Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 162
Strona z 5 < Poprzednia Następna >
Siemaszko
Dwaj bracia Siemaszki. Synowie księdza unickiego na Ukrainie, rodzeni bracia — synowie jednej matki, wspólnej ojczyzny, obaj po wołani do piastowania i szerzenia stówa Chrystusowego — jakże wywiązali się z zadania swego kapłańskiego i z zadania, które każdy prawy syn uciemiężonego narodu z dniem urodzeniu swego przynosi z sobą? Oto jeden z nich, brat starszy, staje się męczennikiem za wiarę i naród — męczeńską koroną zdobi koniec żywota ciężkiego, pełnego prześladowania. Drugi? — O! zaprawdę na samo wspomnienie o czynach tego odstępcy, ręka drży i myśl ucieka przerażona czynami tej duszy pokalanej, tego serca, w którem nie tylko że nie było ani iskierki kapłaństwa, ale nawet litości pospolitego człowieka daremnieby tam chciał kto znaleźć. Lecz wróćmy się do starszego księdza Siemaszki, czcigodnego kapłana, którego ręce barbarzyńców w obecnem narodowem powstaniu zamordowały. Przejdziemy tu w krótkości choć w części, o ile nam wiadomy, żywot kapłana męczennika. Nie od dzisiaj toczy się walka na zabój z ciemiężycielami wolności i ducha religji katatolickiej. Za Iwana Groźnego, którego Moskale nazywali Gordyj (dumny) rozdzieliły się metropolie unicka od szyzmatyckiej. — W owych czasach zlewał właśnie Zygmunt August Litwę z Polską, kiedy wnuk Iwana Groźnego, Iwan Okrutny był założycielem tronu dla Katarzyny bez bożnej i dzikiego Mikołaja. Że umieli carowie ci być wykonawcami raz powziętej myśli, najlepszym dowodem panowanie ich w Polsce; panowanie, pod którem ulegać musiało wszystko przemocy brutalnej cara, co było tylko polskie i katolickiego wyznania, bo inaczej czekał każde go los podobny, jakiego doznał czcigodny nasz kapłan Siemaszko. Po upadku powstania w r. 1831, był już biskup Siemaszko, brat starszy, jawnym apostatą i narzędziem piekielnem cara Mikołaja ku nawracaniu unitów do szyzmy. Tak więc, brat rodzony staje się zarazem sędzią okropnym, bo nawet na krew własną się targa, skazując samowładnemi wyrokami wszystkich wytrwałych w wierze katolickiej na kary i prześladowania. Pleban Siemaszko zapytany wtedy przez rząd, czy przejdzie na szyzmę ? — trwał przy danej raz odpowiedzi, że wytrwa przy wierze katolickiej, za co zesłanym został na Sybir. Tu dopiero zaczynają się prawdziwe tortury czcigodnego kapłana Chrystusowego. Tam co roku regularnie wiedli go przed sędziów i piszczyków i zadawali mu ciągle te pytania: Czy przechodzisz na szyzmę? — Nie! była zawsze stanowcza odpowiedź. — Zostaniesz biskupem, przechodź 1 szeptali jak szatany. — Nie, za nic ja się mojej ojczyzny i wiary nie wyrzeknę, odpowiadał świątobliwy kapłan — i prze trwał tak lat dwadzieścia. Po tylu latach męki i pokus - szatańskich, pozwolono mu w końcu wrócić do kraju: z powrotem jednak wy znaczono mu miejsce pobytu w Miropolu (na Wołyniu). Chociaż w niewoli, bo i tu był prześladowany, nie mógł jednak sędziwy kapłan spokojnie zakończyć żywota. Stał się jedną ofiarą więcej w ogólnej męce narodowej. Nie zadrżał jednak przed męką, choć srebrny włos po bielił już głowę starca, znękaną tyloma treskami. Wiadome niepowodzenie w powstaniu obecnem na Wołyniu, przyspieszyło śmierć męczeńską 70-letniego kapłana. Rząd moskiewski uciekający się do niesłychanych knowań piekielnych, starał się znowu podburzyć lud ciemny i użyć go jako narzędzie do przytłumienia budzącej się wolności. Różnica wyznań była ku temu celowi je dnym z najpierwszych środków: w samej rzeczy, powiodło się tyra wysłannikom piekła w niektórych okolicach to przemocą i groźbą, to obietnicami i hojnem szafowa niem gorzałki obałamucić lud ciemny. Tym to sposobem prześladowcy wolności i ducha narodowego w ziemiach ruskich, szukając dla siebie ofiar, starali się odnieść tryumf i wykorzenić wszystko, co katolicyzmow i wierne. Po upadku Różyckiego, tłuszcze sformowane przez sprawników żądnych chrestów z popami na czele, wpadały do domów i wywlekając ofiary niewinne, mordo wały je. Ksiądz Siemaszko, którego żywot pełen zasług, i przeszłość zalecająca go do poszanowania, był naturalnie w nienawiści u popów szyzmatyckich. Nadarzyła się więc dobra sposobność do zasłużenia się carowi i nasycenia własnej nienawiści. Dnia 15. maja b. r. rozległy się głosy podpitych chłopów z popem na czele, źe ksiądz Siemaszko w Miropolu jest także buntowszczykiem, bo jest wyznania katolicko-unickiego. I zgraja kozaków ze sprawnikiem na czele obstąpiła dom sędziwego kapłana, który ku swo jej obronie wyszedł tylko z krzyżem w ręku, zdając się na opiekę Ukrzyżowanego. Poskoczył kozak z piką na bezbronnego kapłana — on podniósł krzyż w górę wzywając Boga na świadka tylu bezprawi, a pika kozacka zsunęła się nie zadawszy mu ciosu zamierzonego.— Wtedy wystąpił pop ze sprawnikiem wzywając starca, ażeby porzucił swoją wiarę i przeszedł na szyzmę, oddawszy cześć carowi, jako namiestnikowi Chrystusa. Lecz czcigodny kapłan odparł z godnością, że go żadne groźby nie zniewolą do tego. — Tu dopiero zaczęli ci okrutnicy znęcać się nad kapłanem, który z Chrystusową prawdziwie cierpliwością znosił wszelkie męki. Z pomiędzy opiłej zgrai przyskoczył nareszcie chłop i ciął go z boku w głowę — i trysnęła krew, krew męczennika za wiarę. I zaprawdę wyglądał ów starzec kapłan ze srebrnym włosem jak święty—poświęcony krwią swoją męczeńską Oprawcy nie skończyli na tem: porwano go i wykopawszy dół, żywcem go chciano pogrzebać. Tak męczony przysypywaniem ziemi, gdy już czuł, że życie ula tuje, wyrzekł jeszcze do barbarzyńców owe pamiętne słowa: "Zhynu ja, ale Polszczą bude żyty" Widząc katy ową nadludzką wytrwałość, chcieli mu zapewne znowu jaką nową mękę zadać — zaczęli więc wydobywać go z dołu; wyciągnięty jednak na świat, od dał był już czystego swego ducha Bogu. Każda taka ofiara barbarzyństwa moskiewskiego o pomstę do nieba woła, i karą tyranom grozi. Wiedzą oni to dobrze i staraj,: się kłam zadać nie jednemu morderstwu spełnionemu w cichości; lecz zbrodnia się nie ukryje, a imiona męczenników krwią zapisane w sercach narodu, muszą coraz nowych budzić mścicieli. Żywot to był cierniową koroną uwieńczony, żywot prawego syna ojczyzny. Teraz następuje żywot kata własnej ojczyzny — lecz tem boleśniej, że to był także kapłan, ale apostata.
Jan Skibicki
ur. 27. grudnia 1841 w Lubarze na Wołyniu, pracował przy gospodarstwie swego brata, Kazimierza. Gorąco organizacyą powstańczą zajmował się właściciel tej miejscowości (zdaje się hr. Dunin), on też na folwarku »Bite jezioro«, leżącym w pobliżu Lubarza stworzył główne środowisko przygotowawczej akcyi. Z Lubarza wyszedł Skibicki z Grzegorzem Michalskim, Janem Jatkiewiczem, Ludwikiem Zielińskim z wiosną i wstąpił do Jazdy Wołyńskiej, pozostającej pod dowództwem pułk. Różyckiego. Służył w trzecim szwadronie jazdy i po raz pierwszy brał udział w potyczce pod Salichą, gdzie pierwsze dwa szwadrony walczyły na prawem skrzydle i odciągnęły nieprzyjaciela z bagnistej łąki w pole a trzeci oddział, w którym pozostawał Skibicki tylko chwilowo był zaatakowany przez kozaków. W pierwszem starciu został Skibicki raniony w rękę lancą przez kozaka, mimo jednak rany tak szybko wywinął i tak silnie ugodził kozaka, iż nieżywy stoczył się na ziemię. Szybkim pochodem otaczany zewsząd przez mnogie roty moskiewskie parł oddział ku granicy w nadziei połączenia się z oddziałem gen. Wysockiego i przekroczył granicę koło Palczyniec. Opowiada Skibicki o drobnym epizodzie, jaki zdarzył się przy przejściu granicy w tej miejscowości, gdzie jeden z włościan rozbroił powstańca, stojącego na pikiecie i wydał go w ręce Moskali, którzy go odarli z ubrania i ciężko poraniwszy na miejscu pozostawili. Gdy do pikiety zbliżył się następnie oddział powstańczy i dowiedział się o zaszłym wypadku wdrożył poszukiwania za owym chłopem. Ten tymczasem dowiedziawszy się o nadejściu oddziału zaszył się w strzesze zagrody a odkryty wyrokiem skazany na śmierć, poniósł ją bezwłocznie. Po drugiej stronie kordonu zjawiła się tymczasem piechota austryacka i żandarmi, powstańcy złożyli broń, żandarmerya aresztowała cały oddział, zabrała konie a wojsko eskortowało powstańców furami do Tarnopola, gdzie osadzeni zostali w tzw. »Popowej kasarni«. W drodze wielu umknęło, niejeden zdołał zbiedz w Tarnopolu, którego ludność bardzo serdecznie witała naszych powstańców i tak materyalnie, jak i moralnie starała się ich dolę osłodzić. Furami powieziono ich dalej do Lwowa, gdzie ludność entuzyastycznie i wśród serdecznego a rzewnego nastroju zachowywała się wobec zwycięzców z pod Salichy. Koleją przewieziony został Skibicki do Ołomuńca i w więzieniu tamtejszem przesiedział około 9 miesięcy a z wiosną opuściwszy wraz z 25 towarzyszami więzienie wyjechał do Szwajcaryi. W miejscowości Grosswangen, w kantonie Luzerny, pracował na roli przez 15 lat tj. do r. 1880 zyskując uznanie władzy miejskiej za wzorowe, nienaganne zachowanie się, poczem powrócił do Galicyi i osiadł na małem gospodarstwie w Petrykowie pod Tarnopolem pojąwszy za żonę Szwajcarkę z Grosswangen.
Śnieżko
"Po kilkugodzinnym pochodzie przybył oddział w pobliże majętności p. Śnieżki, sędziwego, 80-letniego starca - a wielce kochanego i w całej okolicy poważanego obywatela. (...) Kilka celnych strzałów walecznych kozaków, pozbawiły życia wszystkich dworskich ludzi, wybiegłych na ratunek swojego kolegi. (...) W chwili gdy żołdactwo z bronią do ataku rzuciło się do pałacu, p. Śnieżko siedział w swoim fotelu oczekując ich przybycia z rzadką rezygnacją. Nie widział wprawdzie i pojąc nie mógł co to oznacza, bo lokaj wysłany na zwiady, zabity - nie wrócił z odpowiedzią, zawsze atoli mógł spodziewać się wszystkiego najgorszego. Nie zawiódł się. Żołdaki wpadłszy do pałacu, raczej wywalili niż otworzyli drzwi do jego pokoju. Sędziwa, poważna postać białego starca, pogodne czoło, wyraziste oko jasne, szlachetne rysy twarzy, przytem wąs zawiesisty i biała broda spadająca aż na piersi, w pierwszej chwili wywarły na tych dzikich niemały wpływ i wznieciły uszanowanie. Chwilę sołdaci stali zdziwieni, zawstydzeni, nie mieli odwagi ani postąpić naprzód, ani przemówić słowa. Gdy jednak jeden z świeżo do pokoju przybyłych żołdaków zawołał: wot kakaja boroda! - eto wierojatno sam pierwyj miatjeżnik - wszyscy naraz rzucili się na niego, pochwycili za brodę i ciągnęli z pokoju, a że tak bardzo wiekowy staruszek nie zdołał pospieszyć tak raźnie, do szybszych więc kroków pobudzano go kłuciem bagnetami. Nieszczęśliwy! zanim dowleczono go na ganek pałacu, otrzymawszy przeszło czterdzieści ran bagnetem, wyzionął ducha.
Franciszek Teodor Stecki
i h. , Ur. 20.10.1843 Nick, pow mławski (ob. działdowski)[8], zm. 19.8.1930 Dłutowo.[5] Syn Seweryna Ignacego (syn Jakub i Katarzyny Słuszewskiej)[9], i Katarzyna Napierskiej (nie Napieralskiej, c. Franciszka i Marianny Olszewskiej). Miał 10 rodzeństwa, z których 6 zmarło w dzieciństwie.[8][9] Ojciec był dziedzicem części w Nicku.[8][9] Kształcił się w szkole OO. Franciszkanów w Żurominie. Uczelnia była szkołą zamkniętą prowadzoną przez księży franciszkanów mieszkających w klasztorze w Żurominie i przygotowywała młodzież do seminarium duchownego. Na krótko przed wybuchem powstania Franciszek Stecki złożył egzamin dojrzałości. Jako 20 - letni młodzian opuszcza uczelnię i wraz z kilkoma przyjaciółmi melduje się w oddziale powstańczym. Trafia pod komendę Mieczkowskiego, właściciela majątku Cibórz pod Lidzbarkiem, który organizował oddziały partyzanckie przeciwko Moskalom. Stecki zostaje dowódcą oddziału kawalerii liczącego 50 ludzi. W jednej z większych bitew pomiędzy Poniatowem a Chromakowem w dniu 10 sierpnia 1863 roku - jak podaje syn powstańca - Artur Stecki, oddział Franciszka Steckiego został otoczony przeważającymi siłami wroga. Stecki wydaje rozkaz walki. W pewnej chwili dowódca oddziału spada raniony z konia, nadbiegły Kozak wymierzając kindżałem zamierza go przebić. Mimo ciężkiej rany powstaniec ostatkiem sił wytrąca mu broń z ręki i razi go śmiertelnie wystrzałem. Rozwścieczona dzicz kozacka mszcząc się zdaje młodemu dowódcy ciosy bronią sieczną i palną, tak że pada on z 32 ranami, mając min. obcięte palce u obu rąk i nos oraz wybitych 8 zębów. Jednak silny organizm powstańca wszystko przetrwał. Wkrótce musiał się ukrywać przed poszukiwaniami władz rosyjskich, groziła mu zsyłka na Sybir. Przedostał się do Brodnicy, granice przekroczył w przebraniu kobiety. Wciąż jednak ciążyła na nim odpowiedzialność "wosstanija" i widmo strasznej kary. Od tego losu ochronił go ojciec, poświęcając za okup dla syna cały niemal majątek. Mimo to był ciągle prześladowany; gdy w roku 1905 wybuchło powstanie, Franciszek Stecki organizował polskie oddziały powstańcze na terenie byłej Kongresówki. Nastąpiły nowe prześladowania i stracił on resztę majątku rodzinnego. Gdy wybiła godzina odzyskania niepodległości, patriotyczny starzec powrócił w rodzinne strony, osiedlając się w Działdowie. Pomimo sędziwego wieku pracował ofiarnie i społecznie w Towarzystwach Powstańców i Wojaków, Inwalidów Wojennych. Odrodzone władze RP przyznały zasłużonemu Polakowi swe najwyższe odznaczenia. Odznaczony Krzyżem Niepodległości z mieczami [4] Żona: Emilia Syn: Artur
Zygmunt Józef Szeliga
Artykuł | (1843-1914) Syn Szymona Szeligi i Salomei Graff Powstaniec 1863. Zanim wyruszył na pola bitew pracował w tajnych komórkach konspiracyjnej organizacji patriotycznej wspomagającej powstanie. Organizacja przemycała broń i wyposażenie w Lubelskie, przez przebiegającą niedaleko Leżajska granicę między zaborem austriackim i rosyjskim. Zygmunt i jego starszy brat Bronisław wozili meble wytworzone w warsztatach Szeligów na targ do Krzeszowa (po drugiej stronie granicy), w tym wiele toczonych nóg stołowych, wydrążonych w środku z ukrytymi w nich metalowymi częściami karabinów. Zygmunt Szeliga spisał bitwy, w których uczestniczył, oto tekst jego wspomnień: Bitwy w których brałem udział z oddziałem i Czechowskiego: 1.) Pod Miechowem, 2.) Pieskową Skałą, 3.) Skałą, 4.) Chrobrzą, 5.) Jagolnicą, 6.) Solcem Kiedyśmy się zeszli z oddziałem Łopackiego w Ciuchnówce, przeszedłem do oddziału Łopackiego i brałem udział lecz razem z oddziałem Czechowskiego: 7.) pod Stefankowem, 8.) Ostrowem, 9.) Rzeczniowem, 10.) Potoczkiem 11.) Ratajami. Po rozbiciu nas pod Ratajami przeszedłem granicę i powróciłem do domu. Wyszedłem potem pod Lelewelem i brałem udział w bitwach pod: 12.) Panasówką 13.) Batorem Po rozbiciu oddziału Lelewela zeszedłem się potenczas jeszcze z kapitanem Kalitą, który potem jako połkownik Rębajło zasłynął, lecz ja chodząc z nim spotkaliśmy się z oddziałem Kozłowskiego a że tam służył Aleksander Szeliga, brat mój, poszedłem z nim, i zostaliśmy obydwaj mianowani porucznikami i dano nam konia i wózek ażebyśmy obozy moskiewskie alarmowali i byliśmy zwani rakietnikami ponieważ alarmowaliśmy rakietami. Najsamprzód kazano nam miasto Lublin zaalarmować, co nam się szczęśliwie udało. Gdyśmy przyjechali z tamtąd już rakietniki byli rozwiązani i zniesieni. Mnie przeznaczyli do żandarmerii narodowej w randze porucznika i wysłano z kapitanem Różyckim do guberni Chełmskiej do powiatu Hrubieszowskiego. Tam my się jako oddział patrolujący do 22 go listopada i drobiazgowo ścieraliśmy się z moskalami Dnia 22 listopada przeszliśmy przez granicę koło Raszkowa a przeparci przez władze austriackie zostałem pochwycony i w więzieniu w Rzeszowie osadzony Koniec. Zygmunt Szeliga Oprócz powyższych bitew Zygmunt uczestniczył także w bitwie pod Borią koło Ćmielowa, o tym starciu pisał w jednym ze swoich listów z 1913 r. Z przytoczonych wspomnień wynika, że Zygmunt Szeliga walczył w Kieleckiem i Lubelskiem. Wyprawił się do powstania dość wcześnie, bo wyruszywszy w pole wraz z oddziałem płk Apolinarego Kurowskiego, walczył w bitwie pod Miechowem, stoczonej 17 lutego 1863 r. W oddziale płk Dionizego Czachowskiego walczył pod Skałą, gdzie rozegrały się dwie bitwy 4 marca i 23 marca, pod Chrobrzem 17 marca. W oddziale mjr Andrzeja Łopackiego walczył pod Stefankowem i Niekłaniem 22 kwietnia, pod Borią 4 maja, pod Ratajami 11 czerwca. Po tej bitwie Zygmunt Szeliga powrócił do domu i ponownie wyruszył do powstania w Lubelskie, i w oddziale płk M. Borelowskiego „Lelewela” jako sierżant 1-ej Kompanii Saperów walczył wraz z kuzynem Władysławem Szeligą pod Panasówką 3 września i pod Batorzem (gdzie zginął d-ca oddziału „Lelewel”) 7 września. Po śmierci „Lelewela” wszedł do oddziału płk Karola Kality „Rębajły”, a następnie służył pod majorem Walerym Kozłowskim jako rakietnik w randze porucznika przy alarmie Lublina. Później porucznik Żandarmerji Narodowej. Zygmunt Szeliga wracając z powstania późną jesienią 1863 r. został ujęty przez Austriaków i osadzony w więzieniu na zamku w Rzeszowie. Potem jako "element nieprawomyślny" został administracyjnie skazany na osiedlenie się w innej niż Galicja części monarchii Habsburgów.
Władysław Trąmpczyński
Śp. Władysław Trąmpczyński weteran a r.1863 zmarł nagle w domu swego siostrzeńca w Poznaniu na udar serca dnia 20 kwietnia rb. Przeżywszy lat 73. Msza św. Odprawi się w poznaniu w kościele św. Floriana w środę 23 bm. o godz. 9., we Wrześni w czwartek o godz. 10 ½, następnie pogrzeb na cmentarz wrzesiński. wspomnienie pośmiertne Ojciec śp. Władysława, Hipolit Trąmpczyński, wybitny w połowie ubiegłego wieku działacz narodowy, pierwszy w Poznańskiem leśnik-Polak z wyższym wykształceniem zawodowem, za którego podnietą i staraniem powstał Wydział leśny przy Centralnem Towarzystwie Gospodarczem, był jednym z przywódców ruchu zbrojnego u nas w roku 1846; ciężko ranny w utarczce oddziału kórnickiego na moście Chwaliszewskim w Poznaniu, został osądzony w głównym procesie moabickim na 24-letnią kaźń więzienną, z której oswobodziła go dopiero berlińska rewolucja marcowa w roku 1848. Za przykładem ojców podążyło i następne pokolenie w bój o niepodległość, rozgrywający się tym razem w drugiej dzielnicy, w Kongresówce. Śp. Władysław walczył w roku 1863 w oddziale pod wodzą szlachetnego Francuza, pułkownika Young de Blankenheima; skoro Powstanie Styczniowe wygasło, i śp. Władysław wrócił w swoje strony, pojmali go Prusacy i osadzili na Kernwerku w Poznaniu, gdzie wespół z innymi przebył długie miesiące więzienia. Opuściwszy je, oddał się kupiectwu; miał najpierw przez lat dwadzieścia i kilka skład żelaza i materjałów budowlanych w Nakle, w końcu zaś był członkiem Zarządu „Rolnika” w Wrześni, które to stanowisko opuścił dla podeszłego wieku dopiero w czasie obecnej wojny. W ciągu życia swego śp. Władysław doznawał bardzo ciężkich i bolesnych ciosów; w kilku zaledwie latach utracił wszystkie czworo swych dorosłych dzieci: dwie córki zamężne i dwóch synów, referendarjusza Zbigniewa i administratora dóbr jaktorowskich Wiesława; w tym czasie pochował także swą żonę. Mimo tych strasznych doświadczeń nie złamał się ten starzec szlachetny, lecz zachował równowagę ducha, a dziś podążył za swymi najbliższymi w zaświaty, doznawszy pod koniec dni swych doczesnych tej pociechy, że widział Ojczyznę z grobu powstającą, tę, za którą przed 56 laty niósł młode swe życie w ofierze.
Witold Turno
W ciasnych ramach czasu objęte czyny wojenne Witolda Turno, od wystąpienia jego na pole walki, aż do chwili śmierci, upływa zaledwo dni kilkanaście. A jednakże postać jego uwydatniła się na tle wydarzeń ostatniego powstania i nazwisko jego zapisanem będzie na kartach krwawego rocznika w liczbie dzielniejszych synów Polski. Witold Turno urodził się w dawnem województwie poznańskiem, z majętnych rodziców 1834 r. Rodzina jego od czasu rozbioru kraju, w każdej Wojnie o niepodległość dostarczała dowódców, tak za księstwa Warszawskiego, jak 1831 roku, był w wojsku jenerałem Turno. Witold młodszy z dwóch braci, po pierwszych przygotowawczych naukach, okazywał skłonność do zawodu wojskowego, w tym celu został wysłanym do Paryża, gdzie uczęszczał przez dwa lata na kursa szkoły politechnicznej, zamkniętej jak wiadomo dla cudzoziemców, uzyskał on ’ wyjątkowe ministerjalne pozwolenie, przez wzgląd, iż dziad jego był w służbie francuskiej. Następnie wstąpił do szkoły wojskowej pruskiej a zostawszy oficerem, pozostał w służbie linjowej czas jakiś, aby się wyrobić praktycznie w za wodzie, którym spodziewał się wspierać walkę o nie podległość ojczyzny. W ciągu tych studjów, zebrał z francuskich dzieł i ułożył „Trygonometrję prostokreślną" opatrzył ją objaśnieniami, Wykładem wag i miar systemu metrycznego. Po ukończeniu tak pomyślnem nauk wojskowych, osiadł na wsi i gospodarował w majątku od danym mu przez rodziców. W każdym zawodzie okazywał czynność i energję, z skrzętnością obiegał też skibę ojczystą, dopełniając gorliwie i sumiennie obowiązku obywatela kraju i pana włości. Krótko przed powstaniem jak we wszystkich częściach Polski, tak i w Poznańskiem, zaczęto przy wdziewać strój polski. Drobna to rzecz na pozór, jednakże nikt z przesiąkłych kosmopolityzmem nie wdzieje go na siebie, a ludzie przeciwni wszelkim ruchom w kraju z niechęcią spoglądają na czamary, jak by się lękali pod niemi bijących serc. Turno chociaż znaczniejszą część życia swego przebył za granicą, przywdział strój narodowy, poczciwa polska natura przemagała nad wszystkiem u niego i cechowała po stępowanie jego na każdym kroku. Skoro tylko do biegła wieść o powstaniu i młodzież gotowała się aby spieszyć w pomoc braciom, co podjęli tak nierówną walkę, Turno krzątał się o zebranie hufca, z którym pragnął co najprędzej dostać się za kordon graniczny. Zbiegiem rozmaitych przeszkód, wyprawa została odłożoną do ostatnich dni lutego. Naprzód wy szedł oddział tak niefortunnie prowadzony przez Garczyńskiego, który starł się z Moskalami pod Mieczownicą i Dobrosołowem, gdzie po klęsce i straszliwej rzezi rannych naszych, powrócił przez kordon pruski. Według ułożonego planu, Turno za tym pierwszym oddziałem miał poprowadzić drugi, kiedy klę ska nastąpiła, nie był jeszcze przekroczył granicy, lecz w pobliżu czekał, bawiąc w gościnie u jednego ze swych znajomych. Tu go aresztowano i chociaż nie znaleziono przy nim broni, ani nic takiego coby podejrzenie ściągnąć mogło, uwięziono go w Gnieźnie. Miejsce w którem go zamknięto z trzema innymi, było tak ciasne, iż kiedy jeden znich się ubierał, trzej inni przytuleni pod ścianą pozostać musieli, a przytem powietrze podwórzowe tak fatalne, że okna uchylić nie mogli. A jeżeli drzwi uchylili, żołnierze stojący na warcie, wymierzając nabitą broń do nich, lżyli ich trzymając tak długo na celu, dopóki się tą dziką igraszką nie nasycili. Zanoszona skarga do oficera, nie odniosła żadnego skutku, przeżyli w tern dzikiem traktowaniu przez 4 tygodnie, w niebezpie czeństwie uduszenia się złem powietrzem lub padnięcia od kuli rozpasanego żołdactwa. To nieludzkie obejście, silnie oddziałało na stan zdrowia Turny, wyszedł z więzienia posmutniały, osłabiony i z boleścią w nogach, która mu już do kuczała, aż do czasu udania się na pole walki. Ta słabość fizyczna nie osłabiła jednak dawnej energji duszy, zabrał się zaraz do przygotowania na wojen ną wyprawę, aby się złączyć z pierwszymi spieszą cymi do boju. A z głębokiem uroczystem przejęciem się spieszył do walki, nim opuścił dom rodzicielski, odbył spowiedź i przyjął komunję. W ośiemnaście dni po wyjściu z więzienia, złączył się z oddziałem stojącym w Słupcy, pod dowództwem francuza Faucheux, przy którym został szefem sztabu. Nazajutrz 29 kwietnia był w boju pod Pyzdrami, gdzie Faucheux w pierwszej godzinie walki zo stał rannym.j Turno objął po nim dowództwo i przez ośm następnych godzin, pozostał z oddziałem swoim w przedniej straży pod naczelną komendą Taczano wskiego, gdzie własną odwagą i zimną krwią, umiał utrzymać młodego żołnierza pod siłnym ogniem nie przyjacielskim. Oddział jego głównie się przyczynił dnia tego' do odniesionego zwycięztwa, a to pierwsze tak szczęśliwe wystąpienie dowódcy, zjednało mu przychylność oddziału całego. Zrozumiał też Turno stanowisko dowódcy powstańców, był surowym gdzie potrzeba, lecz w czasie marszu dzielił z żołnierzem wszelkie niewygody, jedząc z nim z jednego kotła, spoczywając na jednej słomie. Po wyruszeniu z Pyzdr, dążyły oddziały po wstańcze ku miastu Kołu, otoczone ciągle przeważnemi nieprzyjacielskiemi siłami, z których strażami częste trzeba było odbywać utarczki. W przechodzie przez Chocz, spoczywali nasi w lesie opodal drogi, przez którą przeciągnął patrol zło żony z 23 kozaków. Turno wezwał na ochotnika, i wyruszył w 5 konnych i 10 pieszych strzelców. Przecięli kozakom drogę, wpadli na nich, 3 ubili, 10 wzięli do niewoli. Z tych Turno dwóch położył własną ręką a jednego ujął. Wiadomo jak wysoko cenią osobistą odwagę towarzysze broni, to też młody dowódca po tym czynie wzrastał wysoko w szacunek w całym obozie. Po sześciu dniach marszu, stanęli nasi w Kole, zaledwie się rozłożyli, kiedy o 3 wiorsty ukazała się przednia straż moskiewska z dwoma działami. Turno rozstawił w lasku za miastem strzelców, wstrzymując przeszło godzinę natarczywość nieprzyjaciela, nie bez straty z naszej strony, gdyż poległ tutaj Kazimierz Unruh kapitan strzelców, młody prawnik, pełen pięknych przymiotów. Tymczasem nasi zdołali zniszczyć częściowo dwa mosty na Warcie, wstrzymując po za sobą Moskali, sami zaś ruszyli w dalszy pochód. Wieczorem 7 maja stanęli w borach lubstowskich, pod kolonją Ignacewo. Taczanowski miał główne dowództwo, Turno pułk strzelców liczący około 700 ludzi. Umocniono na prędce front obozu, sypanemi od domu do domu szańcami. W tej pozycji przepędzili noc, gotowi na przyjęcie walki. Nazajutrz 8 maja około godziny 12 przed południem, zagrzmiały nieprzyjacielskie działa, ukazali się kozacy i piechota, a za nimi ustawione do ataku kolumny. Nasz oddział liczył około 1200 ludzi. Lewem skrzydłem dowodził Taczanowski, prawem Tur no, środkiem Strzelecki. Moskali było przeszło 4000 i z ośmioma działami. W samym początku bitwy, Moskale przypuścili i główny atak na prawe skrzydło, lecz zostali przez Turnę szczęśliwie odparci, straciwszy dużo ludzi pod strzałami naszych. Z drugiej strony parli na lewe skrzydło, które przełamali po godzinnej walce, do wodzący nim Taczanowski został odciętym, bo go nie było widać w dalszym boju. Teraz uderzyli Moskale Całą siłą na środek i pra we skrzydło, gdzie już bój nie ustał przez półtory godziny. Nasi bronili się dzielnie, strzelając z do mów i z po za drzew i wtedy dopiero zaczęli ustę pować, nieprzyjaciel podsunął się pod domy i te zapalił. Wtenczas to poległ dzielny Strzelecki. Turno chcąc otworzyć drogę do przeboju oddziałowi pozo stawionych w rezerwie 60 strzelców, zakomenderował na bagnety. Stanąwszy na ich czele podniósł ( w prawym ręku pałasz, lecz zaledwie postąpił kilka naście kroków, kiedy został śmiertelnie w bole ugodzodzony kulą karabinową. Towarzysze unieśli ukochanego dowódcę przed dzikością moskiewską, zło żyli na wozie, który go uwiózł spiesznie do wsi Lechinia, majątku bliskich jego krewnych. Nazajutrz umarł w skutek śmiertelnej rany, dzielny dowódca strzelców i tamże pochowany został. Resztki oddziału pozostawione bez dowódcy, ze brał Działyński, lecz młody żołnierz łatwo się demoralizował każdą klęską i nie zaraz powracał do zaufania sobie samemu. Rozeszli się ludzie, broń zachowano, która się zmarnowała, jak to się działo najczęściej w takich razach.
Aleksander Waligórski
Urodzony w Krakowie 1794 roku, wcześnie zaciągnął się do wojska; w 1813 r. był podoficerem; za czasów Królestwa kongresowego oddał się naukom wojskowym i w 1822 r. został profesorem w szkole artyleryi w Warszawie. W powstaniu listopadowem otrzymał stopień kapitana artyleryi i krzyż virtuti mili tar i. Po skończonej kampanii, dostał się do Norwegii, gdzie był naczelnym inżynierem rządowym w Christianii. W czasie wojny krymskiej, prosił o urlop nie ograniczony, żeby się udać na plac boju; gdy rząd norwegski urlopu od mówił, podał się do dymisyi i na Wschód pospieszył. Był jeneralnym kwatermistrzem dywizyi jenerała Zamoyskiego, w stopniu majora; ale nie długo już kampania trwała, a po jej ukończeniu Waligórski powrócił znowu do Norwegii, gdzie miał zasługi. Dawniejszą jednak posadę swoję znalazł już przez innego zajętą; pozostały mu więc tylko przedsiębierstwa prywatne. Podjął się przekopania kanału, w celu połączenia z sobą dwóch zatok morskich, w mieście Moss, o sześć mil od Christianii; przy wykona niu jednak tego przedsięwzięcia natrafił na nieprzewidziane w pokładach miejscowych trudności, które spowodowały wielkie koszta i zupełną biednego przedsiębiercy ruinę. Opuścił powtórnie Norwegią, zostawiwszy tam pamiątkę po sobie: mapę geograficzną tego kraju, do dziś dnia poczytywaną za najlepszą. W tym czasie stracił żonę. Znalazłszy się we Francyi, wezwanym został 1862 r. na profesora matematyki do szkoły wojskowej polskiej w Cuneo, zostającej wtenczas pod zarządem jenerała Wysockiego. Na pierwszą wieść o powstaniu 22 stycznia 1863 r. pospieszył z 15-letnim synem do Krakowa, i z młodzieńczą energią organizował oddziały w obozie Langiewicza. Mianowany przez rząd narodowy pułkownikiem i jenerałem, po wejściu Langiewicza do Galicyi, przyłączył się do oddziału Jeziorańskiego, udającego się w Lubelskie. Pod Kobylanką, dnia 6 maja 1863 roku złożył dowód wielkiego serca; kiedy swój oddział miał powtórnie prowadzić do ataku, przyniesiono mu wiadomość o śmierci młodziutkiego syna. Na tę wieść zalał się łzami, ale po chwili: „to nie miejsce, rzeki, na takie raporta; pierwej byłem Polakiem niż ojcemi zwracając się do podwładnych silnym głosem zawołał: „baczność! naprzód!“ i kolumnę swoję w ogień poprowadził. Jego energii, zdrowym radom, i uległości wodzowi, której przykład wszystkim dawał, przypisują głównie świetny rezultat tej potyczki. Kiedy Jeziorański przez wojska rosyjskie wpartym został do Galicyi, wtenczas Waligórski raz jeszcze, dla organizowania nowych oddziałów w Lubelskie się udał, i jeden z ostatnich pomiędzy walczącymi kraj opuścił. Wróciwszy do Paryża, zamieszkał na Batignolach i utrzymywał się z rysowania map dla francuzkiego towarzystwa geograficznego. W czasie oblężenia Paryża przez Prusaków, zaciągnął się do gwardyi narodowej paryzkiej jako prosty żołnierz, i całą służbę pełnił. Po zawarciu pokoju ciężko na reumatyzm zapadł i czas rządów komuny w łóżku przeleżał; pomimo to, wśród roznamiętnie- nia tej chwili, za winy innych rodaków do odpowiedzialności pociągnięty, osm miesięcy na pontonach w Cherburgu przebył, zkąd go sąd jako zupełnie niewinnego uwolnił. Próba jednak była zbyt ciężką; wrócił do Paryża zgrzybiałym starcem. Ośm dni spędził w szpitalu św. Ludwika, zkąd do Domu św. Kazimierza przeniesiony, tamże po trzech dniach, na ręku jenerała Wysockiego Bogu ducha oddał, dnia 19 lipca 1873 roku. Pochowany na cmentarzu Ivry. Do grobu odprowadziły go dzieci polskie w Zakładzie tym wychowywane, Siostry Miłosierdzia i garstka braci tułaczy.
Tomasz Wierzbicki
Tomasz Wincenty Maria Wierzbicki, h. Nieczuja. Ur. 5.4.1827 Suchodoły, zm. 2.6.1896 Paryż. Syn Antoniego i Teresy baronówny Błażowskiej. Po ojcu gospodarował w majątku Suchodoły, który został mu skonfiskowany. Dziedzic wsi Turka pod Lublinem. W 1848 walczył w Powstaniu Węgierskim jako adiutant . Uzyskał awans do stopnia majora. Następnie przebywał w Turcji. Walczył w Wojnie Krymskiej, gdzie uzyskał order za waleczność. Następnie bił się o wolność Mołdawii i został wzięty do więzienia w Rumunii. Przeszedł ponownie do Turcji a następnie dołączył do legionów Garibaldiego. W Powstaniu Styczniowym przejął dowodzenie nad oddziałem sformowanym przez Karola Hermana Wagnera, składającym się z 350 osób. "[i]Jako dowódca Wierzbicki starał się stosować taktykę wojny podjazdowej, która nakazywała niwelować przewagę liczebną wroga przez zaskoczenie. Dał tego dowody już w pierwszym swym starciu z wojskiem carskim 18 lipca 1863 r. , gdzie urządził udaną leśną zasadzkę na wracającą z Lublina kolumnę wojsk carskich zmuszając nieprzyjaciela do odwrotu[i]"[5] Wszedł w skład ugrupowania . Zła organizacja współdziałania pododdziałów doprowadziła do osamotnionej . Został tu ciężko ranny kartaczem w nogę i zdał dowództwo Wagnerowi. Po leczeniu i nabraniu sił powrócił i pełnił rolę tymczasowego naczelnika wojskowego województwa lubelskiego. Ponownie dowodził staczając w listopadzie . Zimę 1864 r. spędził w Rzeszowskiem, w kwietniu emigrował do Francji (lub USA). W 1870 brał udział w obronie Paryża. Planował tu powołanie specjalnego legionu polskiego,który mógłby dalej działać na rzecz odzyskania Ojczyzny. Wydał broszurki "Słowa prawdy dla Polaków", "Gadanina Polaków" oraz "Teraźniejszość i przyszłość Słowian". W 1883 założył w Paryżu słowiańską ajencję handlową, mającą omijać niemieckie i żydowskie monopole i pomagać prowadzić handel na korzyść kraju.[10] Był zwolennikiem panslawizmu - uważał że jedynie unia z Rosją może pozwolić ochronić się przed hegemonią niemiecką. Nie zyskało mu to jednak sympatii[11]. Żona: (16.1.1866 Mentone FR) Elizabeth Wadsworth Harris (1-v. William Potter Steele) Dzieci: Henryk Wincenty Wierzbicki (ur. 3.9.1867, zm. 13.9.1868), Wincenty Wierzbicki (ur. 9.10.1868)
Franciszek Wiśniewski
Czytamy w Głosie Narodu: W podróżach moich po moskiewskich więzieniach, w jednem z nich spotkałem czystą postać nieugiętego bohatera męczennika. W kącie celi nr. 10 więzienia na Ratuszu w Warszawie, na brudnej kupie niegdyś siennika, a obecnie worka z garścią poruszającej się od robactwa sieczki, leżała postać ludzka, okrywająca nagie, chorobą i brudem zżółkłe ciało strzępami byłego paltota. Od czasu do czasu głuchy kaszel ostrzegał przechodzących, że tam ludzka jakaś istota nie mocą swoją się prosi, by jej przechodzeń nie trącał i nie deptał w ciemności. Chorym tym więźniem był 74 letni Sybirak, weteran, z. r. 1863: Franciszek Wiśniewski, rodem z Krakowa. Wzięty do niewoli moskiewskiej w bitwie pod Małą... w Lubelskiem dnia 2 lutego 1864, był dotąd na Sybirze i mimo czterokrotnej, powszechnej amnestyi, pod najróżnorodniejszymi pozorami przetrzymywany bywa po więzieniach. Pod koniec grudnia zeszłego roku dowlókł się do Warszawy, skąd miał nadzieję przedostać się zagranicę i do Krakowa, lecz aresztowany pod zarzutem włóczęgostwa, dostał się do więzienia ponownie. Z przestrzeloną prawą nogą, a lewą stłuczoną, w potrzebie 28 grudnia r. z. zapukał do drzwi celi, by prosić o wyjście. Rozbestwiony dozorca rzucił go na rusztowanie z desek i bił go kluczami. Wiśniewski, jak upadł w kącie, tak leżał bez ruchu, bo nie miał siły, by wyczołgać się na dwór. Przez cztery dni mego pobytu w celi nr. 10 posługiwałem Wiśniewskiemu, przynosząc mu jadło z sieni, wódę do picia i podnosząc go gdy wstać potrzebował. Kołataniem u dozorców i lekarzy dopiąłem tego, że go uznano za chorego i że nakazano przenieść go do lazaretu. W ten sposób rozstaliśmy się dnia 2 bm. Nie widziałem człowieka w większej niedoli i nie spotkałem większej wiary w przyszłość lepszą narodu niż u tego, starością chorobą, głodem, więzieniem trudem i nagością nękanego starca. Opowiada trzeźwo i zwięźle o przejściach swoich, bez rozczulania się nad własną dolą i bez kolorowania. Wiśniewski zasługuje na pomoc i godniejszy schyłek życia.
Szczęsny Jan Adam Włodek
, h. {{Prawdzic}}, ps. Samucha, Zdziechowski. Ur. 1838 na Litwie, zm. 23.5.1878 Trzcinica[18]. Syn Feliksa, komornika prużańskiego i Gabrieli Bisping (córki Adama, pułkownika Wojsk Polskich). Powstańcem był też jego brat Kamil. Ziemianin z pow. prużańskiego. Właściciel klucza k. Prużany na Polesiu, na który składała się też wioska Matykały. W powstaniu na polu bitwy Szczęsny Włodek działał 3 miesiące. Był organizatorem oddziału prużańskiego i naczelnikiem tegoż powiatu, podlegając Trauguttowi (który wówczas organizował oddział w kobryńskim). Od końca kwietnia 1863 dowodził oddziałem pod pseudonimem "Samucha" i "Zdziechowski". (Drugi, składający się z 70 ludzi w tym powiedzie sformował Samulski). Włodek obrał taktykę ciągłego niepokojenia przeciwnika, drobnej dywersji i unikania nierównych starć przez szybkie i długie marsze. Ta ostrożna strategia nie przysparzała mu sympatii tych, którzy dążyli do starć zbrojnych, i tych którzy przez ten pryzmat go potem oceniali. Przebywał czasami dziewięć mil w ciągu doby, przechodził puszcze i bory szczęśliwie, zabierał konie na pocztach, niszczył mosty i palił zapasy moskiewskie.[14] Posuwał się bez przewodników, jedynie używając mapy i kompasu. Oddział był niemal zawsze najedzony. Taka taktyka pozwalał mu lepiej ukrywać się i działać z zaskoczenia. Z oddziałem pierwszych 18 ochotników udał się na pocztę Swadbicze i zabrawszy wszystkie konie pocztowe, na bryczkach pocztowych, przez Międzylesie i Sporowo, wjechał do straży Budy w Koreczyńskim lesie. Po drodze liczba ochotników urosła mu do 32 i zostały przez nich spalone dwa mosty. Otrzymał rozkaz dołączenia do Traugutta organizującego oddział w kobryńskim, ruszył więc ku Porzeżowi. Przedzierał się przez błota, następnie czajkami przez jezioro Sporowskie i trzy mile rzeką Jasiołdą. [15] Przekonawszy się że powiat kobryński jeszcze nie jest zorganizowany wrócił pod Berezę Kartuską. Tu spaliwszy most na Żygulance 9 maja napadł i skutecznie zabrał wielki transport płótna.[2] Mając 42 ludźmi udał 13.5.1863 się w kierunku Huty Szklanej, aby pod Michalinem połączyć się z , jednak poinformowany o 4 rotach moskiewskich skierował się do [psbi]836|Smolarki[/836] gdzie zamierzał odpocząć w karczmie i zagotować krupnik. Jednak Moskale poczęli obsypywać budynek kartaczami. Oddział, pojedynczo wyszedł z karczmy na wzgórze, lecz Moskale zaczęli je otaczać. Włodek rozproszywszy oddział oddalił się ponownie zbierając go i po kilku dniach dołączając do zgrupowania pułkownika , ps. Lander" koło Prochowni. Tam Włodek objął dowództwo nad oboma oddziałami Prużańskimi[14] mając łącznie 140 ludzi[15] W partii ok 1000 ludzi ruszyli przez Nowy Dwór i Ciemlewo do Wielki Hrynek ćwicząc musztrę, Następnie przez Popielów i Pieniaszki przeszli w okolice gdzie 28.5.1863 rozegrała się błyskawiczna bitwa zakończona ucieczką Moskali. [14] 1 czerwca Lenkiewicz urządził zasadzkę na Moskali . Tego dnia doszło jedynie do wymiany ognia z Moskalami oddziałów prużańskich (skutkującej zabiciem 2 Moskali i ranieniem oficera). Doszło tu jednak do konfliktu dotyczącego strategii, na którą Włodek się nie godził i wyprowadził oddział unikając późniejsze bitwy która rozegrała się 3 czerwca, podążając w kierunku oddziału Traugutta. [14] Ponieważ z Trauguttem nie udawał się połączyć, oddział znowu rozpoczął marsze, kluczenie, zaczepki, łącząc się i rozdzielające z innymi oddziałami. 13.6.1863 połączył się ze 140-osobowym oddziałem kobryńskobrzeskim ps. "Leliwa" niedaleko Piasek. Unikając bitwy w rejonie [/psbi]936|Koreczna[/psbi] ruszył ku Hucie Michańskiej. Następnie znowuż sam krążył, lub łączył się z innymi oddziałami. Za główne miejsce obozowania obrał ostęp w Puszczy Koreczyńskiej w powiecie słonimskim i często tam przebywał, budując chaty z kory wśró zwałów wielkich pni i torfowisk, prowadząc musztrę i gimnastykę. Panował tu dobry duch, dbano także o potrzeby religijne powstańców przed prowizorycznym obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej zawieszonym na drzewie.[14] Stąd powstańcy starali się przeprowadzać zasadzki i wypady. Na początku lipca w Paszkowskich Ostrówkach złączył się z od działami wołkowyskimi Strawińskiego i Sasulicza, nad którymi prowadził dowództwo naczelnik wojenny całego województwa. Gdy naczelnik rozkazał Włodkowi złożyć dowództwo w ręce Czesława Kołłupajły, a samemu przejść na adiutanta do głównego sztabu, Włodek, rozkazu nie posłuchał a oficerowie oddziału prużańskiego prosili o zachowanie go przy dowództwie. Zakrawało na rokosz, lecz zapobieżono mu przydzielając awanse ale wprowadzają zakaz przechodzenia do innych oddziałów pod karą śmierci. Następnie 20.7.1863 oddziały przeszły pod Hutę Bychowca, Włodek wysłany na własną prośbę z 16 osobami na dywersję ku , został tam rozproszony przez Moskali. Po tej porażce przeszedł w Puszę Białowieską i wyjechał za granicę. Rozbitków przyprowadził do obozu Jan Geniusz, komendę zaś nad oddziałem Duchyński oddał . Aby uniknąć aresztowania wyemigrował do Paryża, lecz dobra jego uległy konfiskacie. Własność ziemska skonfiskowana Gabrjelin, gub. Grodzieńska , pow. Prużański, dz. 1841.[11] Razem z korpusem interwencyjnym wyjechał do Meksyku. Po dwóch latach walk z oddziałami Juareza powrócił do kraju osiedlając się w Galicji, nabywając w 1872 r. klucz Trzcinica od wdowy po Józefie Baernreitherze. W 1874 był prezesem Rady Nadzorczej nowopowstałego Towarzystwa Zaliczkowego w Jaśle.[13] Zmarł po krótkiej, lecz bardzo dolegliwej chorobie i został pochowany w Trzcinicy. 1.6.1878 zostało odprawione w Paryżu w kościele Wniebowzięcia NMP nabożeństwo żałobne zorganizowane przez siostrę Leontynę i szwagra Franciszka - hrabiów Pusłowskich.[16][17] Żona: Jadwiga Podowska, c. Augusta i Emilii . Dzieci: * Szczęsna (1870-1890), zam. Dzianott * Stefania (1871-1952), zam.(1) Jan Adam Atanazy , zam.(2) Antoni Długoszowski * Stanisław Adam Antoni (1873-1922) * Sabina (1875-1952), zam. * Samuel Onufry (1877-1908) gospodarował w Trzcinicy =>
Stanisław Wroński
Urodzony ok. 1840 Belne. Syn Łukasza (zastępca Wójta) i Anny Szabrańskiej.[8] Zmarł 5.1.1898. Uczył się w szkole powiatowej w Lublinie a następnie w Warszawie. Studiował na Szkole Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Już w czasie studiów wyróżniał się pracami z zakresu pejzażu. W 1861 zaangażowany w działalność patriotyczną. W 1863 w Powstaniu jednak nie w walkach z powodu dużej wady wzroku. Działał jako kurier. Zajmował się przewożeniem meldunków i podobnymi zleceniami. Został zatrzymany w marcu w Rossoszy. Znaleziono przy nim meldunki zaszyte w kapeluszu oraz wezwanie Naczelnika powiatu radzyńskiego wzywające do szeregów powstańczych wezwaniem. W śledztwie nie wydał nikogo. 9 sierpnia 1863 roku skazany na pozbawienie wszystkich praw stanu i roboty ciężkie w twierdzach syberyjskich przez lat 10 Pomimo ciężkiej pracy zajmował się rysunkiem a później malarstwem, w szczególności portretem i pejzażowym. Przebywał w Pietrowsku, następnie w Siwakowej wykonując prace stolarskie, ciesielskie, malowanie kadłubów statków itp. Poznał tu m.in. Benedykta Dybowskiego. Latem 1866 przeniesiony został do wód uzdrowiskowych do Darsunia nad Turą, gdzie tworzony był ośrodek leczniczy. Za malowidła dekoracji ściennych, freskowych, kurtynę dla teatru, a także parę obrazów olejnych, wykonane na przybycie generała gubernatora udało mu się sprowadzić z Warszawy potrzebne materiały. W 1868 osiadł w Irkucku. Tu również namalował kurtynę do teatru głównego a także wykonywał prac dla mieszczan oraz pałacu gubernatora. Prowadził tu pracownię malarską z Józefem Barkamen i być może J. Zawalskim. Do 1885 uczył rysunku w szkole. Namalował obraz w ołtarzu głównym kościoła rzymskokatolickiego pw. Wniebowzięcia NMP w Irkucku, wzorując się na postaci Gerwazego Gzowskiego, dwukrotnego zesłańca. Mógł sobie pozwolić na podróże po Syberii - m.in. do Tobolska, Pietrowska, Kultuku. Wyjeżdżał też na Bajkał gdzie rysował ryby i skorupiaki dla Benedykta Dybowskiego a także sporządzał mapy dla Jana Czerskiego. Wystawiał swoje prace wysyłając je do Petersburga (gdzie uzyskał Wielki Medal Srebrny), Sztokholmu i Europy. Współpracował z Konstantym Sicińskim, który zbierał dla niego zamówienia, Stanisław Kietliński i Henryk Nowakowski starli się sprzedawać w Europie jego prace, a Henryk Wohl udostępnił mu pokój w swoim mieszkaniu. W 1892 wrócił do Polski. Wystawiał prace w Zachęcie w Warszawie i we Lwowie. Tworzył w tym okresie wiele pejzaży - m.in przywiózł takie z wyjazdu na tereny Białorusi. Przebywał także na Podlasiu, w domu siostry Karoliny zam. Dzięciołowskiej i w okolicach domu swojego brata w Zbulitowie. Tu zmarł z powodu przewlekłej wady serca. Został w Radzyniu Podlaskim Południowoeuropejskiego typu urody i emocjonalnego usposobienia, towarzyski, z poczuciem humoru, dbał o wygląd. Lubił tańczyć. Wiele jego prac znajduje się w zbiorach Irkuckim Obwodowym Muz. Sztuki im. Sukaczewa, Muzeum Sztuki i Instytutu Politechnicznego w Irkucku (11 dzieł), w Krasnojarsku, Nerczyńsku Nieliczne znane są z Polski, Czech, Szwecji.
Józef Zduńczyk
Służyliśmy razem z bratem, Adolfem, w oddziale Jasińskiego — obaj w randze oficerów, brat mój bowiem brał już poprzednio udział w kampaniach wielkopolskiej i węgierskiej, w latach 1846. i 1848,49, ja zaś w wojnie węgierskiej i sebastopolskiej, ostatecznie w charakterze oficera rosyjskich grenadyerów W d. 12. sierpnia r. 1863. stanął Jasiński obozem nad Narwią, pomiędzy Gostkowem a , kiedy otrzymaliśmy z ust naczelnika naszej żandarmeryi doniesienie o zbliżaniu się licznych oddziałów moskiewskich, wysłanych z Pułtuska. Z rozkazu naczelnika zajął brat mój z swoim batalionem strzelców, tudzież z kosynierami, pod komendą kapitana Lipińskiego, pozycye nad Narwią, podczas gdy mój batalion czekał na razie w odwodzie. Rozpoczęła się żwawa palba karabinowa. Sałdaci, którzy chcieli przejść w bród rzekę, padali gęsto od naszych strzałów. I bylibyśmy odparli wnet nieprzyjaciela, gdyby nie nadciągnęła mu w sukurs artylerya. Pod silnym ogniem kartaczowym musiał Adolf cofnąć się z nad brzegu rzeki, a ja wszedłem z moim batalionem w akcyę, wstrzymując pochód przeciwnika. Ostatecznie wyparły i mnie z pozycyi przemagające liczebnie i lepiej uzbrojone zastępy i uderzyły na resztę oddziału, stojącego pod komendą samego Jasińskiego. Widząc to rzucił się brat mój w wir walki, nie podtrzymany jednak należycie przez swych podkomendnych nie zdołał wstrzymać nawały... Poległ śmiercią bohaterską, rozniesiony formalnie na kozackich pikach. Jasiński z kawaleryą wycofał się z pola bitwy, a oddział poszedł w rozsypkę... W bitwie tej starłem się z rosyjskim dragonem. Jakkolwiek silnem uderzeniem pałasza zsadziłem go z konia, odniosłem sam głębokie cięcie w lewą stopę. Rannego odwieźli mnie chłopi z Gostkowa do Sielca i oddali pod opiekę obywatela Gąsowskiego. Wyleczywszy się z ran otrzymałem rozkaz Rządu narodowego zorganizowania rozbitego pod Magnuszewem oddziału. W ciągu d. 14-tu stanęło 350-iu ludzi pod bronią, nad którymi objął komendę kapitan rosyjskiej marynarki Lasocki, pod nazwiskiem Dubois. Mnie mianowano jego szefem sztabu. W d. 12. listopada nastąpiło , — trwało ono od g. 8-mej rano aż do późnego wieczora. Lasocki zniknął nam z oczu, a ja, objąwszy dowództwo, utrzymałem się na pozycyi, dzięki tej okoliczności, iż znając, jako oficer rosyjski, sygnały trąbki przeciwnika mogłem go uprzedzać w moich dyspozycyach. W dniu tym zostali ranieni nasz chorąży, tudzież lekarz oddziału Chłopicki Po bitwie przeprawiłem się zaraz przez Bug do wsi Brzozy, gdzie osaczony przez przemagające siły musiałem rozpuścić mój oddział. Z kolei objąłem po Aleksandrze Grzymale komendę nad oddziałem konnym 120- tu ludzi. Podzieliwszy go na cztery sekcye, alarmowałem i niepokoiłem po nocach rosyjskie załogi w łomżyńskiem. Wreszcie pod Zambrowem powiodło mi się w 3O-tu ludzi przepędzić sotnię kozaków. Spełniwszy na razie swoje zadanie udałem się z kolegami, Józefem Kubickim, późniejszym profesorem Akademii rolniczej w Dublanach i Hipolitem za kordon pruski. Aresztowani przez patrol, otrzymaliśmy za interwencyą niejakiego Reicha, agenta Rządu narodowego, z rąk landrata karty upoważniające do pobytu pierwotnie w Wilburgu, następnie w Warmii. Nie dano mi wszakże spocząć dłużej. W marcu r. 1864. przysłał rai Rząd narodowy nominacyę na pułkownika i wojennego naczelnika trzech wschodnich powiatów województwa płockiego. Zarazem nakazano mi zorganizować bez zwłoki nowy oddział. Uzbroiłem już 120-tu ludzi, ćwicząc ich w musztrze, gdy cywilny wojewódzki, Olszański, odwołał imieniem Rządu pierwotne zarządzenie, a to wobec nagromadzonych na granicy zastępów wojska rosyjskiego. Wyjechałem teraz z kraju na długą tułaczkę. Nie ciężki los bolał, ale żarła duszę za ziemią, za tem, co swoje tęsknota... I dopiero po latach znalazłem we Lwowie serca bratnie, i dzięki łasce Stwórcy, doczekałem się tu dziewiątego krzyżyka, oraz półwiekowego jubileuszu owych chwil pamiętnych, w których gotowi na wszystko stawaliśmy pod znakiem Orła i Pogoni!
Antoni Żebrowski
Ś. p. Antoni Żebrowski, weteran powstania 1863 roku Zakończył, prawy, oddany społeczeństwu i pracy zawodowej żywot ś. p. Antoni Żebrowski, postać wyjątkowa, ujmująca wszystkich szlachetnością, słodyczą charakteru i obowiązkowością, niemal — że przysłowiową. ów cichy, skromny starzec przeszedł w wiośnie życia tragiczne przygody. Urodzony 17 stycznia 1848 r. w Zamościu z zacnej mieszczańskiej rodziny, wstąpił w r. 1860 do gimnazjum warszawskiego. W maju 1863 r. zaciągnął się do szeregów powstańczych i bił się naprzód w partji Kononowicza, następnie zaś w oddziale "dzieci warszawskich". Po rozbiciu tegoż, w końcu lutego 1864 r., razem z kilkunastu towarzyszami, w okolicach Garwolina, osadzonym był w cytadeli warszawskiej. Po kilku miesiącach więzienia, przez Psków i Moskwę do Włodzimierza gubernjalnego był przetransportowany i tam skazano go na dwa lata rot aresztanckich w Kostromie. Po odbyciu tej kary, w r. 1866 zesłany był ś. p. Żebrowski no osiedlenie do okręgu minusińskiego, w gub. jenisiejskiej, i dopiero no skutek manifestu z r. 1868 pozwolono mu powrócić do Warszawy. Od r. 1868 prowadził zmarły kancelarję jednego z mecenasów, w którego domu uważany za przyjaciela i członka rodziny, przez szereg lat dziesiątków pracował. Przed kilkunastu loty powierzono ś. p. Antoniemu Żebrowskiemu odpowiedzialne stanowisko kasjera w administrocji Kurjera Warszawskiego. Prawością swoją i sumiennością, znajomością rzeczy i skrupulatnością i na tem stanowisku zjednał sobie uznanie ogólne, Płynęło to życie ciche, poświęcane wyłącznie pracy i obowiązkom. Wieczory spędzał ś. p. Żebrowski w swoim mieszkanku przy ul. Leszczyńskiej, oddany czytaniu książek historycznej treści i sporą ich zgromadził bibijoteczkę. Lata ciężkiej doli wycisnęły swe ślady na obliczu zacnego katorżnika. Był to umysł zrównoważony, sprawy krajowe oceniający trafnie, w zgodności z sercem, które biło dla zadań patrjotycznych przez cały żywot równie gorąco, jak w chwilach, gdy pragnęło w chłopięcych latach oddać się w ofierze ojczyźnie. S. p. Żebrowski oszczędnością zebrany mająteczek, testamentem w znacznej części przeznaczył no cele ogólne. Pokój duszy zacnego weterana bojów lat 1863 i 18641 Al. Kraushar.
Strona z 5 < Poprzednia Następna >