Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 312
Strona z 8 < Poprzednia Następna >
Julian Morzycki
rodem z ziemi łęczyckiej, odziedziczywszy na Wołyniu dobra Lachowce po wuju bezdzietnym Umińskim, ożenił się z Marją Obuchowską, córką sąsiada Wacława Obuchowskiego, inżyniera, któremu w spadku po stryju dostał się piękny majątek Iwanków pod Żytomierzem. W roku 1863 brał Morzycki czynny udział w organizacji południowo-wschodniej części powiatu żytomierskiego, jako setnik, podwładny dra Wacława Lasockiego. W dniu, oznaczonym na powstanie, _ stawił się na stanowisku w okolicy wsi Sołotwina na trakcie pocztowym z Żytomierza do Berdyczowa, ale jednocześnie z nim stawiło się tylko 36 powstańców, skutkiem aresztowania bardzo wielu sprzysiężonych po domach przez włościan. Ta mała garstka powstańców miała wśród siebie jednego tylko człowieka, mającego niejakie pojęcie o sztuce wojskowej i partyzantce, a był nim Ezechjel Głębocki, były oficer wojsk polskich z 1830 roku. Otoczony przez tłumy włościan, oddziałek ten, pomimo oporu, wkrótce poddać się musiał i stał się pastwą czerni, zachęcanej i ośmielanej przez wojsko, która rozbrojonych i zbitych oddała w ręce policji, pod opieką której dostali się do więzienia w Żytomierzu. Osądzony na lat dwadzieścia ciężkich robót, wysłany został Morzycki w dniu 2 września 1863 r. w tej samej partji, co i rodziny Lasockich i Łagowskich. Towarzyszyła mu młodsza znacznie od niego i bardzo pięknej powierzchowności żona. Do miejsca przeznaczenia przybyli nieprędko, do czego przyczyniła się choroba i konieczność pozostania czas dłuższy w Tambowie, w którem to mieście pani Morzycka powiła córkę Faustynę. Dostawszy się do Usola, zamieszkali w wynajętym domu z obszernym ogrodem, w którym dzięki umiejętnej pracy hodowały się najwykwintniejsze warzywa, a szczególnie kalafjory, dochodzące do niepraktykowanych prawie nigdzie rozmiarów, miewały bowiem przeszło po pół łokcia średnicy. Po kalafjory te przysyłano często z Irkucka i płacono za nie sowicie. Nadto trzymał Morzycki krowy, hodował wieprze, a następnie wyrabiał krupy na spółkę z Antonim Potockim. To wszystko razem łącznie 'z przesyłkami pieniężnemi z kraju starczyło na zaspokojenie koniecznych potrzeb tej rodziny. Oprócz zabiegów o chleb powszedni niemało czasu poświęcał pan Juljan na dogadzanie zachciankom pięknej pani Marji, którą sam woził wózkiem, wprzęgając się zamiast konia, gdy udawali się w odwiedziny do kolegów i znajomych. Po przeniesieniu się do Irkucka zajmował się robieniem planów i budowaniem gorzelni i browarów, przy współudziale Leona Bratyńskiego. Korzystając z pierwszej możności wyjazdu do Petersburga, udała się pani Morzycka do stolicy, stawiając za cel widomy rozpoczęcie starań o ułaskawienie i powrócenie męża do kraju. Po przybyciu tam wszakże poznała niejakiego Wrońskiego, adwokata, po porozumieniu się z którym i otrzymaniu rozwodu poślubiła go, porzucając pierwszego męża, gorąco do niej przywiązanego, i siedmioro drobnych dzieci. Cios ten, łamiąc życie Morzyckiego, nie zachwiał go w pełnieniu obowiązków względem tychże dzieci, które wychował przy pomocy zacnej i wykształconej swej siostry, niemłodej już panny Faustyny Morzyckiej. Z córek jego najstarsza Rozalja wyszła za pedagoga i literata Mieczysława Brzezińskiego, Marja za inżyniera Suszyńskiego, Wacława za inżyniera Arcisza, Faustyna dotąd panną. Paulina zaś i Julja zakrwawiły serce ojca, wychodząc w owych czasach nietolerancji religijnej za Rosjan: pierwsza za miljonera Popowa, nazwiska męża drugiej nie znam. Po rozstaniu się z żoną, {{rządca|administrował}} p. Juljan dobrami kilku zkolei magnatów rosyjskich w gubernjach południowych, ostatecznie u Popowa, którego syn wbrew woli ojców wykradł mu córkę Paulinę, co stało się powodem opuszczenia tej posady. Powróciwszy do kraju, nabył Morzycki kawał ziemi w gub. lubelskiej w pobliżu Nałęczowa, urządził go, nazwał Paulinowem i tu przez lat kilka na roli pracował, a sprzedawszy przyjął miejsce administratora Zakładu Nałęczowskiego, na którem życia dokonał, tknięty apopleksją w pierwszych dniach stycznia 1898 roku.
Ludwik Narbutt
Artykuł | Młodość i rodzina Urodzony w 1830 r. we wsi dziedzicznej Szawry, powiatu lidzkiego w województwie grodzieńskiem, od samej kolebki już był otoczony pamiątkami przeszłości — i mimowolnie czuć w sobie musiał tętno życia narodowego. Rodzina ojca przeważna niegdyś wpływem w okolicy, przez długie pokolenia wszystkie urzęda powiatowe w Rzeczypospolitej piastowała; nosiła więc w sobie tradycję tej średniej klasy narodu. Ojciec Ludwika Teodor, oddany nauce dziejów, autor ogromnej 10cio-tomowej historii Litwy, całą myślą i duszą żył w tej przeszłości, którą dla swego pokolenia rozświecał i opowiadał. Matka przeciwnie, córka ubogiego rolnika, żołnierza niegdyś Kościuszkowskich czasów, choć rodem szlachcica, ale pracą i obyczajem zupełnie z ludem zespolonego, należała do tej skromnej i najskromniejszej warstwy społeczności, co próżna wszelkich zaszczytów, nie głową ale sercem tylko obowiązek narodowy pojmowała, zawsze do ofiary gotowa, przez miłość ziemi rodzinnej zaczerpniętą nie z tradycji ale po prostu z macierzystego mleka. Ludwik najstarszy z dzieci Narbuttów, miał liczne rodzeństwo. Zaledwo chłopięcych lat dorastające dziecko ujrzało ukochanego ojca uwięzionego, zamkniętego w klasztornej celi w Wilnie. Matce utkwiło w sercu, co raz w tej epoce patrząc w lustro powiedział: „Matko, będzie ze mnie albo wielki człowiek, albo łotr wielki!" Zaledwie podrósł trochę, oddali go rodzice do szkół do Lidy, skąd później przeszedł do wileńskiego gimnazjum. Odwiedzał dom w święta i podczas wakacji zajmował się nauką młodszych swych braci. W dzieciństwie już piosenki i drobne wierszyki układać lubił, ale w miarę jak podrastał, zaczęła go coraz bardziej zajmować historia. W wojsku moskiewskim Przed Bożym Narodzeniem 1848, w skutek jakiejś denuncjacji, o północy policja z wojskiem otoczyła mieszkanie biednego studenta; rozbudzonemu powiedziano że jest aresztowany i od byto najściślejszą w jego pokoiku rewizję, rozbijano piece, odrywano podłogę w izdebce, szukając dowodów mniemanej winy. Nie znaleziono nic, na nie szczęście jednak była między szpargałami studenta kartka treści zupełnie niewinnej, przez niego do kolegi pisana, w której się podpisał Orzeł-Krzyż. Biegła w układaniu zarzutów oskarżających komisja śledcza, chciała w tem widzieć dowód jakiegoś, spisku i zatrzymano młodzieńca w więzieniu. Wiadomość o tem doszła do Szawr w chwili, kiedy rodzice Ludwika stracili jedno z najmłodszych swych dzieci. Po tygodniach w więzieniu nadszedł wyrok, skazujący dziewiętnastoletniego młodnieńca na 300 rózg i 12 lat sołdactwa. Sprowadzono umyślnie rodziców do Wilna, aby byli świadkami egzekucji, zebrano także wszystkich starszych uczniów z gimnazjum, kolegów Ludwika i po odczytaniu carskiego wyroku, wyliczono przepisaną chłostę. Młodzieniec zniósł ją mężnie, a żegnając się później z rodzicami, upadł im do nóg, prosząc o błogosławieństwo. Młodzieńca, kibitka pocztowa wywiozła do Kaługi. Dowódca kompanii, ob chodził się z nim grubiańśko, i pewnego dnia chcąc mu prawdziwie dokuczyć, łajał go wyrzucając że jest Polak buntownik. Krew młoda zawrzała u Narbutta i dał kapitanowi policzek. Aresztowany, miał ulec sądowi wojennemu, ale na jego szczęście, istniał ukaz Mikołaja zakazujący najsurowiej oficerom robienia podobnych wyrzutów zsyłanym do wojska Polakom, było to skutkiem licznych podobnego rodzaju wypadków jakie po 1831 r. miały miejsce. Przyjaźniejsi dla Narbuttta wyżsi oficerowie, skorzystali z ukazu, i skończyło się na prostym areszcie. Przeniesiony wkrótce do Moskwy, wyruszył stamtąd z pułkiem swoim na Kaukaz. Narbutt starał się poznać wojnę partyzancką i oddał się temu z zapałem. Podczas pobytu swego na Kaukazie, brał udział w dziewięciudziesięciu przeszło potyczkach, wpisując się nieraz jako ochotnik do oddziałów wyprawianych przeciw tak zwanym Kaczachom. Prowadził żywą korespondencję z siostrą. Miał udział w bitwie pod Karsem, tam w nogę ranionym został. Wyleczony, za odznaczenie się w bitwie w której jenerał Ganecki otoczony przez Turków, przerżnąć się do swoich potrafił, otrzymał w nagrodę 3 ruble srebrem. Później awansowany na podoficera. W 1859 r przesłużywszy lat 10 jako żołnierz, otrzymał stopień oficerski.poprosił o urlop który dostał na trzy miesiące, a później o dymisję którą otrzymał. Pewnego dnia w 1862 r. brat jego młodszy przyjechał nad rankiem z Wilna i przywiózłszy z sobą odezwę warszawskiego Centralnego Komitetu, obudził śpiącego Ludwika, aby mu ją, odczytać. Wysłuchawszy odezwy, zerwał się Narbutt, zdjął wiszącą nad łóżkiem czerkieską szablę, ucałował ją i już słowa sobie o tem powiedzieć nie pozwolił. W sąsiedztwie Szawr mieszkała młoda wdowa pani Siedlikowska. Przyjaciółka całej rodziny, kochana przez rodziców Ludwika, bywała często w Szawrach, poznanie się ustąpiło prędko miejsca tkliwszemu uczuciu, i w 1861 roku Ludwik Narbutt osiadał w Sierbieniszkach, majętności ukochanej żony, blisko Szawr położonej. Powstanie Powołany 13.2.1863 przyjął wezwanie i objął dowództwo w lidzkim powiecie. Brat młodszy Bolesław i sześciu domowników stanowiło najpierwszą garstkę, z którą wyruszył do lasu szuwry, siostra Teresa pełniła rolę Kuriera, sąsiad Leon Kraiński przyprowadził mu jeszcze ośmiu ludzi i tych 15tu stanowiło pierwszy zbrojny zastęp na Litwie. 14 lutego dołączyło 17 chłopów na czele z ks. wikarym Józefem Horbaczewskim z Ejszyszek. Kapelan odtąd powstańczego oddziału i nieodstępny aż do zgonu towarzysz wszystkich trudów Narbutta. W Ejszyskiej i Nackiej parafii, zebrał jeszcze kilkadziesiąt. W kościołach księża czytali manifesty, nawołując chłopów do walki o wolność. Wiejski skrzypek Stefan Wilbik chodząc od wsi do wsi agitował ludzi, werbował i kierował do oddziałów powstańczych. Wysławszy do Wilna umyślnego z wiadomością o swojem wystąpieniu, otrzymał stamtąd zapewnienie iż dano jeszcze dwom oddziałom rozkaz połączenia się z nim; czekał dni parę na ich przybycie, ucząc tymczasem musztry i wojennych obrotów swojego nowozaciężnego żołnierza, ale widząc że zapowiedziane posiłki nie nadchodzą, wysłał Kraińskiego z drobnym oddziałkiem dla dostania języka i gromadzenia sił większych, a sam pociągnął ku puszczy Rudnickiej, która była najbezpieczniejszym dla niego miejscem. Już 20 lutego wystąpił już na bój śmiertelny, ale pierwszy poważny chrzest ognia miał otrzymać przy wsi Rudniki. Kozacy urządzili zasadzkę na oddział Narbutta, lecz szczęśliwy bieg wypadków pozwolił uprzedzić wroga, i przypadkowo dać mu wrażenie że został otoczony (miał tu udział pluton Aleksandra Stawińskiego). Wywołało to popłoch i zwycięstwo Narbutta. Walka toczyła się do zachodu słońca. Wojska carskie cofnęły się w stronę Rudnik. Powstańcy pogrzebali 4 zabitych, rannych ukryli w chatach wiejskich, sami ukryli się w puszczy. Ostrożny i przezorny zwycięzca, pociągnął ze swoim oddziałem do puszczy Nackiej i zyskał przez to znowu trochę czasu na ćwiczenie swojego żołnierza. Wzmocnieni przyszłymi z Wilna pięciu kompaniami piechoty Moskale, nie wiedząc o tem, szukali go długo w okolicach Rudnik. On zręcznie unikał spotkania. Urządzał zasadzki, nużył nieprzyjaciela, a znając doskonałe miejscowość, zawsze zmylić go umiał. Tymczasem nadeszła wiadomość, że partia rekrutów z Królestwa Polskiego miała być prowadzoną przez Szczuczyn. Narbutt wychodzi z puszczy, bystrym marszem przenosi się na oznaczone miejsce, urządza zasadzkę i oczekuje tam zapowiedzianego oddziału. Wiadomość okazała się mylną, powrócił więc na powrót i w pierwszych dniach kwietnia rozłożył swój obóz w parafii Nowodworskiej, niedaleko Podubicz, gdzie przyjął w Wielką Sobotę. Moskale cofnęli się, a on ku Zubrowu, głębiej w lasy pociągnął. Jenerał-gubernator Nazimow cenę na głowę Narbutta nałożył. Ochotnicy coraz gęściej zaczęli się garnąć pod jego rozkazy. Syn rzeźbiarza, sam artysta, młody Andrioli, z pod oka Nazimowa, bo z samego Wilna, przyprowadził mu kilkudziesięciu ludzi. Niedostatek broni był największą przeszkodą — odległość ogromna od granicy, nie dozwala dowozu jej stamtąd, i trzeba było na środkach miejscowych, wewnętrznych poprzestać, zaledwo kilkanaście dobrych sztucerów liczono w całym oddziale Narbutta, reszta uzbrojoną była w myśliwskie strzelby, pojedynki i dubeltówki. Siły rosyjskie zwiększały się ciągle, i tropiąc zewsząd Narbutta, starały się go otoczyć do koła — on korzystając z miejscowości, za puszczał się głębiej w lasy i miejsc bagnistych, dla artylerii niedostępnych szukał. Nieraz marsze od bywały się w nocy. W jednym z takich, zatrzymał się około Łaksztucian (). Położenie miejsca nie było dla potyczki korzystne ale zmęczenie oddziału zmusiło go do tego. Gdy pokrzepieni mieli zwijać obóz naparli Moskale zbiegając z niewielkiej pochyłości. Narbutt dzięki zimnej krwi i zręcznym manewrom i wyćwiczenia żołnierza odniósł wielkie zwycięstwo pomimo starty kilkunastu osób - w tym kuzyna Wojciech Narbutta i adiutanta WładysławaNowickiego. Po łaksztuciańskiej potyczce, było znowu kilka mniejszych utarczek. W kilka dni później, nie mogąc obciążać rannymi obozu, który tak często miejsce zmieniać i przedzie rać się nieraz przez niedostępne ostępy musiał, zostawiono ich we wsi Melino zwanej, niedaleko Hryszeniszek, myśląc że się tam ukryć potrafią, a Narbutt unikając coraz większe gromadzącego siły nieprzyjaciela, postanowił dostać się do puszczy grodzieńskiej. Po kilku tygodniach, ranni odkryci przez Moskali, powiązani i do Wilna odstawieni zostali, skąd nie jeden z nich oparł się aż w głębi Syberii. Narbutt mylił tropiących go moskali licznymi fortelami. Np. kazał oddziałowi przez pół godziny maszerować tyłem, niszczył mosty, przechodził bagna po kładkach. Pozwoliło to oddziałowi znacznie wypocząć i zyskać nowych ludzi, których dowódcy oddziałów mieli okazję ćwiczyć. Otrzymawszy wiadomość o gromadzeniu się nowych oddziałów postanowił wrócił do puszczy nackiej. Przebył miasteczko Dubicze i rozłożył obóz nad Kotrą. Ostrzeżony zmienił sprytnie miejsce obozu pozostawiając rozpalone ogniska. Za głowę Narbutta wyznaczono nagrodę 10000 rubli. Moskalom dostarczył informację szpieg Bazyli Karpowicz, a pułkownik Timofiejew przebrany za rybaka sam podpłynął niemal pod obóz. Moskale otoczyli obóz ogromnymi siłami. , nieprzyjaciele sami oddawali sprawiedliwość niespożytemu męstwu walczących; Narbutt na czele zagrzewał swoich, wydawał rozkazy, zawsze przytomny, zdawał się mnożyć wśród niebezpieczeństwa, raniony nogę, podtrzymywany, a później niesiony przez sześciu swoich, nie przestawał kierować walką. Zgromadzona w około niego kupka, zwraca uwagę Moskali, wszystkie strzały swoje na ten punkt zwracają, już dwóch z pomiędzy sześciu upadło, na reszcie sam Narbutt ugodzony kulą w piersi, skonał z ostatnim uściśnieniem mówiąc do towarzyszy, ze miło jest za ojczyznę umierać. Obok niego poległo jedenastu najwaleczniejszych, reszta, ulegając przemagającej sile, musiała się rozproszyć po lasach, aby znowu na innem miejscu zebrać się do dalszej walki. Legenda Narbutta Wieść o zgonie kochanego powszechnie i już aureolą kilku szczęśliwych potyczek otoczonego wodza, rozbiegła się szybko po okolicy; nazajutrz, na plac boju zeszło się wielu włościan i ciała poległych przeniesiono ze łzami do skromnego w Dubiczach kościółka. Przybyła tam i siostra Ludwika, pani Teodora Mączynska, która przez cały czas tej kampanii sercem towarzyszyła bratu we wszystkich niebezpieczeństwach, ułatwiała mu komunikacje, nieraz dostarczała żywności, z nią razem była przyjaciółka jej, panna Antonina Tabeńska, która później w więzieniu miała cierpieć za swój patriotyzm i pomimo młodości i płci swojej, pierwsza z kobiet dostąpić zaszczytu służącego dotychczas największym obywatelom, skazaną została na kilkanaście lat do ciężkich robót w kopalniach syberyjskich. Zapytana przez Moskali czy i ona ma między poległymi brata, odpowiedziała: „Wszyscy walczący za Polskę są moi bracia!" Pułkownik zgodził się na odbycie nabożeństwa żałobnego. Dwanaście trumien ustawiono w maleńkim kościółku, najwyżej stojąca, pokryta kirem żałobnym, zawierała zwłoki Narbutta, między innemi były ciała dwóch braci Brzozowskich i Leona Kraińskiego, któremu nieraz dowództwo oddzielnych oddziałów poruczane było. Nabożeństwo, koncelebrowane przez 14 księży, odbyło się wśród łkania modlącego się ludu, który później jedną, wspólną dla wszystkich dwunastu usypał mogiłę. Na piaszczyste miejsce przywieziono darniny z daleka, miłość ludu darniną wyłożyła ten kopiec, otaczając go czcią prawdziwą, i tak trwał do czasu, kiedy Murawjew rozrzucić go kazał, mówiąc iż ciała podobnych ludzi powinny być psom na zjedzenie oddane. Po śmierci Narbutta, rozproszony oddział skupił się znowu i kilku kolejno miał dowódców, między którymi najwybitniejszą postacią był tak zwany Ostroga, ale żaden z nich dorównać Ludwikowi nic mógł. Imię jego tak było popularnem, zdolnościom tak wierzono, że pomimo publicznie odbytego pogrzebu, długo wierzyć nie chciano że już go nie ma, w kilka miesięcy jeszcze potem, spotykano włościan upewniających że go widzieli, stał się ludową legendą i pamięć jego długo zostanie świętą na Litwie. Teodorze udało się emigrować, brat Franciszek zginął, Bolesława zesłano na Sybir, podobnie jak matkę na grobie której dano napis "Matka synów". Ludwik Narbutt liczył lat 33 wieku, wzrostu zaledwo średniego, rysy miał regularne i ujmujące, czoło wyniosłe nosiło ślady trosk i myśli twardego bardzo życia, spokojny zazwyczaj, w chwilach stanowczych umiał wydobyć z siebie wielką energię i głos jego wtenczas przybierał ten ton uroczysty, który jak tok elektryczny obiegał i wstrząsał przytomnych. Słuchany jak wódz osiwiały w bojach, kochanym był przez podwładnych jak brat i kolega, wśród ludu wiejskie go szczególną dla siebie miłość wyjednać umiał, a pierwszy na Litwie podniósłszy sztandar powstania, otrzymał to jeszcze od Boga, że zginął w walce, wśród pełnego poczucia osobistej swobody, a nie po długiem jak tylu dzisiejszych obrońców więzieniu, na szubienicy.
Juliusz Natmiller
Juliusz (Julian) Karol Benedykt Natmiller (Nathmuller, Nadmiller, Nadmuller itp), ur. 21.3.1827 Jugowice, p. Krakowem[12], zm. 20.1.1903 Kraków[1]. Syn Michała i Barbary Puntner[11]. Pochodził z Galicji, z rodu szlacheckiego lecz nie zatwierdzongo przez heroldię. Oficer Legionu Polskiego na Węgrzech w 1848 roku, krakowskiej gwardii narodowej. ""[9] Uczestnik powstania 1863. Dowódca oddziału kawalerii litewskiej po naczelniku Kobylińskim.[4] W lipcu 1863 r. mianowany naczelnikiem województwa grodzieńskiego[5] Brał tu udział w bitwie pod Markowem 30.07.1863[6] Przeszedł w augustowskie. Przybył do oddziału rozlokowanego w Wiszniówku (lub Nieciece). Przywiózł ze sobą nowe krótkie belgijskie sztucery z bagnetami oraz znaczną ilość amunicji.[13] Usuwając z oddziału dowódcę Górskiego utworzył z całego oddziału dwa szwadrony, z których I-szy powierzył Kwapiszewskiemu a drugi Zdziechowskiemu. Zasłużony Kobyliński został przy oddziale jako adiutant.[9] Natmiller poniósł wyszkolenie oddziału rozpoczynając od ćwiczenia musztry.[13] Oddział krążył po partyzancku po Kongresówce[8]. Walczył niezwykle skutecznie 3.09.1863 pod Saniami (pod Zambrowem). "".[9] Następnie 7.09.1863 Pod Brzeźnicami. Tu dowiedziawszy się że Kozacy przybyli do wsi po siano, ""[8] Po tej bitwie w pobliżu Kobylina został usunięty z oddziału przez sam oddział.[8] Objeżdżając warty spostrzegł jednego żołnierza (Kuleszę) śpiącego i skazał go na śmierć przez rozstrzelanie. Pochodził z pobliskiej okolicy, był dobrym towarzyszem broni i miał wielu przyjaciół, którzy uprosili dowódcę o ułaskawienie, zgadzając się na wydalenie z oddziału. Jednak następnego dnia brat Kuleszy poinformował oddział, że został on powieszony w pobliskim lesie. Żandarmi wyjaśnili że taki rozkaz po kryjomu otrzymali od dowódcy. Spowodowało bunt wśród żołnierzy, którzy rozbroili dowódcę krzycząc "wolno ci było rozstrzelać go, ale nigdy powiesić!". Oficerowie akurat byli w kościele i po powrocie i zapoznaniu się z sytuacją postanowili następnego dnia postawić go pod sąd przy udziale naczelnika powiatu. Natmiller zdołał jednak nocą opuścić oddział, a dowództwo objął Kobyliński.[10] W Rządzie Narodowym zaistniałą sytuację oceniano początkowo jako bunt. Rozważano nawet wariant rozstrzelania winnych. Zwyciężył jednak rozsądek i trzeźwa ocena sytuacji.[13] Translokowano go potem do oddziału „dzieci warszawskich". Objął tu dowództwo na ok 200-konnym oddziałem[9]. Na ich czele, w stopniu majora[7] stoczył[5] 10.12.1863 pod Rawą utarczkę z 80 grenadierami i 70 kozakami. Bitwa ta trwała trzy dni (przy zmieniających się uczestnikach walk po stronie rosyjskiej) w formie pościgu na dystansie 192 km. "".[9] Po tej bitwie opuścił oddział, który przygnębiony bez dowódcy brał udział w bitwie pod Rzeżewem 15.12.1863.[6][9] Wkrótce dostał się do niewoli rosyjskiej (wraz z ). [5][6] Obaj skazani zostali 18.6.1864 na ciężkie roboty w twierdzach po lat 10, pozbawieni wszystkich praw stanu i konfiskatę majątku. Konfirmacja naczelnika nastąpiła 8/20.6.1864[5] Przebywał m.in w Czycie, gdzie mieszkał w koszarach artyleryjskich zajmując się rzemiosłem.. Po przewodnictwem Marczewskiego, razem z Ludwikiem Zielonką zostali skierowani do naprawy młyna na wyspie pod miastem. Młynu od dłuższego czasu nie udawało się naprawić, jednak zesłańcy, pracują 4 miesiące dokonali uruchomienia. Dzięki temu skierowano ich potem do reperacji tartaku w Siwakowej, gdzie Natmiller kierował pracami.[7] O jego powrót, jako poddanego austriackiego starał się ks. Ruczka[15]. W końcu udało się mu uzyskać prawo powrotu w grupie wysłanej 9.3.1869[11] Po powrocie z Syberii pracownik kolei. Między innymi pracował w zakładach Stratford pod Londynem.[7] W latach 70-tych prowadził Skład Narzędzi Rolniczych w Krakowie przy Rogatce Łobzowskiej nr 15.[16] przez pewien czas zajmował się też pałacem w Radziszowie. Pod koniec życia mieszkał w przytulisku dla weteranów 1863 r, w Krakowie. [3] Zmarł na Piasku, parafia Kraków św. Szczepan [3] Pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, kw. R, grób nadal istnieje. [2] Żonaty z Leoną Zapalską (c. Leona i Marii Zielońskiej)[11] Miał dwójkę dzieci w tym córkę: Marię Jadwigę ur. 1876 Nowa Wieś[11]
Michał Nawrocki
Urodził się w r. 1839 w Sulmierzycach, nauki gimnazyalne ukończył w Ostrowie, poczem wstąpił do seminaryuin duchownego w Poznaniu. Ztąd poszedł w r. 1863 do powstania, ale ciężko ranny zaraz na wstępie pod Olszakiem dnia 22 marca, zmuszony był plac boju opuścić. Zaledwo się wyleczył, wzięto go do wojska pruskiego i wcielono za karę do kompanii roboczej (t. zw. szarków) nasamprzód w Poznaniu na Winiarach, następnie w twierdzy Torgawie. Po 2 i 1/2-rocznej ciężkiej służbie uwolniony z wojska na mocy łaski monarszej ”dopraszał" się powtórnego przyjęcia do seminaryum, czego mu jednakże władza duchowna odmówiła. Zawiedziony w nadziei, osłabiony na zdrowiu i bez środków utrzymania życia, przyjął w zacnym domu hrabiów Kwileckich w Oporowie obowiązki nauczyciela domowego i na tern stanowisku umiał sobie zjednać szacunek i przyjaźń tak uczniów powierzonych jego pieczy, jak i ich rodziców. Po latach kilku oddał się za porada hr. Mieczysława Kwileckiego zawodowi owczarskiemu i był dyrektorem najznakomitszych w Księstwie owczarni. W środ pracy dokonał nagle zasłużonego żywota w Parczewie u hr. Józefa Szembeka, a wraz z nim straciło nasze społeczeństwo jednego z najszlachetniej szych synów, rodzina zaś, dla której wszystkie owoce swej pracy poświęcał rzeczywistego opiekuna i dobroczyńcę. Liczne grono przyjaciół, znajomych, a miedzy tymi i dwaj dawniejsi jego uczniowie, odprowadziło zwłoki ś. p. Michała na wieczny spoczynek na cmentarzu w Ostrowie.
Szymon Nawrocki
ur. w r. 1842. w Mszanie pod Lwowem, gdzie ojciec jego pracował przy magazynie wojskowym. W sierpniu 1863. gdy organizował się oddział w Olszanicy koło Złoczowa, bawił w Dowosiółce, skąd zachęcony przez Aleksandra hr. Starzeńskiego udał się na miejsce organizacyi, która w tym czasie zebrała w Olszanicy około 60 ochotników. Wskutek denuncyacyi zjechała do Olszanicy komisya z Glinian, ochotnicy ukryli się w oczeretach w stawisku, pozostawiając we dworze Nawrockiego, który rzekomo jako dozorca psiarni wywiódł w pole członków komisyi, powracających dwukrotnie w ciągu nocy celem zbadania czy we dworze ukrywają się ochotnicy i czy w tej miejscowości organizuje się oddział. Nawrocki poradził sobie w ten sposób, że połapaną w ostatniej chwili sforę psów pokazał komisyi we dworze oświadczając, że istnieje tylko psiarnia a o powstańcach mowy nie ma w Olszanicy. Po powrocie powstańców do dworu okazało się, że wśród nich przebywa szpieg rosyjski, w którego kołnierzu odkryto zaszyte kompromitujące go papiery. Gdy miano na nim spełniać wyrok w Łąckiem, na prośby właścicielki tej wsi hr. Ożarowskiej, by na jej gruntach tego nie czyniono, ruszył oddział ze szpiegiem, który następnie umknął, w lasy łopatyńskie. W lasach granicznych uformował się tymczasem oddział, wraz z którym wyruszył Nawrocki pod Radziwiłłów. W potyczce pod Radziwiłłowem otrzymuje Nawrocki ranę ponad okiem, zadaną z ręki kozaka, który na niego natarł. Podczas bitwy przewoził Nawrocki amunicyę i otoczony został przez znaczny zastęp kozaków, zdołał się jednak dzięki pomocy kawaleryi pod dowództwem braci Wróblewskich wywinąć z matni. Gdy oddział przed przeważającemi siłami cofnął się do Galicyi, powraca Nawrocki do Lwowa. Z końcem października 1863. wyruszył Nawrocki po raz wtóry bo oddziału i w dniu 2. listopada walczył pod Poryckiem. Po powrocie rozpoczął swą dolę tułaczą za chlebem, tułał się długo po Węgrzech i Rumunii, wrócił wreszcie do Galicyi i osiadł w Tarnopolu oddając się zawodowi rzeźnickiemu. Gdy siły z biegiem lat zaczęły go opuszczać, czynił zabiegi o pozyskanie ciepłego kąta w zakładzie w Drohowyżu, nadziejom tym jednak śmierć kres położyła. Umarł w Tarnopolu w dniu 13. stycznia 1912., pochowany na cmentarzu tarnopolskim.
Jan lub Jan Leon Nieciengiewicz
Jan Nieciengiewicz był dziadkiem, ze strony matki, mojego nieżyjącego wuja kpt. inż. Zbigniewa Kędzierskiego z Puław. Urodził się w 1843 roku os. Konarzatka pow. pułtuskiego i był synem leśnika Jana Nieciengiewicza (absolwenta Instytut Gospodarstwa Wiejskiego w Marymoncie z 1839r.) i Sabiny z domu Bartlewicz. Rodzice przenosili się do różnych miejscowości, w zależności od miejsca pracy ojca - podleśnego, leśniczego, nadleśniczego Lasów Rządowych w Królestwie Polskim, a następnie w Guberni Lubelskiej. Na przełomie 1862 i 1863 roku był studentem Wydziału Leśnego Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego w Puławach (wówczas Nowej Aleksandrii), którzy był kontynuacją Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie koło Warszawy oraz Gimnazjum Realnego, mieszczącego się wcześniej w Pałacu Kazimierzowskim w Warszawie, z których przeniesiono do Puław personel i całe wyposażenie. W październiku 1862 roku zajęcia rozpoczęło ponad 300 studentów. Po wybuchu powstania styczniowego władze rosyjskie zamknęły Instytut dla studentów w styczniu 1863. Jan Nieciengiewicz przyłączył się do powstania wraz z grupą blisko 150 kolegów, wśród których byli m.in. Adam Chmielowski (późniejszy Brat Albert)i Maksymilian Gierymski. Studenci wstąpili do oddziału powstańczego Leona Frankowskiego. Jan Nieciengiewicz był kilkakrotnie wyróżniany w bitwach. Po stłumieniu Powstania został zesłany do Guberni Jenisejskiej w roku 1865. Podczas zesłania brał udział w Powstaniu Zabajkalskim. Na Syberii spędził 12 lat. Po powrocie z zesłania ożenił się z Józefiną z Michałowskich, z którą miał troje dzieci - synów Wacława, Bożesława (oficera WP) i córkę Janinę. Został odznaczony orderem Virtuti Militari 5 klasy. Powszechnie szanowany jako weteran Powstania, zmarł w 1923 roku w Puławach, gdzie mieszkał wraz z żoną u swojej córki Janiny żony nadleśniczego lasów państwowych Eugeniusza Kędzierskiego. Spoczywa na Cmentarzu rzymskokatolickiej parafii p.w. św. Józefa we Włostowicach pod Puławami.
Emil Niedomański
Z DETROIT I OKOLICY W Domu Ubogich Powiatu Wayne zmarł w z, piątek rano po długich cierpieniach Emil Niedomański, weteran z powstania 1863 r. Ś. p. Emil Niedomański urodził się w r. 1842 w Lublinie, w Królestwie Polskiem, gdzie też wychował się i ukończył tamtejsze gimnazyum. Gdy wybuchło powstanie 1863 r., wziął w niem czynny udział, a po jego upadku, udał się z wielu innymi do gościnnej Francyi. Przebywszy tam przez kilka lat, wyemigrował do Ameryki i osiedlił się początkowo we Filadelfii, gdzie nie mającemu środków do życia i warunków do znalezienia odpowiedniego zajęcia, podał pomocną rękę zasłużony dla tutejszej emigracyi patryota Juliusz Andrzejkiewicz. Dzięki tej pracy, ś. p. Emil Niedomański w krótkim stosunkowo czasie obeznał się dokładnie z tutejszymi stosunkami i nauczył się krajowego języka, co umożliwiło mu w dalszem życiu znośny byt. Opuścił następnie Filadelfię i udał się do Chicago, gdzie otrzymał miejsca reportera przy "Chicago Chronicie." W tym czasie ożenił się, ale pożycie jego małżeńskie nie było szczęśliwe, wskutek czego w parę lat potem postarał się o rozwód z żoną. Uzyskawszy rozwód, wyjechał do Detroit. Tu, jako człowiek inteligentoy i szczery patryota, cieszył się przez długi czas wielkim wpływem wśród Polaków. Władając płynnie siedmiu językami, służył w tutejszych sądach za tłomacza. W ostatnich latach, wskutek różnych chorób i niepomyślnych przejść, popadł w biedę. Przed miesiącem zachorował ciężko na zapalenie płuc, a że nie miał ni rodziny, ni odpowiednich środków pieniężnych, by mógł się leczyć w domu, musiano go posłać do Domu Ubogich Powiatu Wayne, gdzie w zeszły piątek rano zakończył życie. Zwłoki jego oddano do pochowania zakładowi pogrzebowemu Braci Cylkowskich. Pogrzeb odbył się w poniedziałek przy licznym współudziale rodaków. Niech mu ta obca ziemia będzie lekką.
Antoni Niemeksza
ur. około r. 1824, znany w swoim czasie kaplan-rytualista, używający nader złej opinji wśród ogółu polskiego. Curriculum vitae tej głośnej bądź co bądź w swoim czasie osobistości jest następujące: w r. 1838 wstąpił do Dominikanów wileńskich i pobierał nauki w nowicjacie, - w r. 1844 przeniesiony z rozporządzenia władzy djecezalnej do seminarium wileńskiego, skąd w sierpniu tegoż roku wysłany był do akademii duchownej w Petersburgu, gdzie w r. 1848 otrzymał stopień kandydata teologji i w tymże roku (w grudniu) — święcenia kapłańskie. W roku 1849 (23 czerwca) uzyskał stopień magistra teologji i został przy akademji, jako prefekt, czyli pomocnik inspektora, i bibliotekarz. W r. 1851 (sierpień) został p. o. profesora historji kościelnej, w r. zaś 1854 — profesorem tejże. W r. 1856 otrzymał krzyż t. zw. „napiersnyj" za gorliwość. W tymże roku medal i krzyż na pamiątkę wojny r. 1853—56. Stanowisko profesora opuścił w r. 1860 (z nagrodą jednorazową 400 rs.). W r. 1861 został kanonikiem honorowym wileńskim i wice-proboszczem kościoła św. Jana w Wilnie, w tymże roku otrzymał stopień doktora prawa kanonicznego, - w r. 1862 dostał ordter św. Stanisława (2 kl.) j wprowadzony przez władzę świecką (po wywiezieniu biskupa Adama Krasińskiego), jako prałat nadetatowy do kapituły, - instalacja jego odbyła się jednocześnie z instalacją słynnych Piotra Żylińskiego i Edwarda Tupalskiego, 26 grudnia 1863 r. W pamiętnikach rosyjskich tego czasu wspominany jest jako zaufany Murawjewa, zwłaszcza z powodu roli, jaką odegrał przy wywiezieniu Wizytek wileńskich do Wersalu (np. Mosołow 1. c„ str. 116, 211, - Niikotin 1. c„ str. 217). Zmarł A. N. 27 listopada 1878 r.
Nikeforow
W oddziale Czechowskiego znany był sztabskapitan rosyjski Nikeforów, który sam nazywał się Rykowem. Siadywał on często w lesie pod drzewem, otwierał torebkę z tytoniem i oddzielną skrętką na papiery, pisywał coś w tajemnicy, oddalał się i wracał.Odziany był w granatową baranią kapotę, wysoką baranią czapkę i czerwoną koszulę. Na oczach miał ciemne okulary. Podczas bitwy rozpinał się tak że czerwona koszula z daleka wpadała w oko. Po śmierci majora Englerta i jednego z kapitanów, objął na własną prośbę po nim komendę, a w bitwie pod Hutą Krzeszowską, prowadził do walki grupę, złożoną przeważnie z młodzieży akademickiej. Oddziałek ten, oderwany, walczył na boku wśród leśnego zrębu, osaczony przez nieprzyjaciela. Nikeforów wołał bez przerwy "Kapitan Ryków, naprzód!" i pozostawał jednak stale w tyle w rozpiętej kapocie i cerwonej koszuli. Nie było żadnej u mnie wątpliwości iż kryje się pozatem umówiona z przeciwnikiem akcya. Przyskoczyłem do Nikeforowa z pistoletem i zagroziłem mu śmiercią, jeśli nie poprowadzi młodzieży do ataku. "Niech kolega sam poprowadzi" odrzekł i ustąpił z miejsca. Przy pomocy Pawlikowskiego tudzież Bogusza z Buniowic, który wzięty potem pod Radziwiłłowem do niewoli, zmarł na Syberii, wydobyła się młodzież po trzykrotnem natarciu z matni. Po przejściu oddziału do Galicji jechałem z Ulanowa przez Rzeszów , Przemyśl do Ustrzyk. W Chyrowie spotkałem Nikeforowa w sprzeczce z pocztmistrzem. , który z powodu niegrzecznego zachowania się odmówił mu biletu w szybkowozie. Nikeforów podążył wynajętymi końmi w sanockie i zajechał do Jana Terleckiego w Smloniku koło Żurawina, w pobliżu mojego miejsca pobytu. Terlecki służy pod Czachowski i stąd znał Nikeforowa. Ostrzegłem listownie Terleckiego iż Nikeforów jest podejrzany o szpiegostwo, miał zamiar zebrać oddział młodzieży sanockiej i wyprowadzić go na łup Moskali. Na skutek mego listu wdrożono dochodzenia, otoczono Nikeforowa nadzorem organizacyi narodowej, wysłano pod pozorem służbowym do Lwowa, ztamtąd dalej do obozu Marcina Lelewela Borelowskiego i zebrawszy dowody winy oddano tutaj pod sąd wojenny pod przewodnictwem kapitana audytora - znanego poety Mieczysława Romanowskiego Z mocy wyroku tegoż sądu został Nikeforów powieszony. Imiennika jego, drugiego kapitana Nikeforowa kazał powiesić pułkownik Dionizy Czachowski
Józef Orłowski
(1839 – 1891), student V roku studiów medycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie pod kierunkiem prof. Józefa Dietla. Na wieść o powstaniu w Królestwie przerwał studia i pośpieszył wraz z innymi na pole walki. Zorganizował szpital w Pieskowej Skale. Jako lekarz szpitala polowego uczestniczył w wyprawie wojennej Władysława A.Mossakowskiego. Po klęsce pod (24.04.1863) z częścią oddziału dotarł do oddziału Józefa Oxińskiego (1840-1908). Ranny w lewe biodro w potyczce pod Koniecpolem (25.05.1863) został zabrany do Kielc, do szpitala św.Aleksandra. Po klęsce pod Jeziorkiem gen. K. Czengery polecił zwieźć rannych z pól bitewnych do Bodzentyna i przychylił się prawdopodobnie do zdania kieleckiego lekarza Stefana Łuszczkiewicza i wyraził zgodę na (skierowanie) „internowanie” Orłowskiego do Bodzentyna. Do Bodzentyna przybył ze S. Łuszczkiewiczem, który przystąpił niezwłocznie do przeprowadzenia skomplikowanych operacji i zabiegów. W listopadzie pomocy medycznej rannym udzielił dr Władysław Stankiewicz z Warszawy. Misja medyczna Orłowskiego skupiła się na trosce o rannych i chorych w podległym mu lazarecie, oraz opiece nad powstańcami ukrywanymi ze względu na ich bezpieczeństwo po okolicznych dworach, oraz mieszczańskich i chłopskich domostwach. On także operował rannych, tym bardziej, iż miał otrzymać od Rządu Narodowego „w darze francuskie narzędzia chirurgiczne.” Rosyjskie oddziały wojskowe wizytowały szpital i dokonywały aresztowań wśród podleczonych pacjentów. W 1864 było w lazarecie 6 pacjentów(ciężej chorzy, inwalidzi). Dnia 22.05.64 r. odebrano od nich przysięgę lojalności. W ciągu lata 1864 r. pochodzących z Królestwa odesłano do domów. Natomiast poddani austriaccy zostali przeniesieni do szpitala św. Mikołaja w Busku, później do więzienia w Kielcach, skąd odesłano ich do Austrii. Aresztowania i represje wobec uczestników powstania uświadomiły Józefowi Orłowskiemu, iż pora pomyśleć o własnym bezpieczeństwie. Zapewne z pomocą miejscowych, a także przy współudziale lekarza S. Łuszczkiewicza potajemnie opuścił Bodzentyn (ok.16.06.1864) i przekroczył graniczny kordon. Możliwe, że ucieczkę „ułatwił mu kapitan rosyjski, którego wyleczył z ciężkiej choroby.” Jesienią 1864 kontynuował przerwane studia, a 31.05.65 r. Wydział Lekarski UJ dopuścił go do promocji. Jako dyplomowany chirurg pracował w szpitalu miejskim w Przemyślu (lekarz prymariusz w latach 1873 –1891).
Aleksander Oskierko
Zamożny właściciel ziemski z Litwy, ukończył uniwersytet petersburski jednocześnie z Ohryzką, Sierakowskim, Gieysztorem, Spasowiczem itd. W czasie wypadków 1861 do 1863 r., brał czynny udział w organizacji ziemiańskiej, a następnie powstańczej, jako jeden z trzech członków wydziału litewskiego ówczesnego Rządu Narodowego, co mu dowiedziono w komisji i skazano pierwotnie na karę śmierci, a potem w drodze ułaskawienia na dożywotnie ciężkie roboty. Wśród kolegów wygnania cieszył się powszechnem uznaniem, dzięki swej nieskalanej przeszłości i umiejętnemu, pełnemu taktu postępowaniu w życiu codziennem, dzięki czemu wybieranym był w ciągu lat kilku na stanowisko prezesa Towarzystwa Wygnańców w Usolu. U władz nosił tytuł starosty więźniów politycznych. Trudno zliczyć przykrości, jakie znosił z anielską cierpliwością tak od swoich jako też i od wrogów, postępując zawsze z wysokim rozumem i przezornością, które niejednokrotnie uchroniły nasz ogół niesforny od wielu bardzo zajść przykrych. W 1867 roku przybyła do Usola narzeczona Oskierki, panna Teodozja Grabowska, i ślub ich odbył się w kaplicy usolskiej. Narzeczonemu na czas ceremonji ślubu zdjęto kajdany, które niezwłocznie potem Znowu nałożono. Oskierkowie stracili pierworodne dziecko w Usolu. Dzięki usilnym staraniom rodzonego wuja, jenerała Giecewicza, mającego niemałe stosunki w stolicy, przechodził Oskierko śpieszniej od innych stopniowe ujgi w swym losie, mimo wyjątkowo ciężki wyrok pierwotny i wkońcu znalazł się w Warszawie, gdzie czas dłuższy kierował redakcją czasopisma Ateneum. Na lato wyjeżdżali Oskierkowie wraz z trzema córkami, najczęściej do Nałęczowa, gdzie posiadali własną willę. Tu w roku 1884 zmarła z nieuleczalnej piersiowej choroby pani Teodozja i pochowaną została na miejscowym cmentarzu. Oskierko powrócił na Litwę i zamieszkał nastałe w Wilnie, gdzie pracuje w jednej z większych instytucyj prywatnych. Córki powydawał zamąż.
Adam Paszczyński
ur. 12. grudnia 1848. w Rybie, w przysiółku położonym w powiecie rohatyńskim, gdzie to jak ongi mówiono: »omnes nobiles, nullus cmetho«. jako syn zagonowego gospodarza pozostał na roli a z nauki całej wyniósł tylko to, że czytać się nauczył na książce do modlenia. Gdy naród porwał się do broni w styczniowem powstaniu i gdy wieść o orężnej walce lotem przepłynęła przez miasta i wsie polskie, nie pozostała głuchą na jej wołanie i młodzież w Rybie. Kilkunastu gorętszych opuściło przysiółek, by stanąć w szeregach braci walczących za wolność. Wśród nich jednym z najpierwszych był Adam Paszczyński, liczący podówczas lat 15. Zaciągnął się do oddziału i wraz z innymi towarzyszami wziął udział w wyprawie Radziwiłłowskiej a gdy nie przyniosła upragnionego celu, wyparty z oddziałem za kordon, powrócił i ostał się na bruku tarnopolskim. Przybrany w strój powstańczy, burkę, rogatywkę i wysokie buty, zwrócił na ulicy uwagę nauczyciela gimnazyalnego, Niementowskiego, który spotkawszy na ulicy rozwiniętego fizycznie powstańca, zaopiekował się nim szczerze i zaprowadził do szkoły ludowej, gdzie Paszczyński złożył egzamin do trzeciej klasy. W latach od 1866 — 1873 uczęszczał do gimnazyum tarnopolskiego, w r. 1873. złożył egzamin dojrzałości w 25 roku życia. Utrzymywał się przeważnie z lekcyi a ukończywszy wydział filozoficzny przez szereg lal pozostawał w gimnazyum brzeżańskiem jako nauczyciel filologii klasycznej. Umarł w sierpniu 1912, pochowany na cmentarzu w Brzeżanach.
Konrad Piotrowski
Herbu Korwin. Ur. 19. lutego 1845 r. w majątku rodzinnym Piotrowie i Strzyże, w powiecie pułtuskim, w guberni płockiej. Do dziewiątego roku życia wychowywał się w domu rodzicielskim u ojca Stanisława Korwin Piotrowskiego i matki Elżbiety z Bedlińskich. Ojciec służył w regularnem wojsku polskiem początkowo w batalionie saperów a przed wybuchem powstania listopadowego przeniósł się do kawaleryi i służył przy ułanach. Po ukończeniu wojny z r. 1831 nie był pociągniętym przez rząd rosyjski do odpowiedzialności, ponieważ był oficerem subalternem i nie doszedł rangi majora. Po zgnieceniu powstania listopadowego osiadł w rodzinnym majątku i oddał się gospodarstwu, około r. 1845 sprzedał Piotrowice i Strzyże powieściopisarzowi Kaczkowskiemu a kupił od Pieniążków Czerwonę z przyległościami, duży ale zaniedbany majątek w guberni radomskiej. W dyscyplinie wojskowej wychowywał dzieci, z których najstarszy Konrad oddany został do gimnazyum w Radomiu, gdzie wśród młodzieży w okresie przedpowstańczym objawiał się gorący nastrój, który wyładowywał się na zewnątrz manifestacyami tego typu, co bicie szyb gubernatorowi Białoskórskiemu lub zajście z ministrem oświaty, gen. Muchanowem, którego podczas wizytacyi klasy w Radomiu jeden z kolegów Konrada Piotrowskiego niejaki Zenon Leszczyński za »obrazę klasy« uderzył kałamarzem w twarz, a gdy atrament zalał twarz i ordery, uczniowie wypadli z ławek i wobec świty obili ministra. Szczegóły tego zajścia według opowiadania Piotrowskiego miały następujący przebieg. Przyjazd ministra gen. Muchanowa spowodował w mieście i w gimnazyum liczne przygotowania. Dyrektor gimnazyum, Wyżycki urządzał po klasach próby przywitania dygnitarza rosyjskiego przez młodzież w języku rosyjskim. Uczeń Leszczyński jednak tak nastroił kolegów, iż na ewentualne przemówienie ministra w języku polskim mieli odpowiedzieć: »zdrowia życzymy Waszej Ekscellencyi«,—w przeciwnym wypadku milczeniem zaznaczyć swoje stanowisko. Przybył do klasy Muchanow w otoczeniu licznej świty i powitał młodzież w języku rosyjskim słowami: »zdarawo rabiata« a gdy klasa milczała, powtórzył swe przywitanie a gdy dalej grobowe panowało w klasie milczenie, zwrócił się z oburzeniem do dyrektora pytając o powody i przedstawiając zajście jako bunt. Podczas wizytacyi miała się odbyć lekcya historyi rosyjskiej, którą wykładał prof. Szabuniewicz. Gdy zapytany o małoznaczący nieudowodniony drobiazg uczeń Farnese pytającemu dygnitarzowi rosyjskiemu nie dawał odpowiedzi, profesor zaznaczył, że pytanie nie zawiera stwierdzonego faktu, wobec czego minister Muchanow nazwał zarówno ucznia, jak i profesora »durakiem«. Młodzież związana serdecznymi węzłami ze swymi przewodnikami, reagowała w ten sposób, że Leszczyński ugodził ministra Muchanowa kałamarzem, a gdy uczniowie rzucili się nań i bić go poczęli, świta cofnęła się, by wezwać z koszar wojsko, które jednak spóźniło się z przybyciem a gdy w zakładzie się zjawiło, młodzież tylnem wyjściem umknęła z gmachu. Na podstawie ukazu gubernialnego zakład został rozwiązany, profesorowie usunięci, Muchanow przechodził w podróży powrotnej z Radomia ciężkie chwile, młodzież bowiem radomska depeszą szyfrowaną zawiadomiła o zaszłym wypadku Marymontczyków, którzy w Raszynie pod Warszawą zasadzili się na ministra i również go pobili w lasku, gdy pocztą przejeżdżał. Z owej przeprawy szerokiem wzięciem cieszyły się laski tzw. muchanówki, na których ze względu na znaczny popyt niejeden zarobił trochę grosza. Następstwem tych zajść była dymisya Muchanowa i wyjazd jego za granicę. Tymczasem po kilku miesiącach wskutek starań Wielopolskiego gimnazyum radomskie powołane zostało do życia, które płynęło wśród ciągłych utarczek i manifestacyi w okresie przedpowstańczym aż do wybuchu powstania. Wybuch ruchu zbrojnego zastał Konrada Piotrowskiego w VIII kl. gimnazyum w Radomiu. W dniu wybuchu tj. we czwartek po lekcyi prof. Szabuniewicz polecił uczniom ubrać czapki w klasie na znak gotowości do pochodu i ogłosił, że wybucha powstanie i że każdy zdolny do noszenia broni powinien wziąć udział w zbrojnym ruchu. Zaznaczył dalej, że gen. Langiewicz w towarzystwie kap. Koryckiego wyjechał już z Radomia i udał się na punkt zborny w lasach pod Szydłowcem. Zachęcona gorącemi słowami profesora młodzież starsza ruszyła w drogę do Szydłowca. Piotrowski wychowany w nadzwyczaj surowej dyscyplinie pomknął extrapocztą do ojca do Czerwonej. Tu zawiadomiony przez syna o zaszłych wypadkach ojciec, początkowo nie chciał udzielić mu zezwolenia na udział w powstaniu, powiadając, że w powstaniu listopadowem regularne wojsko polskie nie mogło w ówczesnej sytuacyi dać rady wrogowi a cóż dopiero mówić o wybuchającem powstaniu, mającem do dyspozycyi jedynie dubeltówki i kije, potem jednak za wstawieniem się matki dał zezwolenie, zaopatrzył go w broń i parę wierzchowców i wyprawił pod Szydłowiec. Piotrowski zastał oddział sformowany w marszu skierowanym na Szydłowiec i przyłączył się do tego oddziału. Napad na koszary w Szydłowcu nie powiódł się, albowiem Moskale powiadomieni o napadzie, opuścili koszary i ustawili się w rynku i gdy oddział powstańczy ich zaatakował odpowiedzieli ogniem karabinowym. Ponieważ atak na miasto został wykonany z trzech stron, więc Moskale uciekli a oddział zatrzymał się w mieście i zabrał wszystkie zapasy, znajdujące się w magazynach wojskowych. Po bitwie pod Szydłowcem pomaszerował oddział pod dowództwem Langiewicza przez Suchedniów do Wąchocka, gdzie niezorganizowana wielka rzesza powstańcza podzieliła się na kompanie i bataliony. Piotrowski przydzielony został do 1. kompanii III. batalionu strzelców, której dowódcą był kap. Korycki, podczas gdy dowództwo batalionu sprawował Dyonizy Czachowski, późniejszy generał. Czachowski przybywszy do Wąchocka oddał do dyspozycyi Langiewicza 100 rubli w gotówce i dwóch synów, starszego i żonatego Karola i młodszego Adolfa. Odtąd bierze Piotrowski udział we wszystkich bitwach, jakie oddział Czachowskiego staczał a których szczegóły zostały przedstawione we »Wspomnieniach Czachowszczyka z r. 1863« pióra Antoniego Drążkiewicza. I tak walczy w oddziale Czachowskiego w lesie przy trakcie z Suchedniowa do Blizina wiodącym, gdzie starano się niedopuścić do połączenia się oddziałów rosyjskich Czengierego z Markowem, dalej pod Staszowem, dnia 24. lutego pod Małogoszczą, Nowym Folwarkiem, 4. marca pod Skałą i Chrobrzem. W miasteczku Skale oddział Czachowskiego zdobywszy osaczony przez Rosyan cmentarz, umożliwił dyktatorowi odniesienie zwycięstwa i przejście przez Nidę. Pod Grochowiskami 18. marca 1863 oddział Czachowskiego odcięty został od głównych sił Langiewicza a następnie wzmocniony zastępem Bończy stoczył potyczki 20. i 21. marca pod Potokiem i Krzeszowem. Po kilku drobniejszych utarczkach wśród ciągłego organizowania się oddziału walczy pod Grabowcem, ustępuje przed przeważającą siłą nieprzyjacielską wskutek zakazu stoczenia bitwy w tem miejscu przez Rząd Narodowy. Oddział Czachowskiego ruszył dalej przez puszczę Iłżecką i stanął pod Lipiem. W Piekle wzrastają siły naszych wskutek przyłączenia się kilku innych małych oddziałków. Piotrowski bierze następnie udział w potyczce w lasach wsi Skłoby niedaleko fabrycznych zakładów Stefankowa, gdzie oddział odnosi znane zwycięstwo nad nieprzyjacielem. W dniu 23. kwietnia opuszczają powstańcy Piekło i oddzielnie postępując kierują się ku Salachowemu borowi, okrążani przez wojska Czengierego. Po drobniejszych utarczkach staje oddział Czachowskiego w dniu 27. kwietnia w miasteczku Lipsku, skąd ruszono do Solca nadwiślańskiego, następnie do Tarłowa, gdzie odbył się w dniu 3. maja uroczysty obchód rocznicy Konstytucyi Trzeciego Maja. Po nabożeństwie w kościele oddział utworzył czworobok, w środku którego stanął Czachowski, wywołał z szeregu Piotrowskiego i ogłosił, że Rząd Narodowy awansował go z porucznika na kapitana strzelców. Po ogłoszeniu nominacyi obecny przy tej uroczystości ojciec Piotrowskiego ofiarował mu pamiątkową szablę robzinną z napisem: »nie wyjmuj bez potrzeby, nie chowaj bez skutku®. Po cofnięciu się Czengierego po przegranej potyczce pod Mniewem nastąpił pochób w kierunku Kielc i bitwa w bniu 4. maja pod wsią Boryą. Po zwycięstwie w pobliżu Ostrowca nad znaczniejszemi siłami Klewcowa zarządzono dalszy pochób lasami i w dniu 5. maja 1863 bitwa również zwycięska w lasach Bałtowskich. Po połączeniu się w Bałtowie z oddziałem Jankowskiego nastąpiła w bniu 6. maja bitwa pod Rzeczniowem. Po połączeniu się rozbitków z pod Rzeczniowa i wzroście oddziału wywiązuje się starcie pod Radzanowem 29. maja, balej pod Jakubowem i Chruściechowem, w dniu 8. czerwca pod Przystałowicami, Bąkowem i Rusinowem, dalsze starcia pod Hutą Przysucką, Niekłaniem i Czarną. W czasie bitwy pod Bobrzą Piotrowski był umieszczony ze swą kompanią w zwaliskach murów starej fabryki w Bobrzy z poleceniem bronienia tej pozycyi przez czas pewien, aby bać możność schronienia się reszcie oddziału Czachowskiego, bążącego bo lasów, leżących w pobliżu. Wskutek tego został Piotrowski obcięty od reszty wojsk Czachowskiego, któryto oddział po tej bitwie poszedł w rozsypkę, poczem rozbitki świetnego zastępu wraz z Czachowskim przeszły bo Galicyi. Piotrowski jednak nie cofnął się za galicyjską granicę, lecz zdołał przebrzeć się wraz ze swą kompanią bo lasów, otaczających Bobrzę, w których przez bługi czas utrzymywał się ze swym oddziałkiem i zbierał niebobitki z oddziału Czachowskiego. Ten bowiebziawszy się w Galicyi, że część jego oddziału pod dowództwem Piotrowskiego istnieje, przysłał swego szefa sztabu, Władysława Eminowicza, który przyprowadził część kompanii pod dowództwem Rubowskiego i Gromejki, b. oficera rosyjskiego. Eminowicz objął dowództwo nad tymi trzema oddziałami i utrzymywał się czas dłuższy w okolicy puszczy Iłżeckiej aż do powrotu z Galicyi Czachowskiego, który powrócił na czele oddziału tamże uformowanego. Z końcem października 1863 oddział ten rozbito pod Jurkowicami a sam Czachowski na początku listopada z małym oddziałkiem kawaleryi otoczony na polach gminy Wierzchowiska przez ochotników rosyjskich, Asjejewa i Medjanowa poległ, nie zdoławszy się połączyć z oddziałkiem dowodzonym przez Piotrowskiego. W tym czasie objął komendę nad oddziałami, znajdującymi się w województwie sandomierskiem jen. Hauke-Bosak, który uformował dwanaście małych oddziałków piechoty a dowództwo nad jednym z nich, nr. 4., powierzył Konradowi Piotrowskiemu. Z tym oddziałem stoczył Piotrowski kilka mniejszych potyczek, opisanych współcześnie w »Gazecie warszawskiej*, którą do obozu przywiozła mu matka, opiekująca się troskliwie oddziałem i zapewniająca mu przez długi czas materyalną podstawę przez ułatwianie prowiantowania wojska. Z początkiem marca 1864 r. Piotrowski zachorował ciężko i leżał u Józefa Karbowskiego, uwłaszczonego przez swego ojca chłopa w przysiółku Kunegundowie, po powrocie do zdrowia z końcem marca 1864 dostał się do Galicyi, przeprowadzony przez gospodarza Swatka po topniejących już lodach Wisły do wioski nadbrzeżnej Dmytrowa w Galicyi, własności p. Zakliki. Pocztą obywatelską przez Chorzelów hr. Tarnowskich i Luszowice ks. Jabłonowskich przybył do Tarnowa, gdzie przyjął nazwisko Chrząstowskiego, tamtejszego obywatela, co uskutecznił za zgodą tejże rodziny. Jako Chrząstowski zapisał się na medycynę we Wiedniu, gdzie za wpływem hr. Mniszkowej, damy dworu, otrzymał od ministra Meczerego zezwolenie na pobyt w Austryi pod własnem nazwiskiem. Po porzuceniu studyów lekarskich powrócił do Galicyi pod własnem nazwiskiem i poświęcił się zawodowi gospodarskiemu przebywając w zacnym domu Polanowskich i ks. Czartoryskiej-Cieńskiej w Jabłonowie, gdzie został przyjęty do związku tej gminy i za staraniem księżnej otrzymał poddaństwo austryackie. W ostatnich czasach przebywa jako rządca i leśniczy w dobrach dołżanieckich hr. Dunin Borkowskiej, położonych w powiecie tarnopolskim.
Józef Popowski
wychowaniec kijowskiego uniwersytetu, w którym odbywając studja był pod niepodzielnym wpływem Włodzimierza Antonowicza i jego apologistą, nawet po jawnem odstępstwie tego ostatniego. Mimo tę pobłażliwość dla mistrza, dla siebie nie przestał być srogim i wymagającym. Uwięziony przed wybuchem powstania na Rusi, sądzony w cytadeli kijowskiej, wbrew usiłowaniom komisji śledczej, aby zeń co najwięcej wydobyć, umiał milczeć, cierpieć i wyszedł z ciężkich prób i ucisku zwycięsko. Skazany do ciężkich robót i przysłany do Usola, mieszkał tu z Jakóbem Gieysztorem i niemało korzystał z jego dobrych wpływów. Po powrocie do kraju przeniósł się do Austrji, a ponieważ już w 1861 roku był w szkole wojskowej w Paryżu, odświeżył swe wspomnienia, wstępując do akademji wojskowej w Wiedniu. Po jej ukończeniu wszedł do armji, a przekonawszy się, że przy ówczesnych stosunkach daleko zajść w hierarchji wojskowej nie zdoła, starał się zostać posłem, wejść do składu Sejmu i do delegacji wspólnej, co pomyślnie udało się przeprowadzić. W sejmie i delegacjach obrał sobie za specjalność stałą referencję w sprawach wojskowych, to też uważanym jest wśród kolegów za rzeczoznawcę najbieglejszego w tych kwestjach, co zkolei stara się podtrzymać szeregiem wydawanych broszur treści polityczno-wojskowej. Jest bardzo czynny i pracowity, mieszka stale w Krakowie. Za czasów rządów Badeniego Józef Popowski wspólnie z Antonim Chamcem czynili usiłowania, aby obsadzić katedrę historji rusińskiej we Lwowie przez Włodzimierza Antonowicza, którego nawet przemycając przed policją austrjacką zawieźli wprost do Badeniego. Projekt spełzł wszakże na niczem i zakończył się obsadzeniem tej katedry przez Hruszewskiego, ucznia Antonowicza, a dziś jednego z najnieprzyjaźniejszych Polakom agitatorów wśród młodzieży uniwersyteckiej rusińskiej. Jak dziwnym mi się wydaje ten stosunek adeptów Włodzimierza Antonowicza, mimo jego odszczepieństwo narodowe, wypowiedziałem obszerniej w moich pamiętnikach.
Seweryna Pruszak
Jedną z bardziej odpowiedzialnych placówek kobiecych patryjotycznych kierowała Seweryna Duchińska-Pruszakowa. Urodzona w 1835 roku we wsi Koszajcu pod Sochaczewem. Uduchowiona w kierunku niesienia pomocy czynnej Ojczyźnie, porzuca pracę literacką, i przybywa do Warszawy. Obiera sobie mieszkanie w najodpowiedniejszej dzielnicy Warszawy tj. na Nowym-Świecie, pomiędzy ulicami Świętokrzyską a Warecką, staje do pracy i tu rozpoczyna działalność patryjotyczną. Do pomocy dobiera sobie młodego zapaleńca Mamerta Wandallego i Leontynę Ciszewską. Dla odpowiedniego i nieprzerwanego kontaktu, Ciszewska zamieszkuje róg Czystej i Wierzbowej, w domu, gdzie był wówczas magazyn bielizny Rejchla, a Wandalli na rogu Oboźnej i Krakowskiego-Pzedmieścia, na wprost pałacu Karasia Łącznikiem na wypadek niebezpieczeństwa było mieszkanie konfidenta (nazwisko nieznane) krewnego Wandallego, w kamienicy Grodzickiego na Krakowskiem - Przedmieściu, cyklopa o jednem szklanem oku. „Piątka", do której należałą Duchińska, była pierwszą, kontrolującą, a więc z natury swej — naczelną. „Piątki" były rozrzucone po Warszawie. Składały się z kilku pań zorganizowanych w różnych punktach miasta, i które się co jakiś czas zmieniały to dla odwrócenia uwagi szpiegów moskiewskich i dla łatwiejszych ruchów a więc rychłego likwidowania się w razie grożącego niebezpieczeństwa. Dzięki odpowiednim instrukcjom Duchińskiej, jej „Piątki” mniej rzucały się w oczy, ciągle prześladującym je organom bezpieczeństwa publicznego. Zbierały się raz w tygodniu w mieszkaniu Duchińskiej. Zjawiał się tam również komisarz Rządu Narodowego Marlewski, od którego Duchińska odbierała poruczone jej, zlecenia. Po otrzymaniu „listy ubogich* (rodzin po walczących, rannych lub poległych na polu chwały), zbierała ofiary w pieniądzach i w naturze, odbierała je również od podległych „Piątek". Odnoszenie ofiar złecała Wandallemu i trzem innym (nazwisk brak), którzy dla odwrócenia uwagi policji i szpiclów byli co pewien czas zmieniani. Duchińska zbierała również datki i podatki na cele powstania, chodząc po domach prywatnych, a nadto w towarzystwie kilku pań kwestowała w kościołach, przeważnie u O. O. Kapucynów na ul. Miodowej. Prócz tego, otrzymywała od kupców warszawskich ofiary w naturze t. j. buty, bieliznę lub płótno. Uszytą bieliznę oraz obuwie zabierał z jej mieszkania agent Rządu Narodowego, ładował na wozy 1 wywoził na oczach, znaj dującego się na wprost posterunku policji wykonawczej. Niepodobna, by na to, wie zwróciła uwagi policja. Wśród policjantów, znaleźli się Polacy, solidaryzujący się z ruchem niepodległościowym. Oni to odwracali uwagę kolegów, i w duchu podziwiali planową i niezmiernie zręczną prac Duchińskiej. Bielizną i butami było zawalone mieszkanie „Sewerci" i to najbardziej niepokoiło wszystkich. Do jej mieszkania przychodziło wielu mężczyzn powstańców. Tu odbywały się narady nad sprawą rozszerzenia działalności patryjotycznej, przy zachowaniu pierwszorzędnych środków ostrożności. Dla bezpieczeństwa organizuje również straż, rekrutującą się z różnych sfer. Dzięki tej właśnie straży mogły „Piątki" załatwiać sprawy pomyślnie, bez narażania się policji. Powiadomiona jednakże przez szpiegów, policja mimo zachowania ostrożności, zwróciła baczniejszą uwagę na mieszkanie Duchińskiej. Styczność, jaką utrzymywała z X pawilonem Cytadeli Warszawskiej, polegała głównie na przenoszeniu wszelkich wiadomości. Sposób ich przekazywania był pomyślany dowcipnie i niezwykle sprytnie i dawał dobre rezultaty. Więźniom, jak wiadomo,— dostarczano chleb razowy. Wyrabiali z niego pudełeczka ozdobne, stylowe skarbonki i t, p. W ściankach lub denkach tych cacek zawałkowywano szczelnie kartki, pisane ołówkiem, a miejsca oznaczano rysą. W ten sposób wiadomości od więźniów przedostawały się do specjalnie nabywających te rzeczy członków organizacyj cywilnych. W tym kierunku Duchińska położyła nieocenione zasługi. Na schyłku powstania planowała wspólnie z Leontyną Ciszewską wyjazd zagranicę, a to wobec ciągłych rewizyj i prześladowań. Plan ten dojrzał w chwili, gdy policja i żandarmeria nie miała już najmniejszych wątpliwości co do jej wybitnego udziału w powstaniu. Wyjazd jej przyśpieszył zamach na hr. Berga t.j. rzucenie bomby z pałacu hr. Andrzeja Zamojskiego. Wtedy to agent Rządu Narodowego, korzystając z za mieszania, jakie powstało w związku z zamachem, wywiózł po raz ostatni z jej mieszkania, buty i bieliznę, przeznaczoną dla rodzin ubogich. Duchińska była już wtedy w drodze na dworzec i opuszczała Ojczyznę, kierując się do gościnnej Francji. Paszport otrzymała od swoich ludzi na granicy.
Strona z 8 < Poprzednia Następna >