Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 974
Strona z 25 < Poprzednia Następna >
Kazimierz "Wszołczyk" Lipka
Syn Ignacego i Józefy. Dziedzic wsi Lipki. Mieszkaniec zaścianka Lipki Stare, być może szlachcic herbu Nałęcz. Zadenuncjowany przez szpiega został uwięziony w listopadzie lub grudniu 1863 r. w więzieniu w Sielcach. Żona: Julianna Bartosik. "W celi zastałem dwóch współlokatorów, zakwalifikowanych jak i ja do stryczka. W malutkiej, miniaturowej tej celce, zbudowanej dla jednego tylko więźnia, zamknięto nas aż trzech i nic w tym dziwnego, gdyż wszystkie cele przepełnione były, a było nas w tym czasie około dziewięciuset do tysiąca samych tylko więźni politycznych w gmachu, nie licząc więźni kryminalistów, złodziei. Było przyjętym, że pierwszy wstępujący na mieszkanie do celi zajmował owe na drągach żelaznych łóżko. Współlokatorowie moi nazywali się: Kazimierz Wsołczyk i Antoni Dobrski. Więc pierwszy z nich jako dawniejszy lokator miał w posiadaniu łóżko, ja zaś i Dobrski spaliśmy na gołej ceglanej posadzce, bez żadnej literalnie pościeli." "Wsołczyk był chłop, gospodarz spod Węgrowa, mężczyzna młody, lat trzydziestu kilku, wzrostu średniego, zdrów, barczysty. Miał żonę i czworo dzieci; był czynnym w organizacji i oskarżony był jako żandarm polski, czyli że należał do policji wykonawczej. W listopadzie czy też w grudniu 1863 roku zadenuncjowany przez szpiega, uwięziony został i przywieziony do Siedlec. Opowiedział on mi w celi o całej swej niedoli. Szpieg, który go denuncjował, aresztowany był z nim razem i oskarżony również jako żandarm. Był to jeszcze młody, kilkonastoletni chłopak. Przy indagacji Wsołczyka był zawsze obecnym i jak to u nas wówczas mówiono, „dowodził” w oczy, że Wsołczyk był żandarmem i powiesił paru szpiegów. Wsołczyk bronił się mocno, powołując się na to, że oskarżający go wiedząc, co go czeka jako żandarma, winy więc swoje zwalić chce na niego, aby siebie ocalić." "Otóż opowiadał mi Wsołczyk tak: Od czasu do czasu, to jest co parę tygodni prowadzono mnie przed audytora, który zmuszał mnie, abym się przyznał do tego, o co mnie szpieg oskarża. Zawsze odpowiadałem audytorowi, że o niczym nie wiem, do niczego nie należałem i że jestem niewinny. Aż pewnej nocy, a było to w styczniu, klucznik otworzył celę, a Dergaczow wszedłszy kazał mi się odziać i iść z sobą do komisji. Wdziałem na siebie kożuch i poszedłem za Dergaczowem. Gdym wszedł do audytorium, tam stało już kilku sołdatów, a czterech z nich z karabinami, pod ścianą leżał pęk rózeg powiązanych w miotełki. Audytor jak zwykle pyta się mnie: - Przyznaj się, Wsołczyk, żeś był żandarmem i żeś wieszał. - Jakże mogę się przyznać do czegoś - mówię - kiedym nic złego nie zrobił i o niczym nie wiem. - A więc zaraz się przyznasz - powiada i skinął na sołdatów. Ci ściągnęli ze mnie kożuch, rozesłali go na ziemi, obnażyli mnie prawie zupełnie i rozciągnęli na kożuchu. Czterech sołdatów siadło mi na ręku i na nogach, dwóch stanęło nade mną z bagnetami, a dwóch stanąwszy z obu stron zaczęli siec mnie owymi miotełkami. Od czasu do czasu audytor kazał przestać bić i pytał się, czy się przyznaję. Sołdaci, zmęczeni biciem, zmieniali się, zmieniali i miotełki na świeże, którymi mnie bili i bili. Pode mną na kożuchu stała ze krwi mej kałuża, w której leżałem. Z bólu strasznego ściąłem kożuch zębami, puściłem kożuch, krzyczałem, jęczałem, a kaci bili i bili. Zemdlałem raz, ocucono mnie i bito, zemdlałem jeszcze parę razy i znów mnie ocucono i bito. Dostałem już ze trzysta rózeg, a jednak dotąd nie przyznałem się do niczego. Nareście audytor krzyknął na sołdatów: - Komelkami jewo! Na rozkaz audytora bijący mnie sołdaci wziąwszy świeże miotełki, odwrócili je grubymi końcami i tymi skatowane, odpadające od kości ciało poczęli bić niemiłosiernie. Wtedy wytrzymać już nie mogłem. Krzyknąłem: - Stójcie, wszystko powiem. Audytor kazał zaraz przestać bić, a zwracając się do mnie, gdym wstał spod rózeg, powiedział: - Idź i przygotuj się na jutro jak do spowiedzi, abyś wszystko powiedział. Skatowany, cały krwią zbroczony, przyprowadzony do celi, położyłem się na ziemi na brzuchu, bo na plecach ani na boku położyć się nie mogłem. I tak jęcząc z bólu przeleżałem resztę nocy i dzień cały. Całe plecy od szyi aż do stóp pokryte było jednym strupem ociekającą po nim ropą. Dzień ten przeszedł spokojnie, nie wzywano mnie do komisji przed audytora. Myślałem, że zostawią mnie w spokoju, dopóki nie zagoi się cokolwiek skatowane ciało moje. Ale zawiodłem się niestety. Znów otworzyły się w nocy drzwi do celi i znów Dergaczow poprowadził mnie do komisji. Gdy wszedłem do audytorium ujrzałem znów to samo. Audytor za kratkami, kilku sołdatów i pęk rózeg pod ścianą. Audytor zwraca się do mnie i mówi: - Nu, gadaj wszystko. - Cóż - mówię - mam mówić, kiedy nie wiem o niczym. - Nu, wczora mówiłeś, że powiesz wszystko. - A boście - mówię - mnie katowali, tom z bólu sam nie wiem, com powiedział. Wtedy krzyknął na sołdatów: - Razdiewajtie jewo! Rozog! Sołdaci zdarli ze mnie kożuch i przyschłą do zranionego ciała bieliznę. Boże mój, Boże! cóż za okropna chwila! Noc głęboka, sam jeden, nikogo przy mnie z mych bliskich. Stoję otoczony dokoła okrutnymi katami. Powalono mnie znów na rozesłany na ziemi kożuch i zestrupiałe, ociekające materią me ciało zaczęli siec rózgami. Znieść już teraz tak strasznej katuszy nie mogłem. Po kilkudziesięciu jeszcze uderzeniach zerwałem się nadludzką jakąś siłą spod siedzących na mnie sołdatów i krzyknąłem: - Kazałem! Nie wieszałem sam, a kazałem powiesić! To moje powiedzenie wystarczyło dla audytora. Odprowadzono mnie do celi, gdzie dotąd siedzę, i nic nie wiem, co mnie czeka." "Oddział wojska ze skazanym przybył do wsi już wieczorem. Wsołczyka pod silną strażą, okutego na ręce i nogi umieszczono w obcym, nie zaś w jego własnym domu na nocleg. Szubienica tylko w jego własnym podwórzu stała gotowa. O całym przebiegu egzekucji opowiadał mi naoczny świadek, sąsiad Wsołczyka, którego spotkałem będąc już na Syberii. Jakaż to okropna noc była dla obojga małżonków! Żona nie wiedząc jeszcze o przybyciu do wsi męża swego patrzała nieszczęśliwa na to, jak czarne rusztowanie ustawiano w jej podwórzu i wtedy zrozumiała, że na nim odda życie jej mąż najmilszy i ojciec jej dzieci. Gdy go przywiedziono do wsi, zabrała swe dzieci, padła na ziemię opodal domu, w którym umieszczono jej męża, zwrócona twarzą ku mieszkaniu, w którym był i całą noc tam przebyła, a nieludzkie jej krzyki rozpaczy przeszywały boleścią serca mieszkańców wioski. Nazajutrz rano kozacy zegnali z okolicznych wsi sporo ludzi i ustawili wokoło szubienicy, aby patrzyli na kaźń swego brata-sąsiada, aby wiedzieli, jak karzą tych, co śmią kochać swą matkę – Ojczyznę, swą polską ziemię. Około godziny dziesiątej delikwenta przyprowadzono przed szubienicę, którą otoczono silnym kordonem wojska. Oficer odczytał skazanemu wyrok śmierci. Rozkuto go z kajdan, a ksiądz już obecny wysłuchał [je]go spowiedzi i zasilił wiatykiem na drogę wieczności, po czym skazany prosił oficera, aby mu pozwolił pożegnać się z żoną i dziećmi. Krótkie, lecz straszne, rozdzierające serca widzów było to pożegnanie. Po pożegnaniu kat przystąpił do delikwenta, ujął go pod ramię, wprowadził na szafot, włożył na niego z szarego płótna długą koszulę, związał w tyle ręce, postawił na schodkach, spuścił kaptur od koszuli na twarz, założył stryczek na szyję, wytrącił schodki spod nóg i biedny męczennik zawisł w powietrzu. Drgnął kilka razy, a po pięciu minutach męczarni zwisła mu głowa na piersi – skonał, a duch jego wzniósł się nad tę ziemię, którą za życia tak bardzo kochał. Żona widząc bezwładnie wiszące ciało męża zemdlała, dzieci wyciągając ku wiszącemu ich ojcu rączyny rzewnym zanosiły się płaczem, a lud otaczający szubienicę, padłszy na kolana, łkając głośno, modlił się za duszę zamordowanego. Naoczny świadek mi mówił, że nawet otaczający szubienicę żołnierze zwiesiwszy głowy pogrążeni stali w zadumie, a niektórym z nich łzy ukazały się na twarzach"
Jan Alfons Lippoman
, h. {{Schmelling}}, ur. 01.05.1834 Stojanka pod Kijowem[2], zm. 9.2.1900 Kraków[1]. Syn a Antoniego (służył ok. r. 1820 w ułanach rosyjskich , potem osiadł na roli. Wstawił się za swoim synem (bratem Jana Alfonsa) skazanego na śmierć za udział w powstaniu 1863). Jego dziadek pisał prace pamiętnikowe, min. pamiętnik o buncie kozackim i rzezi humańskiej[2] Pochodził z rodziny włoskiego pochodzenia (pierwotne nazwisko Lippomani), z Wenecji.Rodzina otrzymała indygenat polski [2] Osiedliła się najpierw w woj. poznańskim [1], a stamtąd przenieśli się na Ukrainę (pradziad Jana Alfonsa).[2] W 1846 jako 12 letni chłopiec wyruszył wraz z innymi powstańcami pieszo, do Galicji. W 1848 r. brał udział w powstaniu, w legii akademickiej na barykadzie we Lwowie [1][2]. Ukończył szkołę realną w Stanisławowie i wyjechał na studia rolnicze do Altenburga na Węgrzech zawsze pod przybranym nazwiskiem Jan Hamburger. Do właściwego nazwiska powrócił w 1861. Kupił wieś Pogorzyce w powiecie chrzanowskim. [2] Wice prezes rady powiatowej chrzanowskiej [1][2] W 1863 mianowany przez rząd narodowy naczelnikiem okręgowym na całą przestrzeń od Wisły po Tarnów. [2] Ofiarność na cele powstania narodowego sprawiła, że w kilka lat potem musiał sprzedać wieś Pogorzyce i przeniósł się do powiatu wielickiego. Próbował organizować szkołę wiejską, ale władze austriackie uniemożliwiały to. Przez wiele lat należał do rady powiatowej wielickiej. Jako członek komisji opracowującej nowy kataster podatku gruntowego, zszedł znaczną część Galicji Zachodniej, szacując grunta i lasy. Pracował nad rozwojem Towarzystwa oficjalistów prywatnych i został jego honorowym członkiem[1][2]. Brał czynny udział w pracach ogólnego Towarzystwa rolniczego krakowskiego, obejmującego całą Zachodnią Galicję. Założył wraz z Atanazym Bonoem Towarzystwo rolnicze okręgowe wielickie i został jego wiceprezesem. Szef biura statystycznego towarzystwa rolniczego krakowskiego dla monisterium rolniczego.[1] W 1885 r został wiceprezesem ogólnego Towarzystwa rolniczego krakowskiego, zrzekł się tej godności, gdyż osiadł w Krakowie i objął redakcję organu tego towarzystwa, czyli "Tygodnika rolniczego" redagował go przez 12 lat (od 1885 do 1897)[1][2] Profesor szkoły żeńskiej im. Baranieckiego Sodalis Maryanus. [1] Pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie pas 6, rząd wch., miejsce po lewej Miączyńskich [3] Razem z nim w jednym grobie są pochowani: - jego żona Klementyna Lippoman [3] - osoby z rodziny Bujas [3] - Józef Georgeon (1786 - 1862] [3] - Sabina Schopferowa (18-4-1901) [3] - Ludwik Zorżon (1979 - 1879) - Maryanna Georgeon (1873-1875) - Ludwika Georgeon (1802 - 1875) [3] - Marya Georgeon (1842 - 1915) - Ludwik Georgeon (1896 - 1932) - Maria Tofin [3] - Orzechowska [3] Żona Klementyna Czerwińska, h. Lubicz [2], zm. 12.04.1895 Kraków [3], pochowana razem z mężem.
Aleksander Littich
Aleksander Leon Franciszek Littich (Lidych, Lüttich), ur. 25.1.1842 Warszawa, zm. 29.4.1893 Lwów. Syn Franciszka (nauczyciela prywatnego) i Anny Drewnowskiej. Brat Anny Zofii Zuzanny (1840), Wacława Franciszka (1846), Edwarda Antoniego (1852), Ludwiki Heleny (1856), Jana Franciszka Piotr (1861-1862) i Marii (zam. Lajonerdie) Uczył się w gimnazjum w Łęczycy a następnie w Piotrkowie Trybunalskim. W trakcie uczęszczania na kursy przygotowawcze prawnicze działał w organizacji patriotycznej. Z tego powodu w 1861 uciekł za granicę unikając aresztowania. Tam przeszedł Polską Szkołę Wojskową w Cuneo pod Genewą, gdzie zaprzyjaźnił się z Józefem Oxińskim Tuż przed Powstaniem powrócili do Polski i rozpoczęli przygotowania organizując oddziały w pobliżu Warty. Niestety spodziewane transporty broni z Francji nie dotarły do celu. W oddziale został początkowo dowódcą plutonu siekierników. Już 25.1.1863 walczyli pod Opatówkiem, następnie pod Kuźnicą Grabowską, Jaworem i Brodnią. Został mianowany naczelnikiem wojennym powiatu wieluńskiego. Oddział został podzielony a Littich został dowódcą 300-osobową partii, na czele które stoczył 23.4.1863 trudną bitwę pod Wąsoszem. Oddział łączył się z Oksińskim lub rozdzielał. Razem walczyli 8.5.1863 pod Rychłocicami, 25.5.1863 pod Koniecpolem, 27.5.1863 pod Kruszyną, 25.6.1863 pod Przedborzem, 28.6.1863 pod Trzepnicą, 29.6.1863 pod Skotnikami (29 VI), później jako dowódca 60-konnego oddziału kawalerii 3.7.1863 pod Kaszewicami i następnego dnia , gdzie oddział został zaskoczony we Faustyny Pstrokońskiej i zdziesiątkowany. We wrześniu został mianowany naczelnikiem wojennym powiatu łęczyckiego. Uzyskał awans na stopień majora. Ostatnią jego potyczką była stoczona na czele oddziału po majorze Skowrońskim 10.9.1863 bitwa pod Dalikowem. Z pola walk usunął się w grudniu 1863 i próbował jeszcze pomagać w organizacji wyprawy płk. Raczkowskiego. Nie doszła jednak ona do skutku. Po powstaniu studiował weterynarię we Francji w Alfort pod Paryżem. Działał tam w Zjednoczeniu Emigracji Polskiej. W 1869 osiadł w Galicji. Wykładał w Szkole Praktycznej Gospodarstwa Wiejskiego w Czernichowie pod Krakowem a w 1875-77 w Saminarium Nauczycielskim w Tarnowie. Pracował też w tych okolicach jako weterynarz, również z ramienia urzędów i sądów. Był dyrektorem zakładu kontroli sanitarnej bydła importowanego, weterynarzem powiatowym w Krakowie, a od 1882 weterynarzem krajowym Galicji we Lwowie. Zajmował się tworzeniem i unowocześnianiem struktur służb weterynaryjnych, regulacją przepisów, promował nowoczesne rzeźnie i targowiska. Członek wielu towarzystw - w tym prezes Galicyjskiego Towarzystwa Weterynaryjnego. Publikował w prasie, w tym także był współzałożycielem Przeglądu Weterynarskiego. Pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim w kwaterze 22 (nie w kwaterze powstańczej nr 40) - . [tytulik][tytulik]
Bogusław Leon Longchamps de Berier
Ur. 30.3.1808 Lwów (chrzest 6.6.1808), zm. 21.1.1888. Syn Aleksandra (doktor medycyny i aptekarza lwowskiego) i Eleonory Rudnickiej. Brat bliźniak Wincentego Napoleona. Pochodził z rodziny prawd. hugenockiej, które po prześladowaniach w 1685 roku uciekła z Francji do Włoch, a następnie ok 1700 do Polski. Jego dziad był dworzaninem króla Augusta III. Bogusław w 1828 rozpoczął studia na Uniwersytecie Wiedeńskim. Przerwał je jednak w 1831 na wieść o wybuchu Powstania Listopadowego. Walczył w pułku ułanów Legii Nadwiślańskiej awansując do stopnia porucznika. Odznaczył się w bitwie pod Iłżą. Po powstaniu ukończył studia w Pradze otrzymując doktor w 1836. Więziony za przygotowanie powstania 1846. Zwolniony na mocy amnestii w 1848. Praktykował w Lesku, od 1850 w Krakowie, gdzie został lekarzem miejskim, oraz we Lwowie. Od 1855 został lekarzem zakładowym Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Dublanach - które to stanowisko pełnił do 1887. W czasie Powstania Styczniowego brał udział w organizacji na terenie Lwowa a także dawał schronienie ukrywającym się powstańcom - w szczególności studentom dublańskim. Kilkukrotnie rewizjonowany uniknął aresztowania. Aktywny w Towarzystwach weteranów 1831 i 1863. Brał udział w ustaleniu kwatery powstańczej na Łyczakowie. Żona: Leokadia Deputowicz. Dzieci: Franciszek (1840-1914), gen. Bronisław (1852-1914), Rajmund (ur. 1853, żona Helena Rieger), Zofia (zam. Lewakowska), Maria (zam. Kręczyńska) i Wincentyna
Franciszek Longchamps de Berier
Ur. 07.09.1840 Lwów, zm. 21.02.1914. Syn Bogusława (powstańca listopadowego) i Leokadii Deptuowicz. Powstanie styczniowe rozpoczęło się gdy był na studiach prawniczych we Lwowie. Wyszedł do walki 7 marca 1863. Brał udział w walkach na Podlasiu i Lubelszczyźnie w oddziałach „dublańczyków” Żuawów Śmierci pod dowództwem, Czachowskiego, Zapałowicza, Gołuchowskiego, Komorowskiego, Lelewela, Ponińskiego, Rocheforta oraz gen. Walerego Wróblewskiego, którego był adiutantem. Walczył w 22 bitwach, między innymi pod Księżopolem, Hutą krzeszowską, Potokiem, Tyszowcami, Tuczępami, Poryckiem, Baranimi Peretokami, Sawinem, Maziarnią, Garbowem, Małą Bukową, Uścimowem (awansowany na porucznika), Jedlanką, Lublinem, Wojciechowem itd. Po powstaniu urzędnik banku oraz urzędnik kolei żelaznej. Żona Wanda Dybowska (uczestniczka ruchu "Klaudynek"). W wianie otrzymał Sokoliki nad Sanem, które jednak utracił. Pracował przy budowie linii kolejowej Lwów – Czerniowce jako kierownik odcinka, później jako zawiadowca stacji w Łużanach i Kołomyji. Od 1879 roku w spółce z Karolem Lewakowskim prowadził pionierskie wiercenia poszukiwawcze ropy naftowej w Rypnem i Słobodzie Runguskiej. Członek Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Uczestników Powstania 1863/4 we Lwowie. Od 1902 mieszkał w Ławocznej u syna Jana gdzie zmarł. Pochowany we Lwowie. Gorący patriota, zaangażowany w życie społeczności lokalnej, czynnie pomagający weteranom powstań narodowych, miłośnik i znawca Huculszczyzny. Jego najmłodszy syn Bogusław II zanotował we wspomnieniach: "życie ojcowskie, użyteczne ojczyźnie ofiarną służbą bez wytchnienia, bez odpłaty, bez namysłu poświęcające sprawy osobiste”. Dzieci: Helena (1870, zam. Estreicher), Jan (1872), Mieczysław (1876), Wanda (1878), Bogusław (884)
Bolesław Łoziński
urodzony na Wołyniu, właściciel wsi Bereżyniec w powiecie ostrogskim, kształcił się w domu rodziców. Wyjątkowo był zdolnym do matematyki i miał niezwykłą łatwość zapamiętywania olbrzymich cyfr, tak, iż odczytaną parę razy kartkę tablic logarytmicznych potrafił bez omyłki powtórzyć. Nie będąc już młodym, pojął w 1862 roku za żonę najstarszą córkę J. I. Kraszewskiego, Konstancję, urodzoną z Woroniczówny, mającą wówczas lat 21. W 1863 r. kierował organizacją powstańczą w swoim powiecie (ostrogskim). Chociaż w tej części Wołynia do powstania nie przyszło, aresztowano Łozińskiego jako mocno notowanego przez policję i bez dostatecznych dowodów osądzono do ciężkich robót. Zona towarzyszyła mu z dzieckiem przy piersi w podróży etapami i dziecko to stracili, zanim doszli do miejsca przeznaczenia. W Usolu łączyła ich serdeczna przyjaźń i zażyłość z domem Romanowstwa Bnińskich. Nie otrzymując prawie żadnej pomocy od najbliższej rodziny w kraju, zmuszeni byli oboje Łozińscy do ciężkiej pracy. Ona wypiekała całemi pudami chleb na sprzedaż, on prowadził handel mąką, masłem, miodem itd. W kilka miesięcy po przybyciu na miejsce kary, powiła Łozińska bliźnięta, dwóch chłopców, którym na chrzcie dano imiona Józefa i Czesława, a których koledzy wygnania nazywali żartobliwie Romulusem i Remusem, chociaż ich matka nie do wilczycy była podobną, ale raczej do nadziemskiej istoty. Zawsze pogodna i zadowolona, mimo ciężką pozycję materjalną, pracowita, oszczędna, a w miarę możności miłosierna. Kochająca męża do zaślepienia, starała się być mu ulgą we wszystkiem, biorąc nieraz nad siły. W 1866 roku przenieśli się Łozińscy do Irkucka, gdzie w dalszym ciągu prowadzili handel i piekarnię. Tu im przybyła córeczka Konstancja. W kilka lat potem zmarł tamże Łoziński skutkiem pęknięcia wrzodu w mózgu, który się uformował od uderzeń głową o niskie odrzwia syberyjskich domów i chat, co przy dystrakcji Łozińskiego często się powtarzało. Pochowawszy męża w Irkucku i sprzedawszy ruchomości, wyruszyła pani Konstancja do kraju w 1871 r. z pięcioletnimi synami i córką, liczącą wówczas dwa lata. W czasie podróży, już w jednej ze wschodnich gubernij Rosji europejskiej, przerażona gwałtowną obawą o dzieci, gdy się sanie mocno nad przepaścią pochyliły, nagle życie skończyła. Towarzyszący w tej podróży, niemłody i niezamożny wygnaniec Szymkiewicz, którego pani Łozińska zaprosiła do towarzystwa, by mu ułatwić powrót do kraju, wywdzięczył się sierotom, zastępując im najbliższą rodzinę w tej tragicznej chwili. Zajął się on pogrzebem zmarłej, a następnie, spowiwszy dzieci i owinąwszy je wojłokami, wiózł bez przerwy do babki, to jest do pani z Woroniczów Kraszewskiej, zamieszkałej w Warszawie (pod Nr. 1 przy Nowym Świecie) i dowiózł pomyślnie. Dziś jeden z synów jest literatem w Krakowie, drugi gospodarzy na Wołyniu w cząstce dawnego majątku ojca. Córka wyszła zamąż za pana Staniszewskiego, który prowadzi biuro komisowe w Kijowie.
Bronisław Napoleon Lubiczankowski
Urodzony ok. 1819 prawdopodobnie w Osowcu k. Rzeczycy na Mińszczyźnie, w rodzinie ziemiańskiej herbu Lubicz, wywodzącej się z nowogródzkiego, jako najmłodszy z trzech synów Józefiny z Bonczewskich i Jana Lubiczankowskiego (ur. ok. 1772, zm. po 1833, doktora filozofii, dyrektora gimnazjów kolejno w Mohylewie, Mozyrzu i Nowogródku, członka Komisji Likwidacyjnej Uniwersytetu Wileńskiego Po ukończeniu gimnazjum w Mińsku, Bronisław podjął w 1837 studia w Akademii Medyko—Chirurgicznej w Wilnie, gdzie włączy! się w działalność tajnego Towarzystwa Demokratycznego kierowanego przez Franciszka Sawicza, które związane było z organizacją tworzoną przez Szymona Konarskiego. W maju 1840 został aresztowany i osadzony na blisko dwa lata w więzieniu. Po zwolnieniu, w listopadzie 1841, podjął w kwietniu następnego roku przerwane studia medyczne - ale już na uniwersytecie charkowskim, który ukończy! w 1845. W końcu lat czterdziestych rozpoczął praktykę lekarską, prawdopodobnie w Mińsku, gdzie poślubi! Leonildę z Sołtanów. W Mińsku przyszło na świat ich sześcioro dzieci. Bronisław pracował jako starszy lekarz w szpitalu miejskim i w zakładzie dobroczynności. Po wybuchu powstania, za przynależność do organizacji, został 15 lutego I 86 3 aresztowany, a następnie oddany pod dozór policji w miejscu zamieszkania. Jednakże w lipcu 1863, jako osoba „nieprawomyślna pod względem politycznym", został przewieziony wraz z rodziną do Wilna i z rozkazu Murawiowa zesłany na zamieszkanie pod dozorem policji w jednym z oddalonych powiatów guberni ołonieckiej. Zamieszkał wraz z rodziną w Ołońcu, gdzie jego dom stał się ośrodkiem życia towarzyskiego 1 kulturalnego wygnańców. W 1871 został zwolniony z dozoru policji. Już wcześniej podejmował różnorodne funkcje związane z zawodem lekarza, znajdując ogromne uznanie miejscowej ludności. Nie ominęły go jednak osobiste tragedie: śmierć czterech córek i pożar domu w Ołońcu. Po nieudanych próbach wyjazdu z guberni został lekarzem powiatowym — najpierw w Ołońcu, później w Łodejnym Polu. Zmarł w lipcu 1880 w Łodejnym Polu i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Miał dwóch braci: Ottona, ur. ok. 1804, zm. przed 1869, lekarza, i Edwarda Józefa, ur. ok. 18l7.
Franciszek Sebastian Łukomski
Syn Wincentego i Anny Stępowskiej, ur. 20.1.1839 Gęsina, zm. 25.12.1919 Łódź, parafia św. Józefa. Żona Maria Cielecka, ur. 1844, zm. 1924, c. Józefa Teodora i Prowdencji Głodzińskiej. Uczęszczał do Powszechnej Szkoły w Łęczycy. Zachowało się jego świadectwo ukończenia klasy czwartej w 1856 roku, na którym czytamy że „... Franciszek Łukomski (...) mający lat 17, stanu szlacheckiego, wskutek takowego (dobrego) postępu w naukach otrzymał promocję do klassy piątej”. W 1863 roku brał udział w powstaniu styczniowym. Komenderowany do oddziału generała Edmunda Taczanowskiego. Walczył w szwadronie 3 pułku 1 ułanów w bitwach pod Złoczewem, Zielęcicami, Sędziejowicami, Borowem i Kruszyną gdzie został kontuzjowany. Po powstaniu więziony przez miesiąc w warszawskim Pawiaku. Cały przebieg powstania, wszystkie bitwy i powrót do domu opisał we wspomnieniach. Ciekawostką jest fakt, że podczas powstania przechowywał w krypcie pod kaplicą grobową w Drużbinie broń i amunicję. 5 kwietnia 1864 roku w Charchowie Pańskim, par. Drużbin ożenił się z 19-letnią Marianną Cielecką. Zachowane dokumenty świadczą, że był właścicielem dóbr Borek Drużbińskich, a później Drużbina. Drużbin odkupił od teścia Józefa Teodora Cieleckiego. Franciszek i Marianna mieli pięcioro dzieci, z czego tylko dwoje dożyło wieku dorosłego. Po rozparcelowaniu Drużbina Franciszek przeniósł się do majątku w Jeżewie(obecnie woj. łódzkie), a ostatnie lata życia wraz z żoną spędził w Łodzi. 16 grudnia 1919 roku otrzymał zaproszenie od Ministerstwa Spraw Wojskowych do wzięcia udziału w pracach Komisji Kwalifikacyjnej mających stwierdzić udział weteranów powstań 1830/31 oraz 1863/64 i ustalić ich prawa do pobierania stałej pensji i stopnia oficerskiego. Prace Komisji rozpoczęły się 27 grudnia 1919 roku w Warszawie. Franciszek Sebastian Łukomski zmarł w Łodzi, dnia 25 grudnia 1919 roku w wieku 81 lat. Dzieci: Bronisław Aleksander, Antoni, Anna Franciszka Ewa, Stanisław Cyprian
Bolesław Lutostański
[herb=Korwin]Bolesław Lutosław Ludwik Lutostański, h. {{Korwin}}. Ur. 6.11.1837 Warszawa[7], zm. 19.2.1890 Truskawiec[1] Syn Ludwika Antoniego i Teofili Brzezińskiej.[7] Wychował się w zamożnym domu. Jego ojciec był sędzią powiatu i miasta Warszawy. Bolesław uczęszczał do Akademii Medyko-chirurgicznej w Warszawie, a następnie na Uniwersytet Kijowski. Tu zastał go wybuch powstania. Wszedł w skład organizacji. Po zagrożeniu miusiał uciekać z miasta, co uczynił w przebraniu żyda dostarczającego siano dla wojska. Dotarł do Kamieńca Podolskiego, skąd dalej przedostał się do Lwowa. Od sierpnia 1863 r. dyrektor Policji Narodowej we Lwowie.[3][15-18]. Znał całe miasto wg numerów na pamięć.[4] M.in. wyśledził szpiegostwo Zygmunta Kaczkowskiego, który oskarżył go odpowiedzialność za zamach na Kuczyńskiego, dokonany bez wiedzy Rządu Narodowego.[13][14] Uwięziony w 1864, kilka lat przesiedział w twierdzy. Po uwolnieniu wyjechał dla kontynuacji studiów do Heidelbergu i Wurzburga. Opublikował tu kilka artykułów m.in. o epidemii cholery. [12] Od 1867 w Krakowie - pracował jako niezwykle ceniony i wszechstronny lekarz. Zajmował się balneologią, farmaceutyką, higieną. Przygotował dla miasta projekt powszechnego wykorzystania w wodociągach cennych źródeł regulickich.[6] Władze austriackie pozbawiły go tytułu i prawa wykonywania zawodu, z powodu braku nostryfikacji studiów zagranicznych. Zajął się wówczas publicystyką w "Kraju", "Przeglądzie Lekarskim", oraz "Nowej Reformie". Członek nadzwyczajny Akademii Umiejętności, działacz społeczny.[6] Był także wśród założycieli Towarzystwa Tatrzańskiego w 1876 i był autorem opracowania jego trzeciego projektu statutu.[19] W ostatnim okresie życia trapiony był problemami umysłowymi, wywołanymi smutkiem, wyczerpaniem, brakiem możliwości realizacji zawodu i melancholią. Pomimo tego podjął próbę objęcia dyrektorstwa zakładu kąpielowego w Truskawcu. Na tej posadzie przepracował rok.[6] Zmarł w Truskawcu, na skutek kilkuletniej choroby prawd. neurologicznej,[8] skąd trumnę przewieziono koleją do Krakowa.[1] Jest pochowany na Rakowicach w kwaterze Cc.[10] Żona: Paulina Śliwińska[8] Dzieci * Bolesław Jan (1870)
Antoni Mackiewicz
ksiądz, jeden z najgłośniejszyph partyzantów na Litwie, syn niezamożnych rodziców z okolic Cytowian, urodzony około r. 1828 (w rubryceli na r. 1853 wymienony jest w wieku lat 26, w rubr. na r. 1864— w wieku lat 36). Po ukończeniu nauk w Wilnie, wstąpił zrazu na uniwersytet w Kijowie, lecz, przejęty ideałami demokratycznemi, marząc o bliższem obcowaniu z ludem, opuścił niebawem uniwersytet i wstąpi,} do seminarium djecezalnego żmudzkiego w Worn,iach. W ruibryceli na r. 1853 wymieniony jest, jako alumn III r. seminarium. Według rubryceli na r. 1855 był wikariuszem krakinowskim, później — filjalistą w Podbrzeziu (parafji surwiliskiej). Na tem stanowisku, na którem cieszył się wielkim wpływem na lud, zaskoczyły go wypadki r. 1863. Na wiadomość o wybuchu, nie czekając, jak się zdaje, na niczyje rozkazy, nie dbając o to, co powie Komitet wileński, nie wiedząc wogóle, jak ma się Litwa zachować, — już w lutym (8 marca?) odczytali, podczas namiętnego kazania dekret Rządu tymczasowego o uwłaszczeniu i począł w puszczy Krakinowskiej formować partię. Brał później udział w wielu potyczkach (między innemi w bitwie pod Birżami) i przetrwał ze swoim oddziałem aż do zimy r. 1863. W grudniu (z 4 na 5) ujęty, stracony został w Kownie d. 16 (28) grudnia 1863 r. W niektórych życiorysach ks. A. M. nieściśle i niezgodnie z rubrycelami podawany jest termin pobytu jego w seminarium: miał się on w niem znajdować od 1846 r. do 1850. Tak mówi A. Giller (1. c. II, str. 319), Zygmunt Kolumna w „Pamiątce dla rodzin", a za nimi powtarzają inne opracowania (np. Mieczysławy Sieczkowskiej „Ksiądz Mackiewicz"). Charakterystykę ks. A. M. podaje Przyborowski (1. c. t. I, str. 24 i nast.). Por. broszurę o charakterze paszkwilowym A. Storożenki „Ksiendz Mackiewicz, predwoditid szajki miatieżnikow" (Wilno 1866), „Wilen. wiestn."—„Kurj. wileń." z 17 grudnia 1863 r. Nr 144.
Antoni Mackiewicz
Artykuł | Ksiądz Antoni Mackiewicz 9 lat ostatnich swojego żywota spędził w miasteczku Podbrzeź — własność obywatela Szilinga. Był tam filialistą niewielkiego kościółka, należącego do parafii krakinowskiej. Niewystawne, a raczej ubogie życie było jego udziałem. Szczupłe swe dochody ks. Mackiewicz obracał na hojną jałmużnę dla sierot i wsparcia dla ubogich włościan, dotkniętych nędzą. Był ojcem wdów i sierot, dzieląc się z niemi ostatnią chudobą. Miłowany przez wszystkich w stosunkach społecznych. Obdarzony potęgą słowa. Mawiał w języku żmudzkim. Daleki od nałogu, z przyjemnością gry Grał w karty i w szachy. W chwilach wolnych od obowiązku, ks. Mackiewicz chętnie się oddawał nauce dziejów ojczystych i czytaniu dzieł poważnych. Syn biednej szlacheckiej rodziny, dziecinne lata spędził w szczupłej posiadłości rodziców, w pobliżu miasteczka Cytowian. Młody Mackiewicz umiał już czytać, chociaż niewiele robiono starań o jego naukę. Roztropne dziecię lubiło czytanie i uczyło się samo. Ojciec planował aby został kowalem. Mając 12 lat postanowił o żebraczym kiju iść do Wilna pobierać nauki a następnie na uniwersytet w Kijowie. Tam zetknął się z organizacjami patriotycznymi. W roku 1846 dwudziestoletni Mackiewicz wstąpił do seminarium woroniackiego, a w 1850 odebrał święcenia. Równocześnie z moralnością krzewił między ludem oświatę, zakładał liczne szkółki, sam nawet wykładał wiejskiej dziatwie naukę czytania. Organizację powstańczą rozpoczął w marcu, pasując młodych chłopaków na rycerzy. 8 marca opuścił Podbrzeź i udał się do Krakinowskich lasów. Zebrała się wkrótce okoliczna młodzież, a wieśniacy przychodzili tłumami zwiększać zastęp księdza-naczelnika. Za kilka dni oddział wzrósł do pięciuset osób. Uzbrojenie składało się z pojedynek myśliwskich, dubeltówki były niegęste. Zwożono zewsząd broń, zbiegali się ludzie, kuli kosy i lance w obozowych kuźniach. Obozowisko miało minę niewielkiej mieściny, ulepionej z chrustu i jodlanych sęków. Miało też stajnię, kapliczkę, kuźnie i in. Przededniem 17 marca oddział ks. Mackiewicza wyruszył w drogę zdążając ku lasom Datnowa gdzie miał znajdować się "Jabłonowski". Spotkanie nastąpiło w Pujdaku. To oddział otrzymał kadrę i uczył się musztry. Nastąpiła bitwa z 6 oddziałami moskiewskimi. Jabłonowski był głównym jej kierownikiem. Ks. Mackiewicz w czasie potyczki był nieobecny, przybył zaś, kiedy walka już była rozwiązana pozostawiając wiele zabitych. Oddział znacznie uszczuplał wtedy z powodów dezercji. Jabłonowski ogłosił możliwość wycofania się z dalszych bitew. Zostało 110 włościan, z których 40 wybrał Dłuski a 70 pozostało u Mackiewicza. Ruszyli razem z "Jabłonowskim" nad pruską granicę dla zorganizowania broni. Po kolejnej bitwie, pod Leńczami, której Mackiewicz był główny autorem, w oddziale pozostała niewielka garstka. Zdjęty gorączką opuścił oddział i udał się na spoczynek skąd wrócił po paru tygodniach. Dołęga przy spotkaniu się z ks. Mackiewiczem w lasach Łańskich wcielił i jego oddział w kadry swych bataljonów. Odtąd ks. Mackiewicz stał się doradcą, przyjacielem i podkomendnym Dołęgi. Uczestniczył w potyczce pod Rogowem, następnie powstańcy ruszyli ku Zielonce. Następnie brał udział w wyprawie do Kurlandii po broń a następnie w marszu ku Birżom. Przegrana 22 kwietnia spowodowała objęcie dowództwa przez Laskowskiego i odwrót do pow. poniewieskiego. 10 maja Rząd Narodowy w Wilnie nakazał unikanie potyczek. Zaowocowało to znowu zwiększeniem oddziału Mackiewicza do 400 osób, który już stanął na jego czele. W drugiej połowie, czerwca oddziela się od wojewody i na czele 200 ludzi przebiega znane już okolice. Do ostatka dni swoich przechował to przekonanie, żeby niedopuszczając ataku Moskwy, pierwszym bój rozpoczynać. Pod koniec lipca w lasach bystrampolskich miał spotkanie z gwardyjskimi kozakami. Skryty w zasadzkę razi nie przyjaciela, sprawując popłoch w szeregach. Wrzesień już był na dworze kiedy ks. Mackiewicz na czele 150 żołnierzy przerzynał lasy węwolskie (w powiecie Kowieńskim). Tam wpadł w zasadzkę moskiewską. Utworzył wtedy z pozostałych oddział jazdy składający się 80 powstańców. Z tym oddziałem doprowadził do zwycięstwa pod koniec listopada lecz kilka dni później został pobity. Ks. Mackiewicz ratuje się ucieczką i z nim razem ośmiu nie odstępnych towarzyszy. Nie chciał jednak uciekać za granicę. Postanowił ruszyć w stronę Królestwa wraz z 2 towarzyszy. Spoczywali w lasku, niedaleko miasteczka Wilk. Niemen był już o wiorstę. O zmroku podróżni mieli się przeprawić na drugą stronę, lecz zdrada czuwała nad ich niedolą. Szpieg zawiadomił Moskwę stojącą w pobliżu, która z szybkością otoczyła miejsce wypoczynku podejrzanymi podróżnych. Dwaj powstańcy wyratowali się ucieczką. Ksiądz Mackiewicz ranny w nogę zostawiał ślady na śniegu, które go zdradziły. Został schwytany i pokazywany w Poniewieżu. Następnie dowiązano mu do ramion krzyż i popędzono do Kowna. Torturowany nie wyjawił żadnych informacji. Obwożony był po całym powiecie na końcu powieszony 26.12.1863. Ostatnimi jego słowami było: "Skończyłem swoje, a wy teraz swoje kończcie". Obszerna monografia po linkiem.
Antoni Mackiewicz
ksiądz, syn ubogich rodziców, urodził się w okolicy Cytowian, dwunastoletnim chłopakiem przybył do Wilna i posługiwał zakonnikom w klasztorze, za co dostawał wikt i pomieszkanie i tak chodził do szkół przez lat 6. Potem powędrował do Kijowa, gdzie przy pomocy kolegów uniwersyteckich dwa lata pozostawał. W 1846 r. wstąpił do seminarium duchownego w Worniach, a w 1850 r. został księdzem. Religijny, dobroczynny i kochający lud pozyskał wielki wpływ nad nim. Skoro więc dał hasło do powstania zaraz w lasach krukinowskich zebrało się koło niego 500 włościan z kosami i strzelbami. Jego bohaterstwo, wytrwałość i energia zjednały mu nazwę drugiego Witolda. W bitwie pod Rogowem albo Ginetynem 18 kwietnia 1863 r. jako kapelan w oddziale Sierakowskiego z krzyżem w ręku na czele kosynierów uderzył na wroga. Przez maj i czerwiec nie opuszczał oddziału Laskowskiego. W październiku stoczył dwie większe bitwy, w kejzerlingowskim lesie 8 października i pod Świętobrością 20 października i z 200 powstańcami trzymał się jeszcze do grudnia, lecz wpadłśzy w zasadzkę moskiewską ledwie uszedł z życiem, a chcąc się przeprawić przez Niemen, zdradzony przez przewoźnika 17 grudnia wpadł w ręce Moskali, którzy go w triumfie obwozili po ulicach Kowna i wsiach okolicznych. Wreszcie 26 grudnia 1863 r. powiesili go w Kownie. Murawiew w pamiętnikach swoich o nim pisze: Człowiek nadzwyczaj zręczny, czynny, rozumny i fanatyk, posiadał niezmierny wpływ na lud i raz rozbity co chwila w nowych miejscowościach formował partie, lecz w końcu listopada widząc, że powstanie na Litwie upada chciał uciec za granicę, schwytany jednak nad samym prawie Niemnem powieszony został w Kownie, z jego śmiercią powstanie w Kowieńskiem ustało.
Adam Majewski
Syn Jana, urodzony w 1838 r., ukończył gimnazjum warszawskie w 1857 r., zaś uniwersytet petersburski ze stopniem kandydata praw w 1861 r., poczem wstąpił do sądownictwa w Warszawie. W 1864 roku aresztowany, po dziesięciu miesiącach więzienia skazany został na śmierć przez powieszenie za udział w organizacji województwa lubelskiego, gdzie był pomocnikiem wojewody. Wyrok ten w konfirmacji zmieniony został na dziesięcioletnie ciężkie roboty. Dnia 1 czerwca 1865 r. wyruszył Majewski na Syberję wraz z dobrowolnie mu towarzyszącą żoną, Elżbietą z Pawłowskich. Podróż odbyli w ciągu pięciu miesięcy i tegoż roku w listopadzie stanęli w Usolu. Majewski nabył w miasteczku domek z ogrodem, gdzie uprawiał warzywa, miał dwie krowy i z tego się utrzymywał. Od rządu zaś dostawał, jak wszyscy, jednego rubla miesięcznie i dwa pudy żytniej razowej mąki. W roku 1867 stracili pierworodną córeczkę, pochowaną na miejscowym cmentarzu w części polskiej. Wkrótce przybył im w Usolu syn Adam, którego do chrztu trzymała moja żona. Korzystając z manifestów, przenieśli się Majewscy w lutym 1869 r. do Krasnojarska, gdzie założyli sklep towarów warszawskich. W marcu 1870 r. otrzymuje Majewski posadę w kopalniach złota Bazylewskiego i udaje się z rodziną do północnej części gub. jenisiejskiej do kopalni „Innocentego". Tam pracuje trzy lata, odpowiednio wynagradzany, w dobrem towarzystwie rodaków. Na mocy manifestu przenoszą się znowu w końcu 1873 roku do Tomska, a w następnym roku, odzyskawszy prawa stanu, do Rosji europejskiej, gdzie w miastach Spasku i Usmaniu tambowskiej gubernji mieszkają lat parę pod dozorem policji. Pod koniec 1876 roku powracają nareszcie do kraju z czworgiem dzieci, z których Adam urodził się w Usolu, Zofja w Krasnojarsku, Zygmunt w kopalni jenisiejskiej, Władysław w Tomsku. Osiedlają się nastałe w Lublinie, gdzie Majewski jest adwokatem przysięgłym i jednym z dyrektorów Towarzystwa Kredytowego Miejskiego, a wkrótce nabywa dom na własność. Z dzieci, na Syberji urodzonych, najstarszy syn Adam jest lekarzem w Lublinie praktykującym, Zygmunt mierniczym, Władysław ukończył wydział prawny, Zofia ma sklep własny w Lublinie; z tych zaś, co w kraju przybyli, córka jest wspólniczką szkoły froeblowskiej w Lublinie i syn w szkołach lubelskich.
Makowski
z Bubiecka w Poznańskiem, syn obywatela, w bitwie pod Ignacewem ranny 8 Maja 1863 roku pozostał na placu boju, gdzie pomimo licznych ran, zdołał się jeszcze utrzymań przy życiu. Do pozostałego na placu, omdlałego z upływu krwi, przyskoczyło żołdactwo na czele z oficerem zadając 17 ran nieszczęśliwemu, dwie kule kartaczowe poszarpały mu nogę, w drugą zaś i brzuch pchnięty bagnetem, dwie rany otrzymał w głowę kolbą, kilka razy cięty w ramię szablą kozacką, dwa razy pchnięty piką kozacką w plecy i dwa żebra miał złamane od uderzenia kolbą, gdy go tak mordowali w przekonaniu że już nie żyje, odstąpili nieszczęśliwego, osoba miłosierna, która go w tym stanie na polu znalazła, kiedy jeszcze dawał znaki życia, odstawiła go do lazaretu polskiego w Kleczewie, skąd jednak po kilku miesiącach leczenia, zabrali go moskale i umieścili w swoim lazarecie w Koninie, tam aż do 8 Maja 1864 roku pozostawał, podczas tego ojciec po kilkakroć razy zgłaszał się i reklamował o wydanie syna ale bezskutecznie, dopiero wdanie się praskiego konsula pomyślny skutek osiągnęło, długo jeszcze w domu leczony był, czy wyszedł z tak wielkich i niebezpiecznych ran? nie wiadomo, osobisty jego przyjaciel podaje że w parę miesięcy zmarł, inni znajomi twierdzą, że wyjechał do wód we Francy i w drugiej połowie 1864 roku i tam gorzej zachorowawszy postanowił powrócić do domu, i w drodze miał umrzeć, i miał być pochowany na stacyi kolei żelaznej już na granicy pruskiej.
Kamil Małkowski
ur. w r. 1846. w Brodach, uczęszczał do gimnazyum Franc. Józefa we Lwowie, gdy wybuchło powstanie styczniowe. Wieść o niem pierwsza nieciła nadzwyczajny nastrój wśród młodzieży, w klasie zakotłowało, zapał i najpiękniejsze nadzieje zabłysły wszystkim. Młodzież odbywała ciągle narady, snuła plany na najbliższą przyszłość i rwała się do czynu. Jako pierwsi wstąpili się w szeregi Kamil Małkowski i Mieczysław Hirschler, koledzy z ławy szkolnej - zgłosili się w komitecie, który przyjąwszy ich zgłoszenie wydał zlecenie, by w każdej chwili byli gotowi do wyruszenia w pole. Porzucili tedy obaj szkołę, czynili niezbędne sprawunki a zakupione tornistry i naczynia zakopali na stokach Wysokiego Zamku. W oznaczonym dniu wybrali się wieczorem za miasto, gdzie za Żółkiewską rogatką zastali kilku towarzyszy i przygotowane podwody. Dniem i nocą dążono ku granicy, wstępywano do lezących po drodze dworów celem zmiany zaprzęgów, wreszcie zbliżyły się podwody do brzegów Bugu, przez który nowo zaciężni powstańcy mieli się przeprawić. Wśród drużyny było trzech teologów, ks. Korzeniowski, ks. Solecki i ks. Koncer, który później zginął pod Radziwiłłowem, dokąd wyruszył w oddziale Horodyńskiego. Pierwsze wozy przebyły szczęśliwie rzekę, dwa ostatnie utknęły tak, że trzeba było każdego małą czajką przewozić. Wiele czasu zabrał podobny przewóz a gdy stanęli wszyscy na przeciwległym brzegu wraz z nowemi podwodami, zjawili się żandarmi z urzędnikiem politycznym na czele i mnogą rzeszą włościaństwa, uzbrojonego w cepy, widły i łopaty. Komisarz oświadczył spieszącym do oddziału powstańcom, że są aresztowani i polecił odprowadzić wszystkich do budynku w pobliżu położonego, gdzie odbyło się przesłuchanie. Obaj towarzysze z ławy szkolnej tlómaczyli, iż wybrali się na wycieczkę w celu naukowym, by zbierać rośliny, ale straciwszy kierunek zbłądzili. Nie uwierzono zeznaniom i niebawem wszystkie podwody w towarzystwie lojalnej wsi ruszyły w stronę Kamionki Strumiłowej, gdzie dzięki wstawieniu się kolegi obu naszych studentów, Emila Van-Roy'a powodziło się powstańcom wcale dobrze. Z Kamionki odstawiono wszystkich do Lwowa pod silnym konwojem i oddano karnemu sądowi, który prowadził śledztwo o »zbrodnię zakłócenia porządku publicznego«. Wśród mitręgi więziennej, wśród zwykłych zbrodniarzy płynęły tygodnie, a gdy kilka już minęło, odstawiono Małkowskiego do policyi, która miała go szupasem odprowadzić do Zborowa. Dzięki staraniom Klemensa Malinowskiego cofnięto zarządzenie szupasowe a wydano tzw. »gebundene Route«, z którą miał się zgłosić u władzy politycznej w Zborowie bezwłocznie po przybyciu na miejsce przeznaczenia. Po przybyciu do Zborowa postanowił Małkowski wstąpić do oddziału, zwłaszcza że w okolicy organizowała się wyprawa na Radziwiłłów. Miejscowy poczmistrz, Antoni Matuszewski wyprawił tedy Małkowskiego i swego kuzyna Franciszka Nartowskiego, z którym Małkowski uczęszczał do ludowej szkoły brzeżańskiej do kwatery w Olejowie. Pospieszył z nimi Bronisław Sławiński, Antoni Hirschel, Edward Sobieraj, Andrzej Dutkiewicz, Adolf Ujazdowski. Gdy przybyli do Olejowa, gdzie już wielu było zebranych powstańców, z obawy przed rewizyą rozlokowano przybyłych po okolicznych dworach a Małkowskiego wysłano do dworu zacnego Izydora Białynia Chołodeckiego, znanego z patryotyzmu i szczodrobliwości, jak niemniej jego matki, znanej matrony Agnieszki z Górskich w Kudynowcach, w Zborowskim powiecie. Przez Perepelniki udał się Małkowski do Meteniowa, gdzie całymi dniami oddawał się mustrze w oddziale, pozostającym pod kierunkiem fachowych znawców. W oznaczonym dniu zgromadzili się wszyscy w lasach oleiowskich i w 400 wyruszyli do obozu. Przydzieleni byli do oddziału pułk. Horodyńskiego, przyczem Małkowski dostał się do czwartej kompanii strzelców. Oddział uzbrojony ruszył dalej, przyczem konno towarzyszył mu czas dłuższy Ada m ks. Sapieha. W dniu 1. iipca o wschodzie słońca oddział stanął pod Radziwiłłowem. Ze względu na znane opisy nie podaje Małkowski szczegółów nieszczęśliwej walki pod tą miejscowością, wspomina jednak o swych wrażeniach osobistych. Wszyscy uczestnicy tej walki dali żywy i przepiękny przykład wielkiej miłości ojczystej sprawy i ofiarności. Wódz działał, co mógł, podołać nie zdołał, gdyż dwa inne oddziały nie jawiły się. Na froncie przed nieprzyjacielem przy energicznem dowództwie nie czuł tej grozy, jaka zwykła ogarniać z chwilą, gdy zaczyna się cofać i gdy ciągle trapi myśl, że stać się można pastwą brutalnego i dzikiego żołdaka. Cofali się powstańcy gromadkami, jeden koń niósł po dwóch rannych. Wśród nadzwyczajnych trudów z Wincentym Bobrowskim z Manajowa przemyka się przez podwójny kordon graniczny i staje w końcu we wsi Nakwaszy po stronie galicyjskiej. Do szkoły wracać nie mógł, został bowiem z wszystkich w całej monarchii wykluczony, wstępuje zatem do urzędu pocztowego w Zborowie, przyjęty jako ekspedytor przez poczmistrza A. Matuszewskiego, narażonego na pewne szykany z powodu zatrudnienia u siebie »rebelanta«. W cztery lata po powstaniu uzyskał Małkowski amnestyę, pracował we Lwowie w charakterze manipulanta, następnie jako administrator poczty w Izdebniku, w Gorlicach, Bursztynie. Wzorowa praca przyświeca mu zawsze, zostaje urzędnikiem i sprawuje przez szereg lat naczelnictwo urzędów pocztowych w Husiatynie, w Złoczowie, wkońcu w Tarnopolu. Przyszedłszy w stan spoczynku przeniósł się do Lwowa, gdzie umarł w lipcu 1910.
Strona z 25 < Poprzednia Następna >