Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2978
Strona z 75 < Poprzednia Następna >
Bronisław Zaleski
Herbu Lubicz. Ur. 9.6.1820 Raczkiewicze[9][10], pow. słucki, zm. 3.1.1880 Mentona (Francja)[1-6]. Syn Emiliana Ignacego Franciszka i Julii Czarnockiej h. Lis u Lecieszyna. Jego ojciec był porucznikiem armii napoleońskiej, ozdobiony krzyżem Legii Honorowej i medalem pamiątkowym Wyspy św. Heleny, zaś dziad Szymon (żonaty z Marią Jeleńską z Tuczy), uczestnikiem bitwy pod Zieleńcami 1792 pod komendą Poniatowskiego, odznaczony Virtuti Militari, uczestnik kampanii włoskiej Legionów i wojny moskiewskiej Napoleona.[12] Podstawowe wykształcenie odebrał prywatnie u wuja Karola Czarnockiego w Lecieszynie pod okiem Leonarda Chodźki. Wykazywał duże zdolności rysunkowe. Studiował na Uniwersytecie w Dorpacie lecz nie ukończył uczelni. Brał udział w ruchach niepodległościowych od lat 30-tych. Trzy lata przesiedział w Wilnie w więzieniu po czym w 1841 został wysłany pod przymusem do Czernihowa. Dopiero w 1844 ukończył studia w Charkowie. od 1845 pracował w Komisji Lustracyjnej dóbr Państwa Guberni Wileńskiej. Prawd. w tym czasie zawarł związek małżeński z Dziekońską, który jednak nie zakończył się szczęśliwie. W 1846 ponownie aresztowany w Wilnie przez władze i trzymany kolejne 2 lata w klasztorze dominikańskim w Wilnie. Przebywając tam dyktował "Psalmy Przyszłości" pukając szyfrem w ścianę, a inny więzień zapisywał je w piasku rozsypanym na stole, ucząc się na pamięć strof. Skazany na zsyłkę do kompanii orenburskiej, walczył razem z m.in. Tarasem Szewczenko, do którego pisał później listy po rusińsku. W końcu ułaskawiony. W 1850-1 wziął udział w wyprawie geologicznej. Z Kazachstanu wydał potem niezwykłe akwaforty. Po powrocie zasiadał w guberni mińskiej w Komitecie do spraw włościańskich. Otrzymał Order św. Anny. Z kraju wyjechał w 1860/61. Współpracownik Hotelu Lambert, przyjaciel domu Czartoryskich. Pisarz, literat, dziennikarz, rysownik. W czasie Powstania Styczniowego oprócz aktywnej działalności agitacyjnej i dziennikarskiej pełnił funkcję agenta zakupu broni w Dreźnie, Rzymie i Paryżu. Członek i bibliotekarz Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu. Jedną z ciekawszych jego prac było dzieło "Z życia Litwinki". Jego znajduje się na cmentarzu w Montmorency pod Paryżem. Był niezwykle skromny, dobrotliwy i niezwykle szanowany przez wszystkich. Swoją postawą potrafił zjednywać sobie ludzi. Skromny zebrany fundusz 3000 franków zapisał ks. Kalince na jego prace historyczne. Rzeźbiony krucyfiks, dzieło dłuta Heleny Skirmunotwej ofiarował na Wawel. Zaś niedokończoną pracę "Biografię Adama Czartoryskiego" przekazał jego synowi Władysławowi. Zbiór 4000 książek, rysunków i sztychów (w tym np. cesarza Napoleona) przekazał do Raczkiewicz, gdzie zaginęły w czasie I Wojny Śwwiatowej[12]. Miał 8 rodzeństwa m.in. brata Karola ożenionego z Henryką Uzłowską[11], siostry Emilię, Marię, Justynę zamężną z A. Kiersnowskim, Florentynę zamężną z Janem Półjanowskim.[7]
Jan Zaleski
Urodził się na Wołyniu w Zozulińcach wsi położonej w konstantynowskim powiecie, w parę lat po upadku listopadowego powstania. Sprawa Szymona Konarskiego napełniająca patriotami więzienia, szubienice stawiane w Kijowie, męki i wygnanie nie jednego z ludzi szanowanych w rodzicielskim domu, to były pierwsze wrażenia któremi karmiła się dusza dziecięcia; przez całe też życie . gorąca miłość Polski była główną jego namiętnością. Wszedłszy do uniwersytetu w Kijowie, należał tam do nielicznego zrazu grona młodzieży, które cel narodowy za główną podstawę kształcenia się obrało, a które wzrastając ciągle, stanowczy wpływ w końcu na całą młodzież Rusi wywarło. Ukończywszy nauki medyczne w 1858 roku, osiadł jako lekarz na Wolyniu, i umiał w okolicy swojej zjednać miłość i szacunek. Wyjechawszy w rok poźniej za granicę dla dalszego kształcenia się w medycynie i zapobieżenia rozwijaniu się suchot, których zarody czuł w piersiach, wrócił stamtąd z sercem rozgrzaném nadziejami jakie budziła w imię narodowości prowadzona wojna włoska. Nastały wypadki 1861 roku, i szybko po nich rozwijająca się wewnętrzna narodowa organizacja ; oddał się Jan tym pracom wyłącznie, myśląc i marząc już tylko o przyszłej walce. Rozważniejszym co go wstrzymywać chcieli, powtarzał : "Eiada temu, kto daje Ojczyznie pół duszy" Z jego też strony było to oddanie się zupełnie bezinteresowném; chory i stan swój znający doskonale, niczego dla siebie nie chciał, nie szukał - resztki życia i sił oddając tam skąd wierzył że wyjdzie zbawienie ojczyzny. Na pierwszy odgłos wybuchu 1863 roku, choć coraz mocniej chory, pośpieszył do Krakowa, aby się jako lekarz do oddziału powstańczego zaciągnąć - siły go zawiodły, musiał pozostać w Krakowie, gdzie się stał jednym z najezynniejszych członków Rady lekarskiej. Lato całe zeszło mu na opatrywaniu rannych przybywających z pola walki. Z nadejściem jesieni choroba wzmagać się zaczęła, wyjechał więc do Konstantynopola, z wysyłanym tam wtenczas ajentem Rządu narodowego, myśląc, że spędzona na południu zima pozwoli mu na wiosnę wejść do legjonu który w księstwach naddunajskich spodziewano się sformować, przeznaczając go na Ruś. Nadzieje wszystkie zawiodły upadek sprawy, której był całą duszą oddany, strawił resztę sił. W Sierpniu 1864 roku już prawie umierający przybył do Florencji, ostatnie też tygodnie jakie tam spędził były tylko długiém boleśnem konaniem, ale duch jego prawdziwie wyanielał. Widząc zgon bliski i ze ścisłością lekarza oceniając postępy choroby, spokojnie i z uśmiechem patrzał w wieczność, coraz goręcej garnąc się do Boga. Miał koło siebie kilku przyjaciół, a dał mu Pan Bóg, że i niewieście polskie serca znalazły się przy jego łożu. Ostatnie dni były budujące dla wszystkich, pogodą, jasnością, podniesieniem religijném. Parę dni przed skonaniem opatrzony wszystkiemi sakramentami, gdy czuł już ostatnią zbliżającą się chwilę, prosił przytomnych aby głośno modlitwę za konających odmówić chcieli, i powtarzając ją za niemi, z wyrazem modlitwy na ustach ducha Bogu oddał, dnia 17 Pażdziernika 1864 roku w 31 roku życia. Należał do tych ludzi czynnych, a gotowość poświęcenia łączących z zupelném zaprzaniem się siebie, którzy czystością swego ducha opromienili ostatnie nieszczęśliwe usiłowania narodu.
Władysław Zawadzki
"[i]Kiedy więc tak chodzę sobie, przypatrując się wszystkiemu usłyszałem bolesne jęki wychodzące z jednej celi. Pytam się więc najbliższego co to znaczy? Odpowiada mi, że tutaj złożeni są ranni. Wchodzę więc tam, chcąc zobaczyć, czy nie ma kogo ze znajomych. Na ziemi celi, na słomie, leżało dwóch rannych, a obydwa w nogi; leżący z prawej strony jakiś nieznajomy mi jęczał przeraźliwie, kiedy przeciwnie, ranny leżący z prawej strony niczym bólu swego nie zdradzał. Był to porucznik Zawadzki, dowódca załogi klasztornej. Rano dnia tego porucznik Zawadzki nie przeczuwając napadu Moskali żadnych nie przedsięwziął środków ostrożności i dopiero kiedy Moskale postępowali pod klasztor, mały chłopak zobaczywszy ich w lesie przybiegł do klasztoru i ostrzegł Zawadzkiego o bliskim niebezpieczeństwie. Natychmiast wszystko co żyło w klasztorze, rzuciło się do zamykania i zatarasowywania drzwi, a porucznik Zawadzki rozstawiwszy swoich strzelców w oknach pierwszego piętra, a kosynierów na dole przy wejściach, czekał tak przygotowany zbliżania się nieprzyjaciela. Wkrótce Moskale podstąpili pod klasztor, ale obawiając się nań uderzyć, z dość dalekiej odległości dali ognia do okien. Zawadzki, któremu chodziło tylko chwilowe wstrzymanie, kazał strzelać, nie zważając, że dubeltówki nic szkodzić nieprzyjacielowi nie mogą. Był bowiem pewnym, że usłyszawszy strzały przybędziemy mu zaraz na pomoc, a z drugiej strony dawał poznać Moskalom, że klasztor przygotowany jest do obrony. I istotnie powiodło mu się wszystko najpomyślniej, bo niezadługo doczekał się naszego przybycia. Kiedy jednak po naszym przybyciu otworzono furtę klasztorną, zawadzki wyszedłszy z tejże, kulą w udo ugodzony został. (Rana porucznika Zawadzkiego spowodowała odjęcie nogi. Porucznik Zawadzki znajduje się na emigracji).[/i]" Przypis red. (Anna Borkiewicz-Celińska): .
Strona z 75 < Poprzednia Następna >