Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 162
Strona z 5 < Poprzednia Następna >
Ludwik Narbutt
Artykuł | Młodość i rodzina Urodzony w 1830 r. we wsi dziedzicznej Szawry, powiatu lidzkiego w województwie grodzieńskiem, od samej kolebki już był otoczony pamiątkami przeszłości — i mimowolnie czuć w sobie musiał tętno życia narodowego. Rodzina ojca przeważna niegdyś wpływem w okolicy, przez długie pokolenia wszystkie urzęda powiatowe w Rzeczypospolitej piastowała; nosiła więc w sobie tradycję tej średniej klasy narodu. Ojciec Ludwika Teodor, oddany nauce dziejów, autor ogromnej 10cio-tomowej historii Litwy, całą myślą i duszą żył w tej przeszłości, którą dla swego pokolenia rozświecał i opowiadał. Matka przeciwnie, córka ubogiego rolnika, żołnierza niegdyś Kościuszkowskich czasów, choć rodem szlachcica, ale pracą i obyczajem zupełnie z ludem zespolonego, należała do tej skromnej i najskromniejszej warstwy społeczności, co próżna wszelkich zaszczytów, nie głową ale sercem tylko obowiązek narodowy pojmowała, zawsze do ofiary gotowa, przez miłość ziemi rodzinnej zaczerpniętą nie z tradycji ale po prostu z macierzystego mleka. Ludwik najstarszy z dzieci Narbuttów, miał liczne rodzeństwo. Zaledwo chłopięcych lat dorastające dziecko ujrzało ukochanego ojca uwięzionego, zamkniętego w klasztornej celi w Wilnie. Matce utkwiło w sercu, co raz w tej epoce patrząc w lustro powiedział: „Matko, będzie ze mnie albo wielki człowiek, albo łotr wielki!" Zaledwie podrósł trochę, oddali go rodzice do szkół do Lidy, skąd później przeszedł do wileńskiego gimnazjum. Odwiedzał dom w święta i podczas wakacji zajmował się nauką młodszych swych braci. W dzieciństwie już piosenki i drobne wierszyki układać lubił, ale w miarę jak podrastał, zaczęła go coraz bardziej zajmować historia. W wojsku moskiewskim Przed Bożym Narodzeniem 1848, w skutek jakiejś denuncjacji, o północy policja z wojskiem otoczyła mieszkanie biednego studenta; rozbudzonemu powiedziano że jest aresztowany i od byto najściślejszą w jego pokoiku rewizję, rozbijano piece, odrywano podłogę w izdebce, szukając dowodów mniemanej winy. Nie znaleziono nic, na nie szczęście jednak była między szpargałami studenta kartka treści zupełnie niewinnej, przez niego do kolegi pisana, w której się podpisał Orzeł-Krzyż. Biegła w układaniu zarzutów oskarżających komisja śledcza, chciała w tem widzieć dowód jakiegoś, spisku i zatrzymano młodzieńca w więzieniu. Wiadomość o tem doszła do Szawr w chwili, kiedy rodzice Ludwika stracili jedno z najmłodszych swych dzieci. Po tygodniach w więzieniu nadszedł wyrok, skazujący dziewiętnastoletniego młodnieńca na 300 rózg i 12 lat sołdactwa. Sprowadzono umyślnie rodziców do Wilna, aby byli świadkami egzekucji, zebrano także wszystkich starszych uczniów z gimnazjum, kolegów Ludwika i po odczytaniu carskiego wyroku, wyliczono przepisaną chłostę. Młodzieniec zniósł ją mężnie, a żegnając się później z rodzicami, upadł im do nóg, prosząc o błogosławieństwo. Młodzieńca, kibitka pocztowa wywiozła do Kaługi. Dowódca kompanii, ob chodził się z nim grubiańśko, i pewnego dnia chcąc mu prawdziwie dokuczyć, łajał go wyrzucając że jest Polak buntownik. Krew młoda zawrzała u Narbutta i dał kapitanowi policzek. Aresztowany, miał ulec sądowi wojennemu, ale na jego szczęście, istniał ukaz Mikołaja zakazujący najsurowiej oficerom robienia podobnych wyrzutów zsyłanym do wojska Polakom, było to skutkiem licznych podobnego rodzaju wypadków jakie po 1831 r. miały miejsce. Przyjaźniejsi dla Narbuttta wyżsi oficerowie, skorzystali z ukazu, i skończyło się na prostym areszcie. Przeniesiony wkrótce do Moskwy, wyruszył stamtąd z pułkiem swoim na Kaukaz. Narbutt starał się poznać wojnę partyzancką i oddał się temu z zapałem. Podczas pobytu swego na Kaukazie, brał udział w dziewięciudziesięciu przeszło potyczkach, wpisując się nieraz jako ochotnik do oddziałów wyprawianych przeciw tak zwanym Kaczachom. Prowadził żywą korespondencję z siostrą. Miał udział w bitwie pod Karsem, tam w nogę ranionym został. Wyleczony, za odznaczenie się w bitwie w której jenerał Ganecki otoczony przez Turków, przerżnąć się do swoich potrafił, otrzymał w nagrodę 3 ruble srebrem. Później awansowany na podoficera. W 1859 r przesłużywszy lat 10 jako żołnierz, otrzymał stopień oficerski.poprosił o urlop który dostał na trzy miesiące, a później o dymisję którą otrzymał. Pewnego dnia w 1862 r. brat jego młodszy przyjechał nad rankiem z Wilna i przywiózłszy z sobą odezwę warszawskiego Centralnego Komitetu, obudził śpiącego Ludwika, aby mu ją, odczytać. Wysłuchawszy odezwy, zerwał się Narbutt, zdjął wiszącą nad łóżkiem czerkieską szablę, ucałował ją i już słowa sobie o tem powiedzieć nie pozwolił. W sąsiedztwie Szawr mieszkała młoda wdowa pani Siedlikowska. Przyjaciółka całej rodziny, kochana przez rodziców Ludwika, bywała często w Szawrach, poznanie się ustąpiło prędko miejsca tkliwszemu uczuciu, i w 1861 roku Ludwik Narbutt osiadał w Sierbieniszkach, majętności ukochanej żony, blisko Szawr położonej. Powstanie Powołany 13.2.1863 przyjął wezwanie i objął dowództwo w lidzkim powiecie. Brat młodszy Bolesław i sześciu domowników stanowiło najpierwszą garstkę, z którą wyruszył do lasu szuwry, siostra Teresa pełniła rolę Kuriera, sąsiad Leon Kraiński przyprowadził mu jeszcze ośmiu ludzi i tych 15tu stanowiło pierwszy zbrojny zastęp na Litwie. 14 lutego dołączyło 17 chłopów na czele z ks. wikarym Józefem Horbaczewskim z Ejszyszek. Kapelan odtąd powstańczego oddziału i nieodstępny aż do zgonu towarzysz wszystkich trudów Narbutta. W Ejszyskiej i Nackiej parafii, zebrał jeszcze kilkadziesiąt. W kościołach księża czytali manifesty, nawołując chłopów do walki o wolność. Wiejski skrzypek Stefan Wilbik chodząc od wsi do wsi agitował ludzi, werbował i kierował do oddziałów powstańczych. Wysławszy do Wilna umyślnego z wiadomością o swojem wystąpieniu, otrzymał stamtąd zapewnienie iż dano jeszcze dwom oddziałom rozkaz połączenia się z nim; czekał dni parę na ich przybycie, ucząc tymczasem musztry i wojennych obrotów swojego nowozaciężnego żołnierza, ale widząc że zapowiedziane posiłki nie nadchodzą, wysłał Kraińskiego z drobnym oddziałkiem dla dostania języka i gromadzenia sił większych, a sam pociągnął ku puszczy Rudnickiej, która była najbezpieczniejszym dla niego miejscem. Już 20 lutego wystąpił już na bój śmiertelny, ale pierwszy poważny chrzest ognia miał otrzymać przy wsi Rudniki. Kozacy urządzili zasadzkę na oddział Narbutta, lecz szczęśliwy bieg wypadków pozwolił uprzedzić wroga, i przypadkowo dać mu wrażenie że został otoczony (miał tu udział pluton Aleksandra Stawińskiego). Wywołało to popłoch i zwycięstwo Narbutta. Walka toczyła się do zachodu słońca. Wojska carskie cofnęły się w stronę Rudnik. Powstańcy pogrzebali 4 zabitych, rannych ukryli w chatach wiejskich, sami ukryli się w puszczy. Ostrożny i przezorny zwycięzca, pociągnął ze swoim oddziałem do puszczy Nackiej i zyskał przez to znowu trochę czasu na ćwiczenie swojego żołnierza. Wzmocnieni przyszłymi z Wilna pięciu kompaniami piechoty Moskale, nie wiedząc o tem, szukali go długo w okolicach Rudnik. On zręcznie unikał spotkania. Urządzał zasadzki, nużył nieprzyjaciela, a znając doskonałe miejscowość, zawsze zmylić go umiał. Tymczasem nadeszła wiadomość, że partia rekrutów z Królestwa Polskiego miała być prowadzoną przez Szczuczyn. Narbutt wychodzi z puszczy, bystrym marszem przenosi się na oznaczone miejsce, urządza zasadzkę i oczekuje tam zapowiedzianego oddziału. Wiadomość okazała się mylną, powrócił więc na powrót i w pierwszych dniach kwietnia rozłożył swój obóz w parafii Nowodworskiej, niedaleko Podubicz, gdzie przyjął w Wielką Sobotę. Moskale cofnęli się, a on ku Zubrowu, głębiej w lasy pociągnął. Jenerał-gubernator Nazimow cenę na głowę Narbutta nałożył. Ochotnicy coraz gęściej zaczęli się garnąć pod jego rozkazy. Syn rzeźbiarza, sam artysta, młody Andrioli, z pod oka Nazimowa, bo z samego Wilna, przyprowadził mu kilkudziesięciu ludzi. Niedostatek broni był największą przeszkodą — odległość ogromna od granicy, nie dozwala dowozu jej stamtąd, i trzeba było na środkach miejscowych, wewnętrznych poprzestać, zaledwo kilkanaście dobrych sztucerów liczono w całym oddziale Narbutta, reszta uzbrojoną była w myśliwskie strzelby, pojedynki i dubeltówki. Siły rosyjskie zwiększały się ciągle, i tropiąc zewsząd Narbutta, starały się go otoczyć do koła — on korzystając z miejscowości, za puszczał się głębiej w lasy i miejsc bagnistych, dla artylerii niedostępnych szukał. Nieraz marsze od bywały się w nocy. W jednym z takich, zatrzymał się około Łaksztucian (). Położenie miejsca nie było dla potyczki korzystne ale zmęczenie oddziału zmusiło go do tego. Gdy pokrzepieni mieli zwijać obóz naparli Moskale zbiegając z niewielkiej pochyłości. Narbutt dzięki zimnej krwi i zręcznym manewrom i wyćwiczenia żołnierza odniósł wielkie zwycięstwo pomimo starty kilkunastu osób - w tym kuzyna Wojciech Narbutta i adiutanta WładysławaNowickiego. Po łaksztuciańskiej potyczce, było znowu kilka mniejszych utarczek. W kilka dni później, nie mogąc obciążać rannymi obozu, który tak często miejsce zmieniać i przedzie rać się nieraz przez niedostępne ostępy musiał, zostawiono ich we wsi Melino zwanej, niedaleko Hryszeniszek, myśląc że się tam ukryć potrafią, a Narbutt unikając coraz większe gromadzącego siły nieprzyjaciela, postanowił dostać się do puszczy grodzieńskiej. Po kilku tygodniach, ranni odkryci przez Moskali, powiązani i do Wilna odstawieni zostali, skąd nie jeden z nich oparł się aż w głębi Syberii. Narbutt mylił tropiących go moskali licznymi fortelami. Np. kazał oddziałowi przez pół godziny maszerować tyłem, niszczył mosty, przechodził bagna po kładkach. Pozwoliło to oddziałowi znacznie wypocząć i zyskać nowych ludzi, których dowódcy oddziałów mieli okazję ćwiczyć. Otrzymawszy wiadomość o gromadzeniu się nowych oddziałów postanowił wrócił do puszczy nackiej. Przebył miasteczko Dubicze i rozłożył obóz nad Kotrą. Ostrzeżony zmienił sprytnie miejsce obozu pozostawiając rozpalone ogniska. Za głowę Narbutta wyznaczono nagrodę 10000 rubli. Moskalom dostarczył informację szpieg Bazyli Karpowicz, a pułkownik Timofiejew przebrany za rybaka sam podpłynął niemal pod obóz. Moskale otoczyli obóz ogromnymi siłami. , nieprzyjaciele sami oddawali sprawiedliwość niespożytemu męstwu walczących; Narbutt na czele zagrzewał swoich, wydawał rozkazy, zawsze przytomny, zdawał się mnożyć wśród niebezpieczeństwa, raniony nogę, podtrzymywany, a później niesiony przez sześciu swoich, nie przestawał kierować walką. Zgromadzona w około niego kupka, zwraca uwagę Moskali, wszystkie strzały swoje na ten punkt zwracają, już dwóch z pomiędzy sześciu upadło, na reszcie sam Narbutt ugodzony kulą w piersi, skonał z ostatnim uściśnieniem mówiąc do towarzyszy, ze miło jest za ojczyznę umierać. Obok niego poległo jedenastu najwaleczniejszych, reszta, ulegając przemagającej sile, musiała się rozproszyć po lasach, aby znowu na innem miejscu zebrać się do dalszej walki. Legenda Narbutta Wieść o zgonie kochanego powszechnie i już aureolą kilku szczęśliwych potyczek otoczonego wodza, rozbiegła się szybko po okolicy; nazajutrz, na plac boju zeszło się wielu włościan i ciała poległych przeniesiono ze łzami do skromnego w Dubiczach kościółka. Przybyła tam i siostra Ludwika, pani Teodora Mączynska, która przez cały czas tej kampanii sercem towarzyszyła bratu we wszystkich niebezpieczeństwach, ułatwiała mu komunikacje, nieraz dostarczała żywności, z nią razem była przyjaciółka jej, panna Antonina Tabeńska, która później w więzieniu miała cierpieć za swój patriotyzm i pomimo młodości i płci swojej, pierwsza z kobiet dostąpić zaszczytu służącego dotychczas największym obywatelom, skazaną została na kilkanaście lat do ciężkich robót w kopalniach syberyjskich. Zapytana przez Moskali czy i ona ma między poległymi brata, odpowiedziała: „Wszyscy walczący za Polskę są moi bracia!" Pułkownik zgodził się na odbycie nabożeństwa żałobnego. Dwanaście trumien ustawiono w maleńkim kościółku, najwyżej stojąca, pokryta kirem żałobnym, zawierała zwłoki Narbutta, między innemi były ciała dwóch braci Brzozowskich i Leona Kraińskiego, któremu nieraz dowództwo oddzielnych oddziałów poruczane było. Nabożeństwo, koncelebrowane przez 14 księży, odbyło się wśród łkania modlącego się ludu, który później jedną, wspólną dla wszystkich dwunastu usypał mogiłę. Na piaszczyste miejsce przywieziono darniny z daleka, miłość ludu darniną wyłożyła ten kopiec, otaczając go czcią prawdziwą, i tak trwał do czasu, kiedy Murawjew rozrzucić go kazał, mówiąc iż ciała podobnych ludzi powinny być psom na zjedzenie oddane. Po śmierci Narbutta, rozproszony oddział skupił się znowu i kilku kolejno miał dowódców, między którymi najwybitniejszą postacią był tak zwany Ostroga, ale żaden z nich dorównać Ludwikowi nic mógł. Imię jego tak było popularnem, zdolnościom tak wierzono, że pomimo publicznie odbytego pogrzebu, długo wierzyć nie chciano że już go nie ma, w kilka miesięcy jeszcze potem, spotykano włościan upewniających że go widzieli, stał się ludową legendą i pamięć jego długo zostanie świętą na Litwie. Teodorze udało się emigrować, brat Franciszek zginął, Bolesława zesłano na Sybir, podobnie jak matkę na grobie której dano napis "Matka synów". Ludwik Narbutt liczył lat 33 wieku, wzrostu zaledwo średniego, rysy miał regularne i ujmujące, czoło wyniosłe nosiło ślady trosk i myśli twardego bardzo życia, spokojny zazwyczaj, w chwilach stanowczych umiał wydobyć z siebie wielką energię i głos jego wtenczas przybierał ten ton uroczysty, który jak tok elektryczny obiegał i wstrząsał przytomnych. Słuchany jak wódz osiwiały w bojach, kochanym był przez podwładnych jak brat i kolega, wśród ludu wiejskie go szczególną dla siebie miłość wyjednać umiał, a pierwszy na Litwie podniósłszy sztandar powstania, otrzymał to jeszcze od Boga, że zginął w walce, wśród pełnego poczucia osobistej swobody, a nie po długiem jak tylu dzisiejszych obrońców więzieniu, na szubienicy.
Juwenal Niewiadomski
PAMIĘCI JUWENALA NIEWIADOMSKIEGO. Jakże Cię wspomnieć drogi Juwenalu, Bez łzy serdecznej i szczerego żalu? Jak się z Twej straty pewnością oswoić, Czem boleść matki, rodziny ukoić? Zacny młodzieńcze, dobrych synów wzorze! Karmiony cnotą, chowany w pokorze; Zaledwo życie zajaśniało Tobie, Już Cię noc ciemna pochłonęła w grobie. Jakże mi żywo staje przed oczami Ta postać jędrna z silnemi barkami, Pomierna wzrostem, a duchem potężna, Rzutna, swobodna, serdeczna i mężna. Niech dostojeństwy innych los obdarza, On obrał trudy i troski lekarza, Bo serce z młodu dla cierpień miał tkliwe, Cudzej boleści ulżeniem szczęśliwe. W pozornej ciszy przedstyczniowych czasów. Przeczucie blizkich, a krwawych zapasów Wiodło go w obcych lazaretów sale, Gdzie skarb doświadczeń wzbogacał wytrwale. Przykładny w służbie, gorliwy w zawodzie, Żył wewnątrz życiem, co wrzało w narodzie. Za pieśń nabożną, za polskie ubranie. Zniósł długie śledztwo i ciężkie karanie. Odjęto dyplom — lecz skarbu nauki Ni cnoty nie wzięto, co z dziada na wnuki Nieuszczuplonym przenosząc się spadkiem, Gotowe z matką dzielić się ostatkiem. I przyszła chwila, gdzie jakby pieczęcią Stwierdzić miał czynem, co żyło w nim chęcią Żołnierz i lekarz od wszystkich kochany, W bratnie szeregi dążył niewstrzymany. Gdy Czechowskiego zawiodła wyprawa, Z nowym oddziałem znów do boju stawa: Po krwawem starciu w tyszowieckim borze. Rannych w tuczapskim opatruje dworze. I tam on wytrwał i nie cofnął kroku, Choć widmo śmierci stawało już w oku — Gdy Moskwa wpadła by mordować, palić, Rannych, ni siebie nie mógł już ocalić. W obliczu śmierci stał, jak chrześcijanin. Lecz cnót młodzieńca nie uczcił poganin: Dzicz, co znieważa świętości ołtarza, Dobiwszy rannych, zabiła lekarza I legł on w jednej z tą bracią mogile, Której cierpienia chciał uśmierzyć chwile Bóg mu policzył chęci za uczynek, Dając mu wspólny, wieczny odpoczynek. O nie płacz matko! ucisz łzy boleści, Gdy serce straszne przeszyją ci wieści: Krótkie na ziemi było jego życie, Lecz czyż nie stanął na zasługi szczycie I wy nie płaczcie, pokrewni mu rodem, Dla których serce płynęło mu miodem — Jest on i będzie w niebieskiej krainie Orędownikiem sierocej rodzinie. Gdy nam w rodzinnem zabrakło go kole, Zdajcie tę stratę na najwyższą wolę, Co kwiat młodzianków i serca dziecięce, Zbiera i wplata w swojej chwały wieńce. Polska w 1863 roku.
Ludwik Nowakowski
Urodził się w Mirowie koło Poręby Żegoty 9 sierpnia 1844, w rodzinie Feliksa i Anieli Nowakowskich. Miał liczne rodzeństwo: Amelię, Helenę, Stanisława, Józefa i Wacława. Dorastał w rodzinie, która miała ambicje wykształcenia dzieci. Ludwik trafił na nauki do Krakowa. Edukacja w szkole technicznej nie trwała jednak długo. Przerwał ją udział w powstaniu. W 1863 roku dziewiętnastoletni Ludwik wyruszył do powstania w partii Lipczyńskiego. Oddział, w którym miał walczyć, skierował się w stronę granicy, na komorę celną Szyce. Tam powstańcy palili portrety dygnitarzy rosyjskich, a portret cara powiesili na drzewie. Po przekroczeniu granicy rosyjskiej i dotarciu do obozu powstańczego w Ojcowie Nowakowski został przydzielony do kawalerii. Oddział pod dowództwem Rozego przeprowadzał zwiad na ziemi kieleckiej. Krwawy chrzest otrzymał pod Miechowem. Do bitwy doszło 17 lutego 1863. Było to jedno z najtragiczniejszych starć powstania styczniowego. Oddział polski pod dowództwem pułkownika Apolinarego Kurowskiego, w sile około 2500 ludzi, zaatakował miasto licząc na słabość Rosjan. Ci jednak zaalarmowali okoliczne oddziały, które zaatakowały Polaków od tyłu. Bitwa zakończyła się klęską Polaków, zginęło 200 powstańców. Aby ukarać mieszkańców, Rosjanie podpalili miasto, a mieszkańcom nie pozwolili go gasić. Z oddziału, do którego należał Ludwik Nowakowski, udało się ujść z życiem tylko jemu i jego dwóm współtowarzyszom. Partie walczące pod Miechowem zostały zmuszone do wycofania się w kierunku Słomnik, gdzie doszło do kolejnej potyczki. Ostatecznie oddziały te dotarły do Krzeszowic i zostały tam przez Austriaków rozbrojone. Ludwik Nowakowski po krótkim czasie ponownie się zaciągnął. Tym razem trafił pod dowództwo hrabiego Ludwika Mycielskiego. Po licznych utarczkach z Rosjanami oddział jego zmuszony był wycofać się za granicę austriacką. Nowakowski nie zamierzał jednak składać broni. Po raz trzeci zaciągnął się do oddziału powstańczego formowanego przez hrabiego Adama Potockiego a dowodzonego przez Jana Popiela. Walczył pod Szycami, Ojcowem, Wolbromiem. Po zakończeniu powstania zamieszkał w Chrzanowie. Ożenił się z Karoliną Jabłońską, z którą miał dziewięcioro dzieci: Stanisławę, Elżbietę, Marię, Jadwigę, Adama, Karolinę, Antoniego, Zofię i Anielę. Pracował wiele lat jako zarządca dóbr hrabiego Wodzickiego w Kościelcu pod Chrzanowem.
Franciszek Nowicki
Ur. 1811 pod Mińskiem Litewskim, zm. 3.1.1903 Wilno. Syn Jana. Był drobnym obywatelem gub. mińskiej. Po ukończeniu gimnazjum w Mińsku, poświęcił się studiom lekarskim zrazu na uniwersytecie wileńskim (?), następnie w Akademji lekarskiej (utworzonej z wydziału cesarskiego uniwersytetu) w Wilnie, którą ukończył w r. 1836. Jeszcze jako student (podobno) wziął pewien udział w powstaniu z r. 1830, lecz sprawa ta, jako nie wykryta, nie przeszkodziła mu studiów ukończyć. Praktyką lekarską zajmował się zrazu w Pińsku, następnie w Ihumeniu, w charakterze lekarza powiatowego i cieszył się ogólną popularnością. Czynny w organizacji powstańczej, jako komisarz miejski ihumeński, został aresztowany, osadzony w więzieniu mińskim i skazany do robót ciężkich. Dzięki wszakże gubernatorowi tobolskiemu Despot-Zenowiczowi, który zrobił wszystko, by złagodzić los jego w katordze nie był, lecz przez czas dłuższy przebywał w więzieniu tobolskim, a następnie osiadł w Krasnojarsku, gdzie zjednał sobie u wszystkich powszechny szacunek. W ósmym dziesięcioleciu w. XIX otrzymał zezwolenie na zamieszkanie w Jekaterynosławiu, wreszcie w r. 1877 osiadł w Wilnie, już ciężko schorowany i tu, gdyby nie opieka kilku pań poważnych, może by w nędzy i opuszczeniu umarł zniedołężniały starzec. Pochowany został na Rosie. Por. wzmiankę o nim p. L(ucjana) U(ziębły) w "Tygodniku Ilustrowanym" z r. 1903, Nr 6, oraz „Ze wspomnień wygnańca" Apol. Świętorzeckiego (wyd. Zofji Kowalewskiej, Wilno, 1911, str. 96; Pantielejewa "Iz wospominanij proszłago", ks. II, Petersb., 1908, str. 117 i nast.
Feliks Piotr Pachel
Do Powstania Styczniowego w 1863 r. wyruszyło ze Skawiny kilkunastu młodych ochotników. Nie wszyscy wrócili. Feliksowi Pachlowi, po wielu cierpieniach i bohaterskich zmaganiach, udało się wrócić. Feliks Pachel urodził się w Skawinie 19 marca 1844 r. Jego rodzicami byli: Michał Pachel — skawiński piekarz i Marianna Łukasikówna z Ludźmierza. Spomiędzy sześciorga dzieci Feliks był czwartym dzieckiem. W1856 r. ukończył Szkołę Powszechną w Skawinie. W wieku 12 lat jego edukacja szkolna została zakończona, ale młody Feliks, ciekawy świata, nadal poszerzał wiedzę czytając z entuzjazmem książki. Wędrował niekiedy pieszo do Krakowa, by z zapałem oglądać sztuki teatralne, takie jak: dramat o Napoleonie pt. Pan świata w szlafroku, czy też Mazepa Juliusza Słowackiego. Na kupno książki lub biletu do teatru młody Feliks musiał zapracować u ojca w piekarni. Gdy wybuchło powstanie w 1863 r., znalazł przed domem celowo podrzuconą broszurkę opisującą „straszne rzeczy, mordy i rzeź na ulicach Warszawy”. Schwytanych powstańców z zaboru austriackiego, poddanych cesarzowi Franciszkowi Józefowi, represjonowano za udział w walce przeciw rzekomo „prawowitej władzy” i transportowano konwojem policyjnym — „ciupasem”. Dla młodego, dziewiętnastoletniego chłopca było to niemałym wstrząsem psychicznym. Zdeterminowany umknął z domu, bez pożegnania, do punktu werbunkowego w Hotelu Saskim przy ul. Sławkowskiej w Krakowie. Przydzielono go do oddziału gen. Waligórskiego. Umundurowany w czamarę i czapkę rogatywkę — konfederatkę dostał cztery dni urlopu, by pożegnać bliskich. Akurat w Skawinie trafił na uroczystości weselne kolegi. Dla Feliksa, myślącego już tylko o powstaniu, nadarzyła się sposobność do werbowania ochotników. Udało mu się skaptować dziesięciu chętnych. W wielkiej konspiracji dziesięciu skawińskich ochotników powędrowało nocą do punktu werbunkowego w Krakowie, unikając austriackiego patrolu, który penetrował okolice, a szczególnie drogi wiodące ku zaborowi rosyjskiemu. Połączone oddziały, już sformowane (ok. 800 pieszych i kosynierów oraz 250 kawalerii) szły przez pięć nocy. W ciągu dnia biwakowano w ukryciu, nie paląc nawet ognisk. W Krzeczowie, blisko granicy, wydobyto z ziemi ukrytą broń i uzbrojono powstańców. Nie zdążyli jednak odpocząć i pożywić się, gdy dostali nagły rozkaz wymarszu. Okazało się, że carskie wojsko zaatakowało powstańczy oddział przy granicy. Wywiązała się zacięta walka z Moskalami, gdy tymczasem podeszły z drugiej strony dwa szwadrony huzarów i piechota austriacka, otaczając oddział. W nierównej walce szanse były znikome; kto nie zginął lub nie zdążył zbiec — dostał się do niewoli. Pachel miał za zadanie osłaniać, wraz z Pierwszą Kompanią Strzelców, tabory z bronią i aprowizacją. Furgony po potyczce zostały zarekwirowane. Feliks zdążył zbiec do lasu, gdzie 9 września, wraz z innym powstańcem, zostali ujęci przez huzarów. Jeńcy powędrowali pieszo pomiędzy ich końmi aż do Leżajska, gdzie zmuszeni byli zniszczyć broń. Osadzony na dwa miesiące w austriackim więzieniu, został uwolniony w listopadzie przez naczelnika sądu w Skawinie — z przyrzeczeniem, że nie wróci do powstania. Jednak wrócił! Tym razem został wysłany w okolice Jasła, gdzie werbował ochotników do oddziałów Rębajły, Bosaka i Chmielnickiego. Aresztowany 24 grudnia w kościele w czasie pasterki, został osadzony w Brzostku, skąd 27 grudnia udało mu się zbiec i dotrzeć do Tarnowa. Nadal nie zrezygnował z uczestnictwa w powstaniu. Przeprawił się przez zamarzniętą Wisłę i dołączył do oddziału Rębajły w okolicy Tarnobrzega. Mimo ostrej zimy oddziały powstańcze nie ustawały w walce. Dużą aktywność przejawiał gen. Józef Hauke ps. Bosak (1834–1871), Niestety, jego II Korpus został rozbity pod Opatowem 21 lutego 1864 roku. Pachel brał udział w tym starciu, pod wodzą płk. Topora, gdzie poległo ponad pięćdziesięciu powstańców, a około siedemdziesięciu zostało rannych. W swym pamiętniku Pachel notował: Ja i płk. Topór ranny, wzięty w niewolę na cmentarzu przy kościele katedralnym. Płk. Topór jako oficer wojsk rosyjskich i dezerter, został przez Czengerego bez sądu skazany i 23 lutego powieszony na belce palącego się domu w Opatowie. A ja jako austriacki poddany zostałem zapędzony do Radomia a stamtąd do Sandomierza, skąd w połowie marca 1864 roku z trzema innymi potrafiliśmy się wydobyć i uciec, przebyć Wisłę po krach lodu powyżej Tarnobrzega, gdzie o mało nie utonąłem.. Powstanie zakończyło się klęską, więzienia były przepełnione powstańcami. Austriacy — pisze Pachel — kijami tępili ducha. Pachel wynędzniały, z odmrożonymi, nogami, wrócił do Skawiny. Naczelnik sądu, Kasparek, wysłał żandarmów do jego, domu rodzinnego. Przyprowadzili go do sądu skutego łańcuchami. W czasie dwumiesięcznych, przesłuchań nikogo nie zdradził, nie wydobyto z niego żadnych zeznań, obciążających powstańców. Sąd wojenny wydał wyrok: jeden rok surowego więzienia w kajdanach, bez możliwości złagodzenia kary. Odsiedział dwa miesiące na zamku, dwa na Kopcu Kościuszki i osiem miesięcy w Wiśniczu. Powrócił potem do rodzinnego domu i zajął się wypiekiem pieczywa. Ożenił się z Wiktorią Kozanecką z Samborka i doczekał się sześciu synów i trzech córek. Prowadził piekarnie w Świątnikach Górnych, przez 7 lat w Karnym Zakładzie w Wiśniczu — w tym właśnie, gdzie kiedyś odsiadywał karę. Zakładał piekarnie przy Kółkach Rolniczych w Gorlicach i w Ciężkowicach. Pod koniec życia zamieszkał w Wieliczce, gdzie z pasją działał w Towarzystwie Gimnastycznym Sokół. W 1912 r. (50 lat po powstaniu) napisał pamiętnik z 1863/1864 r. — opisując perypetie i bohaterskie zmagania powstańcze. O Feliksie Pachlu można śmiało pisać, nie obawiając się przesady, że był człowiekiem dobrym, uczciwym i pracowitym — był polskim patriotą. Zmarł 27 lipca 1913 r. Jego grób na wielickim cmentarzu oznaczony jest numerem 1791. Na tablicy pamiątkowej umieszczono jego nazwisko. Skawinianie nie zapomnieli jego postawy życiowej i patriotycznej. W dowód uznania nazwali go pierwszym skawińskim kronikarzem a jego imieniem nazwali jedną z ulic miasta Skawiny — ul. Feliksa Pachla.
Seweryn Fabian Perkowski
Urodził się w Warszawie 20 stycznia 1845 r. Sympatyzował z poglądami «czerwonych» i biorąc udział w jednej z przedpowstaniowych ulicznych manifestacji warszawskich, otrzymał cięcie pałaszem w głowę w czasie starcia z rozpraszającym je wojskiem. Po otwarciu Szkoły Głównej w 1862 r., zapisał się na wydział lekarski. Studia przerwało powstanie 1863 r., w którym wbrew podjętej 23 stycznia przez większość młodzieży kształcącej się w Szkole Głównej uchwale, aby w powstaniu nie uczestniczyć, Seweryn Perkowski wziął czynny udział walcząc w ‘partii’ Jeziorańskiego. Do powstania wyszedł z Warszawy, co połączone było z pewnymi trudnościami wobec kontroli na rogatkach nad wszystkimi osobami wyjeżdżającymi. Można przypuszczać, że do partii Jeziorańskiego wstąpił w końcu stycznia 1863 r. w obozie, który Antoni Jeziorański rozłożył w lasach radziwiłłowskich, niedaleko odległej od Warszawy o około 65 km na południowy zachód wsi Jeruzal w powiecie skierniewickim i dzielił dalsze losy tego oddziału. Mógł więc 4 lutego brać udział w „napadzie” na Rawę Mazowiecką, a potem uczestniczył walkach, które oddział ten stoczył po połączeniu się Jeziorańskiego z Langiewiczem w Małogoszczy 22 lutego. Po bitwie pod Grochowiskami 18 marca 1863 r. Seweryn Perkowski znalazł się chyba w niedobitkach tej partii, które jednak pozostały i utrzymały się na terenie Królestwa Polskiego. Bo ci, którzy 19-21 marca przekroczyli w między Opatowcem a Igołomią kordon, zostali na granicy przez Austriaków rozbrojeni i internowani, nie mogli więc dalej walczyć. Seweryn Perkowski natomiast uczestniczył w bitwie pod Kobylanką, której końcowy akt rozegrał się 6 maja 1963 r. Po niej – po 6 maja oddział, w którym służył, zmuszony został do przekroczenia austriackiego kordonu, może pod Borowymi Młynami [obecnie Borowiec w puszczy Solskiej] bądź po którymś z kolejnych starć pod Naklikiem, Lipinami, Harasiukami, czy w końcu po ostatecznym rozgromieniu Jeziorańskiego 11 maja 1863 r. pod Hutą Krzeszowską. Po przekroczeniu kordonu, ranny Seweryn Perkowski znalazł czas jakiś schronienie i opiekę w domu pana Alfreda (?) Młockiego, obywatela ziemskiego w Galicji. Tam został przez władze austriackie aresztowany i internowany w twierdzy, najpierw w Igławie, a następnie w Ołomuńcu skąd wydostał się w 1864 r. i udał się do Francji, aby na Sorbonie ukończyć przerwane studia medyczne. Seweryn Perkowski przechowywał kulę karabinową, którą wykrył w swej powstańczej burce. Kulę tą kazał oprawić w złoto i wyryć na oprawie datę jej odkrycia. Niestety ta cenna pamiątka przepadła w czasie I wojny światowej, a wraz z nią zginęło świadectwo, które dopomogłoby do zorientowania się w jakiej akcji bojowej Seweryn Perkowski między innymi uczestniczył. Po wydostaniu się z więzienia austriackiego, udał się Seweryn Perkowski w 1864 r. do Paryża dla kontynuowania studiów medycznych. Tam, 22 grudnia 1869 r., uzyskał stopień doktora medycyny na podstawie rozprawy „De la pneumonie rhumatismale” [Paris, librarie Delahaye, 1869, str.67]. Uczestniczył jako lekarz ruchomego ambulansu w wojnie francusko-pruskiej i otrzymał obywatelstwo francuskie [naturalisation extraordinaire et gratuite], osiedlając się i pracując jako lekarz w tym kraju. Trawiony tęsknotą za ojczyzną wrócił do kraju pod rosyjski zabór, mimo trudności i niebezpieczeństw z tym połączonych ze względu na swój udział w powstaniu i nielegalny pobyt zagranicą. Aresztowany na granicy rosyjskiej w 1874 r., oddany został pod nadzór policji, pod którym czas jakiś przebywał. Pokonawszy niemałe trudności, powtórzył na Uniwersytecie Warszawskim egzaminy lekarskie i uzyskał w 1876 r. dyplom lekarza. W czasie wojny rosyjsko-tureckiej 1877-78 był ordynatorem szpitala Czerwonego Krzyża w pałacu brühlowskim w Warszawie, następnie zaś ordynatorem wojskowego szpitala ujazdowskiego do 1892 r. Odtąd do końca życia zajmował się prywatną praktyką le-karską. Napisał szereg rozpraw medycznych, ogłaszanych w czasopismach le-karskich polskich i francuskich. Umarł w Warszawie 10 lutego 1907 r. około 3-ciej po południu, po dwutygodniowej chorobie, wywołanej atakiem apoplektycznym. Pochowany na Powązkach w grobie rodzinnym [kwatera 4, rząd 3, grób 4-5]. Zachowała się oryginalna fotografia Seweryna Perkowskiego z 1863 r. w stroju powstańczym, wykonana w Zakładzie fotograficznym Karola Beyera w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu № 389. Seweryn Perkowski zaślubił 22 kwietnia [10 kwietnia st. st.] 1890 r. w kościele parafialnym w Szawkianach w pow. szawelskim na Żmudzi Wandę Teresę Juliannę Gorską, urodzoną w Dżiuginianach w pow. telszewskim na Żmudzi 26 lutego 1864 r. Małżeństwo miało czworo dzieci: Zygmunta (1892-1897), Jadwigę (1893-1974), Józefa (1896-1940) i Tadeusza (1896-1942).
Czesław Pieniążek
Czesław Pieniążek, h. Odrowąż. Ur. 14.1.1844 Kowalow, pow. tarnowski (lub Handzówka[7]), zm. 17.6.1917 Kraków. Ojciec Stanisław Ignacy Feliks, właściciel ziemski, zamieszkały w Krakowie, walczył w Powstaniu Listopadowym pod Grochowem w II Pułku Strzelców Konnych. Matka: Felicja Krajewska. Jego bratem był płk. Stefan Pieniążek, który zmarł 15.5.1906 w Wiedniu W 1863 mieszkał z rodzicami Tarnowie. Powstrzymany przed wstąpieniem na pierwszy odgłos Powstania, wyjechał jednak do Krakowa w czasie formowania partii Langiewicza wraz z dwoma kolegami K. i N. gdzie zabrali kufer z bronią i amunicją i gdzie zatrzymali się u ciotki Czesława. Spotkał tu Erazma Skrzyńskiego, właściciela Aleksandrowic, który formował gwardię dyktatorską i zgłosił się do niej jako pierwszy - zostając dowódcą pierwszego plutonu pierwszej kompanii. Kolejnym był Leon K. a dalej m.in Emanuel Starkel, Dąbrowski, Paleczek i in. Później ćwiczenia odbywał w Parku Strzeleckim.[1] Oddział został wysłany w trzech partiach do Kobylan, skąd wyruszał Mossakowski (choć po drodze Czesław został złapany i zaaresztowany "pod Telegrafem", skąd udało się tej samej nocy uciec i dołączyć do oddziału). Został tu adiutantem dowódcy. Na początku używał siwej klaczy, która mu została jednak zabrana przy pierwszym starciu. Następnie jeździł na gniadoszu. Jego pomocnikiem był "Piotruś", który troszczył się w miarę możliwości o zaspokajanie potrzeba takich jak napełnieni manierki, czy obrok dla konia. [1] Brał udział w potyczce przy karczmie Kiermasów a następnie w Golczowicach, gdzie przekazywał meldunki do rozlokowanych oddziałów. W zamęcie bitwy w Jaworznikiem wraz z dowódcą i kilkoma innymi przedarł się przez błota. Mossakowskich ich opuścił, więc sami przedzierali się przez Mrzygłód a następnie na płd do granicy austriackiej, mając za przewodnika szewca z Mrzygłodu. W drodze powrotnej już na terenie Galicji wraz z kolegami zaaresztowany przez żandarmerię z Jaworzna i odstawiony do Krakowa, "pod Telegraf", skąd dzięki fortelowi wydostał się. [1] Po kilku dniach odpoczynku w Tarnowie, powrócił do Krakowa, gdzie otrzymał w zarząd kilka fabryczek naboi - m.in tragiczną panien Janowskich przy skrzyżowaniu Szewskiej i Jagiellońskiej, gdzie doszło do fatalnego wybuchu. Zajmował się też organizacją koni dla oddziałów powstańczych, pod kierownictwem Stanisława Chwalibogowskiego. [1] W sierpniu wyruszył w kawalerii oddziału Mycielskiego, przez Słomniki, Racławice. Wraz z małym oddziałkiem (Bronisław Ujejski, Władysław Straszewski, bracia Żelechowscy, i dwóch innych) zajęli Słaboszów. Następnie przez Wolicę przeszli do Parszywki, Gór (gdzie pojmano szpiega który wydał Bończę) i Nawarzyc, za którymi miała miejsce . Z powodu wycofania się oddziału Kosy do Galicji również i Mycielski podjął taką decyzję, więc oddział ruszył przez Racławice do Dziemierzyc. To się rozdzielono i Pieniążek sam przekroczył granicę i udał się do rodziców.[1] W październiku zastał przyjęty ponownie przez Erazma Skarżyńskiego, pełniącego wtedy rolę organizatora cyrkułów zachodnich Galicji - na adiutanta. Współpracował i przenosił rozkazy głównie dla oddziału "Kosy".[1] Po Powstaniu ukończył Gimnazjum św. Anny w Krakowie, gdzie nie zdał matury 15.2.1866, lecz poprawił ją 10.7.1866. Następnie student zwyczajny Wydz. Filozoficznego oraz Wydz. Prawa UJ. Po ukończeniu studiów wy­jechał do Drezna. Osiadłszy na dłuższy czas w tym mieście udzielał tam lekcji historii i literatury polskiej przy czym korespondencjami do kilku gazet pol­skich zarabiał na chleb. Poza tym jaki taki dochód przynosiły mu publiczne odczyty urządzane dla drezdeńskiej Polonii. W r. 1873 wrócił do kraju, gdzie we Lwowie został profesorem gimnazjalnym.[8] Współpracownik "Dziennika Polskiego", współredaktor "Włościanina".. Pracował jako pedagog we Lwowie, Stryju i Krakowie. Równocześnie studiował literaturę ojczystą i wydawał o niej publikacje. Przeszedłszy na emeryturę 2 charakterem radcy szkolnego, nie przestał pracować w umiłowanym zawodzie. Przeniósł się na; stały pobyt do Zakopanego i tam objął dyrekcję prywatnego gimnazjum rolnego. Sterane zdrowie zniewoliło go do upuszczenia po dwóch latach tego posterunku, na którym z największym pracował pożytkiem. W 1916 powrócił na stały pobyt do Krakowa i tu zmarł po dłuższej chorobie.[5] Narzekał na wady narodowe i marazm. Pisał "" Weteran, liczba wykazu Sekcji Opieki Departamentu Sanitarnego Ministerstwa Spraw Wojskowych: IV-236.[6] Pochowany Kraków-Rakowice, w nowej części cmentarza przy Głównej alei.[4] Żona: Seweryna Pieracka Dzieci: * Stefania Bronisława (1868) [10] * Stanisław, żona: Ewa Niedzielska [14] * Łucja, mąż Tadeusz Bohdanowicz [15] * Helena, mąż Artur Huber [14] * Jan (1884) [11] * Wacław Bogusław Michał (1887) [12] * Anna Janina (1893) [13]
Konrad Piotrowski
Herbu Korwin. Ur. 19. lutego 1845 r. w majątku rodzinnym Piotrowie i Strzyże, w powiecie pułtuskim, w guberni płockiej. Do dziewiątego roku życia wychowywał się w domu rodzicielskim u ojca Stanisława Korwin Piotrowskiego i matki Elżbiety z Bedlińskich. Ojciec służył w regularnem wojsku polskiem początkowo w batalionie saperów a przed wybuchem powstania listopadowego przeniósł się do kawaleryi i służył przy ułanach. Po ukończeniu wojny z r. 1831 nie był pociągniętym przez rząd rosyjski do odpowiedzialności, ponieważ był oficerem subalternem i nie doszedł rangi majora. Po zgnieceniu powstania listopadowego osiadł w rodzinnym majątku i oddał się gospodarstwu, około r. 1845 sprzedał Piotrowice i Strzyże powieściopisarzowi Kaczkowskiemu a kupił od Pieniążków Czerwonę z przyległościami, duży ale zaniedbany majątek w guberni radomskiej. W dyscyplinie wojskowej wychowywał dzieci, z których najstarszy Konrad oddany został do gimnazyum w Radomiu, gdzie wśród młodzieży w okresie przedpowstańczym objawiał się gorący nastrój, który wyładowywał się na zewnątrz manifestacyami tego typu, co bicie szyb gubernatorowi Białoskórskiemu lub zajście z ministrem oświaty, gen. Muchanowem, którego podczas wizytacyi klasy w Radomiu jeden z kolegów Konrada Piotrowskiego niejaki Zenon Leszczyński za »obrazę klasy« uderzył kałamarzem w twarz, a gdy atrament zalał twarz i ordery, uczniowie wypadli z ławek i wobec świty obili ministra. Szczegóły tego zajścia według opowiadania Piotrowskiego miały następujący przebieg. Przyjazd ministra gen. Muchanowa spowodował w mieście i w gimnazyum liczne przygotowania. Dyrektor gimnazyum, Wyżycki urządzał po klasach próby przywitania dygnitarza rosyjskiego przez młodzież w języku rosyjskim. Uczeń Leszczyński jednak tak nastroił kolegów, iż na ewentualne przemówienie ministra w języku polskim mieli odpowiedzieć: »zdrowia życzymy Waszej Ekscellencyi«,—w przeciwnym wypadku milczeniem zaznaczyć swoje stanowisko. Przybył do klasy Muchanow w otoczeniu licznej świty i powitał młodzież w języku rosyjskim słowami: »zdarawo rabiata« a gdy klasa milczała, powtórzył swe przywitanie a gdy dalej grobowe panowało w klasie milczenie, zwrócił się z oburzeniem do dyrektora pytając o powody i przedstawiając zajście jako bunt. Podczas wizytacyi miała się odbyć lekcya historyi rosyjskiej, którą wykładał prof. Szabuniewicz. Gdy zapytany o małoznaczący nieudowodniony drobiazg uczeń Farnese pytającemu dygnitarzowi rosyjskiemu nie dawał odpowiedzi, profesor zaznaczył, że pytanie nie zawiera stwierdzonego faktu, wobec czego minister Muchanow nazwał zarówno ucznia, jak i profesora »durakiem«. Młodzież związana serdecznymi węzłami ze swymi przewodnikami, reagowała w ten sposób, że Leszczyński ugodził ministra Muchanowa kałamarzem, a gdy uczniowie rzucili się nań i bić go poczęli, świta cofnęła się, by wezwać z koszar wojsko, które jednak spóźniło się z przybyciem a gdy w zakładzie się zjawiło, młodzież tylnem wyjściem umknęła z gmachu. Na podstawie ukazu gubernialnego zakład został rozwiązany, profesorowie usunięci, Muchanow przechodził w podróży powrotnej z Radomia ciężkie chwile, młodzież bowiem radomska depeszą szyfrowaną zawiadomiła o zaszłym wypadku Marymontczyków, którzy w Raszynie pod Warszawą zasadzili się na ministra i również go pobili w lasku, gdy pocztą przejeżdżał. Z owej przeprawy szerokiem wzięciem cieszyły się laski tzw. muchanówki, na których ze względu na znaczny popyt niejeden zarobił trochę grosza. Następstwem tych zajść była dymisya Muchanowa i wyjazd jego za granicę. Tymczasem po kilku miesiącach wskutek starań Wielopolskiego gimnazyum radomskie powołane zostało do życia, które płynęło wśród ciągłych utarczek i manifestacyi w okresie przedpowstańczym aż do wybuchu powstania. Wybuch ruchu zbrojnego zastał Konrada Piotrowskiego w VIII kl. gimnazyum w Radomiu. W dniu wybuchu tj. we czwartek po lekcyi prof. Szabuniewicz polecił uczniom ubrać czapki w klasie na znak gotowości do pochodu i ogłosił, że wybucha powstanie i że każdy zdolny do noszenia broni powinien wziąć udział w zbrojnym ruchu. Zaznaczył dalej, że gen. Langiewicz w towarzystwie kap. Koryckiego wyjechał już z Radomia i udał się na punkt zborny w lasach pod Szydłowcem. Zachęcona gorącemi słowami profesora młodzież starsza ruszyła w drogę do Szydłowca. Piotrowski wychowany w nadzwyczaj surowej dyscyplinie pomknął extrapocztą do ojca do Czerwonej. Tu zawiadomiony przez syna o zaszłych wypadkach ojciec, początkowo nie chciał udzielić mu zezwolenia na udział w powstaniu, powiadając, że w powstaniu listopadowem regularne wojsko polskie nie mogło w ówczesnej sytuacyi dać rady wrogowi a cóż dopiero mówić o wybuchającem powstaniu, mającem do dyspozycyi jedynie dubeltówki i kije, potem jednak za wstawieniem się matki dał zezwolenie, zaopatrzył go w broń i parę wierzchowców i wyprawił pod Szydłowiec. Piotrowski zastał oddział sformowany w marszu skierowanym na Szydłowiec i przyłączył się do tego oddziału. Napad na koszary w Szydłowcu nie powiódł się, albowiem Moskale powiadomieni o napadzie, opuścili koszary i ustawili się w rynku i gdy oddział powstańczy ich zaatakował odpowiedzieli ogniem karabinowym. Ponieważ atak na miasto został wykonany z trzech stron, więc Moskale uciekli a oddział zatrzymał się w mieście i zabrał wszystkie zapasy, znajdujące się w magazynach wojskowych. Po bitwie pod Szydłowcem pomaszerował oddział pod dowództwem Langiewicza przez Suchedniów do Wąchocka, gdzie niezorganizowana wielka rzesza powstańcza podzieliła się na kompanie i bataliony. Piotrowski przydzielony został do 1. kompanii III. batalionu strzelców, której dowódcą był kap. Korycki, podczas gdy dowództwo batalionu sprawował Dyonizy Czachowski, późniejszy generał. Czachowski przybywszy do Wąchocka oddał do dyspozycyi Langiewicza 100 rubli w gotówce i dwóch synów, starszego i żonatego Karola i młodszego Adolfa. Odtąd bierze Piotrowski udział we wszystkich bitwach, jakie oddział Czachowskiego staczał a których szczegóły zostały przedstawione we »Wspomnieniach Czachowszczyka z r. 1863« pióra Antoniego Drążkiewicza. I tak walczy w oddziale Czachowskiego w lesie przy trakcie z Suchedniowa do Blizina wiodącym, gdzie starano się niedopuścić do połączenia się oddziałów rosyjskich Czengierego z Markowem, dalej pod Staszowem, dnia 24. lutego pod Małogoszczą, Nowym Folwarkiem, 4. marca pod Skałą i Chrobrzem. W miasteczku Skale oddział Czachowskiego zdobywszy osaczony przez Rosyan cmentarz, umożliwił dyktatorowi odniesienie zwycięstwa i przejście przez Nidę. Pod Grochowiskami 18. marca 1863 oddział Czachowskiego odcięty został od głównych sił Langiewicza a następnie wzmocniony zastępem Bończy stoczył potyczki 20. i 21. marca pod Potokiem i Krzeszowem. Po kilku drobniejszych utarczkach wśród ciągłego organizowania się oddziału walczy pod Grabowcem, ustępuje przed przeważającą siłą nieprzyjacielską wskutek zakazu stoczenia bitwy w tem miejscu przez Rząd Narodowy. Oddział Czachowskiego ruszył dalej przez puszczę Iłżecką i stanął pod Lipiem. W Piekle wzrastają siły naszych wskutek przyłączenia się kilku innych małych oddziałków. Piotrowski bierze następnie udział w potyczce w lasach wsi Skłoby niedaleko fabrycznych zakładów Stefankowa, gdzie oddział odnosi znane zwycięstwo nad nieprzyjacielem. W dniu 23. kwietnia opuszczają powstańcy Piekło i oddzielnie postępując kierują się ku Salachowemu borowi, okrążani przez wojska Czengierego. Po drobniejszych utarczkach staje oddział Czachowskiego w dniu 27. kwietnia w miasteczku Lipsku, skąd ruszono do Solca nadwiślańskiego, następnie do Tarłowa, gdzie odbył się w dniu 3. maja uroczysty obchód rocznicy Konstytucyi Trzeciego Maja. Po nabożeństwie w kościele oddział utworzył czworobok, w środku którego stanął Czachowski, wywołał z szeregu Piotrowskiego i ogłosił, że Rząd Narodowy awansował go z porucznika na kapitana strzelców. Po ogłoszeniu nominacyi obecny przy tej uroczystości ojciec Piotrowskiego ofiarował mu pamiątkową szablę robzinną z napisem: »nie wyjmuj bez potrzeby, nie chowaj bez skutku®. Po cofnięciu się Czengierego po przegranej potyczce pod Mniewem nastąpił pochób w kierunku Kielc i bitwa w bniu 4. maja pod wsią Boryą. Po zwycięstwie w pobliżu Ostrowca nad znaczniejszemi siłami Klewcowa zarządzono dalszy pochób lasami i w dniu 5. maja 1863 bitwa również zwycięska w lasach Bałtowskich. Po połączeniu się w Bałtowie z oddziałem Jankowskiego nastąpiła w bniu 6. maja bitwa pod Rzeczniowem. Po połączeniu się rozbitków z pod Rzeczniowa i wzroście oddziału wywiązuje się starcie pod Radzanowem 29. maja, balej pod Jakubowem i Chruściechowem, w dniu 8. czerwca pod Przystałowicami, Bąkowem i Rusinowem, dalsze starcia pod Hutą Przysucką, Niekłaniem i Czarną. W czasie bitwy pod Bobrzą Piotrowski był umieszczony ze swą kompanią w zwaliskach murów starej fabryki w Bobrzy z poleceniem bronienia tej pozycyi przez czas pewien, aby bać możność schronienia się reszcie oddziału Czachowskiego, bążącego bo lasów, leżących w pobliżu. Wskutek tego został Piotrowski obcięty od reszty wojsk Czachowskiego, któryto oddział po tej bitwie poszedł w rozsypkę, poczem rozbitki świetnego zastępu wraz z Czachowskim przeszły bo Galicyi. Piotrowski jednak nie cofnął się za galicyjską granicę, lecz zdołał przebrzeć się wraz ze swą kompanią bo lasów, otaczających Bobrzę, w których przez bługi czas utrzymywał się ze swym oddziałkiem i zbierał niebobitki z oddziału Czachowskiego. Ten bowiebziawszy się w Galicyi, że część jego oddziału pod dowództwem Piotrowskiego istnieje, przysłał swego szefa sztabu, Władysława Eminowicza, który przyprowadził część kompanii pod dowództwem Rubowskiego i Gromejki, b. oficera rosyjskiego. Eminowicz objął dowództwo nad tymi trzema oddziałami i utrzymywał się czas dłuższy w okolicy puszczy Iłżeckiej aż do powrotu z Galicyi Czachowskiego, który powrócił na czele oddziału tamże uformowanego. Z końcem października 1863 oddział ten rozbito pod Jurkowicami a sam Czachowski na początku listopada z małym oddziałkiem kawaleryi otoczony na polach gminy Wierzchowiska przez ochotników rosyjskich, Asjejewa i Medjanowa poległ, nie zdoławszy się połączyć z oddziałkiem dowodzonym przez Piotrowskiego. W tym czasie objął komendę nad oddziałami, znajdującymi się w województwie sandomierskiem jen. Hauke-Bosak, który uformował dwanaście małych oddziałków piechoty a dowództwo nad jednym z nich, nr. 4., powierzył Konradowi Piotrowskiemu. Z tym oddziałem stoczył Piotrowski kilka mniejszych potyczek, opisanych współcześnie w »Gazecie warszawskiej*, którą do obozu przywiozła mu matka, opiekująca się troskliwie oddziałem i zapewniająca mu przez długi czas materyalną podstawę przez ułatwianie prowiantowania wojska. Z początkiem marca 1864 r. Piotrowski zachorował ciężko i leżał u Józefa Karbowskiego, uwłaszczonego przez swego ojca chłopa w przysiółku Kunegundowie, po powrocie do zdrowia z końcem marca 1864 dostał się do Galicyi, przeprowadzony przez gospodarza Swatka po topniejących już lodach Wisły do wioski nadbrzeżnej Dmytrowa w Galicyi, własności p. Zakliki. Pocztą obywatelską przez Chorzelów hr. Tarnowskich i Luszowice ks. Jabłonowskich przybył do Tarnowa, gdzie przyjął nazwisko Chrząstowskiego, tamtejszego obywatela, co uskutecznił za zgodą tejże rodziny. Jako Chrząstowski zapisał się na medycynę we Wiedniu, gdzie za wpływem hr. Mniszkowej, damy dworu, otrzymał od ministra Meczerego zezwolenie na pobyt w Austryi pod własnem nazwiskiem. Po porzuceniu studyów lekarskich powrócił do Galicyi pod własnem nazwiskiem i poświęcił się zawodowi gospodarskiemu przebywając w zacnym domu Polanowskich i ks. Czartoryskiej-Cieńskiej w Jabłonowie, gdzie został przyjęty do związku tej gminy i za staraniem księżnej otrzymał poddaństwo austryackie. W ostatnich czasach przebywa jako rządca i leśniczy w dobrach dołżanieckich hr. Dunin Borkowskiej, położonych w powiecie tarnopolskim.
Jan Plewako
W procesie wojennym księdza Jana Plewako jest jego prośba, wystosowana 21 sierpnia 1865 r, z fortecy dynaburskiej do generała gubernatora wileńskiego Kaufmana następującej treści: Jako więzień wskutek choroby leżę w szpitalu fortecy dynaburskiej. Na skutek konfirmacji poprzednika J.W. Pana, gen. Mjewa mam być wysłany na zamieszkanie do oddalonej guberni cesarstwa. Zdrowie moje rozstrojone, a także lata podeszłe nakazują mi zwrócić się do J.W. Pana z prośbą o zmianę dla cierpiącego starca wyroku strasznego na więcej łagodny, podług uznania Pańskiego. Wskazana dla mnie droga, to mogiła przedwczesna, która i bez tego jest już przede mną wskutek moich cierpień i lat starczych, o czym zresztą J.W. Pan sam się przekonał, zwiedzając szpital w fortecy dynaburskiej. Komendant fortecy dynaburskiej 7 września 1863 r. Nr 414 pisze do głównodowodzącego armią okręgu wileńskiego „Podanie, które wniósł za moim pośrednictwem więziony w fortecy za sprawy polityczne ksiądz Jan Plewako, łącznie ze świadectwem lekarskim przesyłam do uznania J.W. Pana." Na marginesie napisane postanowienie: „Uwzględniając zdrowie księdza Jana Plewako generał gubernator wileński pozwolił wysłać go nie do ołonieckiej, lecz do riazańskiej guberni, a jeżeli obecnie jest jeszcze chory, to można odroczyć termin wysłania”. Dnia 27 października 1865 r. 7 grudnia 1865 r. ksiądz Jan Plewako pisze do generała gubernatora wileńskiego tej treści prośbę: „Konfirmacja J.W. Pana wyznaczyła mi miejsce na mieszkanie gubernię riazańską, nie pozbawiając mię żadnych praw, a że jestem starcem i bez żadnego funduszu na wyżywienie się na miejscu, z tych względów ośmielam się prosić J.W. Pana o polecenie wypłacania mi diet przewidzianych przez prawo.” Namiestnik Królestwa Polskiego, Berg, 14 /28/ lutego 1868 r. Nr 2080 pisze z Petersburga do generała gubernatora wileńskiego co na-stępuje: „Mieszkający w guberni riazańskiej pod dozorem policji ksiądz Jan Plewako zwrócił się do mnie z prośbą, aby mu pozwolić na mocy rozkazu cesarskiego z 17 maja 1867 r. przenieść się do Królestwa Polskiego. Wobec tego najpokorniej proszę J.W. Pana, by zechciał mnie powiadomić, za jakie przestępstwo rzeczonego księdza władza wysłała do guberni riazańskiej i czy on zasługuje na łaskę cesarską, płynącą z przytoczonego rozkazu." Na powyższe pytania odpowiada Bergowi generał gubernator wileński Potapow 14 marca 1868 r. Proboszcz parafii hanuszyskiej ksiądz Jan Plewako był pod sądem polowo-wojennym pod zarzutem, że spotykał powstańców i był obecny, gdy oni czytali w powierzonym mu kościele odezwę rewolucyjną. Chociaż sądownie nie dowiedziono mu tych przestępstw, ale ze względu, że władze uznały go zupełnie nieprawomyślnym pod względem politycznym, przeto został wysłany pod surowy dozór policji do guberni ołonieckiej. Wobec przeto dowiedzionej mu nieprawomyślności politycznej uważałbym za niewskazane, aby mu pozwalać obecnie przenosić się do Królestwa Polskiego. Naczelnik guberni kurlandzkiej 6 kwietnia 1874 r. Nr 2428 z Mitawy powiadomił generała gubernatora wileńskiego, że wysłany z kraju zachodniego z racji politycznych później zwolniony spod dozoru policyjnego ksiądz Jan Plewako, mieszkający następnie w Bausku, powierzonej mi guberni, umarł 13 czerwca 1872 r. Do tego załączony był pod Nr 60 wyciąg z ksiąg metrycznych o zmarłych w parafii rzymsko-katolickiej szenberskiej za 1872 r., w których na str. 143 pod nr 44 zapisane 13 czerwca 1872 r. w Bausku umarł ksiądz Plewako, liczący lat 68, wskutek starości. 15 czerwca tegoż roku ks. Wincenty Tomaszewski pochował jego zwłoki na bauskim cmentarzu miejskim. M. Szenberg, 9 luty 1874 r. Ks. Andrzej Mikulicz, dziekan i proboszcz szenberski
Jan Puściałkowski
Jan Puściałkowski. Wstąpił do organizacji przedpowstaniowej w Płocka we września 1862 roku. Przyjęty przez Dąbrowskiego, czynny był w niej w randze dziesiętnika. Jaż w październiku tegoż roku wysłany do przewozu broni, pojechał do Torania i wywiązał się z zadania pomyślnie. W dnia 22 stycznia 1863 r. na dane hasło wybuchu czynnego, uczestniczył w opanowania koszar kozackich 12 Płocku, lecz nadciągający oddział piechoty rosyjskiej wypiera powstańców pod wieś Ciołki. Tu, w starcia Paściałkowski powala celnym strzałem pułkownika Korczakina i jego adjutanta Decabego, wobec czego moskale cofnęli się w nieładzie, pozostawiając na placu 15 poległych. Odtąd pod wodzą okręgowego Padlewskiego Puściałkowski walczył głównie w obrębie Ziemi Płockiej, przyjmując udział w 9-ciu mniejszych i większych bitwach. W 9-tej bitwie ranny w nogę, leczył się parę miesięcy w Brodnicy ( w Prusach). Po wyleczenia z rany używany w organizacji jako karjer do przewożenia ważniejszych rozkazów i dokumentów, parokrotnie wpadał w ręce moskali, ale za każdym razem dokumentów nie pozwalał sobie odebrać, ukrywając zręcznie przed wrogiem pomienione papiery. Nareszeie dostaje się do więzienia pod ciężkim zarzutem zabójstwa rosyjskiego oficera, odesłany do Modlina i ta przez pół roku nękany w najokropniejszy sposób, wobec nieprzyznania się do zarzuconej ma winy, zostaje zesłany na Syberję do odleglejszych gaberni bez określenia terminu kary. Po 13 ta latach pobytu w Tarze i Petropawłowska gab. Tobolskiej powraca do kraja w 1877 roku.
Klara Rieger
Ur. 26.07.1831, zm. 07.04.1909 Kołomyja, córka Jana, dyrektora Banku Handlowego w Brodach. W wieku 4 lata osierocona przez ojca oddana na wychowanie do Krakowa do matki ojca Klary Hahn. (Jej matka Justyna Praun została w Brodach, powtórnie wychodząc za mąż za Franciszka Sturm). W tym czasie najczęściej przebywała w domu prof. Estreicherów, z Marią i Karolem łączy ją do końca życia przyjazne stosunki. w 1843 uczy się na pensji pani Bulikowskiej. W 1846 m.in haftuje, wraz z innymi w domu p. Janiszewskiej sztandar. W 1853 zaślubiła Tomasza Majewskiego - architekta gmachów akademickich Krakowa z którym miała 2 córki: Zofię i Stefanię. Mąż zmarł po 4 latach małżeństwa i Klara przeprowadziła się do Sokala, gdzie jej brat objął posadę lekarza. Przyjęła tutaj też powtórnie owdowiałą matkę z dwiema córkami - Florą i Henryką. Jej dom w Sokalu stał się w czasach przedpowstaniowych osią ruchu patriotycznego. Przyjmuje zobowiązanie ruchu Klaudynek, udziela się oświatowo, pomaga leczyć, opiekuje się biednymi. Wpisuje się do bractwa kościelnego. U siebie w domu otwiera szkółkę dla analfabetów. W 1861 zakłada czytelnię gdzie udostępnia książki przysyłane przez Zofią Romanowiczową. Po niedzielnych sumach urządza pogadanki, opowiadani, organizuje jasełka. W ten sposób pobudza do pracy oświatowej także panie z licznych okolicznych dworów. W czasie powstania, dom jej, mniej wpadający w oko, jako zamieszkały tylko przez kobiety i dzieci, jest miejsce przerzucania meldunków, gromadzenia opatrunków, bandaży do czego angażują się także jej dzieci. Często w nocy gości emisariuszy - z tego czasu rozwinęła się jej przyjaźń z kurierką Teofilą Piotrowską. Stanęła też na czele szpitala zorganizowanego w klasztorze sokalskim oo. Bernardynów. Działał też po przeniesieniu rannych do dworu w Walawce. Niestety w tych okolicznościach, w zimnych celach sokalskich przeziębiła się jej starsza córka Zofia i zmarła na zapalenie płuc. W szopie koło swego domu miała zakopane naboje. Zdradził to zaaresztowany w Bukowinie powstaniec, jednak gdy wojsko otoczyło dom żaden mieszkaniec nie dał się nakłonić do rozkopywania zmarzniętej ziemi i Klarę uwolniono od zarzutu. Po kilku latach opuściła jednak Sokal przenosząc się do Lwowa dla kształcenia córki. Odjeżdżając ofiarowała swój dom na szkołę, zaznaczając jednak że miasto może korzystać z niej tak długo jak szkoła zachowa polski charakter i będzie prowadzona przez ss. Felicjanki. Miasto w podzięce nadało jej 31.10.1868 honorowe obywatelstwo. We Lwowie zaangażowała się w działalność filantropijną, otaczając opieką szczególnie weteranów powstania, jednak w 1872 z powodów zdrowotnych przeniosła się na wieś biorąc w dzierżawę majątek Kruhel pod Przemyślem. Odwiedzali ją tutaj liczni literaci i działacze społeczni a także emigranci. W 1878 jej córka Stefania wychodzi za mąż za powstańca Alberta Jasińskiego, który utracił majątek w Królestwie. Przenosi się będąc w Starym Siole, Kopaniu, Paczeniżynie i Kołomyi. Wstąpiła do Towarzystwa św. Wincentego a Paulo i funduje takie podobne towarzystwo w Kołomyi będąc jego przewodniczącą. Zakłada tam też Przytulisko dla starców, pracy niezdolnych i dla dzieci. W ostatnich latach życia szukała poprawy zdrowia w Abazji. Pochowana w Kołomyi.
Mojżesz Rogaczewski
Ur. 1823 r.-podporucznik. 108-letni żyd podporucznik - weteran W zapadłej wsi Tołoczki, woj. białostockiego, mieszka 108-letni kowal Mojżesz Rogaczewski. Starzec ten, otoczony powszechną czcią, miał szczególnie względy u okolicznych ziemian. Wiedziano o nim, że ma za sobą ciekawą przeszłość, nikt jednak nie mógł dokładnie powiedzieć jaką. Starzec, który cieszył się dobrem zdrowiem i pracował prawie do ostatniej chwili, jako kowal wiejski, był małomówny i zbywał ciekawych milczeniem, nie zdradzając swej przeszłości. W ostatnim czasie Rogaczewski osłabł zupełnie i nie był już w stanie nadal pracować. Nie mając środków do życia, zdecydował się udać o pomoc do władz i wysłał za pośrednictwem D. O. K. Grodno do min. spraw wojskowych podanie, w którem wyjawił, że był powstańcem 1863 r. i dopóki miał siły, pracował i nie chciał korzystać z przysługujących z tego tytułu praw, obecnie zaś prosi o emeryturę, gdyż jako powstańcowi nie wypada mu prosić o jałmużnę. Rogaczewski złożył jednocześnie niezbite dowody, że brał udział w kilkunastu potyczkach z Rosjanami. Obecnie pod adresem Rogaczewskiego nadeszła przychylna odpowiedź ministerstwa spraw wojskowych, które wyjaśniło, że - aczkolwiek wyznaczony termin dla zgłoszeń powstańców już mimął - jednak Rogaczewskiemu w drodze wyjątku przyznano tytuł weterana - podporucznika i dożywotnio rentę. Przyznając sędziwemu starcowi tę rentę, ministerstwo wzięło pod uwagę przedewszystkiem tę właśnie okoliczność, że Rogaczewski będąc żydem, jako 40-1etni mężczyzna, pozostawił żonę i dzieci i udał się do partji Woyczyńskiego. Ojciec jego zginął w r. 1831 na Litwie w wojskach gen. Giełguda. Decyzja ministerstwa wywarła wielkie wrażenie wśród ludności żydowskiej.
Julian Rosenbach
Ur. ok. 1835. Porucznik wojsk węgierskich. Przybył do Krakowa z Kalitą. Był początkowo w oddziale Władysława Sokołowskiego "Iskry", a następnie adiutantem Chmieleńskiego. Walczył pod Mełchowem. Pod dowództwem "Bosaka" dowodził 3 kompanią. Jego oddział jazdy został rozbity w okolicy Rakowa (zapewne część powstańców dotarła aż pod Bardo i tu została rozbita. O miejscu tym przypomina z prawd. znacznie przesadzoną liczbą zabitych 120) Na przełomie 1863/4 wszedł do formowanego II Korpusu Krakowskiego, pod dowództwem Bosaka w stopniu majora. Pełnił obowiązki dowódcy Pułku Kieleckiego. W 21.2.1863, dowodził Pułkiem Kieleckim, składającym się ze 160 ludzi. Spóźnił się, zamiast przybyć w nocy do Kobylan, zjawił się, wbrew rozkazom dopiero rano - co znacznie pogorszyło sytuację powstańców przesuwając czas starcia. W bitwie posuwał się zdobywając wyznaczone punkty, początkową jednak również spóźniony, nacierając od strony Iwanisk na kirkut żydowski. Do szturmu zachęcił jednak żołnierzy , który spostrzegł zamieszanie. Dalej walka posuwała się trudno, ale skutecznie. Do 11 w nocy, kiedy dowódca, z powodu zmęczenia oraz burzy, zarządził odwrót. Wtedy pułk wycofał się przez Kobylany do Łagowa, razem z pułkiem . Postępował za nimi Czengiery, który dopadł powstańców z zaskoczenia . Potyczka była szczęśliwa dla powstańców, którzy jednak stracili sporo ludzi. Połączywszy się z Bosakiem odbyli tragiczną bitwę pod Cisowem. Objąwszy dowództwo nad mocno zdemoralizowanym żołnierzem, po chorym Rębajle, maszerując w lasy Staszowskie napadnięty pod Iwaniskami, został rozbity i zmuszony uciekać do Galicji. Ciążyły na nim oskarżenia o zabór mienia narodowego. Wg relacji Krzyżanowskiego, gdy część oddziału dowodzona przez Boczkowskiego dotarła do osady smolarzy pod Denkowem (początek marca 1864) zastała oddział Rosenbacha, ze sztabem ulokowanym w skleconych z desek prymitywnych chatkach. Umieścił się tam też sztab Boczkowskiego. W tym obozie odbyła się egzekucja starca, niejakiego Fijałkowskiego, który ponoć zdradził miejsce przebywania "Topora". Od egzekucji zdołała wykupić go żona, za 2 tysiące złotych polskich. W nocy obaj dowódcy znikli wraz z pieniędzmi. 7.4.1864 władze powstańcze wysłały za obydwoma list gończy. "[i]Do Organizatora Kadr w ob. Wadowskim. Major Rosenbach, któren nie tylko stał się przez rozpuszczenie i zdemoralizowanie swego oddziału zdrady przeciwko własnej Ojczyźnie winnym, ale oprócz tego zabrawszy pieniądze narodowe z takowemi za granicę uszedł i w Galicji ma przebywać, jest przez władze narodowe poszukiwanym. Zawzywam Was przeto Obywatelu do poczynienia najściślejszego śledztwa a w razie przydybania, do niezwłocznego zaaresztowania wymienionego majora. Wspólnej jego winy jest niejaki Boczkowski.[/i]"[5] Wygląd wg rozsyłanego rysopisu: Wzrost wysoki, budowa ciała silna i proporcjonalna. Włosy blond trochę w czerwieniawe, wąs wielki blond także trochę w czerwieniawe, twarz koścista, proporcjonalna i rumiana - oko niebieskie. Lat około 27 - 28. Mowa rozkazująca, prytanganalna, charakter popędliwy w obejściu rezoner i zarozumiały.[5]
Jan Rudowski
Urodził się 18 lutego 1840 roku w Rumoce koło Mławy w rodzinie ziemiańskiej. W czasie wybuchu powstania służył jako junkier, podchorąży w wojsku carskim w batalionie strzelców celnych Połockiego pułku piechoty w Piotrkowie Trybunalskim. W dniu 3 lutego zbiegł wraz ze swoim przyjacielem, Bronisławem Gromejko z garnizonu piotrkowskiego do obozu powstańczego Hipolita Zawadzkiego, który w okolicach Szkucina koło Rudy Malenieckiej tworzył znaczną partię powstańczą. Zawadzki tytułował się majorem, który to stopień prawdopodobnie sam sobie nadał. W obozie Rudowski zajął się musztrowaniem młodych rekrutów, a zwłaszcza szkoleniem kawaleryjskim. Formowanie tak dużego, liczącego około 400 osób oddziału nie mogło zostać nie zauważone przez wroga. W połowie kwietnia chłopi z pobliskiej wsi Lipa, oraz dróżnik drogi bitej z Sielpi, wskazali carskiemu naczelnikowi wojennemu powiatu kieleckiego, opatowskiego i sandomierskiego, generałowi Ksaweremu Czengieremu miejsce kwaterowania oddziału. Ten nie mogąc sam wyruszyć z wojskiem, gdyż w tym czasie uganiał się za oddziałem Dionizego Czachowskiego w okolicach Stąporkowa, zażądał pomocy z Radomska, gdzie kwaterował 13 Białozierski Pułk Piechoty. W dniu 20 kwietnia 1863 roku wyszedł z Radomska oddział w sile jednej roty piechoty i 27 kozaków pod dowództwem kapitana Obuchowa. Po przemarszu przez Przedbórz oddział ten dotarł wieczorem do wsi Czermno, gdzie zanocował. Podczas postoju w Czermnie kapitan otrzymał wiadomość, że w odległości około 7 wiorst znajduje się obóz powstańczy. Na drugi więc dzień, to jest 21 kwietnia, oddział wyruszył w podanym kierunku. Po przemaszerowaniu czterech wiorst kozacy pochwycili bez wystrzału dwóch powstańców stojących na pikiecie, którzy następnie poprowadzili oddział rosyjski do obozu powstańczego, z tej strony, z której powstańcy nie spodziewali się zupełnie napaści. W odległości około stu kroków od obozu spostrzeżono na drodze bryczkę, w której jechał, jak później ustalono dowódca Zawadzki, który ujrzawszy kozaków, dał sygnał wystrzałem o zbliżającym się wojsku. Powstańcy przywitali salwą rosyjski łańcuch tyralierski, raniąc śmiertelnie kapitana Obuchowa. Żywa wymiana strzałów trwała około dwóch godzin; powstańcy trzymali się uporczywie na swojej pozycji, a nawet wysłali kolumnę kosynierów celem uderzenia na nieprzyjaciela z flanki. Wówczas setnik Bogajewskij objął dowództwo po ciężko rannym kapitanie Obuchowie i zsiadłszy z konia poprowadził strzelców do szturmu na bagnety, wyrzucając w ten sposób powstańców z obozu. Jeszcze tego samego dnia w rejon walk, od strony Kielc, dotarł z wojskiem generał Czengiery. Druga bitwa praktycznie zakończyła istnienie oddziału Zawadzkiego. Walka z ustępującymi powstańcami ciągnęła się na przestrzeni dwóch wiorst do zupełnego ich rozproszenia. W bitwie poległo kilkunastu powstańców, kilku odniosło rany, a między nimi i junkier Jan Rudowski (został ranny w prawy bok), wielu zaś dostało się do niewoli w tym Zawadzki, który zmarł z odniesionych ran w więzieniu kieleckim. Straty oddziału rosyjskiego wyniosły 4 zabitych żołnierzy, 9 żołnierzy odniosło rany, a kapitan Obuchow ciężko ranny zmarł na drugi dzień. Ranny został również 1 kozak oraz 16 koni. Niewielki oddział rozbitków z partii Zawadzkiego udało się zebrać Janowi Rudowskiemu i Bronisławowi Gromejce i ostrzeliwując się doprowadzić 23 kwietnia o godzinie 10 rano do obozu Dionizego Czachowskiego w lasach suchedniowskich. Epilogiem tej bitwy było wykonanie wyroków na płatnych donosicielach i szpiegach carskich. Jeszcze tego samego dnia w którym miała miejsce zagłada oddziału Zawadzkiego, z rozkazu Rządu Narodowego, powstańcy z oddziału Czachowskiego pochwycili i powiesili dróżnika z Sielpi, który jako szpieg Moskwy był już wcześniej notowany. W dniu 27 kwietnia oddział żandarmów narodowych z oddziału Bończy-Tomaszewskiego, także z rozkazu Rządu Narodowego, we wsi Lipa powiesił 2 chłopów oraz spalił 4 chałupy i oborę. W oddziale Czachowskiego, który swoim podkomendnym kazał zwracać się do siebie per "ojczulku", Rudowski przydzielony został już jako porucznik do kompanii strzelców majora Manowskiego. Z tą partią przeszedł cały szlak bojowy, klucząc przed obławami i walcząc w kilku bitwach. W trakcie toczonej w dniu 4 maja 1863 roku bitwy pod Jeziorkami, Manowski został ranny w biodro. Z rozkazu Czachowskiego, Rudowski objął komendę nad kompanią jego strzelców. Prawdopodobnie po tej bitwie został podniesiony do rangi kapitana. Kompania strzelców pod dowództwem kapitana Rudowskiego odznaczyła się dzielnością w bitwach pod Smardzewem, Rusinowem, Niekłaniem i Bobrzą. W tej ostatniej, odciętą przez Moskali od głównych sił kompanię, wyprowadził Rudowski w sile 79 ludzi w lasy przysuskie, która od tej pory działała już jako samodzielny oddział powstańczy. Dzień później, w bitwie pod Ratajami oddział Czachowskiego został rozbity. Czachowski wydaje rozkaz o rozwiązaniu oddziału. Swojemu szefowi sztabu majorowi Władysławowi Eminowiczowi nakazuje powrót w lasy iłżeckie i odtworzenie tam oddziału powstańczego, a majorowi Piotrowi Dolińskiemu powierza zadanie zbierania powstańców w Puszczy Kozienickiej, po rozbitej partii Kononowicza. Sam uchodzi do Krakowa. Samodzielny oddział powstańczy Rudowskiego nadal operował głównie w powiecie opoczyńskim, skupiając się do końca czerwca na werbunku i szkoleniu ochotników. Na początku lipca liczył już 50 konnych strzelców, 180 piechociarzy uzbrojonych w karabiny i 100 kosynierów. W lipcu na te tereny przemieścił się również nowo powstały oddział majora Dolińskiego. Po spotkaniu w okolicach Przysuchy oddziału Rudowskiego, postanowiono wspólnie uderzyć na to miasteczko. W dniu 8 lipca 1963 roku połączone oddziały uderzyły na załogę rosyjską w Przysusze, która rozlokowana była w tamtejszych fabrykach, w których więziono ludzi, zadając jej znaczne straty. Następnego dnia oddział Rudowskiego przeniósł się za Pilicę w okolice Nowego Miasta. Z rozkazu Rządu Narodowego miał osłaniać przeprawę przez Pilicę i szkolenie niedawno utworzonego oddziału "Dzieci Warszawy" pod dowództwem majora Ludwika Żychlińskiego. Po przeprawieniu się oddziału mostem w Domaniewicach, Żychliński rozłożył się obozem we wsi Ossa. Ubezpieczenie składające się z już zaprawionych w boju oddziałów Rudowskiego i konnicy rawskiej majora Władysława Grabowskiego rozlokowało się w zabudowaniach klasztornych w Studziannie. 10 lipca już w godzinach popołudniowych szkolący się oddział warszawski zaatakowała od strony Odrzywołu kolumna wojsk carskich majora Szukalskiego. Młody rekrut poczynał sobie w tej bitwie bardzo dzielnie, odnosząc w niej całkowite zwycięstwo. Do tego pojawienie się jeszcze na placu boju konnicy Grabowskiego, spowodowało panikę w szeregach wroga i bezładny jego odwrót. Oddział Rudowskiego bezpośrednio w bitwie nie uczestniczył, zabezpieczając tabory powstańcze, a tylko jego 40 konnych, już pod koniec bitwy ruszyło w pościg za pierzchającymi Moskalami, ale z powodu zapadających ciemności zawróciło spod Odrzywołu. Następnego dnia oddział "Dzieci Warszawskich" opuścił Ossę udając się do Inowłodza. Tu wieczorem rozłożono się obozem na wzgórzu nad Pilicą od strony Tomaszowa. Po drugiej stronie rzeki swój obóz założył oddział Rudowskiego. W Inowłodzu do Żychlińskiego dotarł rozkaz Rządu Narodowego nakazujący mu powrót i operowanie w województwie Mazowieckim. Zwinął więc 14 lipca swój obóz i ruszył w kierunku Rogowa, po uprzednim upewnieniu się, że nadal może liczyć na zabezpieczenie ze strony oddziałów Rudowskiego i Brzozowskiego. Jednak tego samego dnia doniesiono Rudowskiemu o zbliżaniu się od strony Opoczna i Nowego Miasta licznych sił carskich. Bojąc się okrążenia postanowił więc wycofać się za Opoczno, licząc, że organizacja cywilna powiadomi o tym Żychlińskiego. Tak jednak się nie stało. Maszerujący lasami oddział Żychlińskiego natknął się we wsi Jasień na carskich dragonów, którzy jednak widząc tak liczny oddział, składający się z 200 żuawów, 300 strzelców, 600 kosynierów i 50 jeźdźców, umknęli w kierunku Lubochni. Pomaszerowano więc śmiało naprzód, będąc pewnym, że idzie za nimi Rudowski i zwiększając tylko ostrożność. Pod wsią Brenica tyły oddziału zostały niespodziewanie zaatakowane od strony Rawy przez konnych kozaków i piechotę. Żychliński ufny, że w ariergardzie posuwa się za nim Rudowski i na odgłos strzałów zaatakuje Moskali od tyłu, postanowił przyjąć tu bitwę i rozwinął szyk bojowy swojego oddziału. Bitwa trwała już około dwóch godzin, kiedy nagle od strony Tomaszowa i Lubochni pojawiły się nowe carskie oddziały wyposażone w artylerię. Wtedy dopiero Żychliński zrozumiał w jakim znalazł się położeniu. Próbował jeszcze przegrupować swoich żołnierzy, ale na wiadomość, że od strony Rogowa, lasem, posuwa się ku nim kolejny oddział nieprzyjaciela, zarządził odwrót i przemieszczenie się oddziału w stronę kolonii niemieckiej Teodozjów? (Stanisławów?), leżącej po drugiej stronie lasu, od Rawy. Odwrót ten zamienił się w paniczną ucieczkę. W Teodozjowie? (Stanisławowie?) udało się Żychlińskiemu zebrać około 400 powstańców i pluton ułanów. Uratowano też powstańcze tabory. Jako, że wszyscy byli już bardzo zmęczeni dowódca zarządził rozbicie obozu w lesie za kolonią, licząc, że przez noc uda mu się ustalić ruchy nieprzyjaciela i następnego dnia niepostrzeżenie wymknąć w bezpieczniejszą okolicę. Niemieccy koloniści znając miejsce kwaterowania oddziału, wieczorem ściągnęli Moskali spod Lubochni, którzy z zaskoczenia zaatakowali obóz. Powstał ogólny popłoch. Każdy uciekał w inną stronę, kozacy zaś wraz z kolonistami rozpoczęli dobijanie rannych i pogonie za uciekającymi. Sam Żychliński na czele 50 strzelców, 25 ułanów i kilkunastu oficerów dwa razy odpierał natarcie Moskali cofając się ku wsi Studzianki. Na szczęście zapadająca noc i grabież taborów powstańczych w których znajdowała się duża ilość pożywienia i alkoholu wstrzymały pogoń. Z rozbitego oddziału jeszcze tej samej nocy udało się zebrać Żychlińskiemu kilkunastu oficerów i 150 szeregowych. Do niewoli dostało się około 50 uciekinierów. Okoliczni dziedzice po bitwie pochowali 15 ułanów, 36 żuawów, 39 strzelców i 46 kosynierów. Rannych było tylko 26 osób, gdyż Moskale wraz z niemieckimi kolonistami wymordowali ich większość na taborach. Bratnie mogiły powstańcze znajdują się na cmentarzach w Lubochni - z dziennej bitwy pod Brenicą, w Czerniewicach - z wieczornego rozbicia obozu i pojedyncze zmarłych z odniesionych ran na cmentarzu w Krzemienicy. Tymczasem Rudowski po przemieszczeniu się na południe powiatu opoczyńskiego znów spotkał się z majorem Dolińskim. Już w dniu 12 lipca, czyli jeszcze przed wymarszem Żychlińskiego z Inowłodza, napadli wspólnie pod Bliżynem na oddział dragonów pod dowództwem Rebiedajewa, który rozbili, biorąc wielu jeńców, koni oraz cały tabor. W potyczce tej Rudowski został ranny w rękę. Również wspólnie, w dniu 18 lipca, stoczyli zwycięską potyczkę z wojskami carskimi pod Końskimi. Prawdopodobnie w końcu lipca, były szef sztabu Czachowskiego, a obecnie zastępca naczelnika wojennego województwa sandomierskiego, major Władysław Eminowicz przywozi z Galicji dużą ilość amunicji i zarządza zbiórkę byłych oddziałów po korpusie Czachowskiego w lasach iłżeckich. Na miejsce zgrupowania w oznaczonym terminie stawiają się oddziały : Rudowskiego, Dolińskiego-Gromejki, Markowskiego oraz kawaleria majora Figettiego. Na wezwanie naczelnika wojennego województwa lubelskiego i podlaskiego, pułkownika Michała Haydenreicha-Kruka, oddziały Rudowskiego, Dolińskiego-Gromejki i Eminowicza, pod ogólnym dowództwem tego ostatniego, przekraczają Wisłę i udają się w lubelskie. Tu w dniu 5 sierpnia wspólnie z oddziałem pułkownika Kajetana Cieszkowskiego-Ćwieka i pułkownika Józefa Ruckiego zwyciężają Moskali w bitwie pod Depułtyczami koło Chełma. W bitwie tej szczególnie wyróżniły się kompanie strzelców Jana Rudowskiego i Bronisława Gromejki. W uznaniu za waleczność, Rudowski zostaje przez Rząd Narodowy 12 sierpnia mianowany majorem i naczelnikiem wojennym powiatu opoczyńskiego i radomskiego. Jego zaś przełożony, major Władysław Eminowicz, podpułkownikiem i tymczasowym naczelnikiem wojennym całego województwa sandomierskiego. Jednocześnie otrzymują rozkaz, aby ze swoim zgrupowaniem powrócić w sandomierskie. Wyruszają więc jeszcze tego samego dnia wraz z oddziałem Ćwieka-Cieszkowskiego spiesznym marszem ku Wiśle. Dla zmylenia przeciwnika cześć konnicy podąża w kierunku Puław, a całość zgrupowania w sile około 1200 ludzi, w nocy z 14 na 15 sierpnia w Kazimierzu Dolnym przeprawia się przez Wisłę i 17 sierpnia jest już w Rzeczniowie, a 20-tego pod Iłżą. Tu nie chcąc zdradzić kierunku swojego marszu, aby nie podejmować, zgodnie z instrukcją Rządu Narodowego walnej bitwy, a tylko demonstrować przed tutejszą ludnością swoją obecność, próbowano zmylić załogę moskiewską miasta, jednak źle wykonany rekonesans jazdy zdradził powstańcze zamiary i oddział musiał szybko uchodzić w kierunku Radomia. W dniu 21 sierpnia zatrzymano się na odpoczynek we wsi Kowale-Stępocina pod Radomiem. Tu doszła ich wiadomość, że z Radomia wyszły ku nim 2 roty z 26 Mohylewskiego Pułku piechoty oraz 2 szwadrony dragonów i kozacy pod dowództwem pułkownika Tichockiego. O 6-tej wieczorem Eminowicz ściągnął powstańcze pikiety i postanowił ruszyć w kierunku Opoczna. Jednak jedna z kompani piechoty, zajmująca karczmę we wsi, wskutek nieporozumienia nie została w porę ściągnięta do wymarszu i to ją zaatakowali najpierw carscy dragoni, a później piechota. Główne powstańcze siły, które opuściły już wieś, musiały więc zawrócić i podążyć towarzyszom z odsieczą. Eminowicz rozwinął szyk bojowy ustawiając w środku oddział kosynierów Makarskiego, na prawym skrzydle oddział Rudowskiego, a na lewym Ćwieka. Rozwinięte w ten sposób oddziały, równocześnie ze wszystkich stron uderzyły na nieprzyjaciela, wypierając go ze wsi. Powstańcom sprzyjał fakt, że Moskale po wejściu podpalili wieś i teraz byli bardzo dobrze widoczni na tle palących się domostw, podczas, gdy ich przeciwnicy pozostawali w mroku. Zwycięstwo powstańcze było całkowite. Zginęło około 100 Moskali, a swoich rannych zabrali na 17-stu wozach, uchodząc do Radomia. Powstańcza kawaleria zapędziła się za nimi aż za rogatki miasta, a dowiedziawszy się o tym Naczelnik Radomskiego Oddziału Wojennego, generał Uszakow, w panice schronił się w koszarach. Ze strony powstańców poległo 15 osób, a rannych było 28, w tym 20 z oddziału Rudowskiego. Zabrani oni zostali do pobliskiej Krogulczy, skąd Eminowicz wysłał podjazd pozorując atak na Radom, a reszta oddziału zatrzymała się w Wirze pod Drzewicą. Tu 22 sierpnia dotarła informacja, że z Radomia o świcie wyruszyła ich śladem świeża kolumna wojska carskiego pod dowództwem majora Protopopowa. Ruszono więc do Goździkowa i Ossy. Tu znów łącznik z organizacji cywilnej przekazał informacje, że Moskale są już w Przysusze, a od Końskich idzie w ich kierunku generał Czengiery z 6 rotami piechoty. Eminowicz bojąc się odcięcia od lasów opoczyńskich, postanowił powrócić do Wiru, który miał być już wolny od wojsk moskiewskich. O wpół do piątej rano, 23 sierpnia, oddział stanął pod Wirem i tu dopiero okazało się, że Moskale jednak są we wsi. Eminowicz pozostawił oddział Ćwieka wraz z kosynierami Rudowskiego na skraju lasu, a sam z tym drugim obszedł i zaatakował wieś z drugiej strony, wypierając Moskali na pola, które z jednej strony przylegały do bagna, a z drugiej do lasu w którym stał Ćwiek. Moskale początkowo przypuścili atak na oddział Ćwieka, ale parci z tyłu przez Rudowskiego niespodziewanie zmienili szyk i całymi siłami uderzyli na Eminowicza, który musiał cofnąć się do wsi, tracąc kontakt z Rudowskim. Eminowicz trzy razy wysyłał adiutanta do Ćwieka, z rozkazem przyjścia z pomocą, jednak ten czując już za plecami zbliżającego się Czengierego, obszedł błota i zrejterował na Przytyk, zabierając przy tym ze sobą wszystkich kosynierów Rudowskiego (ok. 200 ludzi). Następnie pomaszerował w kierunku Wisy, którą przekroczył 26 sierpnia udając się w lubelskie. Pozostali sami na placu boju Eminowicz z Rudowskim bronili się dzielnie. Po trzygodzinnej wymianie ognia, ściśnięci w czworobok strzelcy, nad którymi komendę trzymał Gromejko, widząc, że odsiecz nie przybywa, zaczęli uchodzić z pola walki. Carscy dragoni silną szarżą złamali resztę, a oddział Rudowskiego wyparli w błota. Bój trwał do godziny dziesiątej przed południem i zakończył się klęską powstańców, uchodzących małymi grupami z pola walki. Straty powstańców wyniosły 25 zabitych, w tym kapitan kosynierów Makarski, i około 60 rannych. Ranny był także kapitan Gromejko, który po tej bitwie ukrywał się po okolicznych dworach. O klęskę w tej bitwie naczelnik cywilny w Radomiu obwinił podpułkownika Eminowicza, zarzucając mu w raporcie do Rządu Narodowego, że nie doszacował sił moskiewskich stojących w Wirze, które wynosiły 3 roty piechoty, szwadron dragonów i 4 armaty. Do tego doszły jeszcze jakieś oskarżenia skierowane przeciwko właścicielowi Wira, o otrucie oficera Cybulskiego, co nie było prawdą i to wystarczyło, aby w listopadzie nowy naczelnik wojenny województwa sandomierskiego, generał Hauke-Bosak pozbawił go stopnia podpułkownika i odebrał dowództwo oddziału. Eminowicz zażądał rozprawy sądowej i wyjechał na urlop do Wiednia. Od bitwy pod Wirem major Rudowski znów był dowódcą samodzielnego oddziału powstańczego, złożonego już tylko z konnicy. Klucząc i unikając większych starć przemieścił się na początku września w okolice Przedborza. Tutaj połączyło się z nim około 120 jeźdźców z kawalerii Taczanowskiego, rozbitego pod Kruszyną w dniu 29 sierpnia. W tym okresie Rudowski nie przestawał nękać nieprzyjaciela i pełno go było w całym opoczyńskim. Zatrzymywał dyliżanse, zajmował poczty zabierając fundusze, a gdy wyruszały przeciwko niemu wojska carskie przepadał gdzieś bez wieści i nie mogli Moskale zasięgnąć o nim języka, gdyż ze zdrajcami i szpiegami rozprawiał się bezwzględnie. W dniu 2 października 1863 roku zajął miasteczko Radoszyce, gdzie obatożył kilku młodych ludzi, którzy zdezerterowali z oddziału majora Sokołowskiego-Iskry oraz prawdopodobnie donosiciela, miejscowego rzeźnika, żyda Icka Aleksandrowicza. Następnego dnia rano uszedł w okoliczne lasy. Zaś w dniu 13 października był już pod Tomaszowem Mazowieckim, do którego tego samego dnia wkroczył konfiskując 1500 rubli z kasy miejskiej, za co władze carskie nałożyły na mieszkańców miasta kontrybucje pieniężną, a przeciwko burmistrzowi Józefowi Lenartowskiemu wytyczono śledztwo za niepoinformowanie o biwakowaniu w pobliżu miasta oddziału. Tego było już za wiele Generałowi Uszakowowi. W dniu 16 października wyszedł z Radomia pod dowództwem pułkownika Tichockiego oddział konny złożony z dwóch szwadronów dragonów i kilkudziesięciu kozaków i udał się w opoczyńskie. Tu udało mu się wytropić liczący 220 jeźdźców oddział Rudowskiego, który zmuszony był uchodzić przed tak przeważającymi siłami przez Przysuchę, Chlewiska, Niekłań, Milicę, Suchedniów, Bodzentyn i Nowa Słupię ku Wiśle. W nocy z 19 na 20 października udało się wreszcie Tichockiemu doścignąć oddział Rudowskiego rozłożony na nocleg w Solcu, który po krótkiej walce musiał wycofać się z miasteczka i napierany, wpław przeprawił się na drugą stronę Wisły w lubelskie. W lubelskim Rudowski nie zabawił jednak długo. Po dostarczeniu oddziałowi broni, amunicji i odzieży znów powrócił w sandomierskie, spotykając się na początku listopada pod Kunowem z nowym oddziałem Czachowskiego. Stąd znów skierował się w opoczyńskie i już 8 listopada dowiedziawszy się, że w Szydłowcu po wyjściu stamtąd oddziału moskiewskiego pozostało tylko 50 żołnierzy, zajął miasteczko, rozbroił owych pozostawionych żołnierzy i zabrał przygotowany zapas kożuchów uchodząc dalej. Powrót Rudowskiego w opoczyńskie związany zapewne był z przeglądem i reorganizacją oddziałów powstańczych wprowadzaną przez nowego naczelnika wojennego województwa sandomierskiego i krakowskiego generała Józefa Hauke-Bosaka. Generał Hauke-Bosak rozkazem z dnia 29 wrzenia został powołany przez Rząd Narodowy na naczelnika sił wojskowych w województwie krakowskim i sandomierskim. W dniu 10 października przekroczył granicę między zaborem austriackim a Kongresówką i na czele stu kawalerzystów udał się w świętokrzyskie. W połowie listopada, po wcześniejszym zwizytowaniu oddziałów krakowskich udał się w sandomierskie. W lasach iłżeckich przeprowadził przegląd i reorganizację oddziału radomskiego i po tym ruszył do oddziału Rudowskiego w opoczyńskie. Przegląd oddziału wypadł pozytywnie, gdyż Rudowski został przez Bosaka mianowany podpułkownikiem, na co wkrótce otrzymał nominację Rządu Narodowego. Po przeprowadzeniu przeglądów Bosak powrócił do swojej kwatery na św. Krzyżu. Tutaj przed 20 listopada nadjechał także Rudowski i pozostawił szwadron jeźdźców w sile 200 ludzi pod dowództwem rotmistrza Juliusza Solbacha, do tworzonego przez Bosaka oddziału kawalerii, który miał składać się z czterech szwadronów. Sam Rudowski na czele kilkunastu dragonów miał korygować działania trzech batalionów utworzonych po podziale oddziału radomskiego, które zostały rozesłane w opoczyńskie i radomskie z rozkazem dokompletowania się do 400 osób. Z nastaniem zimy zmniejszyła się też aktywność wojsk moskiewskich w terenie, ograniczających się do ochrony własnych garnizonów w miastach. W grudniu, z osobistego rozkazu cara, wszystkie siły moskiewskie w województwie sandomierskim zostały zaangażowane w tropieniu i ujęciu żywcem, jako powinowatego rodziny cesarskiej, generała Bosaka. Sprzyjało to Rudowskiemu w szkoleniu podległych mu oddziałów i rekrutowaniu ochotników. Jednak nie pozostawał on bierny i nadal na czele swojego lotnego oddziału jeźdźców niepokoi Moskali, przerywając ich linie komunikacyjne, napadając i grabiąc poczty oraz niszcząc po okolicznych gminach księgi meldunkowe, aby utrudnić kontrolę moskiewską nad mieszkańcami. Z generałem Bosakiem utrzymywał kontakt i przekazywał zajętą gotówkę za pomocą łączników. Jeden z nich, siedemnastoletni Kosiński został ujęty przez Moskali z depeszami i pieniędzmi i powieszony w Radomiu 5 stycznia 1864 roku. Romuald Traugutt dekretem z dnia 15 grudnia 1863 roku ograniczył samodzielność istniejących oddziałów, zakazał dowolnego ich formowania i rozformowywania, powołał regularne oddziały aż do poziomu korpusu, pragnąc przekształcenia oddziałów partyzanckich w rzeczywistą siłę zbrojną. Dowódcą II Korpusu Krakowskiego, obejmującego województwa: krakowskie, sandomierskie i kaliskie, mianował generała Hauke-Bosaka. Ten rozkazem z dnia 10 stycznia 1864 roku podzielił korpus na trzy dywizje (odpowiadające terytorialnie województwom), te zaś na mniejsze jednostki - pułki (odpowiadające powiatom). Dowódcą Pułku Opoczyńskiego został mianowany podpułkownik Rudowski. Pułk ten dzielił się jeszcze na bataliony, a te na kompanie. Dowódcą 1 kadrowego batalionu strzelców Pułku Opoczyńskiego został Rosjanin, dezerter z armii carskiej, major Mateusz (Matwiej) Bezkiszkin, 2 batalionu-Majewski, następnie kapitan Józef Walter, a 3 batalionu-major Józef Szemiot*. W skład pułku wchodził również szwadron jazdy pod dowództwem rotmistrza Juliusza Solbacha i 50 kawalerzystów stanowiących osobistą ochronę podpułkownika Jana Rudowskiego, pod dowództwem porucznika Korneliusza Minaty. W późniejszym okresie, na wiosnę, kompanie te miały zostać zasilone masowym ochotnikiem. W tym czasie władze carskie zaczęły w rejon świętokrzyski ściągać ogromne posiłki mające na celu ujęcie Hauke-Bosaka. Rozpoczęły się więc kolejne utarczki. Już 25 stycznia wyruszył z Opoczna w tamtym kierunku oddział wojska carskiego pod dowództwem kapitana Nawrockiego-Oposzyńskiego. Pod Wólką Zychową wykrył on obóz powstańczy prawdopodobnie którejś kompanii z Pułku Opoczyńskiego i rozbił go. W tym starciu zginęło ponoć 28 powstańców. W dniu 1 lutego ten sam oddział moskiewski pod Bryzgowem koło Przysuchy znów zaatakował niewielki oddział powstańczy. Tym razem jednak powstańcy nie dali się zaskoczyć i po wymianie ognia, bez strat, ukryli się w lesie. Na odpowiedź Rudowskiego nie trzeba było długo czekać. 14 lutego pod Białobrzegami Radomskimi jego oddział napadł na konwój pocztowy rozpędzając konwojujących kozaków i zabierając pocztę. 17 lutego pod Orońskiem odniósł całkowite zwycięstwo nad oddziałem carskim biorąc do niewoli 60 żołnierzy i 6 oficerów. Po wygłoszonej do jeńców przemowie i odebraniu od nich przysięgi, że nie wezmą więcej udziału w toczącej się wojnie, puścił wszystkich wolno. W połowie lutego generał Czengiery skoncentrował wokół Cisowa, który był wtedy główną siedzibą Bosaka i gdzie znajdowały się znaczne siły powstańcze II Korpusu, 4500 żołnierzy carskich. Pod nieobecność Bosaka jego oficerowie, pułkownik Apolinary Kurowski-szef sztabu Korpusu oraz pułkownik Ludwik Topór-Zwierzdowski- dowódca dywizji krakowskiej, postanowili przebić się w najsłabszym punkcie rosyjskiego okrążenia, którym miał być garnizon miasta Opatowa. Posiadali jednak mylne informacje. Kilkugodzinne walki o miasto, rozpoczęte wieczorem 21 lutego, nie przyniosły sukcesu, powstańcy ponieśli znaczne straty i musieli nocą wycofać się z miasta. Oddziały polskie wycofały się z miasta początkowo w jak największym porządku, ale Kurowski, który objął komendę nad nimi po rannym Zwierzdowskim, podjął chyba najtragiczniejszą w swoim życiu decyzję o powrocie do Cisowa, wokół którego przecież koncentrowały się ogromne siły moskiewskie dochodzące już do 10 000 żołnierzy. Oddziały powstańcze w dniu 22 lutego staczały pojedynczo drobne utarczki z kolumnami moskiewskimi, jednak osaczane i rozbijane pod Piórkowem, Witosławicami, Witosławską Górką, rozpraszały się w różnych kierunkach, próbując przedrzeć się w lasy iłżeckie. Po tej bitwie Moskale zalali całe opatowskie, tropiąc i rozbijając resztki oddziałów korpusu Bosaka. Klęski te dotknęły także powstańców z Pułku Opoczyńskiego. Jeszcze 8 marca połączone oddziały Rudowskiego i Bezkiszkina pod Suchedniowem stoczyły potyczkę z oddziałem carskim majora Dońca-Chmielnickiego i wycofały się w porządku nie dając się rozbić. Ale już w dniu 10 marca pod Wąchockiem, napadł znienacka na szwadron jazdy rotmistrza Solbacha i batalion Szemiota*, działający na zasadach partyzanckich oddział Medyanowa. Po dłuższej walce, w której niestety poległ rotmistrz Juliusz Solbach, rozproszono powstańców. Cześć oddziału udało się Szemiotowi* wyprowadzić w bezpieczne miejsce. Tego samego dnia, oddziały moskiewskie wykryły w lesie pod Opocznem obóz batalionu Bezkiszkina, który zaległ tu po bitwie pod Suchedniowem. Powstańcy jednak i tym razem nie dali się zaskoczyć i po starciu wycofali się bez strat. Ostatnia zwycięska bitwa z Moskalami na tym terenie była udziałem Rudowskiego i powstańców z jego Pułku Opoczyńskiego. W dniu 16 marca 1864 roku Rudowski powziąwszy wiadomość, że oddział kozaków kubańskich pułkownika Kulgaczewa pod dowództwem jego zastępcy podpułkownika Zankisowa, zatrzyma się na nocleg w Bliżynie, ściągnął pośpiesznie w ten rejon batalion Bezkiszkina i przygotował zasadzkę. Nocą, gdy kozacy posnęli, jedna kompania piechoty pod dowództwem kapitana Berezy (lub kapitana Rząśnickiego) i część jazdy Rudowskiego pod dowództwem porucznika Minaty, zaatakowała karczmę i stajnie, podpalając je. Natomiast trzy kompanie piechoty z Rudowskim, Bezkiszkinem i kapitanem Władysławem Ciepłym uderzyły na pałac Wielogłowskiego, gdzie nocował Zankisow, który jednak zaalarmowany pożarem zdołał zbiec ze stacjonującym przy nim wojskiem. Największe straty ponieśli Moskale obozujący w karczmie i stajniach. Zginęło ich około 50, a rannych było 20. Pochwycono również 32 konie. Straty własne wyniosły 2 zabitych i 4 rannych. Ale była to już ostatnia pomyślna nowina ze świętokrzyskiego. Generał Bosak wymykając się obławom zastawianym na niego przez różne partyzanckie oddziały moskiewskie, dotarł w okolice Cisowa dopiero 10 marca, gdzie zastał jeszcze około 800 ludzi pod dowództwem majora . Nie tracąc jeszcze nadziei na podtrzymanie powstania, mianował dowódcą dywizji sandomierskiej podpułkownika Jana Markowskiego, a dywizji krakowskiej pułkownika Karola Kalitę-Rębajłę i udał się ku Wiśle do oddziału majora Andrzeja Denisewicza. Z tym oddziałem stoczył swoją ostatnią potyczkę w dniu 21 marca pod Maruszową z dwoma kolumnami partyzanckich oddziałów moskiewskich Tytowicza i Assjewa, które zawzięcie go tropiły. Po wymknięciu się z obławy Denisewicz udał się ku Iłży, natomiast Bosak schronił się w klasztorze w Solcu nad Wisłą i stąd próbował zarządzać powstaniem. Jednak nagromadzone w świętokrzyskim hordy moskiewskie, systematycznie rozbijały kolejne powstańcze oddziały. 9 kwietnia rosyjska kolumna, którą dowodził podpułkownik Zagriażski, przeczesując lasy pod Klinami? (Klonowem?) w powiecie opoczyńskim natknęła się na obóz 2 batalionu Pułku Opoczyńskiego w liczbie 60 ludzi pod dowództwem Waltera, całkowicie go rozbijając. Wzięto do niewoli 42 powstańców, byli tez i zabici. Następnego dnia Rudowski otrzymał od generała Bosaka rozkaz, aby przybył na naradę z nim do Sienna za Iłżą. Jadąc tam z trzema ludźmi obstawy został w czasie odpoczynku pojmany przez kozaków. Tylko dzięki własnej sile, zarówno fizycznej jak i moralnej, udało mu się oswobodzić z więzów, zbiec do lasu i powrócić do swojego oddziału. Generał Bosak, po otrzymaniu wiadomości o pojmaniu w nocy z 11 na 12 kwietnia przez Moskali w Warszawie Romualda Traugutta, opuszcza 15 kwietnia klasztor w Solcu i dzięki patriotycznej postawie kilku obywateli dociera w okolice Sandomierza. Tutaj w dniu 19 kwietnia, nocą, dzięki pomocy, jak sam to opisuje czterech szlachciców i sześciu włościan, mimo obstawienia granicy przez Moskali, zostaje przewieziony do zaboru austriackiego i udaje się do Krakowa. Los powstania jest już przypieczętowany. W dniu 19 kwietnia w lasach radkowickich moskiewski major Bergman roznosi resztki 3 batalionu Pułku Opoczyńskiego pod przywództwem majora Józefa Szemiota*. Ginie sam dowódca wraz z czterema oficerami. 27 kwietnia, w jakiejś leśniczówce pod Kielcami, mimo zaciętej obrony z dwóch pistoletów, zostaje pojmany przez kozaków Zankisowa major Mateusz Bezkiszkin, dowódca 1 kadrowego batalionu Pułku Opoczyńskiego. Osadzony początkowo w kieleckim więzieniu, na rozkaz generała Czengeriego, jako były oficer armii rosyjskiej, zostaje przewieziony do Radomia, gdzie polowy sąd wojskowy skazuje go 16 maja 1864 na karę śmierci przez rozstrzelanie. Jednak już po wydaniu wyroku, w odpowiedzi na zarzucane mu czyny przeciwko Imperium Rosyjskiemu, Bezkiszkin stwierdził, że jako zrodzony z matki Polki, czuł się zobowiązanym do pomszczenia krzywd jej synów i braci. Został za to grubiańsko zelżony i obrzucony przez śledczego stekiem wyzwisk i obelg urągających pamięci jego matki. Bezkiszkin uderzył więc za tę zniewagę śledczego prosto w twarz. Z zemsty zmieniono mu sposób wykonania kary śmierci z rozstrzelania na powieszenie. Wyrok wykonano publicznie 17 maja 1864 na rynku w Radomiu. Po dziś, jedynym śladem jego bohaterstwa i oddania życia za drugą ojczyznę jest tylko tablica z imionami i nazwiskami powstańców styczniowych znajdująca się na lwowskim Cmentarzu Łyczakowskim. Przebywający w Krakowie generał Hauke-Bosak próbuje jeszcze podtrzymać dogasające powstanie. Organizuje dwa konne hufce po 50 koni, z których jeden ma dotrzeć do oddziału Rudowskiego, a drugi stanowić osobistą ochronę nowo mianowanego dowódcy Pułku Radomskiego. Nominację na to stanowisko otrzymuje przyjaciel Rudowskiego, major Bronisław Gromejko, który po wyleczeniu się z ran odniesionych w bitwie pod Brzostówką w lubelskim, ma niezwłocznie wkroczyć na czele swojego oddziału do Kongresówki, dotrzeć do Rudowskiego i z nim początkowo współdziałać. Ma również dostarczyć mu 200 000 sztuk amunicji. Rozkazy te datowane na 27 i 28 kwietnia nie docierają już do Rudowskiego. Osamotniony podpułkownik Jan Rudowski, nie widząc już sensu dalszej samotnej walki z zaborcą, po porozumieniu się z cywilnymi władzami narodowymi, w dniu 4 maja 1864 roku podejmuje decyzję o rozwiązaniu swojego kilkunastoosobowego konnego oddziału. W wieku 24 lat, w stopniu podpułkownika, po 15 miesiącach spędzonych w oddziałach powstańczych, przegrany lecz nie pokonany, jako jeden z ostatnich opuszcza powiat opoczyński, by nigdy już do niego nie powrócić. Po udanej przeprawie przez Wisłę, dociera do Krakowa. Stąd, jako emigrant wyjeżdża do Francji, potem osiada na Pomorzu, gdzie administruje majątkiem. Wypadek na polowaniu, na którym postrzelił śmiertelnie gajowego Niemca, zmusza go do opuszczenia Pomorza. Wyjeżdża wtedy do Galicji, obejmując tam administrację dóbr książąt Sapiehów w Ostrowie pod Ropczycami. Umiera w maju 1905 roku i zostaje pochowany we Lwowie.
Wincenty Rusciński
Starzec 70 letni żołnierz z roku 1863 urodzony w Bobrku powiat Kszanów, żonaty, odbył kampaniję w walce o niepodległość Ojczyzny w Lubelskiem pod wodzą p.p. Hrabiego Wierzbickiego i Ćwika. Mobilizowani zostaliśmy do naszego oddziału w Krakowie, umundurowani zostaliśmy w krzakach podgórskich nad Wisła, skąd z Bieżanowa koleją zostaliśmy wysłani do Ropczyc. Skąd wozami transportowani z dworu do dworu, następnie do lasu nad granicę Rosyjską, gdzieśmy dostali broń i amunicję, którą zastaliśmy schowaną w sągach drzewa. Po odebraniu koni przeszliśmy rzekę, nie wiadomego dziś mi nazwiska, wkroczyliśmy do miasteczka Kraśnik. Pod Kraśnikiem rozpoczęliśmy czynną służbę pod dowództwem p.Wierzbickiego,który po pierwszej walce z moskalami został ranny urwane uda kulą karabinową, który nie będąc zdolny do dalszej służby opuścił nasz oddział. Oddział składał się z kompanij kompanii kosynierów i oddziału konnicy. Podpisany służył w pierwszej kompanii piechoty, której dowódcą był p. Przepolski. Pod p.Ćwikiem brał udział podpisany w kilku walkach, a pod Krasnemi Stawami zostaliśmy rozpuszczeni. Skąd powrócił podpisany do rodzinnej zagrody na Bobrku. Dotychczas z pracy rąk utrzymując się nikomu nie byłem ciężarem, dzisiaj zaś będąc starcem nie mogąc pracować na utrzymanie swoje i z tego powodu znajdując się prawie w nędzy, udaję się w pokorze do Wysokiego Prezydium z prośbą o łaskawe danie mnie jakiegokolwiek wsparcia miesięcznego z funduszów weteranów z roku 1863 Wincenty Rusciński zamieszkały na Dębnikach l.28 w suterynach bliższych szczegółów udzieli osobiście
Wojciech Rybczyński
Zapomniany powstaniec z 1863 r. Weteran walczył pod Miłosławiem. W cichej wiosce Sławoszew pow. Jarocin mieszka już od wielu lat, na miejscu wszystkim znany i ogólnie szanowany 87-letni weteran Wojciech Rybczyński, z zawodu leśnik. Wymieniony jest powstańcem z roku 1863. Starzec jest jeszcze nadzwyczaj dziarski i wesoły. Z chęcią opowiada o minionych dziejach w kole swych dzieci, licznych wnuków i prawnuków. Powstaniec urodził się we wsi Golina pow. Jarocin, dnia 20. lutego 1845 r. Z początku wychowywał się przy rodzicach, do szkoły krótko chodził, lecz mimo to nauczył się pisać i czytać. Jako 18-toletni młodzieniec wcielił się w szeregi powstańcze, pod chorągiew oficera śp. Żychlińskiego (ojciec obecnego p. radcy Żychlińskiego z Twardowa pow. Jarocin). Szczególnie wspomina starzec bitwy w okolicy Miłosławia, gdzie też za specjalne wyróżnienie w boju, został mianowany przez sztab powstańczy dowódcą oddziału, kapralem. Jako dowódca został lekko ranny lecz ani na chwilę nie opuszczał swego oddziału. Mówi o zwycięstwach, lecz również nie zapomina o klęskach, przyczem roni łzy, które spływają na pokrytych zmarszczkami policzkach. „Bo mogło być to inaczej zrobione i bylibyśmy wygrali” - mówi weteran. Nie zapomniał też o swych kolegach broni, których wymienia po nazwisku i imieniu; jedni polegli, drugich odniesione rany lłub choroba rzuciły na łoże boleści i już dawno odeszli w zaświaty. -„Razem z śp. Żychlińskiin wróciłem w moje strony, często wspominaliśmy nasze młode lata, te wspólne walki i przygody.. Wierzyliśmy w odrodzenie Polski, ja się doczekałem i rwałem do broni, gdy w r 1818 zabłysła jutrzenka wolności, lecz lata nie pozwalały - ale mój porucznik i komendant śp. Żychliński nie doczekał się tej chwili”. Obecnie za staraniem syna p. Wincentego Rybczyńskiego, urzędnika kolejowego w Jarocinie, został były młody entuzjasta podniesiony do godności weterana i zamianowany podporucznikiem, oraz nadana została mu emerytura. Jarocińskie Tow. Uczestników Powstania Wielkopol. z r. 19l8-l9, również roztoczyło nad ukochanym dziadkiem opiekę. P. Rybczyński jest członkiem honorowym T. M. P. P. Wojciech Rybczyński mimo podeszłego wieku chętnie zagląda do gazet, śledząc przebieg walk w Mandżurji aspecjalnie czyta „Nowy Kurjer”. Życzymy jeszcze wiele czerstwych lat naszemu Weteranowi i Czytelnikowi oraz jego staruszce małżonce. Cześć Bohaterowi!
Siemaszko
Dwaj bracia Siemaszki. Synowie księdza unickiego na Ukrainie, rodzeni bracia — synowie jednej matki, wspólnej ojczyzny, obaj po wołani do piastowania i szerzenia stówa Chrystusowego — jakże wywiązali się z zadania swego kapłańskiego i z zadania, które każdy prawy syn uciemiężonego narodu z dniem urodzeniu swego przynosi z sobą? Oto jeden z nich, brat starszy, staje się męczennikiem za wiarę i naród — męczeńską koroną zdobi koniec żywota ciężkiego, pełnego prześladowania. Drugi? — O! zaprawdę na samo wspomnienie o czynach tego odstępcy, ręka drży i myśl ucieka przerażona czynami tej duszy pokalanej, tego serca, w którem nie tylko że nie było ani iskierki kapłaństwa, ale nawet litości pospolitego człowieka daremnieby tam chciał kto znaleźć. Lecz wróćmy się do starszego księdza Siemaszki, czcigodnego kapłana, którego ręce barbarzyńców w obecnem narodowem powstaniu zamordowały. Przejdziemy tu w krótkości choć w części, o ile nam wiadomy, żywot kapłana męczennika. Nie od dzisiaj toczy się walka na zabój z ciemiężycielami wolności i ducha religji katatolickiej. Za Iwana Groźnego, którego Moskale nazywali Gordyj (dumny) rozdzieliły się metropolie unicka od szyzmatyckiej. — W owych czasach zlewał właśnie Zygmunt August Litwę z Polską, kiedy wnuk Iwana Groźnego, Iwan Okrutny był założycielem tronu dla Katarzyny bez bożnej i dzikiego Mikołaja. Że umieli carowie ci być wykonawcami raz powziętej myśli, najlepszym dowodem panowanie ich w Polsce; panowanie, pod którem ulegać musiało wszystko przemocy brutalnej cara, co było tylko polskie i katolickiego wyznania, bo inaczej czekał każde go los podobny, jakiego doznał czcigodny nasz kapłan Siemaszko. Po upadku powstania w r. 1831, był już biskup Siemaszko, brat starszy, jawnym apostatą i narzędziem piekielnem cara Mikołaja ku nawracaniu unitów do szyzmy. Tak więc, brat rodzony staje się zarazem sędzią okropnym, bo nawet na krew własną się targa, skazując samowładnemi wyrokami wszystkich wytrwałych w wierze katolickiej na kary i prześladowania. Pleban Siemaszko zapytany wtedy przez rząd, czy przejdzie na szyzmę ? — trwał przy danej raz odpowiedzi, że wytrwa przy wierze katolickiej, za co zesłanym został na Sybir. Tu dopiero zaczynają się prawdziwe tortury czcigodnego kapłana Chrystusowego. Tam co roku regularnie wiedli go przed sędziów i piszczyków i zadawali mu ciągle te pytania: Czy przechodzisz na szyzmę? — Nie! była zawsze stanowcza odpowiedź. — Zostaniesz biskupem, przechodź 1 szeptali jak szatany. — Nie, za nic ja się mojej ojczyzny i wiary nie wyrzeknę, odpowiadał świątobliwy kapłan — i prze trwał tak lat dwadzieścia. Po tylu latach męki i pokus - szatańskich, pozwolono mu w końcu wrócić do kraju: z powrotem jednak wy znaczono mu miejsce pobytu w Miropolu (na Wołyniu). Chociaż w niewoli, bo i tu był prześladowany, nie mógł jednak sędziwy kapłan spokojnie zakończyć żywota. Stał się jedną ofiarą więcej w ogólnej męce narodowej. Nie zadrżał jednak przed męką, choć srebrny włos po bielił już głowę starca, znękaną tyloma treskami. Wiadome niepowodzenie w powstaniu obecnem na Wołyniu, przyspieszyło śmierć męczeńską 70-letniego kapłana. Rząd moskiewski uciekający się do niesłychanych knowań piekielnych, starał się znowu podburzyć lud ciemny i użyć go jako narzędzie do przytłumienia budzącej się wolności. Różnica wyznań była ku temu celowi je dnym z najpierwszych środków: w samej rzeczy, powiodło się tyra wysłannikom piekła w niektórych okolicach to przemocą i groźbą, to obietnicami i hojnem szafowa niem gorzałki obałamucić lud ciemny. Tym to sposobem prześladowcy wolności i ducha narodowego w ziemiach ruskich, szukając dla siebie ofiar, starali się odnieść tryumf i wykorzenić wszystko, co katolicyzmow i wierne. Po upadku Różyckiego, tłuszcze sformowane przez sprawników żądnych chrestów z popami na czele, wpadały do domów i wywlekając ofiary niewinne, mordo wały je. Ksiądz Siemaszko, którego żywot pełen zasług, i przeszłość zalecająca go do poszanowania, był naturalnie w nienawiści u popów szyzmatyckich. Nadarzyła się więc dobra sposobność do zasłużenia się carowi i nasycenia własnej nienawiści. Dnia 15. maja b. r. rozległy się głosy podpitych chłopów z popem na czele, źe ksiądz Siemaszko w Miropolu jest także buntowszczykiem, bo jest wyznania katolicko-unickiego. I zgraja kozaków ze sprawnikiem na czele obstąpiła dom sędziwego kapłana, który ku swo jej obronie wyszedł tylko z krzyżem w ręku, zdając się na opiekę Ukrzyżowanego. Poskoczył kozak z piką na bezbronnego kapłana — on podniósł krzyż w górę wzywając Boga na świadka tylu bezprawi, a pika kozacka zsunęła się nie zadawszy mu ciosu zamierzonego.— Wtedy wystąpił pop ze sprawnikiem wzywając starca, ażeby porzucił swoją wiarę i przeszedł na szyzmę, oddawszy cześć carowi, jako namiestnikowi Chrystusa. Lecz czcigodny kapłan odparł z godnością, że go żadne groźby nie zniewolą do tego. — Tu dopiero zaczęli ci okrutnicy znęcać się nad kapłanem, który z Chrystusową prawdziwie cierpliwością znosił wszelkie męki. Z pomiędzy opiłej zgrai przyskoczył nareszcie chłop i ciął go z boku w głowę — i trysnęła krew, krew męczennika za wiarę. I zaprawdę wyglądał ów starzec kapłan ze srebrnym włosem jak święty—poświęcony krwią swoją męczeńską Oprawcy nie skończyli na tem: porwano go i wykopawszy dół, żywcem go chciano pogrzebać. Tak męczony przysypywaniem ziemi, gdy już czuł, że życie ula tuje, wyrzekł jeszcze do barbarzyńców owe pamiętne słowa: "Zhynu ja, ale Polszczą bude żyty" Widząc katy ową nadludzką wytrwałość, chcieli mu zapewne znowu jaką nową mękę zadać — zaczęli więc wydobywać go z dołu; wyciągnięty jednak na świat, od dał był już czystego swego ducha Bogu. Każda taka ofiara barbarzyństwa moskiewskiego o pomstę do nieba woła, i karą tyranom grozi. Wiedzą oni to dobrze i staraj,: się kłam zadać nie jednemu morderstwu spełnionemu w cichości; lecz zbrodnia się nie ukryje, a imiona męczenników krwią zapisane w sercach narodu, muszą coraz nowych budzić mścicieli. Żywot to był cierniową koroną uwieńczony, żywot prawego syna ojczyzny. Teraz następuje żywot kata własnej ojczyzny — lecz tem boleśniej, że to był także kapłan, ale apostata.
Strona z 5 < Poprzednia Następna >