Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2015
Strona z 51 < Poprzednia Następna >
Jan Kałuski
Liszki, 4 października [1884]. Dziś odbył się pogrzeb śp. Jana Kałuskiego, nauczyciela ludowego w Rącznej, którego życie pełne niewynagrodzonej ofiary zasługuje na kilka słów wspomnienia. Młodym chłopcem, w smutnej pamięci 1846 roku, został na rozkaz ówczesnego tarnowskiego starosty Breidla porwany z VI klasy gimnazyalnej i ubrany mówiąc ówczesnym stylem w kamasze. W wojsku mimo wykształcenia prosty żołnierz, jako politisch verduchtig znosząc niezliczone szykany i maltreacye, dosłużył się przez długie lat 10 zaledwiestopnia kaprala. Dopiero w bitwie pod Solferynem mianowany został porucznikiem, a następnie nadporucznikiem. Nie długo się cieszył tak krwawo zdobytym stanowiskiem. Nadszedł rok 1863 a śp. J. Kałuski, w którym lat tyle ciężkiej i dodajmy ówczesnej służby wojskowej, zabijającej nietylko wszelkie uczucia patriotyzmu, ale wprost ducha, nie wytępiły miłości ojczyzny - porzuca wszystko i spieszy za kordon, by stanąć w szeregach walczącej za wolność braci. Moskiewskie kule oszczędziły mu życia z upadkiem więc powstania wraca pozbawiony wszelkich środków utrzymania, poraniony, chory, by się ukryć w domu przyjaciela p. Skirlińskiego w Liszkach. Za jego radą i pomocą otrzymał skromną posadę nauczyciela ludowego w Rącznej, na której do śmierci pracował. Umarł nagle 2 b. m. w domu p. Skirlińskiego w Śmierdzącej [dzisiejszym Kryspinowie, który do 1897 roku nosił taką nazwę - wyjaśnienie P.K.] dokąd czując się zupełnie zdrowym przed paru godzinami z Rącznej piechotą przyszedł. Śmierć lekka była mu jedyną nagrodą za życie pełne bólu i trudów. Pogrzeb jego był wymownym dowodem jaką sympatyą się cieszył, zarówno u ludu licznie zgromadzonego na cmentarzu, jak równie miejscowej inteligencyi i nauczycieli okolicznych, którzy wszyscy na oddanie ostatniej przysługi towarzyszowi do Liszek przybyli. Mowa wypowiedziana nad grobem w imeniu kolegów przez p. nauczyciela ze Zwierzyńca do łez obecnych wzruszyła. Ziemia zakryła znowu jedną ofiarę wielkiej miłości, niechaj dobremu synowi lekką będzie.
Władysław Kardoliński
Urodził się w Kcyni, w W. Księstwie Poznańskiem, dnia 28 marca 1826 r. z ojca Piotra i matki Antoniny z Trampczyńskich. Do gimnazyum uczęszczał w Lesznie i Trzemesznie. Ukończywszy nauki szkolne, poświęcił się z całym zapałem już od pierwszej swojej młodości ulubionej agronomii. W r. 1848 stanął w szeregach walczących i odznaczył się nieustraszoną walecznością, a" odpokutowawszy swój patryotyzm w więzieniu, dokończył przerwane studya. W r. 1852 połączył się węzłem małżeńskim z Teofilą, córką Józefa i Józefy z Koszutskich, Tokarską, i zamieszkał w Lączynie, w pow. kartuzkim, W ( wiosce posagowej swojej żony. Tutaj nie zamknął się w ciasnem kółku swoich osobistych interesów i zabiegów, lecz poczuwając się do pełnienia obowiązków obywatelskich, zakreślał coraz szersze pole dzia łania i swoją uprzejmością i jasnym na bieżące sprawy poglądem zjednał sobie wkrótce wielu przyjaciół. Lecz jako ziemianin nie widząc odpowiednich swojej mozolnej pracy owoców i doznawszy niejednego smutnego zawodu, przeniósł się ś. p. Władysław na Ukrainę w nadziei, żc tam z lepszym skutkiem będzie mógł pracować. Z początku zaczęło mu się szczęście uśmiechać. To też z silną wolą i oględnością przystąpił do wykonania swoich przedsięwzięć i zamysłów. Lecz znowu nastąpiła nagła i niespodziewana przerwa w jego działaniu. Na pierwszą wiadomość o krwawych wypadkach w Warszawie r. 1863 opuścił żonę i troje małych dzieci, stanął na czele organizacyi powstania na Ukrainie i rozbudził wielki zapał dla sprawy narodowej. Lecz pojmany przez Moskali, wywieziony został w maju 1863 r. do twierdzy kijowskiej, w której kazamatach 3 lata przesiadując i cierpiąc, przemyśliwał nad sposobem, jakimby tak swoich towarzyszy jak siebie z twardej niewoli wyswobodzić. W porozumieniu więc z swoimi najwierniejszymi przyjaciółmi, których sobie swoją otwartością i łagodnem usposobieniem zjednał, kopał dni i noce znany tunel twierdzy, którym to otworem najbardziej skompromitowani w powstaniu życie swoje ucieczką ocalić mieli. Mimo czujności straży, mimo braku odpowiednich do tego trudnego dzieła narzędzi i wielu innych nieprzewidzianych przeszkód, do konali tego mozolnego planu i 5 więźniów stanu, których niechybna śmierć nazajutrz czekała, w samą porę i szczęśliwie wydostało się na wolność. Następnej nocy miał i ś. p. Władysław' tym samym pod kopem szczęścia próbować. Lecz los zawistny w niwecz obrócił zamiar jego. Nazajutrz bowiem po ucieczce 5 skazańców' odkryto, zamurowano i liczną strażą otoczono tunel, a pozostałych więźniów przepro wadzono do innej baszty i osadzono w r tak zwanych „celach sekretnych 14 , gdzie wilgotne i cuchnące powietrze mocno nadwyrężyły jego zdrowie. „Początkowo skazany został na „katorgi 44 w dalekim Sybirze. Tylko, rozgałęzione stosunki nieboszczyka z osobami wpływowemi i po święcenie ostatniego prawie mienia, zdołały pierwszy wyrok zamienić i złagodzić na „posielenie“ do jenisejskiej gubernii, gdzie ś. p. Włady sław 4 lata spędził i dopiero 1870 r. na mocy amnestyi, skutkiem nie ustannych starań rodziny i reklamacyi rządu pruskiego, osłabiony cieleśnie i materyalnie zrujnowany, do Księstwa Poznańskiego powrócił. Tutaj mimo usilnych zabiegów nie znalazłszy odpowiedniego sobie stanowiska, udał się do większą swobodą polityczną i życzliwością dla Polaków cieszącej się Galicyi, a ufając swoim zdolnościom i w twardych warunkach życia nabytemu doświadczeniu, począł na nowo pracować na chleb, rzucając się na rozmaite przedsiębiorstwa. I tak w roku 1873 kupił od miasta Beli na Spiżu we Węgrzech kopalnie tatrzańskich ka mieni młyńskich; później odkrył on tamże olbrzymie pokłady kwarcu i cementu, urządził fabrykę na obszerną skalę tak dalece, iż zakłady jego tworzyły osadę, którą miasto Bela na zgromadzeniu swoich reprezentantów w uznaniu ś. p. Władysława zasług około podniesienia przemysłu górniczego w Tatrach, uchwaliło nazwać „Kardolin“. „Przedsiębiorstwo to, z wielkim trudem i mozołem podjęte, acz kolwiek bardzo korzystne, nie mogło się jednak należycie rozwinąć dla braku znacznych nakładów. To też ś. p. Władysław, zniechęcony nie powodzeniem i ustawicznemi trudnościami, pozbył się za bezcen prawie z wytężeniem sił swoich rozpoczętego dzieła i powrócił znowu do agronomii. Objął pełnomocnictwo w dobrach Kluwinieckich, własności państwa Boguckich, na Podolu Galicyjskiem. Prawością charakteru, wielką znajomością rzeczy i niestrudzoną pracą zjednał sobie nieograniczone zaufanie i wielki szacunek państwa Boguckich, którzy uznając piękne przy mioty jego serca i umysłu i niejedną smutną chwilę mu osładzając, otaczali go jak najczulszą troskliwością. Żywot swój przeplatany cierpieniami za dobro kraju nieszczęśliwego, smutkiem po doznanych bolesnych stratach i zawodach, zakończył 7 kwietnia 1886 r. w Kluwiiicach, przeżywszy lat 60. W zapiskach jego z czasu pobytu na Sybirze roku 1867 znaleźliśmy wiersze pełne bardzo rzewnej tęsknoty za Polską, której wolności doczekać pragnął i tą nadzieją żył aż do ostatniej chwili.“ („Gazeta Toruńska 44 nr. 114 z r. 1886).
Izydor Karlsbad
Bp. Izydor Karlsbad. Wczoraj zmarł w naszem mieście (Lwowie, przyp. GP) uczestnik powstania narodowego b.p. Izydor Karlsbad. Był to szlachetny typ żyda-Polaka, który szczerze czuł się synem tej ziemi, na' której wyrósł i która przygarnęła go do swego łona. Żarliwy patriota dał uczuciom swoim wyraz, chwytając oręż, gdy Ojczyzna porwała się do rozpaczliwego odparcia przemocy. Polskość swą stwierdzał też dowodnie na każdym kroku, stwierdzał ją życiem całem, nieskalanem i w pracy pożytecznej strawionem. B. p. Karlsbad był Warszawianinem z rodu. Przyszedł na świat w r. 1844, liczył więc 72 lat w chwili zgonu. Jako młodzieniec, porwany gorączką czynu w przeczuciu wielkich zdarzeń, odbył studia wojskowe w Genui i Cuneo, a tak się przysposobiwszy, wstąpił jako zwykły żołnierz w szeregi powstańcze. Działalnością swą i zapałem, dawał Piękny przykład męstwa. Walczył na przemian pod wodzą Langiewicza, Czachowskiego. Chmielińskiego i Bosaka. Brał udział w bitwach pod Chrobrza, Grochowiskami, Grabowem, Stefankowem, Borją, Rzeczniowem, Rusinowem, Ratajami, Bliznem, Rudnikami, Iłżą, Obiechowem i Opatowem. W Litwie pod Opatowem został ranny. Po powstaniu osiadł w Galicji i wstąpił do Banku hipotecznego, tu lata długie pracując, doszedł w końcu stanowisko szefa jednego z oddziału bankowych. Człowiek niezmiernie cichy, pracowity, uczynny, gorliwie pełnił obowiązki obywatelskie, a w pracy zawodowej był wzorem sumienności. Powszechnym otoczony szacunkiem w wieńcu zasług odszedł z tej ziemi, której wiernym i dobrym był synem. Cześć jego pamięci!
Herszlik Kasztan
Jak Herszlik walczył o Polską. Żyd-staruszek brał czynny udział w powstaniu 1863 roku, jako dowódca oddziału kawalerji — Wielokrotnie ranny, nagradzany odznakami i medalami, utrzymywany jest obecnie przez chłopów okolicznych. Rozmowa żyda patrjoty z Marsz. Piłsudskim Herszlik Kasztan dowódca oddziału powstańców w r. 1863-im. Bohaterskie dzieje walk o niepodległość w roku 1863 stanowią jedną z najpiękniejszych kart w historji Polski. Powstanie nie ogarnęło wówczas całego kraju. Bojownicy o wolność napotykali na każdym kroku przeszkody, zmuszeni walczyć z wielokrotnie silniejszym nieprzyjacielem. Bez środków pieniężnych, niedostatecznie zaopatrzeni w broń, dokazywali wówczas cudów męstwa i waleczności. Niewielu pozostało przy życiu uczestników powstania 63 roku. Z pietyzmem i czcią spoglądamy dziś na tych starców w granatowych mundurach, którzy doczekali się ziszczenia ich marzeń. Ale wiele faktów pozostało dotąd niezbadanych. Wiele aktów pięknych zaginęło w okresie niewoli i nigdy już chyba nie wypłyną i nie uzupełnią historji. Tylko od czasu do czasu przypadek pozwala natknąć się na wspaniałe pamiątki z owych czasów. We wsi Krzeczów pod Wieluniem zamieszkiwał na dwóch morgach gruntu wiekowy staruszek — żyd staruszek — żyd Herszlik Kasztan, 95-letnI starzec od dłuższego już czasu cierpiał głód i nędzę. Chłopi, którzy otaczali go wielkim szacunkiem, opowiadali, jadąc do miasta, o tym starcu, który niegdyś był wielkim panem i właścicielem wielkiego majątku. Opowiadali również dziwne historie o jego przeszłości. Wieść szła dalej i oto w ubiegłym roku radca Grigoliński z Częstochowy, do którego dotarły te opowiadania, zainteresował się niemi tak dalece, że osobiście udał się do Krzeczowa i tam na miejscu stwierdził rzecz, napozór nieprawdopodobną. Starzec, który po dzień dzisiejszy nosi chałat i tradycyjną czapeczkę na głowie, okazał się jednym z powstańców 63 roku, nawet więcej, okazał się jednym z dowódców oddziałów powstańczych. Brzmiało to zgoła fantastycznie, gdy jednak zbadano dokumenty i odznaki, które posiadał p. Kasztan, gdy przesłuchano kilku wiekowych chłopów z tej wsi, okazało się, że historja jest prawdziwa.. Herszlik Kasztan, w 1863 roku, ożywiony gorącem uczuciem patrjotycznem zaciągnął się do oddziału powstańczego, dokazał cudów waleczności w czasie bojów o niepodległość, zaawansowany został przez Orłowskiego i Taczanowskiego, którzy w owym czasie dowodzili oddziałami powstańczei w Kieleckiem do stopnia oficera, a później do stopnia zastępcy komendanta oddziału kawalerji w sile 28S koni, przebył całą kampanię tego historycznego 63 roku. Kilkakrotnie ranny, kilkakrotnie odznaczany. po upadku powstania salwował się ucieczką zagranicę, a gdy po kilku latach udało mu się powrócić, włożył znów swój stary strój i żył spokojnie przez wiele lat nie ulegając się o zaszczyty, o tytuły i honory. Nie opowiadał nikomu o swei przeszłości, nie interesował się tem, że weterani otrzymują rentę, która pozwala im żyć w spokoju, sam cierpiąc wielką nędzę i żyjąc z datków, które otrzymywał od okolicznych chłopów. Radca Grigoliński natychmiast przesłał jego dokumenty do Warszawy. Wywołały one wielkie wrażenie. Kasztana sprowadzono do Warszawy, umieszczono go w hotelu sejmowym, zainteresowano się nim, pchnięto w ruch wszystkie sprężyny i ostatecznie zdecydowano, iż w całej pełni zasługuje na przyznanie mu praw weterana 63 roku, na przyznanie mu stopnia oficerskiego i renty wetęrańsklej za wszystkie lata, od chwili niepodległości Polski. P. Herszlik Kasztan w tych dniach przybył do Łodzi. Przyjechał tu w pewnej swej sprawie i zbiegiem okoliczności trafił do naszej redakcji. Siwiuteńki jak gołąbek, pięknie mówi po polsku, z chłopska. Na zapytania opowiada wiele ze swej przeszłości, nie zdając sobie zupełnie sprawy, dlaczego nagle tak się nim zainteresowano i co w tem nadzwyczajnego, że brał udział w powstaniu narodowem. 69 lat upłynęło od tych pamiętnych chwil, a 95-letni Herszlik Kasztan opowiada te dzieje tak dokładnie, jakby się to działo dopiero wczoraj. Rzetki jest jeszcze, mimo podeszłego wieku, pamięta dokładnie wszystkie potyczki, w których brał udział, wszystkich kolegów z powstania. I rzecz charakterystyczna dla starca — pamiętając tak dokładnie nazwiska z owych czasów, zapomina łatwo nazwisk z czasów dzisiejszych. Gdy go zabrano do Warszawy, m. in. zaprowadzono go również do Belwederu, gdzie długo rozmawiał z Marszałkiem Piłsudskim, opowiadając o tem, jak żyd dowodził oddziałem kawalerji w powstaniu, jak bił kozaków. Wiedział z kim rozmawia. A gdy nam dziś o tem opowiada, nie pamięta już nazwiska swego rozmówcy. — Ten nasz, największy, z wąsami... — tak określa Marszalka Piłsudskiego. Płynie piękna opowieść z ust tego wiekowego starca, trzymającego się tak godnie, z taką powagą. Minione dzieje wstają, jak żywe. — Urodziłem się we wsi Krzeczów, w powiecie wieluńskim, tam, gdzie mieszkam po dzień dzisiejszy. Ojciec mój, Aron, był bogatym człowiekiem, posiadał dwa młyny, papiernię i niewielki folwark, Broników. Dobrze mi było wtenczas. Gdy miałem lat 26 zaczęło się powstanie. Trzeba było walczyć z moskalami. Poszedłem. Ojciec mi nie pozwalał, bał się o mnie, ale ja bardzo kochałem Polskę. — Walczyłem początkowo pod Orłowskim, a później pod Taczanowskim. Pierwszy mój wielki bój był pod Parzymiechami. Tam zostałem ranny piką kozacką w rękę i w głowę. Ale mimo to walczyłem dalej. Napiłem się tylko okowity, bardzo lubialem okowitę. I własnoręcznie posłałem 5 kozaków na tamten świat. Generał Orłówski dał mi wówczas medal. Później była wielka bitwa w Lututowskim lesie. Zostaliśmy okrążeni przez kozaków. Orłowski lubiał mnie bardzo i pamiętam, jak dziś, powiedział do mnie: — Zginęlismy, Herszko, co ? Wówczas wpadłem na pomysł. Poradziłem, by rozpalono wielkie ognisko, a sam, znając dobrze te strony, pod osłoną nocy wyprowadziłem cały oddział. Kozacy zmyleni ogniskiem, rozpoczęli atak. Rozpoczęli go z dwóch przeciwległych stron i w ten sposób wytrzebili się wzajemnie. Za ten manewr dostałem drugi medal i awans na oficera. A później walczyliśmy w Popowie za Wieluniem, w Dąbrowie pod Wieluniem. Pod Krzeszowicami, a byłem już wówczas komendantem oddziału w sile 288 koni, ocaliłem życie jednemu księdzu. Znęcali się nad nim kozacy, ponieważ udzielił gościny powstańcom. Rozbiłem oddział kozacki, wziąłem księdza na swego konia i umieściłem go u chłopa w Krzeszowicach, Stanisława Orszulskiego. Ten to Orszulskl żyje jeszcze. I teraz pod przysięgą w kościele zeznawał, że to prawda, i że mnie zna, i ze byłem w powstaniu i przywiozłem do niego rannego księdza. Jak się ten ksiądz nazywał — nie wiem* Po powstaniu uciekłem zagranicę. Tam zachorowałem poważnie. Zaopiekował się mną pewien lekarz, który wystarał mi się o zaświadczenie, że od 5 lat przebywałem w Berlinie. Z tem zaświadczeniem odważyłem się wrócić. Następnego dnia po powrocie zaaresztowali mnie żandarmi, ale zaświadczenie uratowało mi życie. Moje papiery i medale schowałem w garnku, który zakopałem w polu. Teraz to wszystko już jest w Warszawie. W czasie wojny sprzedałem cały swój majątek, chciałem kupić wielkie gospodarstwo, 30 włók, by gospodarować na roli. Sprzedałem wszystko za 150-000 rubli, pozostawiając sobie tylko dwie morgi, na pamiątkę po ojcu. Ale po wojnie już nic nie zdążyłem kupić. I te 150.000 rubli mam do dnia dzisiejszego w swym kuferku. Już to nic nie jest warte- I tak żyłem z tego, co mi dobrzy ludzie dawali. Gdy mnie w zeszłym roku zabrali do Warszawy, wzięli mnie do pałacu, gdzie rozmawiałem z tym naszym, największym, z tymi wąsami... — Z Marszałkiem Piłsudskim? — podpowiadamy. — Tak, tak, z nim. Pyta mnie się o wszystko. Zapytał też, skąd miałem, ranny, tyle sił by dalej walczyć. Powiedziałem, że wypiłem trzy kwaterki okowity. — A teraz napilibyście się jeszcze, dziadku? — zapytał mnie Piłsudski. — Naturalnie — odpowiedziałem. I wówczas dali mi jeść i pić, kupili bilet na drogę powrotną i dali 30 złotych.Powiedzieli, że teraz dostanę 19 tysięcy złotych, za cały czas od powstania Polski i będę dostawał pensję aż do śmierci i że mi sprawią mundur weterana. Już pięć miesięcy od tego czasu upłynęło, ale ja czekam- Tymczasem to mi starosta z Wielunia daje od czasu do czasu na życie, póki przyjdą te pieniądze z Warszawy... Siwiuteńki, jak gołąbek, staruszek, skończył opowiadanie. Siedzi przez chwilę zadumany. Czy wspomina te dni, gdy jako młody chłopiec poszedł walczyć za Polskę? Poważnie żegna się i majestatycznym krokiem wychodzi. Żyd, dowódca oddziału powstańczego 63 roku.
Julian Kędrzycki
Podolanin, szkoły ukończył w Niemirowie, a uniwersytet w Kijowie na wydziale historyko-filologicznym w roku 1848. Gdy rząd rosyjski postanowił wprowadzić katedry języka polskiego na Litwie i Rusi przed wypadkami 1861 do 63 roku, Kędrzycki otrzymał nominację na to stanowisko w szkole niemirowskiej. Przedtem zaś i potem pracował jako nauczyciel domowy u Mazarakich na Ukrainie. Był to człowiek bardzo zdolny, wysoko wykształcony i przyjemny w towarzystwie. Pozostawił po sobie wiele utworów okolicznościowych, które starałem się zebrać, uporządkować i umieściłem bądź w pamiętnikach, bądź w aneksach do nich. W roku 1863 znalazł się w szeregach powstańczych, pomimo iż był w najwyższym stopniu krótkowidzem i w powodzenie ruchawki nie wierzył. Naturalnie iż jako krótkowidz nie mógł nikogo skrzywdzić, sam zaś został pojmany, umęczony, do cytadeli kijowskiej wtrącony i do ciężkich robót skazany. W Usolu, dokąd był przeznaczony, mieszkał czas jakiś z Mieczysławem Bardeckim, następnie z ks. Włodzimierzem Czetwertyńskim i utrzymywał się tak w Usolu, jak w Irkucku z lekcyj, dawanych dzieciom wygnańców i krajowców. Po przeniesieniu się do Rosji dłuższy czas przemieszkiwał w Spasku w gub. tambowskiej, skąd dzięki staraniom ks. Włodzimierza Czetwertyńskiego powrócił do kraju. Tu przez czas jakiś mieszkał pod jego gościnnym dachem w Milanowie, następnie u doktorowstwa Jachimowiczów w Odesie, potem u krewnych na Podolu i w zakładzie leczniczym nałęczowskim, gdzie dłuższą odbył kurację. w końcu udał się do Petersburga w celu odwiedzenia kolegi uniwersyteckiego i przyjaciela, mecenasa Borszczowa, a zachorowawszy niespodziewanie wstąpił do szpitala i tu życie zakończył, nie zdoławszy zobaczyć się z tymi, których pragnął odwiedzić.
Michał Wilhelm Elehard Kelles-Krauz
Michał Wilhelm Elehard bar. Kelles-Krauz, herbu {{Kelles-Krauz|własnego}}, ur. 18.8.1842 Wieliże, zm. 22.4.1922 Radom[6]. Syn Jana Antoniego, sędziego granicznego guberni wileńskiej i Franciszki Olechnowicz. Pochodził z rodziny inflanckiej, wykazującej swoje korzenie w XIII wieku w zamku Kelles. Pradziadek Michała był właścicielem zamków w Trojdenie i Kremonie, wójtem Dorpatu. Uczestnik powstania styczniowego 1863. Walczył w oddziale na Wołyniu. Po upadku powstania represjonowany – utracił odziedziczony majątek Mickuny (gub. koweńska) i zamieszkał wraz z matką w Lublinie. Od dnia 1 stycznia 1867 r. pracował jako archiwista, spedytor i pisarz (12 klasy) w Wołkowyskim Powiatowym Zarządzie z pensją w wysokości 300 rubli na rok. Następnie od dnia 1 czerwca 1869 r. pełnił funkcję pomocnika księgowego w Lubelskim Gubernialnym Zarządzie Akcyzy. Stamtąd przeniósł się do Radomia, gdzie od dnia 21 października 1876 r. pracował na stanowisku starszego pomocnika nadzorcy 5. Okręgu Akcyzy w Gubernii Radomskiej.[9] Członek Resursy Obywatelskiej w Radomiu. Sylwetkę Michała Kelles-*Krauza nakreślił adwokat Władysław Roguski pisząc: "" Wnuczka Julia tak wspominała swojego dziadka: ""[9] Pochowany w Radomiu, wraz z obydwoma żonami i niektórymi osobami z rodziny , kw. 3A, rz. 1, gr 13 1. Matylda Daniewska (ślub 1871), zm. 1887 Prądnik Ojcowski, siostrzenica Piotra Wysockiego. Założyła w Radomiu Szkołę Froeblowską. 2. Julia Goldsztejn Z pierwszego małżeństwa 1. Kazimierz Radosław Elehard, ur. 1872, działacz PPS 2. Jan Jakub, ur. 1873, działacz PPS, żona: Zenaida Narzykowska [5] 3. Bohdan, ur. 1875 4. Matylda, ur. 1876, mąż Wiktor Młodzianowski 5. Zofia Aniela, ur. 1877, zm. 1878 [4] 6. Stanisław Maciej, ur. 1883, lekarz, działacz PPS, senator RP, ambasador Polski w Danii, żona Maria Helena Nynkowska Z drugiego małżeństwa 7. Mariusz Elehard, ur. 1894 8. Sylwia, ur. 1895, mąż: Alojzy Jarzyński, Stanisław Dworzak "Przemysław", inspektor Komendy Głównej AK, poległ w Powstaniu Warszawskim 9. Bohdan, ur. 1901
Strona z 51 < Poprzednia Następna >