańców z obozu. Jeszcze tego samego dnia w rejon walk, od strony Kielc, dotarł z wojskiem generał Czengiery. Druga bitwa praktycznie zakończyła istnienie oddziału Zawadzkiego. Walka z ustępującymi powstańcami ciągnęła się na przestrzeni dwóch wiorst do zupełnego ich rozproszenia. W bitwie poległo kilkunastu powstańców, kilku odniosło rany, a między nimi i junkier Jan Rudowski (został ranny w prawy bok), wielu zaś dostało się do niewoli w tym Zawadzki, który zmarł z odniesionych ran w więzieniu kieleckim. Straty oddziału rosyjskiego wyniosły 4 zabitych żołnierzy, 9 żołnierzy odniosło rany, a kapitan Obuchow ciężko ranny zmarł na drugi dzień. Ranny został również 1 kozak oraz 16 koni. Niewielki oddział rozbitków z partii Zawadzkiego udało się zebrać Janowi Rudowskiemu i Bronisławowi Gromejce i ostrzeliwując się doprowadzić 23 kwietnia o godzinie 10 rano do obozu Dionizego Czachowskiego w lasach suchedniowskich. Epilogiem tej bitwy było wykonanie wyroków na płatnych donosicielach i szpiegach carskich. Jeszcze tego samego dnia w którym miała miejsce zagłada oddziału Zawadzkiego, z rozkazu Rządu Narodowego, powstańcy z oddziału Czachowskiego pochwycili i powiesili dróżnika z Sielpi, który jako szpieg Moskwy był już wcześniej notowany. W dniu 27 kwietnia oddział żandarmów narodowych z oddziału Bończy-Tomaszewskiego, także z rozkazu Rządu Narodowego, we wsi Lipa powiesił 2 chłopów oraz spalił 4 chałupy i oborę. W oddziale Czachowskiego, który swoim podkomendnym kazał zwracać się do siebie per "ojczulku", Rudowski przydzielony został już jako porucznik do kompanii strzelców majora Manowskiego. Z tą partią przeszedł cały szlak bojowy, klucząc przed obławami i walcząc w kilku bitwach. W trakcie toczonej w dniu 4 maja 1863 roku bitwy pod Jeziorkami, Manowski został ranny w biodro. Z rozkazu Czachowskiego, Rudowski objął komendę nad kompanią jego strzelców. Prawdopodobnie po tej bitwie został podniesiony do rangi kapitana. Kompania strzelców pod dowództwem kapitana Rudowskiego odznaczyła się dzielnością w bitwach pod Smardzewem, Rusinowem, Niekłaniem i Bobrzą. W tej ostatniej, odciętą przez Moskali od głównych sił kompanię, wyprowadził Rudowski w sile 79 ludzi w lasy przysuskie, która od tej pory działała już jako samodzielny oddział powstańczy. Dzień później, w bitwie pod Ratajami oddział Czachowskiego został rozbity. Czachowski wydaje rozkaz o rozwiązaniu oddziału. Swojemu szefowi sztabu majorowi Władysławowi Eminowiczowi nakazuje powrót w lasy iłżeckie i odtworzenie tam oddziału powstańczego, a majorowi Piotrowi Dolińskiemu powierza zadanie zbierania powstańców w Puszczy Kozienickiej, po rozbitej partii Kononowicza. Sam uchodzi do Krakowa. Samodzielny oddział powstańczy Rudowskiego nadal operował głównie w powiecie opoczyńskim, skupiając się do końca czerwca na werbunku i szkoleniu ochotników. Na początku lipca liczył już 50 konnych strzelców, 180 piechociarzy uzbrojonych w karabiny i 100 kosynierów. W lipcu na te tereny przemieścił się również nowo powstały oddział majora Dolińskiego. Po spotkaniu w okolicach Przysuchy oddziału Rudowskiego, postanowiono wspólnie uderzyć na to miasteczko. W dniu 8 lipca 1963 roku połączone oddziały uderzyły na załogę rosyjską w Przysusze, która rozlokowana była w tamtejszych fabrykach, w których więziono ludzi, zadając jej znaczne straty. Następnego dnia oddział Rudowskiego przeniósł się za Pilicę w okolice Nowego Miasta. Z rozkazu Rządu Narodowego miał osłaniać przeprawę przez Pilicę i szkolenie niedawno utworzonego oddziału "Dzieci Warszawy" pod dowództwem majora Ludwika Żychlińskiego. Po przeprawieniu się oddziału mostem w Domaniewicach, Żychliński rozłożył się obozem we wsi Ossa. Ubezpieczenie składające się z już zaprawionych w boju oddziałów Rudowskiego i konnicy rawskiej majora Władysława Grabowskiego rozlokowało się w zabudowaniach klasztornych w Studziannie. 10 lipca już w godzinach popołudniowych szkolący się oddział warszawski zaatakowała od strony Odrzywołu kolumna wojsk carskich majora Szukalskiego. Młody rekrut poczynał sobie w tej bitwie bardzo dzielnie, odnosząc w niej całkowite zwycięstwo. Do tego pojawienie się jeszcze na placu boju konnicy Grabowskiego, spowodowało panikę w szeregach wroga i bezładny jego odwrót. Oddział Rudowskiego bezpośrednio w bitwie nie uczestniczył, zabezpieczając tabory powstańcze, a tylko jego 40 konnych, już pod koniec bitwy ruszyło w pościg za pierzchającymi Moskalami, ale z powodu zapadających ciemności zawróciło spod Odrzywołu. Następnego dnia oddział "Dzieci Warszawskich" opuścił Ossę udając się do Inowłodza. Tu wieczorem rozłożono się obozem na wzgórzu nad Pilicą od strony Tomaszowa. Po drugiej stronie rzeki swój obóz założył oddział Rudowskiego. W Inowłodzu do Żychlińskiego dotarł rozkaz Rządu Narodowego nakazujący mu powrót i operowanie w województwie Mazowieckim. Zwinął więc 14 lipca swój obóz i ruszył w kierunku Rogowa, po uprzednim upewnieniu się, że nadal może liczyć na zabezpieczenie ze strony oddziałów Rudowskiego i Brzozowskiego. Jednak tego samego dnia doniesiono Rudowskiemu o zbliżaniu się od strony Opoczna i Nowego Miasta licznych sił carskich. Bojąc się okrążenia postanowił więc wycofać się za Opoczno, licząc, że organizacja cywilna powiadomi o tym Żychlińskiego. Tak jednak się nie stało. Maszerujący lasami oddział Żychlińskiego natknął się we wsi Jasień na carskich dragonów, którzy jednak widząc tak liczny oddział, składający się z 200 żuawów, 300 strzelców, 600 kosynierów i 50 jeźdźców, umknęli w kierunku Lubochni. Pomaszerowano więc śmiało naprzód, będąc pewnym, że idzie za nimi Rudowski i zwiększając tylko ostrożność. Pod wsią Brenica tyły oddziału zostały niespodziewanie zaatakowane od strony Rawy przez konnych kozaków i piechotę. Żychliński ufny, że w ariergardzie posuwa się za nim Rudowski i na odgłos strzałów zaatakuje Moskali od tyłu, postanowił przyjąć tu bitwę i rozwinął szyk bojowy swojego oddziału. Bitwa trwała już około dwóch godzin, kiedy nagle od strony Tomaszowa i Lubochni pojawiły się nowe carskie oddziały wyposażone w artylerię. Wtedy dopiero Żychliński zrozumiał w jakim znalazł się położeniu. Próbował jeszcze przegrupować swoich żołnierzy, ale na wiadomość, że od strony Rogowa, lasem, posuwa się ku nim kolejny oddział nieprzyjaciela, zarządził odwrót i przemieszczenie się oddziału w stronę kolonii niemieckiej Teodozjów? (Stanisławów?), leżącej po drugiej stronie lasu, od Rawy. Odwrót ten zamienił się w paniczną ucieczkę. W Teodozjowie? (Stanisławowie?) udało się Żychlińskiemu zebrać około 400 powstańców i pluton ułanów. Uratowano też powstańcze tabory. Jako, że wszyscy byli już bardzo zmęczeni dowódca zarządził rozbicie obozu w lesie za kolonią, licząc, że przez noc uda mu się ustalić ruchy nieprzyjaciela i następnego dnia niepostrzeżenie wymknąć w bezpieczniejszą okolicę. Niemieccy koloniści znając miejsce kwaterowania oddziału, wieczorem ściągnęli Moskali spod Lubochni, którzy z zaskoczenia zaatakowali obóz. Powstał ogólny popłoch. Każdy uciekał w inną stronę, kozacy zaś wraz z kolonistami rozpoczęli dobijanie rannych i pogonie za uciekającymi. Sam Żychliński na czele 50 strzelców, 25 ułanów i kilkunastu oficerów dwa razy odpierał natarcie Moskali cofając się ku wsi Studzianki. Na szczęście zapadająca noc i grabież taborów powstańczych w których znajdowała się duża ilość pożywienia i alkoholu wstrzymały pogoń. Z rozbitego oddziału jeszcze tej samej nocy udało się zebrać Żychlińskiemu kilkunastu oficerów i 150 szeregowych. Do niewoli dostało się około 50 uciekinierów. Okoliczni dziedzice po bitwie pochowali 15 ułanów, 36 żuawów, 39 strzelców i 46 kosynierów. Rannych było tylko 26 osób, gdyż Moskale wraz z niemieckimi kolonistami wymordowali ich większość na taborach. Bratnie mogiły powstańcze znajdują się na cmentarzach w Lubochni - z dziennej bitwy pod Brenicą, w Czerniewicach - z wieczornego rozbicia obozu i pojedyncze zmarłych z odniesionych ran na cmentarzu w Krzemienicy. Tymczasem Rudowski po przemieszczeniu się na południe powiatu opoczyńskiego znów spotkał się z majorem Dolińskim. Już w dniu 12 lipca, czyli jeszcze przed wymarszem Żychlińskiego z Inowłodza, napadli wspólnie pod Bliżynem na oddział dragonów pod dowództwem Rebiedajewa, który rozbili, biorąc wielu jeńców, koni oraz cały tabor. W potyczce tej Rudowski został ranny w rękę. Również wspólnie, w dniu 18 lipca, stoczyli zwycięską potyczkę z wojskami carskimi pod Końskimi. Prawdopodobnie w końcu lipca, były szef sztabu Czachowskiego, a obecnie zastępca naczelnika wojennego województwa sandomierskiego, major Władysław Eminowicz przywozi z Galicji dużą ilość amunicji i zarządza zbiórkę byłych oddziałów po korpusie Czachowskiego w lasach iłżeckich. Na miejsce zgrupowania w oznaczonym terminie stawiają się oddziały : Rudowskiego, Dolińskiego-Gromejki, Markowskiego oraz kawaleria majora Figettiego. Na wezwanie naczelnika wojennego województwa lubelskiego i podlaskiego, pułkownika Michała Haydenreicha-Kruka, oddziały Rudowskiego, Dolińskiego-Gromejki i Eminowicza, pod ogólnym dowództwem tego ostatniego, przekraczają Wisłę i udają się w lubelskie. Tu w dniu 5 sierpnia wspólnie z oddziałem pułkownika Kajetana Cieszkowskiego-Ćwieka i pułkownika Józefa Ruckiego zwyciężają Moskali w bitwie pod Depułtyczami koło Chełma. W bitwie tej szczególnie wyróżniły się kompanie strzelców Jana Rudowskiego i Bronisława Gromejki. W uznaniu za waleczność, Rudowski zostaje przez Rząd Narodowy 12 sierpnia mianowany majorem i naczelnikiem wojennym powiatu opoczyńskiego i radomskiego. Jego zaś przełożony, major Władysław Eminowicz, podpułkownikiem i tymczasowym naczelnikiem wojennym całego województwa sandomierskiego. Jednocześnie otrzymują rozkaz, aby ze swoim zgrupowaniem powrócić w sandomierskie. Wyruszają więc jeszcze tego samego dnia wraz z oddziałem Ćwieka-Cieszkowskiego spiesznym marszem ku Wiśle. Dla zmylenia przeciwnika cześć konnicy podąża w kierunku Puław, a całość zgrupowania w sile około 1200 ludzi, w nocy z 14 na 15 sierpnia w Kazimierzu Dolnym przeprawia się przez Wisłę i 17 sierpnia jest już w Rzeczniowie, a 20-tego pod Iłżą. Tu nie chcąc zdradzić kierunku swojego marszu, aby nie podejmować, zgodnie z instrukcją Rządu Narodowego walnej bitwy, a tylko demonstrować przed tutejszą ludnością swoją obecność, próbowano zmylić załogę moskiewską miasta, jednak źle wykonany rekonesans jazdy zdradził powstańcze zamiary i oddział musiał szybko uchodzić w kierunku Radomia. W dniu 21 sierpnia zatrzymano się na odpoczynek we wsi Kowale-Stępocina pod Radomiem. Tu doszła ich wiadomość, że z Radomia wyszły ku nim 2 roty z 26 Mohylewskiego Pułku piechoty oraz 2 szwadrony dragonów i kozacy pod dowództwem pułkownika Tichockiego. O 6-tej wieczorem Eminowicz ściągnął powstańcze pikiety i postanowił ruszyć w kierunku Opoczna. Jednak jedna z kompani piechoty, zajmująca karczmę we wsi, wskutek nieporozumienia nie została w porę ściągnięta do wymarszu i to ją zaatakowali najpierw carscy dragoni, a później piechota. Główne powstańcze siły, które opuściły już wieś, musiały więc zawrócić i podążyć towarzyszom z odsieczą. Eminowicz rozwinął szyk bojowy ustawiając w środku oddział kosynierów Makarskiego, na prawym skrzydle oddział Rudowskiego, a na lewym Ćwieka. Rozwinięte w ten sposób oddziały, równocześnie ze wszystkich stron uderzyły na nieprzyjaciela, wypierając go ze wsi. Powstańcom sprzyjał fakt, że Moskale po wejściu podpalili wieś i teraz byli bardzo dobrze widoczni na tle palących się domostw, podczas, gdy ich przeciwnicy pozostawali w mroku. Zwycięstwo powstańcze było całkowite. Zginęło około 100 Moskali, a swoich rannych zabrali na 17-stu wozach, uchodząc do Radomia. Powstańcza kawaleria zapędziła się za nimi aż za rogatki miasta, a dowiedziawszy się o tym Naczelnik Radomskiego Oddziału Wojennego, generał Uszakow, w panice schronił się w koszarach. Ze strony powstańców poległo 15 osób, a rannych było 28, w tym 20 z oddziału Rudowskiego. Zabrani oni zostali do pobliskiej Krogulczy, skąd Eminowicz wysłał podjazd pozorując atak na Radom, a reszta oddziału zatrzymała się w Wirze pod Drzewicą. Tu 22 sierpnia dotarła informacja, że z Radomia o świcie wyruszyła ich śladem świeża kolumna wojska carskiego pod dowództwem majora Protopopowa. Ruszono więc do Goździkowa i Ossy. Tu znów łącznik z organizacji cywilnej przekazał informacje, że Moskale są już w Przysusze, a od Końskich idzie w ich kierunku generał Czengiery z 6 rotami piechoty. Eminowicz bojąc się odcięcia od lasów opoczyńskich, postanowił powrócić do Wiru, który miał być już wolny od wojsk moskiewskich. O wpół do piątej rano, 23 sierpnia, oddział stanął pod Wirem i tu dopiero okazało się, że Moskale jednak są we wsi. Eminowicz pozostawił oddział Ćwieka wraz z kosynierami Rudowskiego na skraju lasu, a sam z tym drugim obszedł i zaatakował wieś z drugiej strony, wypierając Moskali na pola, które z jednej strony przylegały do bagna, a z drugiej do lasu w którym stał Ćwiek. Moskale początkowo przypuścili atak na oddział Ćwieka, ale parci z tyłu przez Rudowskiego niespodziewanie zmienili szyk i całymi siłami uderzyli na Eminowicza, który musiał cofnąć się do wsi, tracąc kontakt z Rudowskim. Eminowicz trzy razy wysyłał adiutanta do Ćwieka, z rozkazem przyjścia z pomocą, jednak ten czując już za plecami zbliżającego się Czengierego, obszedł błota i zrejterował na Przytyk, zabierając przy tym ze sobą wszystkich kosynierów Rudowskiego (ok. 200 ludzi). Następnie pomaszerował w kierunku Wisy, którą przekroczył 26 sierpnia udając się w lubelskie. Pozostali sami na placu boju Eminowicz z Rudowskim bronili się dzielnie. Po trzygodzinnej wymianie ognia, ściśnięci w czworobok strzelcy, nad którymi komendę trzymał Gromejko, widząc, że odsiecz nie przybywa, zaczęli uchodzić z pola walki. Carscy dragoni silną szarżą złamali resztę, a oddział Rudowskiego wyparli w błota. Bój trwał do godziny dziesiątej przed południem i zakończył się klęską powstańców, uchodzących małymi grupami z pola walki. Straty powstańców wyniosły 25 zabitych, w tym kapitan kosynierów Makarski, i około 60 rannych. Ranny był także kapitan Gromejko, który po tej bitwie ukrywał się po okolicznych dworach. O klęskę w tej bitwie naczelnik cywilny w Radomiu obwinił podpułkownika Eminowicza, zarzucając mu w raporcie do Rządu Narodowego, że nie doszacował sił moskiewskich stojących w Wirze, które wynosiły 3 roty piechoty, szwadron dragonów i 4 armaty. Do tego doszły jeszcze jakieś oskarżenia skierowane przeciwko właścicielowi Wira, o otrucie oficera Cybulskiego, co nie było prawdą i to wystarczyło, aby w listopadzie nowy naczelnik wojenny województwa sandomierskiego, generał Hauke-Bosak pozbawił go stopnia podpułkownika i odebrał dowództwo oddziału. Eminowicz zażądał rozprawy sądowej i wyjechał na urlop do Wiednia. Od bitwy pod Wirem major Rudowski znów był dowódcą samodzielnego oddziału powstańczego, złożonego już tylko z konnicy. Klucząc i unikając większych starć przemieścił się na początku września w okolice Przedborza. Tutaj połączyło się z nim około 120 jeźdźców z kawalerii Taczanowskiego, rozbitego pod Kruszyną w dniu 29 sierpnia. W tym okresie Rudowski nie przestawał nękać nieprzyjaciela i pełno go było w całym opoczyńskim. Zatrzymywał dyliżanse, zajmował poczty zabierając fundusze, a gdy wyruszały przeciwko niemu wojska carskie przepadał gdzieś bez wieści i nie mogli Moskale zasięgnąć o nim języka, gdyż ze zdrajcami i szpiegami rozprawiał się bezwzględnie. W dniu 2 października 1863 roku zajął miasteczko Radoszyce, gdzie obatożył kilku młodych ludzi, którzy zdezerterowali z oddziału majora Sokołowskiego-Iskry oraz prawdopodobnie donosiciela, miejscowego rzeźnika, żyda Icka Aleksandrowicza. Następnego dnia rano uszedł w okoliczne lasy. Zaś w dniu 13 października był już pod Tomaszowem Mazowieckim, do którego tego samego dnia wkroczył konfiskując 1500 rubli z kasy miejskiej, za co władze carskie nałożyły na mieszkańców miasta kontrybucje pieniężną, a przeciwko burmistrzowi Józefowi Lenartowskiemu wytyczono śledztwo za niepoinformowanie o biwakowaniu w pobliżu miasta oddziału. Tego było już za wiele Generałowi Uszakowowi. W dniu 16 października wyszedł z Radomia pod dowództwem pułkownika Tichockiego oddział konny złożony z dwóch szwadronów dragonów i kilkudziesięciu kozaków i udał się w opoczyńskie. Tu udało mu się wytropić liczący 220 jeźdźców oddział Rudowskiego, który zmuszony był uchodzić przed tak przeważającymi siłami przez Przysuchę, Chlewiska, Niekłań, Milicę, Suchedniów, Bodzentyn i Nowa Słupię ku Wiśle. W nocy z 19 na 20 października udało się wreszcie Tichockiemu doścignąć oddział Rudowskiego rozłożony na nocleg w Solcu, który po krótkiej walce musiał wycofać się z miasteczka i napierany, wpław przeprawił się na drugą stronę Wisły w lubelskie. W lubelskim Rudowski nie zabawił jednak długo. Po dostarczeniu oddziałowi broni, amunicji i odzieży znów powrócił w sandomierskie, spotykając się na początku listopada pod Kunowem z nowym oddziałem Czachowskiego. Stąd znów skierował się w opoczyńskie i już 8 listopada dowiedziawszy się, że w Szydłowcu po wyjściu stamtąd oddziału moskiewskiego pozostało tylko 50 żołnierzy, zajął miasteczko, rozbroił owych pozostawionych żołnierzy i zabrał przygotowany zapas kożuchów uchodząc dalej. Powrót Rudowskiego w opoczyńskie związany zapewne był z przeglądem i reorganizacją oddziałów powstańczych wprowadzaną przez nowego naczelnika wojennego województwa sandomierskiego i krakowskiego generała Józefa Hauke-Bosaka. Generał Hauke-Bosak rozkazem z dnia 29 wrzenia został powołany przez Rząd Narodowy na naczelnika sił wojskowych w województwie krakowskim i sandomierskim. W dniu 10 października przekroczył granicę między zaborem austriackim a Kongresówką i na czele stu kawalerzystów udał się w świętokrzyskie. W połowie listopada, po wcześniejszym zwizytowaniu oddziałów krakowskich udał się w sandomierskie. W lasach iłżeckich przeprowadził przegląd i reorganizację oddziału radomskiego i po tym ruszył do oddziału Rudowskiego w opoczyńskie. Przegląd oddziału wypadł pozytywnie, gdyż Rudowski został przez Bosaka mianowany podpułkownikiem, na co wkrótce otrzymał nominację Rządu Narodowego. Po przeprowadzeniu przeglądów Bosak powrócił do swojej kwatery na św. Krzyżu. Tutaj przed 20 listopada nadjechał także Rudowski i pozostawił szwadron jeźdźców w sile 200 ludzi pod dowództwem rotmistrza Juliusza Solbacha, do tworzonego przez Bosaka oddziału kawalerii, który miał składać się z czterech szwadronów. Sam Rudowski na czele kilkunastu dragonów miał korygować działania trzech batalionów utworzonych po podziale oddziału radomskiego, które zostały rozesłane w opoczyńskie i radomskie z rozkazem dokompletowania się do 400 osób. Z nastaniem zimy zmniejszyła się też aktywność wojsk moskiewskich w terenie, ograniczających się do ochrony własnych garnizonów w miastach. W grudniu, z osobistego rozkazu cara, wszystkie siły moskiewskie w województwie sandomierskim zostały zaangażowane w tropieniu i ujęciu żywcem, jako powinowatego rodziny cesarskiej, generała Bosaka. Sprzyjało to Rudowskiemu w szkoleniu podległych mu oddziałów i rekrutowaniu ochotników. Jednak nie pozostawał on bierny i nadal na czele swojego lotnego oddziału jeźdźców niepokoi Moskali, przerywając ich linie komunikacyjne, napadając i grabiąc poczty oraz niszcząc po okolicznych gminach księgi meldunkowe, aby utrudnić kontrolę moskiewską nad mieszkańcami. Z generałem Bosakiem utrzymywał kontakt i przekazywał zajętą gotówkę za pomocą łączników. Jeden z nich, siedemnastoletni Kosiński został ujęty przez Moskali z depeszami i pieniędzmi i powieszony w Radomiu 5 stycznia 1864 roku. Romuald Traugutt dekretem z dnia 15 grudnia 1863 roku ograniczył samodzielność istniejących oddziałów, zakazał dowolnego ich formowania i rozformowywania, powołał regularne oddziały aż do poziomu korpusu, pragnąc przekształcenia oddziałów partyzanckich w rzeczywistą siłę zbrojną. Dowódcą II Korpusu Krakowskiego, obejmującego województwa: krakowskie, sandomierskie i kaliskie, mianował generała Hauke-Bosaka. Ten rozkazem z dnia 10 stycznia 1864 roku podzielił korpus na trzy dywizje (odpowiadające terytorialnie województwom), te zaś na mniejsze jednostki - pułki (odpowiadające powiatom). Dowódcą Pułku Opoczyńskiego został mianowany podpułkownik Rudowski. Pułk ten dzielił się jeszcze na bataliony, a te na kompanie. Dowódcą 1 kadrowego batalionu strzelców Pułku Opoczyńskiego został Rosjanin, dezerter z armii carskiej, major Mateusz (Matwiej) Bezkiszkin, 2 batalionu-Majewski, następnie kapitan Józef Walter, a 3 batalionu-major Józef Szemiot*. W skład pułku wchodził również szwadron jazdy pod dowództwem rotmistrza Juliusza Solbacha i 50 kawalerzystów stanowiących osobistą ochronę podpułkownika Jana Rudowskiego, pod dowództwem porucznika Korneliusza Minaty. W późniejszym okresie, na wiosnę, kompanie te miały zostać zasilone masowym ochotnikiem. W tym czasie władze carskie zaczęły w rejon świętokrzyski ściągać ogromne posiłki mające na celu ujęcie Hauke-Bosaka. Rozpoczęły się więc kolejne utarczki. Już 25 stycznia wyruszył z Opoczna w tamtym kierunku oddział wojska carskiego pod dowództwem kapitana Nawrockiego-Oposzyńskiego. Pod Wólką Zychową wykrył on obóz powstańczy prawdopodobnie którejś kompanii z Pułku Opoczyńskiego i rozbił go. W tym starciu zginęło ponoć 28 powstańców. W dniu 1 lutego ten sam oddział moskiewski pod Bryzgowem koło Przysuchy znów zaatakował niewielki oddział powstańczy. Tym razem jednak powstańcy nie dali się zaskoczyć i po wymianie ognia, bez strat, ukryli się w lesie. Na odpowiedź Rudowskiego nie trzeba było długo czekać. 14 lutego pod Białobrzegami Radomskimi jego oddział napadł na konwój pocztowy rozpędzając konwojujących kozaków i zabierając pocztę. 17 lutego pod Orońskiem odniósł całkowite zwycięstwo nad oddziałem carskim biorąc do niewoli 60 żołnierzy i 6 oficerów. Po wygłoszonej do jeńców przemowie i odebraniu od nich przysięgi, że nie wezmą więcej udziału w toczącej się wojnie, puścił wszystkich wolno. W połowie lutego generał Czengiery skoncentrował wokół Cisowa, który był wtedy główną siedzibą Bosaka i gdzie znajdowały się znaczne siły powstańcze II Korpusu, 4500 żołnierzy carskich. Pod nieobecność Bosaka jego oficerowie, pułkownik Apolinary Kurowski-szef sztabu Korpusu oraz pułkownik Ludwik Topór-Zwierzdowski- dowódca dywizji krakowskiej, postanowili przebić się w najsłabszym punkcie rosyjskiego okrążenia, którym miał być garnizon miasta Opatowa. Posiadali jednak mylne informacje. Kilkugodzinne walki o miasto, rozpoczęte wieczorem 21 lutego, nie przyniosły sukcesu, powstańcy ponieśli znaczne straty i musieli nocą wycofać się z miasta. Oddziały polskie wycofały się z miasta początkowo w jak największym porządku, ale Kurowski, który objął komendę nad nimi po rannym Zwierzdowskim, podjął chyba najtragiczniejszą w swoim życiu decyzję o powrocie do Cisowa, wokół którego przecież koncentrowały się ogromne siły moskiewskie dochodzące już do 10 000 żołnierzy. Oddziały powstańcze w dniu 22 lutego staczały pojedynczo drobne utarczki z kolumnami moskiewskimi, jednak osaczane i rozbijane pod Piórkowem, Witosławicami, Witosławską Górką, rozpraszały się w różnych kierunkach, próbując przedrzeć się w lasy iłżeckie. Po tej bitwie Moskale zalali całe opatowskie, tropiąc i rozbijając resztki oddziałów korpusu Bosaka. Klęski te dotknęły także powstańców z Pułku Opoczyńskiego. Jeszcze 8 marca połączone oddziały Rudowskiego i Bezkiszkina pod Suchedniowem stoczyły potyczkę z oddziałem carskim majora Dońca-Chmielnickiego i wycofały się w porządku nie dając się rozbić. Ale już w dniu 10 marca pod Wąchockiem, napadł znienacka na szwadron jazdy rotmistrza Solbacha i batalion Szemiota*, działający na zasadach partyzanckich oddział Medyanowa. Po dłuższej walce, w której niestety poległ rotmistrz Juliusz Solbach, rozproszono powstańców. Cześć oddziału udało się Szemiotowi* wyprowadzić w bezpieczne miejsce. Tego samego dnia, oddziały moskiewskie wykryły w lesie pod Opocznem obóz batalionu Bezkiszkina, który zaległ tu po bitwie pod Suchedniowem. Powstańcy jednak i tym razem nie dali się zaskoczyć i po starciu wycofali się bez strat. Ostatnia zwycięska bitwa z Moskalami na tym terenie była udziałem Rudowskiego i powstańców z jego Pułku Opoczyńskiego. W dniu 16 marca 1864 roku Rudowski powziąwszy wiadomość, że oddział kozaków kubańskich pułkownika Kulgaczewa pod dowództwem jego zastępcy podpułkownika Zankisowa, zatrzyma się na nocleg w Bliżynie, ściągnął pośpiesznie w ten rejon batalion Bezkiszkina i przygotował zasadzkę. Nocą, gdy kozacy posnęli, jedna kompania piechoty pod dowództwem kapitana Berezy (lub kapitana Rząśnickiego) i część jazdy Rudowskiego pod dowództwem porucznika Minaty, zaatakowała karczmę i stajnie, podpalając je. Natomiast trzy kompanie piechoty z Rudowskim, Bezkiszkinem i kapitanem Władysławem Ciepłym uderzyły na pałac Wielogłowskiego, gdzie nocował Zankisow, który jednak zaalarmowany pożarem zdołał zbiec ze stacjonującym przy nim wojskiem. Największe straty ponieśli Moskale obozujący w karczmie i stajniach. Zginęło ich około 50, a rannych było 20. Pochwycono również 32 konie. Straty własne wyniosły 2 zabitych i 4 rannych. Ale była to już ostatnia pomyślna nowina ze świętokrzyskiego. Generał Bosak wymykając się obławom zastawianym na niego przez różne partyzanckie oddziały moskiewskie, dotarł w okolice Cisowa dopiero 10 marca, gdzie zastał jeszcze około 800 ludzi pod dowództwem majora . Nie tracąc jeszcze nadziei na podtrzymanie powstania, mianował dowódcą dywizji sandomierskiej podpułkownika Jana Markowskiego, a dywizji krakowskiej pułkownika Karola Kalitę-Rębajłę i udał się ku Wiśle do oddziału majora Andrzeja Denisewicza. Z tym oddziałem stoczył swoją ostatnią potyczkę w dniu 21 marca pod Maruszową z dwoma kolumnami partyzanckich oddziałów moskiewskich Tytowicza i Assjewa, które zawzięcie go tropiły. Po wymknięciu się z obławy Denisewicz udał się ku Iłży, natomiast Bosak schronił się w klasztorze w Solcu nad Wisłą i stąd próbował zarządzać powstaniem. Jednak nagromadzone w świętokrzyskim hordy moskiewskie, systematycznie rozbijały kolejne powstańcze oddziały. 9 kwietnia rosyjska kolumna, którą dowodził podpułkownik Zagriażski, przeczesując lasy pod Klinami? (Klonowem?) w powiecie opoczyńskim natknęła się na obóz 2 batalionu Pułku Opoczyńskiego w liczbie 60 ludzi pod dowództwem Waltera, całkowicie go rozbijając. Wzięto do niewoli 42 powstańców, byli tez i zabici. Następnego dnia Rudowski otrzymał od generała Bosaka rozkaz, aby przybył na naradę z nim do Sienna za Iłżą. Jadąc tam z trzema ludźmi obstawy został w czasie odpoczynku pojmany przez kozaków. Tylko dzięki własnej sile, zarówno fizycznej jak i moralnej, udało mu się oswobodzić z więzów, zbiec do lasu i powrócić do swojego oddziału. Generał Bosak, po otrzymaniu wiadomości o pojmaniu w nocy z 11 na 12 kwietnia przez Moskali w Warszawie Romualda Traugutta, opuszcza 15 kwietnia klasztor w Solcu i dzięki patriotycznej postawie kilku obywateli dociera w okolice Sandomierza. Tutaj w dniu 19 kwietnia, nocą, dzięki pomocy, jak sam to opisuje czterech szlachciców i sześciu włościan, mimo obstawienia granicy przez Moskali, zostaje przewieziony do zaboru austriackiego i udaje się do Krakowa. Los powstania jest już przypieczętowany. W dniu 19 kwietnia w lasach radkowickich moskiewski major Bergman roznosi resztki 3 batalionu Pułku Opoczyńskiego pod przywództwem majora Józefa Szemiota*. Ginie sam dowódca wraz z czterema oficerami. 27 kwietnia, w jakiejś leśniczówce pod Kielcami, mimo zaciętej obrony z dwóch pistoletów, zostaje pojmany przez kozaków Zankisowa major Mateusz Bezkiszkin, dowódca 1 kadrowego batalionu Pułku Opoczyńskiego. Osadzony początkowo w kieleckim więzieniu, na rozkaz generała Czengeriego, jako były oficer armii rosyjskiej, zostaje przewieziony do Radomia, gdzie polowy sąd wojskowy skazuje go 16 maja 1864 na karę śmierci przez rozstrzelanie. Jednak już po wydaniu wyroku, w odpowiedzi na zarzucane mu czyny przeciwko Imperium Rosyjskiemu, Bezkiszkin stwierdził, że jako zrodzony z matki Polki, czuł się zobowiązanym do pomszczenia krzywd jej synów i braci. Został za to grubiańsko zelżony i obrzucony przez śledczego stekiem wyzwisk i obelg urągających pamięci jego matki. Bezkiszkin uderzył więc za tę zniewagę śledczego prosto w twarz. Z zemsty zmieniono mu sposób wykonania kary śmierci z rozstrzelania na powieszenie. Wyrok wykonano publicznie 17 maja 1864 na rynku w Radomiu. Po dziś, jedynym śladem jego bohaterstwa i oddania życia za drugą ojczyznę jest tylko tablica z imionami i nazwiskami powstańców styczniowych znajdująca się na lwowskim Cmentarzu Łyczakowskim. Przebywający w Krakowie generał Hauke-Bosak próbuje jeszcze podtrzymać dogasające powstanie. Organizuje dwa konne hufce po 50 koni, z których jeden ma dotrzeć do oddziału Rudowskiego, a drugi stanowić osobistą ochronę nowo mianowanego dowódcy Pułku Radomskiego. Nominację na to stanowisko otrzymuje przyjaciel Rudowskiego, major Bronisław Gromejko, który po wyleczeniu się z ran odniesionych w bitwie pod Brzostówką w lubelskim, ma niezwłocznie wkroczyć na czele swojego oddziału do Kongresówki, dotrzeć do Rudowskiego i z nim początkowo współdziałać. Ma również dostarczyć mu 200 000 sztuk amunicji. Rozkazy te datowane na 27 i 28 kwietnia nie docierają już do Rudowskiego. Osamotniony podpułkownik Jan Rudowski, nie widząc już sensu dalszej samotnej walki z zaborcą, po porozumieniu się z cywilnymi władzami narodowymi, w dniu 4 maja 1864 roku podejmuje decyzję o rozwiązaniu swojego kilkunastoosobowego konnego oddziału. W wieku 24 lat, w stopniu podpułkownika, po 15 miesiącach spędzonych w oddziałach powstańczych, przegrany lecz nie pokonany, jako jeden z ostatnich opuszcza powiat opoczyński, by nigdy już do niego nie powrócić. Po udanej przeprawie przez Wisłę, dociera do Krakowa. Stąd, jako emigrant wyjeżdża do Francji, potem osiada na Pomorzu, gdzie administruje majątkiem. Wypadek na polowaniu, na którym postrzelił śmiertelnie gajowego Niemca, zmusza go do opuszczenia Pomorza. Wyjeżdża wtedy do Galicji, obejmując tam administrację dóbr książąt Sapiehów w Ostrowie pod Ropczycami. Umiera w maju 1905 roku i zostaje pochowany we Lwowie.
Gustaw Saski
Ur. ok. 1846 Ruda Zajączkowska. Do powstania narodowego przystąpił razem ze swoim bratem Zygmuntem. Walczył w kawalerii w oddziale Chmieleńskiego. Po przegranej bitwie pod Czarnca w dniu 24.09.1863 r, podczas ucieczki (w kierunku Secemina) wraz z czterema innymi kawalerzystami, został zarąbany przez Kozaków. Stanisław Piołun-Noyszewski (ps. Żeromskiego), w książce "Stefan Żeromski. Dom, dzieciństwo i młodość" przedstawił zachowane w pamięci rodziny tragiczne zdarzenia w Seceminie: ... śmierć 16-letniego Gucia, który wraz z bratem Ksawerym po rozbiciu oddziału Chmielińskiego w bitwie pod Rudnikami uciekał przez Secemin, odmalował Żeromski jak najwierniej. Przez obszerny, pokryty kretowiskami wygon obaj bracia, pochyleni na kulbakach, uciekali przed sotnią Kozaków. Tak samo owo nieszczęsne cielę wpadło pod nogi Guciowego rumaka, chłopiec stoczył się i w oczach oniemiałego z bólu brata posiekany został na sztuki. Szczątki poległego młodzieńca zebrali obywatele okoliczni, a matka własnoręcznie zgarnąwszy później w obrus ułożyła do trumny i pochowała na Cmentarzu Secemińskim. ... Piołun-Noyszewski popełnił pomyłkę: w oddziale powstańczym z Gustawem był jego brat Zygmunt, a nie Ksawery, który do powstania przystąpił dopiero po śmierci Gustawa. Autor opisuje bitwę jako bitwa pod Seceminem. W Księdze Zgonów parafii Secemin w dniu 26.IX.1863 r. ks. Damian Romer zapisał: ... stawili się Jakób Wiśniewski lat czterdzieści dwa i Piotr Zalejski lat czterdzieści pięć liczący, Oba Katolicy, Służący Dworscy, w Seceminie zamieszkali, i oświadczyli że w dniu onegdajszym o godzinie drugiej po południu tamże umarł Gustaw Saski Katolik, stanu wolnego, lat siedemnaście mający z wsi Rudy, Powiatu Kieleckiego pochodzący, syn Jana Saskiego Dzierżawcy Dóbr Ruda i Józefaty z Żeromskich, tamże zamieszkałych ... (akt zgonu nr 48 z r. 1863).
Jan Saski
Jan Saski h. Sas. Ur. 1810, zm. 1868. Syn Kacpra Kazimierza i Tekli Wysockiej. Powstaniec Listopadowy. Do 1852 dzierżawca Mieronic. Następnie od 1854 dzierżawca majątku Rudy Zajączkowskiej - składającego się z 13 wsi. Od 1832 wójt gminy. Kolator kościoła w Małogoszczu. Zdawał raporty władzom z działań przedpowstaniowych i powstańczych, ale czynił to na tyle umiejętnie, że nie szkodził działaniom niepodległościowym. Organizator zaplecza w Powstaniu - przygotowywał transporty, załatwiał lekarstwa, ukrywał rannych. Jest wymieniony na aktach zgonu powstańców w księgach małogoskich jako świadek. Za swoją działalność został osadzony w więzieniu w Kielcach. Na wiosnę 1864 jego dwór uległ spaleniu (prawdopodobnie w odwecie za działalność powstańczą). Kolejny pożar miał miejsce w 1867. Zmarł niedługo potem przytłoczony troskami. Jest pochowany w Małogoszczu. Był mężem Jozafaty Żeromskiej, ciotki Stefana. Został przez bratanka żony sportretowany w "Wiernej Rzece" - jako pan Rudecki - dziedzic Niezdołów. Jego trzech synów brało udział w Powstaniu: Gustaw został zasiekany pod Seceminem, Zygmunt ranny w kolano pod Pińczowem - ale niezdolny do walki wytwarzał bomby dla powstańców, Jan Ksawery przeszedł długi szlak walk. Oprócz tych dzieci miał jeszcze: Jana Kantego, Tadeusza, Józefa, Kazimierę Helenę, Kazimierza, Ludwika Teofila, Jozafata, Zofię. Jego wnukiem był m.in. Stanisław Nojszewski - powieściopisarz zamordowany Auschwitz, a prawnukiem m.in. Mieczysław Ignacy Wojciechowski, żołnierz AK
Zdzisław Leonard Józef Skarbek-Kozietulski
Zdzisław Leonard Józef Skarbek Kozietulski. Syn Władysława Skarbka Kozietulskiego herbu Habdank i Honoraty z Wierzejskich, ur. 30.3.1843 r. w Radzyniu na Podlasiu, ochrzczony w dniu 6.06.1843 r. w Międzyrzeczu, żonaty z Bronisławą Marianną z Sikorskich (córką Józefa, redaktora Gazety Polskiej i Marii z Chrzanowskich).[1] Zdzisław był zapisany w Księgach Genealogicznych Szlachty Guberni Podlaskiej w dniu 1/13 sierpnia 1850 r.[2] Według informacji zawartej w życiorysie jego bratanka Bolesława Skarbka Kozietulskiego Zdzisław wziął udział w Powstaniu Styczniowym. Zgodnie z innymi przekazem rodzinnym -pozostawionym przez Jerzego Skarbka Kozietulskiego syna bratanka Zdzisława - Zdzisław początkowo studiował razem ze swoim rodzonym bratem Karolem Skarbkiem Kozietulskim i bratem ciotecznym Karolem de Saxe w Instytucie Politechnicznym w Puławach. Stamtąd razem ze wszystkimi studentami tej uczelni wstąpili do partii powstańczej. Później studiował podobno chemię na Uniwersytecie w Heidelbergu. Zapewne ukończył Wydział Matematyczno-Fizyczny Szkoły Głównej Warszawskiej (tak wówczas nazywał się Uniwersytet Warszawski), Twierdzenie, że ukończył tę szkołę opiera się na fakcie, że w roku akademickim 1866/1867 znalazł się na liście studentów czwartego roku - ostatniego roku nauki. Nie występuje jednak w żadnym innym spisie studentów Szkoły Głównej (nie ma go na liście studentów trzeciego roku w roku akademickim 1865/1866) – spisy z owego okresu częściowo nie zachowały się. Napisał rozprawę filozoficzną pt. „O granicach pojęć ludzkich” , Warszawa 1884. Na ostatniej stronie pracy jest adnotacja, że ukończył ją w Sokołówce w lutym 1883 roku. Według Bolesława Skarbka-Kozietulskiego Zdzisław był dyrektorem cukrowni Hermanów. [4] W dokumentach rodzinnych zachowała się notatka, że był również dyrektorem cukrowni w Rudzie Guzowskiej i Sannikach. W roku 1896 Zdzisław wystąpił do Heroldii o przywrócenie jego synowi Władysławowi podwójnego nazwiska (tzn. Skarbka Kozietulskiego) uzasadniając i dokumentując, że jego dziadek Jan Chrzciciel był zapisany w Heroldii pod podwójnym nazwiskiem, do czego prawo udowodnił przedkładając dokumenty rodzinne (sprzedaży majątków od 1635 r.). Heroldia przychyliła się do jego wniosku.[5] Mniej więcej w tym samym czasie Zdzisłąw kupił dla syna Władysława majątek Kąty koło Sochaczewa, gdzie zmarł w 27 lutego 1905 r. Został pochowany w Szymanowie w grobie swego syna Zygmunta zmarłego dzieckiem.[6]
Adam Sztukowski
Uczestnik powstania styczniowego, prawnik, urodził się 23.12.1841 roku w Rudzie jako syn Jana/?/ i Katarzyny z Formusów. Uczył się w gimnazjum w Suwałkach. Brak bliższych informacji o przebiegu służby w wypadkach 1863 roku. Po ukończeniu Uniwersytetu Petersburskiego na wydziale prawa otrzymał posadę asesora w sądzie policji poprawczej w Piotrkowie, skąd po półrocznym urzędowaniu przeniesiony został na analogiczne stanowisko w Warszawie. W 1876 roku otrzymał awans na sędziego sądu kryminalnego. Adam Sztukowski poza pracą zawodową zajmował się literatura prawniczą. Opublikował szereg artykułów w Gazecie Sądowej Warszawskiej, w której przez wiele lat zasiadał w komitecie redakcyjnym. W 1888 roku miał odczyt p.t. Badanie świadków, który zyskał szereg przychylnych ocen w środowisku prawników. Adam Sztukowski zmarł 1.03.1899 roku i pochowany została na Powązkach w kw. 24. Jak napisano o nim w nekrologu Sędzia Sztukowski był bez zaprzeczenia dobrym urzędnikiem, lecz i zarazem i człowiekiem w całym tego słowa znaczeniu, i dlatego cieszył się u wszystkich wielkim szacunkiem i poważaniem. Z małżeństwa Zofią z Miszewskich/ Wiszniewskich ?/ mieli syn Tadeusza, zmarłego 24.06.1895 roku. W 1919 roku Adam Sztukowski pośmiertnie został zweryfikowany jako weteran powstania styczniowego pod numerem porządkowym 2253/1920. Pensję weterańską pobierała wdowa Zofia, która zmarła 20.09.1931 roku i pochowana została na Powązkach obok męża i syna.
Strona z 5 < Poprzednia Następna >