Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2015
Strona z 51 < Poprzednia Następna >
Józef Lenczewski
urodził się w 1837 r. w Grodzieńskiem we wsi Leńcach. Po ukończeniu Gimn. w Białymstoku, wszedł do Szkoły Głównej na Wydział medyczny w Warszawie, brał czynny udział od początku manifestacyj, w skutek czego został aresztowany i do Cytadeli odstawiony, po 6 tygodniach odwieziony do Grodna 1862, zostawał tam dziesięć miesięcy w więzieniu, wypuszczono go z warunkiem że mu niewolno było powracać do Warszawy. Czynny w miejscowej przedpowstańczej organizacyi wielce był użytecznym, gdy zbrojne powstanie w Grodzieńskiem się rozpoczęło', zebrał kilkudziesięciu dzielnej młodzieży i pospieszył pod dowództwo Duchińskiego, po rozbiciu którego służył w oddziale Ejtminowicza i Wróblewskiego biorąc udział we wszystkich potyczkach. Za odznaczenie się mianowany kapitanem, w początkach 1864 r. przybył na krótki czas do Galicyi, gdzie został uwięziony i internowany w jednej z twierdz w Czechach, w końcu 1864 r. zdołał się wydobyć z więzienia i przybył do Paryża, gdzie oddał się nauce stolarstwa. Słabe siły nie pozwoliły mu dłużej w tak ciężkiej pracy zostawać i po kilku miesiącach, próbował uczyć się zecerstwa w jednej z drukarń w Paryżu, lecz i tu długo nie pozostał, gdyż siły zupełnie go opuściły. Znalazłszy przytułek u sióstr miłosiernych pod Paryżem w Juvisy, po 2 tygod. zakończył życie męczeńskiego tułactwa 29 Października 1866 r. Pochowany na miejscowym cmentarzu. (Obszerniej podają Roczn. Towarz. liter, histor. w Paryżu).
Karol Eugeniusz Lewakowski
Ur. 22.3.1836 Snopków (obecnie Park Snopkowski we Lwowie), zm. 13.11.1912 Rapperswil. Syn Ignacego i Oktawii Gerard de Festenburg. Brat Alfreda, Augusta i Władysława. W 1855 uzyskał maturę we Lwowie a następnie w 1862 doktora na Uniwersytecie Jana Kazimierza na Wydziale Prawa. Jeszcze jako student praktykował w kancelarii późniejszego powstańca . Działacz Czerwonych, członek Czerwonej Ławy. Następnie działał aktywnie w organizacji. Wraz z braćmi prężnie zaangażowani w działania powstańcze. W szczególności prowadzili organizację oddziałów i zaopatrzenie w swoich dobrach snopkowskich. Zamawiali broń, ubrania (np. u ). Walczył w oddziałach Czachowskiego jako adiutant dowódcy, Borelowskiego i Żalplachty - Zapałowicza (również jako adiutant). Walczył pod Potokiem, Tyszowcami, Mołozowem i Starą Wsią. Odznaczył się w Dosłużył się stopnia kapitana. Współpracował w Stellą-Sawickim. Pod koniec 1863 wyjechał do Rumunii aby przeprowadzić inspekcję oddziału Miłkowskiego, został przedstawicielem Rządu Narodowego na Rumunię (Multany). Na początku 1864 wyjechał do Rumunii ponownie - uciekając przed procesem o organizację oddziału Krysińskiego. Pozostał tam do 1880 roku prowadząc aktywną działalność polską i pracując jako urzędnik kolei Jassy-Bukareszt. Po powrocie do kraju związał się z przemysłem naftowym prowadząc wydobycie w Słobodzie Runguskiej, Iwoniczu, Borysławiu (Schodnicy). Coraz bardziej rozszerzał działalność polityczną wiążąc się z ruchem ludowym zostając pierwszym prezesem Stronnictwa Ludowego. W 1884 został posłem do Sejmu Krajowego - mandat z przerwami z powodu konfliktu ze "stańczykami" sprawował do 1897. W 1897 odbył podróż po USA wspólnie z Zygmuntem Balickim, gdzie byli entuzjastycznie przez emigrację polską. Prowadził działalność patriotyczną także na emigracji będąc wiceprezesem Rady Muzeum Rapperswilu. Tam mieszkał pod koniec życia, nazywając swoją willę: Snopków. Żona: Maria Strap - bezdzietni. Zmarł po chorobie na skutek wypadku z rowerem. Pochowany w Rapperswilu. Był człowiekiem olbrzymiej prawości osobistej i szczerych przekonań patriotycznych, przywiązanym do ideałów dawnej demokracji polskiej. Miał żywy temperament.
Walery Lewandowski
1823-1907, syn Wawrzyńca i Jadwigi Rajewskiej. Podczas wypadków 1848r. w Rzeszowie włączył się w działalność miejscowej Rady Narodowej, następnie zbiegł na Węgry i zaciągnął się do Legionu Polskiego. Kampanię węgierską ukończył w stopniu podporucznika artylerii. Internowany w Turcji wszedł w skład sekcji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. Przebywał następnie w Londynie, Paryżu, Nancy, gdzie był wyróżniającym się działaczem niepodległościowym. 5.01.1863r. Komitet Centralny mianował Lewandowskiego naczelnikiem wojennym województwa podlaskiego w stopniu pułkownika. Pierwszą walkę stoczył o wieś Stok Lacki pod Siedlcami (23.01.1863r.). Później walczył pod Łaskarzewem (28.01.1863r.) i Siemiatyczami (7.02.1863r.). Po przegranej siemiatyckiej połączył się z oddziałem Rogińskiego i ruszył ku Białowieży, następnie powrócił na Podlasie. Bił się pod Woskrzenicami (17.02.1863r.) i Sycyną (21.02.1863r.), ruszył w Łukowskie, zajął Wojcieszków i połączył się z oddziałem ks. Stanisława Brzóski. Walczył w okolicy Sosnowicy, zajął Stanin, miał utarczkę pod Osinami, Wolą Wodyńką. Ranny pod wsią Różą (24.03.1863r.) dostał się do niewoli. Dzięki protekcji gen. Drejera, któremu Lewandowski uratował życie na Węgrzech, wyrok śmierci zamieniono na zesłanie na Syberię. Na Syberii wszedł do spisku (1866), który został rozbity, a Lewandowski osadzony w więzieniu. W 1877r. powrócił do Warszawy, gdzie znów snuł plany spisku niepodległościowego. Zmarł w Cyganach pod Kutnem w 1907r. [1]
Karol Libelt
Młodszy syn znakomitego obywatela, filozofa, pisarza i poety, nieodżałowanej pamięci dr. Karola, prezesa Koła polskiego, prezesa Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, członka Akademii Umiejętności w Krakowie, kapitana artyleryi wojsk polskich z r. 1831 i t. d. i t. d., zmarłego dnia 9 czerwca 1875 r. w Czeszewie pod Wągrowcem, i Maryi z Szumanów, urodził się w Poznaniu dnia 19 czerwca 1843 roku. Ukończywszy szkoły w Poznaniu, udał się na uniwersytet do Wrocławia, gdzie słuchał prawa. Młodzieniec wielkich zdolności i gorącego serca, rokował najpiękniejsze nadzieje i powszechnie przez swych rówieśników był kochany. Już w r. 1862 należąc do organizacyi narodowej, wraz z starszym bratem, Pantaleonem, dzisiejszym dziedzicem dóbr Zajączkowa pod Wronkami, używany był przez przebywającego podówczas w Księstwie Zygmunta Sierakowskiego (powieszonego dnia 27 czerwca 1863 r. w Wilnie) do rozmaitych misy i zagranicznych, jak do Zurichu, do Wiednia, do Francyi, do Anglii i do Sztokholmu, podczas gdy jego brat w tym samym czasie posłany był do Jeża (Zygmunta Miłkowskiego) do Mołdawii. Na hasło powstania pospieszył ś. p. Karol, rozporządziwszy i przeznaczywszy po przednio na rzecz sprawy narodowej cały zapis po matce chrzestnej, wraz z bratem i licznem gronem przyjaciół do oddziału Younga. Tu w bitwie pod Brdowem, w której Pantaleon Libelt, jako kapitan dowodził lewem skrzydłem, biegnąc do ataku, od pierwszej nie mal kuli nieprzyjacielskiej ciężko raniony, kolbami Moskali dobity został. Brata jego, kontuzyowanego kartaczem, wzięto do niewoli i odprowadzono jako jeńca najprzód do Koła, następnie do Konina, zkąd wprawdzie szczęśliwie uszedł, ale natomiast przez władze pruskie kilka krotnie był więziony. Karola pochowano w osobnej trumnie w wspólnej mogile obok 70 towarzyszów broni dnia 1 maja 1863 r. w Brdowie. Nieszczęśliwa matka, otrzymawszy wiadomość o bohaterskiej śmierci syna, rzekła te pamiętne słowa: „Gdym go żegnała, wiedziałam, że nie jest już moim, ale Ojczyzny.“ W parę też miesięcy później, nie mogąc przeboleć tej straty, umarła w Krakowie, w domu swej córki, profesorowej Łepkowskiej, dnia 16 grudnia 1863. — Pamięci syna po święcił pozostały ojciec piękny w kościele czeszewskim pomnik. Po lewej stronie bocznego wejścia wznosi się na granitowym piedestału czworograniasta kolumna z czarnego marmuru, na której stoi urna z białego marmuru. Na kolumnie wyżłobione złotemi głoskami: „ Nihil procul a Deo.“ Nad kolumną wmurowana w ścianę kościelną biała marmurowa tablica z napisem złoconym:
Kazimierz "Wszołczyk" Lipka
Syn Ignacego i Józefy. Dziedzic wsi Lipki. Mieszkaniec zaścianka Lipki Stare, być może szlachcic herbu Nałęcz. Zadenuncjowany przez szpiega został uwięziony w listopadzie lub grudniu 1863 r. w więzieniu w Sielcach. Żona: Julianna Bartosik. "W celi zastałem dwóch współlokatorów, zakwalifikowanych jak i ja do stryczka. W malutkiej, miniaturowej tej celce, zbudowanej dla jednego tylko więźnia, zamknięto nas aż trzech i nic w tym dziwnego, gdyż wszystkie cele przepełnione były, a było nas w tym czasie około dziewięciuset do tysiąca samych tylko więźni politycznych w gmachu, nie licząc więźni kryminalistów, złodziei. Było przyjętym, że pierwszy wstępujący na mieszkanie do celi zajmował owe na drągach żelaznych łóżko. Współlokatorowie moi nazywali się: Kazimierz Wsołczyk i Antoni Dobrski. Więc pierwszy z nich jako dawniejszy lokator miał w posiadaniu łóżko, ja zaś i Dobrski spaliśmy na gołej ceglanej posadzce, bez żadnej literalnie pościeli." "Wsołczyk był chłop, gospodarz spod Węgrowa, mężczyzna młody, lat trzydziestu kilku, wzrostu średniego, zdrów, barczysty. Miał żonę i czworo dzieci; był czynnym w organizacji i oskarżony był jako żandarm polski, czyli że należał do policji wykonawczej. W listopadzie czy też w grudniu 1863 roku zadenuncjowany przez szpiega, uwięziony został i przywieziony do Siedlec. Opowiedział on mi w celi o całej swej niedoli. Szpieg, który go denuncjował, aresztowany był z nim razem i oskarżony również jako żandarm. Był to jeszcze młody, kilkonastoletni chłopak. Przy indagacji Wsołczyka był zawsze obecnym i jak to u nas wówczas mówiono, „dowodził” w oczy, że Wsołczyk był żandarmem i powiesił paru szpiegów. Wsołczyk bronił się mocno, powołując się na to, że oskarżający go wiedząc, co go czeka jako żandarma, winy więc swoje zwalić chce na niego, aby siebie ocalić." "Otóż opowiadał mi Wsołczyk tak: Od czasu do czasu, to jest co parę tygodni prowadzono mnie przed audytora, który zmuszał mnie, abym się przyznał do tego, o co mnie szpieg oskarża. Zawsze odpowiadałem audytorowi, że o niczym nie wiem, do niczego nie należałem i że jestem niewinny. Aż pewnej nocy, a było to w styczniu, klucznik otworzył celę, a Dergaczow wszedłszy kazał mi się odziać i iść z sobą do komisji. Wdziałem na siebie kożuch i poszedłem za Dergaczowem. Gdym wszedł do audytorium, tam stało już kilku sołdatów, a czterech z nich z karabinami, pod ścianą leżał pęk rózeg powiązanych w miotełki. Audytor jak zwykle pyta się mnie: - Przyznaj się, Wsołczyk, żeś był żandarmem i żeś wieszał. - Jakże mogę się przyznać do czegoś - mówię - kiedym nic złego nie zrobił i o niczym nie wiem. - A więc zaraz się przyznasz - powiada i skinął na sołdatów. Ci ściągnęli ze mnie kożuch, rozesłali go na ziemi, obnażyli mnie prawie zupełnie i rozciągnęli na kożuchu. Czterech sołdatów siadło mi na ręku i na nogach, dwóch stanęło nade mną z bagnetami, a dwóch stanąwszy z obu stron zaczęli siec mnie owymi miotełkami. Od czasu do czasu audytor kazał przestać bić i pytał się, czy się przyznaję. Sołdaci, zmęczeni biciem, zmieniali się, zmieniali i miotełki na świeże, którymi mnie bili i bili. Pode mną na kożuchu stała ze krwi mej kałuża, w której leżałem. Z bólu strasznego ściąłem kożuch zębami, puściłem kożuch, krzyczałem, jęczałem, a kaci bili i bili. Zemdlałem raz, ocucono mnie i bito, zemdlałem jeszcze parę razy i znów mnie ocucono i bito. Dostałem już ze trzysta rózeg, a jednak dotąd nie przyznałem się do niczego. Nareście audytor krzyknął na sołdatów: - Komelkami jewo! Na rozkaz audytora bijący mnie sołdaci wziąwszy świeże miotełki, odwrócili je grubymi końcami i tymi skatowane, odpadające od kości ciało poczęli bić niemiłosiernie. Wtedy wytrzymać już nie mogłem. Krzyknąłem: - Stójcie, wszystko powiem. Audytor kazał zaraz przestać bić, a zwracając się do mnie, gdym wstał spod rózeg, powiedział: - Idź i przygotuj się na jutro jak do spowiedzi, abyś wszystko powiedział. Skatowany, cały krwią zbroczony, przyprowadzony do celi, położyłem się na ziemi na brzuchu, bo na plecach ani na boku położyć się nie mogłem. I tak jęcząc z bólu przeleżałem resztę nocy i dzień cały. Całe plecy od szyi aż do stóp pokryte było jednym strupem ociekającą po nim ropą. Dzień ten przeszedł spokojnie, nie wzywano mnie do komisji przed audytora. Myślałem, że zostawią mnie w spokoju, dopóki nie zagoi się cokolwiek skatowane ciało moje. Ale zawiodłem się niestety. Znów otworzyły się w nocy drzwi do celi i znów Dergaczow poprowadził mnie do komisji. Gdy wszedłem do audytorium ujrzałem znów to samo. Audytor za kratkami, kilku sołdatów i pęk rózeg pod ścianą. Audytor zwraca się do mnie i mówi: - Nu, gadaj wszystko. - Cóż - mówię - mam mówić, kiedy nie wiem o niczym. - Nu, wczora mówiłeś, że powiesz wszystko. - A boście - mówię - mnie katowali, tom z bólu sam nie wiem, com powiedział. Wtedy krzyknął na sołdatów: - Razdiewajtie jewo! Rozog! Sołdaci zdarli ze mnie kożuch i przyschłą do zranionego ciała bieliznę. Boże mój, Boże! cóż za okropna chwila! Noc głęboka, sam jeden, nikogo przy mnie z mych bliskich. Stoję otoczony dokoła okrutnymi katami. Powalono mnie znów na rozesłany na ziemi kożuch i zestrupiałe, ociekające materią me ciało zaczęli siec rózgami. Znieść już teraz tak strasznej katuszy nie mogłem. Po kilkudziesięciu jeszcze uderzeniach zerwałem się nadludzką jakąś siłą spod siedzących na mnie sołdatów i krzyknąłem: - Kazałem! Nie wieszałem sam, a kazałem powiesić! To moje powiedzenie wystarczyło dla audytora. Odprowadzono mnie do celi, gdzie dotąd siedzę, i nic nie wiem, co mnie czeka." "Oddział wojska ze skazanym przybył do wsi już wieczorem. Wsołczyka pod silną strażą, okutego na ręce i nogi umieszczono w obcym, nie zaś w jego własnym domu na nocleg. Szubienica tylko w jego własnym podwórzu stała gotowa. O całym przebiegu egzekucji opowiadał mi naoczny świadek, sąsiad Wsołczyka, którego spotkałem będąc już na Syberii. Jakaż to okropna noc była dla obojga małżonków! Żona nie wiedząc jeszcze o przybyciu do wsi męża swego patrzała nieszczęśliwa na to, jak czarne rusztowanie ustawiano w jej podwórzu i wtedy zrozumiała, że na nim odda życie jej mąż najmilszy i ojciec jej dzieci. Gdy go przywiedziono do wsi, zabrała swe dzieci, padła na ziemię opodal domu, w którym umieszczono jej męża, zwrócona twarzą ku mieszkaniu, w którym był i całą noc tam przebyła, a nieludzkie jej krzyki rozpaczy przeszywały boleścią serca mieszkańców wioski. Nazajutrz rano kozacy zegnali z okolicznych wsi sporo ludzi i ustawili wokoło szubienicy, aby patrzyli na kaźń swego brata-sąsiada, aby wiedzieli, jak karzą tych, co śmią kochać swą matkę – Ojczyznę, swą polską ziemię. Około godziny dziesiątej delikwenta przyprowadzono przed szubienicę, którą otoczono silnym kordonem wojska. Oficer odczytał skazanemu wyrok śmierci. Rozkuto go z kajdan, a ksiądz już obecny wysłuchał [je]go spowiedzi i zasilił wiatykiem na drogę wieczności, po czym skazany prosił oficera, aby mu pozwolił pożegnać się z żoną i dziećmi. Krótkie, lecz straszne, rozdzierające serca widzów było to pożegnanie. Po pożegnaniu kat przystąpił do delikwenta, ujął go pod ramię, wprowadził na szafot, włożył na niego z szarego płótna długą koszulę, związał w tyle ręce, postawił na schodkach, spuścił kaptur od koszuli na twarz, założył stryczek na szyję, wytrącił schodki spod nóg i biedny męczennik zawisł w powietrzu. Drgnął kilka razy, a po pięciu minutach męczarni zwisła mu głowa na piersi – skonał, a duch jego wzniósł się nad tę ziemię, którą za życia tak bardzo kochał. Żona widząc bezwładnie wiszące ciało męża zemdlała, dzieci wyciągając ku wiszącemu ich ojcu rączyny rzewnym zanosiły się płaczem, a lud otaczający szubienicę, padłszy na kolana, łkając głośno, modlił się za duszę zamordowanego. Naoczny świadek mi mówił, że nawet otaczający szubienicę żołnierze zwiesiwszy głowy pogrążeni stali w zadumie, a niektórym z nich łzy ukazały się na twarzach"
Jan Alfons Lippoman
, h. {{Schmelling}}, ur. 01.05.1834 Stojanka pod Kijowem[2], zm. 9.2.1900 Kraków[1]. Syn a Antoniego (służył ok. r. 1820 w ułanach rosyjskich , potem osiadł na roli. Wstawił się za swoim synem (bratem Jana Alfonsa) skazanego na śmierć za udział w powstaniu 1863). Jego dziadek pisał prace pamiętnikowe, min. pamiętnik o buncie kozackim i rzezi humańskiej[2] Pochodził z rodziny włoskiego pochodzenia (pierwotne nazwisko Lippomani), z Wenecji.Rodzina otrzymała indygenat polski [2] Osiedliła się najpierw w woj. poznańskim [1], a stamtąd przenieśli się na Ukrainę (pradziad Jana Alfonsa).[2] W 1846 jako 12 letni chłopiec wyruszył wraz z innymi powstańcami pieszo, do Galicji. W 1848 r. brał udział w powstaniu, w legii akademickiej na barykadzie we Lwowie [1][2]. Ukończył szkołę realną w Stanisławowie i wyjechał na studia rolnicze do Altenburga na Węgrzech zawsze pod przybranym nazwiskiem Jan Hamburger. Do właściwego nazwiska powrócił w 1861. Kupił wieś Pogorzyce w powiecie chrzanowskim. [2] Wice prezes rady powiatowej chrzanowskiej [1][2] W 1863 mianowany przez rząd narodowy naczelnikiem okręgowym na całą przestrzeń od Wisły po Tarnów. [2] Ofiarność na cele powstania narodowego sprawiła, że w kilka lat potem musiał sprzedać wieś Pogorzyce i przeniósł się do powiatu wielickiego. Próbował organizować szkołę wiejską, ale władze austriackie uniemożliwiały to. Przez wiele lat należał do rady powiatowej wielickiej. Jako członek komisji opracowującej nowy kataster podatku gruntowego, zszedł znaczną część Galicji Zachodniej, szacując grunta i lasy. Pracował nad rozwojem Towarzystwa oficjalistów prywatnych i został jego honorowym członkiem[1][2]. Brał czynny udział w pracach ogólnego Towarzystwa rolniczego krakowskiego, obejmującego całą Zachodnią Galicję. Założył wraz z Atanazym Bonoem Towarzystwo rolnicze okręgowe wielickie i został jego wiceprezesem. Szef biura statystycznego towarzystwa rolniczego krakowskiego dla monisterium rolniczego.[1] W 1885 r został wiceprezesem ogólnego Towarzystwa rolniczego krakowskiego, zrzekł się tej godności, gdyż osiadł w Krakowie i objął redakcję organu tego towarzystwa, czyli "Tygodnika rolniczego" redagował go przez 12 lat (od 1885 do 1897)[1][2] Profesor szkoły żeńskiej im. Baranieckiego Sodalis Maryanus. [1] Pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie pas 6, rząd wch., miejsce po lewej Miączyńskich [3] Razem z nim w jednym grobie są pochowani: - jego żona Klementyna Lippoman [3] - osoby z rodziny Bujas [3] - Józef Georgeon (1786 - 1862] [3] - Sabina Schopferowa (18-4-1901) [3] - Ludwik Zorżon (1979 - 1879) - Maryanna Georgeon (1873-1875) - Ludwika Georgeon (1802 - 1875) [3] - Marya Georgeon (1842 - 1915) - Ludwik Georgeon (1896 - 1932) - Maria Tofin [3] - Orzechowska [3] Żona Klementyna Czerwińska, h. Lubicz [2], zm. 12.04.1895 Kraków [3], pochowana razem z mężem.
Strona z 51 < Poprzednia Następna >