Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 973
Strona z 25 < Poprzednia Następna >
Siemaszko
Dwaj bracia Siemaszki. Synowie księdza unickiego na Ukrainie, rodzeni bracia — synowie jednej matki, wspólnej ojczyzny, obaj po wołani do piastowania i szerzenia stówa Chrystusowego — jakże wywiązali się z zadania swego kapłańskiego i z zadania, które każdy prawy syn uciemiężonego narodu z dniem urodzeniu swego przynosi z sobą? Oto jeden z nich, brat starszy, staje się męczennikiem za wiarę i naród — męczeńską koroną zdobi koniec żywota ciężkiego, pełnego prześladowania. Drugi? — O! zaprawdę na samo wspomnienie o czynach tego odstępcy, ręka drży i myśl ucieka przerażona czynami tej duszy pokalanej, tego serca, w którem nie tylko że nie było ani iskierki kapłaństwa, ale nawet litości pospolitego człowieka daremnieby tam chciał kto znaleźć. Lecz wróćmy się do starszego księdza Siemaszki, czcigodnego kapłana, którego ręce barbarzyńców w obecnem narodowem powstaniu zamordowały. Przejdziemy tu w krótkości choć w części, o ile nam wiadomy, żywot kapłana męczennika. Nie od dzisiaj toczy się walka na zabój z ciemiężycielami wolności i ducha religji katatolickiej. Za Iwana Groźnego, którego Moskale nazywali Gordyj (dumny) rozdzieliły się metropolie unicka od szyzmatyckiej. — W owych czasach zlewał właśnie Zygmunt August Litwę z Polską, kiedy wnuk Iwana Groźnego, Iwan Okrutny był założycielem tronu dla Katarzyny bez bożnej i dzikiego Mikołaja. Że umieli carowie ci być wykonawcami raz powziętej myśli, najlepszym dowodem panowanie ich w Polsce; panowanie, pod którem ulegać musiało wszystko przemocy brutalnej cara, co było tylko polskie i katolickiego wyznania, bo inaczej czekał każde go los podobny, jakiego doznał czcigodny nasz kapłan Siemaszko. Po upadku powstania w r. 1831, był już biskup Siemaszko, brat starszy, jawnym apostatą i narzędziem piekielnem cara Mikołaja ku nawracaniu unitów do szyzmy. Tak więc, brat rodzony staje się zarazem sędzią okropnym, bo nawet na krew własną się targa, skazując samowładnemi wyrokami wszystkich wytrwałych w wierze katolickiej na kary i prześladowania. Pleban Siemaszko zapytany wtedy przez rząd, czy przejdzie na szyzmę ? — trwał przy danej raz odpowiedzi, że wytrwa przy wierze katolickiej, za co zesłanym został na Sybir. Tu dopiero zaczynają się prawdziwe tortury czcigodnego kapłana Chrystusowego. Tam co roku regularnie wiedli go przed sędziów i piszczyków i zadawali mu ciągle te pytania: Czy przechodzisz na szyzmę? — Nie! była zawsze stanowcza odpowiedź. — Zostaniesz biskupem, przechodź 1 szeptali jak szatany. — Nie, za nic ja się mojej ojczyzny i wiary nie wyrzeknę, odpowiadał świątobliwy kapłan — i prze trwał tak lat dwadzieścia. Po tylu latach męki i pokus - szatańskich, pozwolono mu w końcu wrócić do kraju: z powrotem jednak wy znaczono mu miejsce pobytu w Miropolu (na Wołyniu). Chociaż w niewoli, bo i tu był prześladowany, nie mógł jednak sędziwy kapłan spokojnie zakończyć żywota. Stał się jedną ofiarą więcej w ogólnej męce narodowej. Nie zadrżał jednak przed męką, choć srebrny włos po bielił już głowę starca, znękaną tyloma treskami. Wiadome niepowodzenie w powstaniu obecnem na Wołyniu, przyspieszyło śmierć męczeńską 70-letniego kapłana. Rząd moskiewski uciekający się do niesłychanych knowań piekielnych, starał się znowu podburzyć lud ciemny i użyć go jako narzędzie do przytłumienia budzącej się wolności. Różnica wyznań była ku temu celowi je dnym z najpierwszych środków: w samej rzeczy, powiodło się tyra wysłannikom piekła w niektórych okolicach to przemocą i groźbą, to obietnicami i hojnem szafowa niem gorzałki obałamucić lud ciemny. Tym to sposobem prześladowcy wolności i ducha narodowego w ziemiach ruskich, szukając dla siebie ofiar, starali się odnieść tryumf i wykorzenić wszystko, co katolicyzmow i wierne. Po upadku Różyckiego, tłuszcze sformowane przez sprawników żądnych chrestów z popami na czele, wpadały do domów i wywlekając ofiary niewinne, mordo wały je. Ksiądz Siemaszko, którego żywot pełen zasług, i przeszłość zalecająca go do poszanowania, był naturalnie w nienawiści u popów szyzmatyckich. Nadarzyła się więc dobra sposobność do zasłużenia się carowi i nasycenia własnej nienawiści. Dnia 15. maja b. r. rozległy się głosy podpitych chłopów z popem na czele, źe ksiądz Siemaszko w Miropolu jest także buntowszczykiem, bo jest wyznania katolicko-unickiego. I zgraja kozaków ze sprawnikiem na czele obstąpiła dom sędziwego kapłana, który ku swo jej obronie wyszedł tylko z krzyżem w ręku, zdając się na opiekę Ukrzyżowanego. Poskoczył kozak z piką na bezbronnego kapłana — on podniósł krzyż w górę wzywając Boga na świadka tylu bezprawi, a pika kozacka zsunęła się nie zadawszy mu ciosu zamierzonego.— Wtedy wystąpił pop ze sprawnikiem wzywając starca, ażeby porzucił swoją wiarę i przeszedł na szyzmę, oddawszy cześć carowi, jako namiestnikowi Chrystusa. Lecz czcigodny kapłan odparł z godnością, że go żadne groźby nie zniewolą do tego. — Tu dopiero zaczęli ci okrutnicy znęcać się nad kapłanem, który z Chrystusową prawdziwie cierpliwością znosił wszelkie męki. Z pomiędzy opiłej zgrai przyskoczył nareszcie chłop i ciął go z boku w głowę — i trysnęła krew, krew męczennika za wiarę. I zaprawdę wyglądał ów starzec kapłan ze srebrnym włosem jak święty—poświęcony krwią swoją męczeńską Oprawcy nie skończyli na tem: porwano go i wykopawszy dół, żywcem go chciano pogrzebać. Tak męczony przysypywaniem ziemi, gdy już czuł, że życie ula tuje, wyrzekł jeszcze do barbarzyńców owe pamiętne słowa: "Zhynu ja, ale Polszczą bude żyty" Widząc katy ową nadludzką wytrwałość, chcieli mu zapewne znowu jaką nową mękę zadać — zaczęli więc wydobywać go z dołu; wyciągnięty jednak na świat, od dał był już czystego swego ducha Bogu. Każda taka ofiara barbarzyństwa moskiewskiego o pomstę do nieba woła, i karą tyranom grozi. Wiedzą oni to dobrze i staraj,: się kłam zadać nie jednemu morderstwu spełnionemu w cichości; lecz zbrodnia się nie ukryje, a imiona męczenników krwią zapisane w sercach narodu, muszą coraz nowych budzić mścicieli. Żywot to był cierniową koroną uwieńczony, żywot prawego syna ojczyzny. Teraz następuje żywot kata własnej ojczyzny — lecz tem boleśniej, że to był także kapłan, ale apostata.
Zygmunt Sierakowski
Artykuł | Oficer wojsk moskiewskich, jeden z tych, którzy za wolnomyślność i miłość ojczyzny pokutowali w rotach karnych. Dosłużywszy się rangi oficerskiej, przy względach jako główny apostoł reformy zniesienia kar cielesnych, wysłany został do Londynu na kongres statystyczny do dalszego studjowania sprawy przez siebie poruszonej jakoż jemu należy zasługa zmienienia kar cielesnych w wojsku moskiewskiem. Powróciwszy do Petersburga z powtórnej misji wojskowo-naukowej do Algerji, właśnie gdy w uznaniu zasług miał awansować na pułkownika jeneralnego sztabu, wybuchło powstanie na Litwie. Pomimo że uważał takowe za przedwczesne, nie omieszkał jednakże pospieszyć do Wilna, gdzie objąwszy obowiązki naczelnika w powiecie kowieńskim , energicznie zajął się formowaniem oddziałów ochotniczych, z któremi rozpoczął walkę z przeważającemi siłami moskiewskiemi. W bitwie dnia 9. maja 1863 r. stoczonej pod Łatwelami ciężko raniony, odwieziony został na folwark w Popielach, gdzie nazajutrz zabrany został w niewolę i zawieziony do Wilna. Co najrychlej kazał go Murawiew leczyć , podczas czego niezaniedbywał rozmaitych pokus, obiecując mu zupełne przebaczenie i nowe względy, byle tylko podał projekt uśmierzenia powstania. Przypuszczono doń nawet żonę jego Sierakowski pozostał atoli stałym, wiedząc z doświadczenia, co przerzeczenia znaczą w uściech Moskala. Łaknący krwi srogi Murawiew, nie czekał teraz na wyzdrowienie jeńca dnia 17. czerwca wywleczono go na plac tracenia, gdzie z przytomnością umysłu wymawiając słowa: "Ojcze! bądź wola Twoja w niebie i na ziemi", uwisł na szubienicy.
Dominik Sikorski
Urodzony w Warszawie 1842-go roku z ojca Michała, b. żołnierza wojsk napoleońskich i matki Marji z Cichockich. Wykształcenie otrzymał domowe. W 1856 roku wstąpił na praktykę do drukarni Józefa Ungra, gdzie pracował do 1860-go roku. Po skończeniu praktyki przeszedł do drukarni I. Krokoszyńskiego, gdzie z wiedzą właściciela drukował pisma, wydawane przez Rząd Narodowy. Dzięki znajomościom, porobionym przy tej pracy, został w 1862 r. powołany do objęcia posady w Banku Polskim, w wydziale biletowym, w którym drukował pieniądze papierowe. Czynny pozatem w organizacji powstania narodowego, na początku 1863 roku został aresztowany i skazany na karę rot aresztanckich z zesłaniem na Syberję. Tu dopiero wykazały się w pełni zalety ducha i charakteru p. Dominika. Wspomagał sercem całem, słowem i czynem współtowarzyszów kaźni, krzepił słabnących, przyjmował na siebie odpowiedziałność za mimowolne przekroczenia rodaków, narażając się wielokrotnie na rózgi i nahaje, a nawet ryzykując głową. Władze miejscowe wkrótce oceniły ofiarną naturę i zacny charakter więźnia. Słowo jego i opinja zaczęły mieć pewnego rodzaju moralny wpływ na „naczalstwo“, dzięki czemu zrodziła się możność ulżenia losu współwięźniom. Ceniony przez władze więzienne pan Dominik często bywał wzywany przez naczelnika „na czwartego“ do preferansa i zmuszony był grać całe noce. W roku 1870-ym powrócił do kraju i osiadł znowu na stałe w Warszawie, pracując w dalszym ciągu w swoim ulubionym zawodzie, zdrów i rzeźki do dziś dnia. Współkoledzy drukarze nazywają go żartobliwie „tate“, okazując mu słusznie bardzo wiele przyjażni, bo przez cały ciąg życia zajmował się ich losem, walcząc dla nich skutecznie o polepszenie ich bytu materjalnego. D. 4 sierpnia 1901 roku Dominik Sikorski obchodził 40-to letni jubileusz swojej pracy zawodowej, o czem zresztą Gazeta Warszawska w No 206 ym tegoż, 1901-go roku, pomieściła wzmankę następująsej treści: „. Skromna uczta z wręczeniem upominku oraz zdjęciem fotograficznem współudział biorących z jubilatem na czele, zakończyły tę piękną uroczystość. A miana „Wojewody“ już się doczekał, gdyż przed kilkoma tygodniami skończył 60 lat w zawodzie drukarskim.
Franciszek Skąpski
Chmieliński polecił swemu adjutantowi, podówczas Juljanowi Wiśniewskiemu, zaprowadzić nas i czasowo przydzielić do kompanji kapitana Franciszka Skąpskiego, z tem nadmienieniem, że po odbytej bitwie i wolnych od nieprzyjaciela okolicach mamy być uwolnieni i odesłani napowrót do oddziału majora Iskry, jako tam przynależni. Służąc pod Chmielińskim od samego początku organizacji jego oddziału, właśnie z kompanji strzeleckiej kapitana Skąpskiego odkomenderowany zostałem do oddziału Iskry w charakterze podoficera instruktora piechoty. Można więc wyobrazić sobie moją radość, gdy najmniej spodziewanie, szczególnym tylko zbiegiem okoliczności, dostałem się napowrót pod rozkazy tak wybitnego wodza, który nadzwyczajną sprężystością i energją, wzorowym w obozie ładem, szczególną dbałością o potrzeby żołnierzy i umiejętnem oszczędzaniem tychże w staczanych bojach, wyrobił sobie markę jednego z najlepszych dowódców w powstaniu 1863 roku. Kapitan Skąpski, ten ukochany przez wszystkich żołnierzy kolega, powitał mnie z całą serdecznością, na jaką go tylko stać było, żałując jednocześnie, że dotychczas nie osiągnąłem wyższego awansu (...). Zakończył wreszcie nadzieją, że Chmieliński może się rozmyśli i nie zechce nas majorowi Iskrze odesłać, a wówczas mogę być pewnym niepominięcia przy najbliższym awansie. (...) Główną część naszej mikroskopijnej armji stanowiły dwie kompanje piechoty pod kapitanami: Skąpskim i Szaneckim. O jakich 500 kroków za tą centralną częścią kolumny ruszyły wszystkie furgony z żywnością, zapasowem umundurowaniem, bronią i amunicją, kotłami do gotowania, kuźnią polową i wszelkiemi innemi rekwizytami, niezbędnemi dla wojska. Za ostatnim wozem pędzono trzy pary nieźle wypasionych wołów. Za tym drogocennym dla wszystkich skarbem, w pewnym znowu odstępie podążał kapitan Nowicki na czele strzeleckiej kompanji. (...) Kompanja kapitana Skąpskiego otrzymała polecenie rozstawienia strzelców w ten sposób, aby cały brzeg lasu od strony, z której spodziewaliśmy się nadejścia Moskali, był zupełnie na przestrzeni prawie kilkuset metrów należycie przygotowany na ich powitanie. Za każdem więc grubszem drzewem dość gęsto rozstawieni byli ukryci pojedynczy żołnierze. Z trzema pozostałemi kompanjami piechoty i z resztą konnicy Chmieliński wszedł głębiej w las i stanął narazie w nieznacznem od rozstawionej tyraljery oddaleniu. (...) Kiedy Kapitan Franciszek Skąpski poległ w bitwie pod Ciernem, wówczas Chmieliński powierzył dowództwo osieroconej kompanii porucznikowi Albinowi Tylmanowi.
Alfred Skarbek Kozietulski
Alfred Piotr Skarbek Kozietulski - syn Władysława Skarbka Kozietulskiego herbu Habdank, pisarza X Departamentu Rządzącego Senatu (zm. w 1860 r.) oraz właściciela majątku ziemskiego Porady koło Białej Rawskiej, a także folwarku Zagóźdź leżącego obecnie w granicach miasta Warszawy koło Miedzeszyna Letnisko i Honoraty z Wierzejskich (zm. w 1887 r.). Urodził się w 1.08.1841 r. w Radzyniu lub Miedzyrzecu Podlaskim. W dniu 1/13 sierpnia 1850 r. został zapisany w Księgach Genealogicznych Szlachty Guberni Podlaskiej.[1] W 1864 był skarbnikiem gorzelni we wsi Żerań lub Żyrzacz albo Żerzeń (nazwa miejscowości zapisana niewyraźnie w dokumentach). Najprawdopodobniej należał do grupy powstańczej Jankowskiego w Białołęce. (Ta sugestia wynika z notatek dotyczących osób poprzedzających go w rejestrze skazańców). W dniu 29.08/10.09.1864 r. został skazany na osiem miesięcy kazamatów w twierdzy Nowogieorgiejewskiej (Twierdza Modlin) za otrzymanie nominacji na „żandarma wieszatiela” (żandarma w powstańczej Żandarmerii Narodowej) i za przewożenie rzeczy dla powstańców. Po dwóch miesiącach zwolniono go za poręczeniem.[2] Według przekazów rodzinnych poręczył za niego jeden z bardzo wpływowych arystokratów rosyjskich, który był przyjacielem z okresu studiów dr Feliksa Saxe – wuja Alfreda. Po Powstaniu Alfred pracował w Warszawie jako urzędnik kolejowy i jako geometra. Jego żoną była Aleksandra z Radeckich. Był bezdzietny. Zmarł w Warszawie w dniu 10.06.1898 r. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.
Karol Skarbek-Kozietulski
Karol Skarbek Kozietulski - syn Władysława Skarbka Kozietulskiego herbu Habdank, pisarza X Departamentu Rządzącego Senatu (zm. w 1860 r.) - właściciela majątku ziemskiego Porady koło Białej Rawskiej oraz folwarku Zagóźdź leżącego obecnie w granicach miasta Warszawy koło Miedzeszyna Letnisko, i Honoraty z Wierzejskich (zm. w 1887 r.). Urodził się w Warszawie w dniu 5.07.1846 r.[1] Zgodnie ze wzmianką zapisaną we własnym życiorysie przez Bolesława Skarbka Kozietulskiego – bratanka Karola - Karol walczył jako 17 letni młodzieniec w Powstaniu Styczniowym. Według wspomnień Jerzego Skarbka Kozietulskiego - wnuka Karola – Karol studiował w Instytucie Politechnicznym w Puławach (w owych czasach Puławy nosiły nazwę Nowa Aleksandria) i wraz z całym rokiem akademickim poszedł do Powstania do partii Langiewicza. Jego towarzyszem z partii powstańczej był Aleksander Głowacki (Bolesław Prus), z którym do końca życia utrzymywał kontakt listowny. Został ranny w walkach, po czym ukrywał się w majątku pp. Witwickich w okolicach Końskich (w trakcie pobytu tam okazało się, że Witwiccy są jego krewnymi). Ranny Karol został jednak aresztowany przez Rosjan i jako ranny znalazł się w szpitalu więziennym w Skierniewicach, skąd zbiegł korzystając z pomocy okolicznych ziemian - pp. Chądzyńskich, którzy wywieźli go z miasta jako ukrytego w powozie pod siedzeniem. Pod fałszywym nazwiskiem był podobno przez trzy lata więziony przez carat na Syberii. Jego historia powstańcza była największą rodzinną tajemnicą. Dopiero po jego śmierci – w dniu 27.12.1902 r. - jego żona i jednocześnie siostra cioteczna Celina z de Saxów Skarbkowa Kozietulska wyjawiła tę tajemnicę dorosłym już dzieciom.[1] Twierdziła przy tym, że metryka urodzenia Karola została sfałszowana po Powstaniu. Tego fałszerstwa dokonano, aby urzędnicy carscy sądzili, że był o trzy lata młodszy niż w rzeczywistości i nie mógł brać udziału w walkach powstańczych, gdyż w tym czasie był jeszcze dzieckiem. W obawie przed wykryciem tego fałszerstwa, nie mógł kontynuować studiów na państwowych uczelniach, ani też podjąć pracy w urzędach państwowych. Naukę kontynuował więc w prywatnej szkole kolejowej. Później pracował na Kolei Warszawsko-Terespolskiej – w owym czasie instytucji prywatnej. Możliwość nauki uzyskał dzięki protekcji hrabiego Zamoyskiego. Po wieloletnich poszukiwaniach udało się rodzinie odnaleźć metrykę urodzenia Karola. Okazało się, że faktycznie został wystawiona z dwu i pół letnim opóźnieniem. Władze carskie do końca życia podejrzewały Karola o udział w Powstaniu, ale nie potrafiły tego „przestępstwa” udowodnić, gdyż w czasie Powstania aresztowano i więziono go pod fałszywym nazwiskiem. Te podejrzenia powodowały, że zawsze otrzymywał policyjny nakaz opuszczenia okolic Skierniewic (mieszkał we wsi Krężce koło Makowa), kiedy do pobliskiego Zwierzyńca, który był carskim obszarem polowań, przyjeżdżał ktoś z rodziny carskiej.
Zdzisław Leonard Józef Skarbek-Kozietulski
Zdzisław Leonard Józef Skarbek Kozietulski. Syn Władysława Skarbka Kozietulskiego herbu Habdank i Honoraty z Wierzejskich, ur. 30.3.1843 r. w Radzyniu na Podlasiu, ochrzczony w dniu 6.06.1843 r. w Międzyrzeczu, żonaty z Bronisławą Marianną z Sikorskich (córką Józefa, redaktora Gazety Polskiej i Marii z Chrzanowskich).[1] Zdzisław był zapisany w Księgach Genealogicznych Szlachty Guberni Podlaskiej w dniu 1/13 sierpnia 1850 r.[2] Według informacji zawartej w życiorysie jego bratanka Bolesława Skarbka Kozietulskiego Zdzisław wziął udział w Powstaniu Styczniowym. Zgodnie z innymi przekazem rodzinnym -pozostawionym przez Jerzego Skarbka Kozietulskiego syna bratanka Zdzisława - Zdzisław początkowo studiował razem ze swoim rodzonym bratem Karolem Skarbkiem Kozietulskim i bratem ciotecznym Karolem de Saxe w Instytucie Politechnicznym w Puławach. Stamtąd razem ze wszystkimi studentami tej uczelni wstąpili do partii powstańczej. Później studiował podobno chemię na Uniwersytecie w Heidelbergu. Zapewne ukończył Wydział Matematyczno-Fizyczny Szkoły Głównej Warszawskiej (tak wówczas nazywał się Uniwersytet Warszawski), Twierdzenie, że ukończył tę szkołę opiera się na fakcie, że w roku akademickim 1866/1867 znalazł się na liście studentów czwartego roku - ostatniego roku nauki. Nie występuje jednak w żadnym innym spisie studentów Szkoły Głównej (nie ma go na liście studentów trzeciego roku w roku akademickim 1865/1866) – spisy z owego okresu częściowo nie zachowały się. Napisał rozprawę filozoficzną pt. „O granicach pojęć ludzkich” , Warszawa 1884. Na ostatniej stronie pracy jest adnotacja, że ukończył ją w Sokołówce w lutym 1883 roku. Według Bolesława Skarbka-Kozietulskiego Zdzisław był dyrektorem cukrowni Hermanów. [4] W dokumentach rodzinnych zachowała się notatka, że był również dyrektorem cukrowni w Rudzie Guzowskiej i Sannikach. W roku 1896 Zdzisław wystąpił do Heroldii o przywrócenie jego synowi Władysławowi podwójnego nazwiska (tzn. Skarbka Kozietulskiego) uzasadniając i dokumentując, że jego dziadek Jan Chrzciciel był zapisany w Heroldii pod podwójnym nazwiskiem, do czego prawo udowodnił przedkładając dokumenty rodzinne (sprzedaży majątków od 1635 r.). Heroldia przychyliła się do jego wniosku.[5] Mniej więcej w tym samym czasie Zdzisłąw kupił dla syna Władysława majątek Kąty koło Sochaczewa, gdzie zmarł w 27 lutego 1905 r. Został pochowany w Szymanowie w grobie swego syna Zygmunta zmarłego dzieckiem.[6]
Jan Skibicki
ur. 27. grudnia 1841 w Lubarze na Wołyniu, pracował przy gospodarstwie swego brata, Kazimierza. Gorąco organizacyą powstańczą zajmował się właściciel tej miejscowości (zdaje się hr. Dunin), on też na folwarku »Bite jezioro«, leżącym w pobliżu Lubarza stworzył główne środowisko przygotowawczej akcyi. Z Lubarza wyszedł Skibicki z Grzegorzem Michalskim, Janem Jatkiewiczem, Ludwikiem Zielińskim z wiosną i wstąpił do Jazdy Wołyńskiej, pozostającej pod dowództwem pułk. Różyckiego. Służył w trzecim szwadronie jazdy i po raz pierwszy brał udział w potyczce pod Salichą, gdzie pierwsze dwa szwadrony walczyły na prawem skrzydle i odciągnęły nieprzyjaciela z bagnistej łąki w pole a trzeci oddział, w którym pozostawał Skibicki tylko chwilowo był zaatakowany przez kozaków. W pierwszem starciu został Skibicki raniony w rękę lancą przez kozaka, mimo jednak rany tak szybko wywinął i tak silnie ugodził kozaka, iż nieżywy stoczył się na ziemię. Szybkim pochodem otaczany zewsząd przez mnogie roty moskiewskie parł oddział ku granicy w nadziei połączenia się z oddziałem gen. Wysockiego i przekroczył granicę koło Palczyniec. Opowiada Skibicki o drobnym epizodzie, jaki zdarzył się przy przejściu granicy w tej miejscowości, gdzie jeden z włościan rozbroił powstańca, stojącego na pikiecie i wydał go w ręce Moskali, którzy go odarli z ubrania i ciężko poraniwszy na miejscu pozostawili. Gdy do pikiety zbliżył się następnie oddział powstańczy i dowiedział się o zaszłym wypadku wdrożył poszukiwania za owym chłopem. Ten tymczasem dowiedziawszy się o nadejściu oddziału zaszył się w strzesze zagrody a odkryty wyrokiem skazany na śmierć, poniósł ją bezwłocznie. Po drugiej stronie kordonu zjawiła się tymczasem piechota austryacka i żandarmi, powstańcy złożyli broń, żandarmerya aresztowała cały oddział, zabrała konie a wojsko eskortowało powstańców furami do Tarnopola, gdzie osadzeni zostali w tzw. »Popowej kasarni«. W drodze wielu umknęło, niejeden zdołał zbiedz w Tarnopolu, którego ludność bardzo serdecznie witała naszych powstańców i tak materyalnie, jak i moralnie starała się ich dolę osłodzić. Furami powieziono ich dalej do Lwowa, gdzie ludność entuzyastycznie i wśród serdecznego a rzewnego nastroju zachowywała się wobec zwycięzców z pod Salichy. Koleją przewieziony został Skibicki do Ołomuńca i w więzieniu tamtejszem przesiedział około 9 miesięcy a z wiosną opuściwszy wraz z 25 towarzyszami więzienie wyjechał do Szwajcaryi. W miejscowości Grosswangen, w kantonie Luzerny, pracował na roli przez 15 lat tj. do r. 1880 zyskując uznanie władzy miejskiej za wzorowe, nienaganne zachowanie się, poczem powrócił do Galicyi i osiadł na małem gospodarstwie w Petrykowie pod Tarnopolem pojąwszy za żonę Szwajcarkę z Grosswangen.
Łukasz Skowroński
Ur. 07.02.1838 Głowno[2] (ob. pow. zgierski, woj. łódzkie) , zm. 20.10.1903 Łowicz. Syn Wincentego i Honoraty Kielańskiej (Kilińskiej) Powstaniec, aresztowany na granicy Wołynia i Ukrainy, siedział dwa lata w twierdzy kijowskiej i 9 lat na Syberii[7]. Po powrocie żonaty z Heleną Julianną Glier, (ślub w 1874 roku w Dmosinie). Małżonkowie zamieszkali w Dobrzelinie, gdzie Łukasz znalazł pracę w cukrowni. Po przenosinach do Łowicza był bardzo zaangażowany w życie społeczne miasta. Dyrektor Tow. Wzajem. Kredytu. Zmarł w wieku 64 lat.[7] [2] ur w Łyszkowicach parafia Pszczonów 1814 r, syn Tomasza Skowrońskiego i Katarzyny Ciesielska małżonków rolników, w dniu ślubu kawaler, obywatel kunsztu rzeźnickiego mieszkający z matką w Głownie. W 1844 r został ojcem chrzestnym późniejszego Powstańca Styczniowego Jana Zielińskiego (ur 1844 r Ośla Górka par. Głowno, pochowanego na cmentarzu parafialnym w Głownie). Wincenty Skowroński zmarł 1888 r w Głownie, pochowany razem z żoną Honoratą (pomimo swojego powtórnego, jako wdowiec, ożenku w Łowiczu). [2] (Kilińska) - ur. ok. 1814 w Bielawach, córka Wincentego i Marianny małżonków rolników w Bielawach [5], zmarła 01.10.1857 w Głownie, w wieku 43 lat. [4] Jego rodzice pobrali się 27.01.1836 r w Bielawach, świadkami byli Jaśnie Wielmożny Hrabia Leon Grabowski dziedzic dóbr Mroga, wnuk ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz Wielmożny Józef Dzimiński burmistrz miasta Bielaw. [5] Nagrobek jego matki nadal istnieje na cmentarzu parafialnym św. Jakuba w Głownie - jest to najstarszy zachowany nagrobek na tym cmentarzu[3]
Józefa Skrzeszewska
Zgon patrjotki. W Drohobyczu zmarła w 92 r.ż. Józefa z Junoszów z Rościszewa Borkowskich Jastrzębiec Skrzeszewska, jedna z tych dzielnych niewiast, które w dobie powstania niespożyte zasługi oddały sprawie narodowej. Już w młodocianym wieku zaprawić się je i przyszło w cierpieniach. Zaledwie wyszedłszy za mąż za śp. Erazma, gorącego patriotę z r. 1846, rozstać się z nim musiała gdyż osadzony w Kufsteinie, skazany został na dożywotnie więzienia. Amnestia po dwu latach wróciła mu wolność, ale nie powstrzymała od dalszej pracy patriotycznej. W r. 1S63 dom pp. Skrzeszewskich w Nieczajnie (Nieczajna, przyp. GP), w tarnowskiem służył drużynom powstańczym za punkt zborny. Bywało, że nieraz po stu ludzi zasiadało do stołu, a obejścia gospodarskie służyły za miejsce ćwiczeń. Wyćwiczonych odstawiał śp. Skrzeszewski nocami do Szczucina nad Wisłą, skąd łodzie przewoziły ich do Królestwa. Utrzymywanie tych drużyn, ekwipowanie i za ­opatrywanie w grosz na drogę' pochłaniało fortunę śp. Skrzeszewskich. Składali ja jednak chętnie na ołtarzu Ojczyzny, poczytując sobie za obowiązek, wspierać ruch narodowy bez względu na jego wyniki. Już po utracie fortuny jeszcze nie przestali się dzielić tem, co im pozostało. Śp. Skrzeszewska, ukochana przez włościan, uwielbiających ją jako swego opiekuńczego anioła, wpajała w dzieci gorącą miłość Ojczyzny. Gdy przybyła kwesta na rzecz powstania, bez wahania ofiarował a srebra i kosztowności, nie pozostawiając nawet kolczyków w uszach małej córeczki, by wszystko co przedstawiało jakąś wartość, odciąć na rzecz serdecznej 'sprawy. Cześć jej pamięci!
Lucyna Skrzyńska
Artykuł | Lucyna Skrzyńska, zam. Żukowska. Lucyna ze Skrzyńskich, ur. 18.02.1844 Ostrowiec Św., zm. 5.2.1944 Już jako mała dziewczynka wychowywana w patriotycznym domu zdecydowana była na czynny udział w walce przeciwko Rosji. Wyrazem tego było, że będąc zaledwie 14 letnią dziewczynką w przysięgła choremu ojcu, że pomści wyrządzone krzywdy. W 1862 r. należała już do ruchu przygotowującego powstanie. Pracowała w organizacji narodowej jako kurierka. Po rozpoczęciu powstania w 1863 roku brała w nim czynny udział początkowo pod komendantem Wiśniewskim, a następnie wstąpiła do oddziałów dowodzonych przez generała Mariana Langiewicza. Były rotmistrz armii rosyjskiej, jej sąsiad Jan Jagniński z Garbacza, który u Langiewicza był instruktorem wojskowym i dowódcą oddziału kawalerii, uczył ją fechtunku i posługiwania się bronią palną. Pod jego okiem opanowała wkrótce technikę walki podjazdowej. Posługiwała się pseudonimem-imieniem "Fulgentyna". Brała czynny udział w walkach pod Bodzentynem i Kunowem. Po kampanii Langiewicza jest w Hrubieszowskiem, pod dowództwem Jana Żalplachty - Zapałowicza. Niektóre informacje mówią, że walczyła również pod Batorzem, Tarnowatką, Fajstowicami i Żyrzynem (jednak kilka z nich się wyklucza). A w maju 1863 r. walczyła na Lubelszczyźnie w szeregach jednego z oddziałów galicyjskich W połowie maja 1863 r. podczas bitwy pod Tyszowcami została ranna w łopatkę i dostała się do niewoli. Z pola bitwy Lucyna Skrzyńska została zabrana przez pułkownika rosyjskiego Emanowa, następnie aresztowana i przewieziona do szpitala Przez okres pięciu miesięcy leżała w szpitalu rosyjskim w Zamościu, a po wyzdrowieniu przez 7 miesięcy odbywała karę więzienia w twierdzy zamojskiej. Została zwolniona za poręczeniem dwóch obywateli ziemskich Jana Rudnickiego i Adolfa Rakowskiego, którzy poręczyli swoim majątkiem zwolniona została przez gubernatora Chruszczowa, gdyż groziła jej zsyłka na Sybir. Po przeprowadzonym postępowaniu kwalifikacyjnym, otrzymała honorowy stopień podporucznika weterana i została wprowadzona do Imiennego wykazu weteranów powstań narodowych 1831, 1848 i 1863 roku[1]. W 1929 r. brała udział w zjeździe weteranów 1863 r. w Poznaniu, gdzie została udekorowana medalem Bolesława Chrobrego[2]. Była też na kolejnym zjeździe weteranów w Warszawie w 1930 r. Odznaczona została Krzyżem Niepodległości[3] i Krzyżem 70-lecia powstania styczniowego. Należała do grupy 53 weteranów, żyjących w roku 1938, którzy 22 stycznia 1938 roku zostali odznaczeni przez Prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski[4]. Osobiście otrzymała odznaczenie z rąk Marszałka Rydza-Śmigłego. Miała już wtedy 95 lat. Zmarła 5 lutego 1944 r. w wieku 100 lat. Pochowana na cmentarzu w Lublinie przy ul. Lipowej 16 (sekcja 33, grób pojedynczy, murowany, wewnątrz pola, blisko rogu pn.- wsch.). Inskrypcja na płycie nagrobnej: śp./ Lucyna/ Żukowska/ żyła lat 98/zm. 5.II.1944/weteranka 1863 r./ porucznik/. Pochowana w grobie użyczonym przez Janinę Kwietniewską.
Józef Skrzyński
Urodził się w roku 1833 w Czołowie w Królestwie Polskiem, majątku rodziców, Jana Nepomucena i Magdaleny z Buthnerów Zawadzkich małżonków Skrzyńskich. Utraciwszy wcze śnie rodziców, wychowywał się w Poznaniu w domu wuja swego. Po wyjściu z gimnazyum Ś. Maryi Magdaleny poświęcił się zawodowi gospodarczemu, kształcąc się w znamienitej szkole turewskiej pod kie runkiem generała Dezyderego Chłapowskiego. Na hasło powstania nie wahał się ani chwili i jeden z pierwszych Wielkopolan chwycił zabroń. Mianowany dowódzcą ruchomego oddziałku konnego, okazał niezwykły talent do prowadzenia partyzantki i zjednał sobie pochwały rządu na rodowego. Wciąż niepokojąc nieprzyjaciela, co chwila staczał z nim po myślne dla oręża polskiego utarczki. „Dnia 9 lipca opowiada świadek naoczny, oficer 2 plutonu — bił się w Łęczyckiem, zbliżając się do mia steczka Główny. Po drodze uwiadomiony o zajęciu tegoż miasteczka przez Moskali, postanowił ominąć ich i przejść bokiem przez las. Było to 11 lipca. Wtem znienacka przy końcu lasu napada nań pół sotni kozaków i zpoza chojenek obrzuca go gradem kul. Następuje zamie szanie i 1 pluton oddziela się od drugiego. Skrzyński wszelako me traci przytomności i komenderuje: w lewo! t. j. na pole. Ale tylko oficerowie i 24 szeregowców idą za nim, reszta pierzcha, mianowicie dwa ostatnie plutony, zamiast uderzyć na wroga, którego miały z frontu, rozsypują się. Skrzyński wraz z garstką wiernych robi zwrot, przy puszcza szarżę, rozbija kozaków i pędzi ich przez pole, wszakże widząc nadjeżdżającą na podwodach z miasteczka piechotę moskiewską, wstrzymuje pogoń i wraca na miejsce pierwszego spotkania. Tu traci 2 i 1/2 godziny na bezowocnem szukaniu reszty swego oddziału. Moskale tym czasem w pół sotni kozaków i sotnią piechoty zbliżają się do ataku. Skrzyński z 28 ludźmi cofa się w porządku, gdy przy przekroczeniu szerokiego rowu koń pod nim pada i łamie nogę. Spostrzegłszy to towarzysze jego, stawają frontem do nadbiegających kozaków i wystrzałami z rewolwerów powstrzymują ich tak długo, dopóki wódz podanego mu drugiego konia nie dosiada, poczem znów zwolna się cofają. Na nieszczęście kula nieprzyjacielska rani Skrzyńskiego ciężko w rękę, który z konia spada. Po raz wtóry zatrzymuje się garstka wiernych, wymierzając celną broń przeciw następującym kozakom. I znów dosiada Skrzyński konia, jeszcze jedna salwa do kozaków, na lewo w tył zwrot i dalszy odwrót w zupełnym porządku. Ale drugi strzał przeszywa Skrzyńskiemu drugą rękę, a w kilka minut później dostaje postrzał w piersi, który go zwala z konia. Nasi po raz trzeci stają w pobliżu stacyi kolei żelaznej Rogdy, lecz w tej samej chwili dopada kozak i spisą przebija na wylot leżącego Skrzyńskiego... Już tylko skinieniem ręki żegna towarzyszów i dostaje się do niewoli na wpół nieżywy. Jeden z piechurów moskiewskich chce go dobić bagnetem, ale go odtrąca ma jor, który zaledwie sam nie przypłaca swego szlachetnego czynu życiem. Rozjuszony bowiem żołdak rzuca się nań, wołając: „Oddaj broń, skoro nie umiesz służyć!“ Wszelako nie zamordowano Skrzyńskiego, ale dzięki staraniom w'sponmionego majora rosyjskiego, opatrzono jego rany. Pomimo strasznych cierpień, gdy odzyskał przytomność, odezwał się do otaczających go oficerów rosyjskich w te słowa: „Nie mam żalu do was — wy bronicie cara, lecz patrzcie, jak słodko jest umierać za Ojczyznę!“ — To truło ostatnie jego chwile, że tak sromotnie opuściły go dwa plutony jego jazdy. Dla ich odszukania stracił półtrzeciej godziny, które mógł użyć do odwrotu. Ale gdy towarzysze jego robili mu przedstawienia, by o własnem myślał ocaleniu: „Cóżby — rzecze — powiedziały matki i siostry nasze, iżem zgubił ich synów i braci, mej pieczy powierzonych... Raczej dam się rozsiekać, a o losie ich zapewnionym być muszę.“ — I padł bohater ofiarą swego poświęcenia!... Zażądał spowiednika, a przyjąwszy Sakramenta ŚŚ., w pięć minut du cha wyzionął. Pogrzebany w miasteczku Brzezina w województwie rawskiemu
Edmund Slaski
Edmund Feliks Slaski. Pochodził z rodziny h. Krzywda, ze Slazów. Ur. 19.11.1829 Lwów[5][8], nr nr 437, zmarł z ran 30.10.1863. Syn Ignacego Slaskiego oraz Joanny Grobelskiej. Ojciec pochodził z Wysocka Wyżnego, syna Andrzeja i Marianny Wiśniewskiej[5], kontroler magistratu lwowskiego. Był aktywny niepodległościowo w czasie 1848 roku. Określany jako zagorzały nieprzyjaciel rządu i intrygant polityczny, pełnił funkcję Towarzystwa Przyjaciół Prawa. Działał także wg władz niepoprawnie podczas wyborów, na terenie trzeciej dzielnicy we Lwowie. Pozostawał pod obserwacją władz. Właściciel kamienicy pokarmelitańskiej (później szkoła realna przy ul. Kamiennej) na przeciwko więzienia, z której okien prowadzone było porozumiewanie się z więźniami za pomocą "telegrafu optycznego".[11] Edmund walczył w powstaniu węgierskim pod rozkazami . Następnie wcielony został do armii austriackiej do kawalerii, dosłużył się stopnia oficera pełnią funkcję adiutanta. Objął posadę suplementa w gimnazjum Franciszka Józefa, gdzie wykładając język niemiecki, geografię i rachunki kształcił w duchu narodowym, chodząc zawsze polskiej czamarce. Po wybuchu powstania zorganizował oddział młodzieży gimnazjalnej z którymi już 30.1. kierował się pod Tomaszów do oddziału Jana Czarneckiego. Edmund pełnił tam funkcję dowódcy 4 plutonu. Po rozwiązaniu był kapitanem na czele kompanii pod Leonem Czechowskim. Walczył tu nad Tanwią(20.3) i (21.3). Otrzymał stopień majora i misję uformowania własnego oddziału pod gen. Aleksandrem Waligórskim. Oddział był doskonale uzbrojony i składał się z wyszkolonych żołnierzy. Po pięciodniowych forsownych marszach oddział został otoczony (22.10) przez przeważające siły wroga składające się z 11 rot piechoty, 2 sotni kozaków, 1 sotni dragonów, 1 sotni ułanów i dwóch dział. Edmund śmiertelnie raniony zmarł z ran 30.10 w Zaleszanach gdzie w dobrach br. Konopki był urządzony lazaret. Spoczął w wspólnym grobie z również śmiertelnie rannym w tej samej bitwie. Powstańcem był też jego brat walczący pod komendą Edmunda. Oprócz tego miał jeszcze 6 rodzeństwa, z których 3 wcześnie zmarło. Przeżyli prawd. Ignacy Roman, Dionizy Franciszek, Karolina Augusta oraz wspomniany Leon.
Aleksander Krzysztof Smaczniński
Dn. 14 czerwca r. b. zmarł w Warszawie ś.p. Aleksander Smaczniński, literat i publicysta. Urodzony w r. 1845 w Piotrkowie, jako syn Wincentego znanego zaszczytnie pedagoga, długoletniego dyrektora gimnazjum tamtejszego, a później wizytatora szkół za kuratorji Muchanowa, Aleksander Smaczniński kształcił się w Warszawie, gdzie ukończył gimnazjum, po czym wyjechał za granicy na studia rolnicze w Hochenheim. Rychło jednak powrócił do kraju, aby wziąć udział w powstaniu 1863 r. Po upadku powstania znalazł się na emigracji. Tęsknota jednak i poczucie obowiązków narodowych zmusiły go do powrotu. Dwukrotnie aresztowany i wieziony za uczestnictwo w wypadkach 1863 r., odzyskawszy wreszcie wolność i prawo mieszkania w kraju, osiadł na własnym kawałku ziemi, w Sacinie, w pow. rawskim. Niepowodzenia jednak zmusiły go do szukania pracy na innym polu. Przeniósłszy się do Warszawy w r. 1889, rozpoczął tu pracę publicystyczną i literacką. Artykuły jego, zamieszczane niemal wyłącznie w Tygodniku mód i powieści, którego przez lat 16 był redaktorem, odznaczały się zawsze szlachetnością myśli, głębokością i niezależnością sądu, ale szerszemu ogółowi, ze względu, że drukowane były w piśmie niezbyt poczytnym, mało były znane. Nie ograniczał się jednak Smaczniński wyczerpującą pracą publicystyczną. Tworzył także powieści, nowele i opowiadania, pisane żywo i zajmująco. Ogłoszone oddzielnie jego utwory: „Zbłąkani," „W wieku," „Na dnie otchłani" „Samodzielna," „Nowele" i dwa tomy „Wspomnień" zostały dobrze przyjęte przez krytykę. Ostatnią jego pracą są opowiadania więzienne p. t. "Z za kraty" Oparte na obserwacji bezpośredniej, wzięte wprost z życia, z tego, co autor sam przeszedł podczas dwukrotnej utraty wolności, mają one charakter dokumentów, tym cenniejszych, iż dotyczą przeszłości, którą wypadki lat ostatnich odsunęły już od nas ostatecznie, przynosząc nowe wrażenia, zacierające trądycję pokolenia poprzedniego. Smaczniński był tego pokolenia przedstawicielem typowym. W pogromie nie stracił swoich idei, ale niósł je do końca, pielęgnując we własnej duszy i starając się najgłębsze ukochania swojego czystego i szlachetnego serca szczepić wśród młodszych, których był przyjacielem, mimo znacznej różnicy wieku.
Maciej Smoleński
Ks. Maciej Zagłoba Smoleński, używający kryptonimu M.S. (ur. 23 lutego 1832 we wsi Grabienice Małe k. Ciechanowa – zm. 8 października 1899 r. w Krakowie). Miał braci Juliana, księdza i tłumacza oraz Władysława, historyka Mazowsza. Syn rodziny szlacheckiej Józefa i Balbiny ze Smosarskich. Nauki pobierał w Mławie, Płocku i Akademii Duchownej w Warszawie, którą ukończył w 1858r. Początkowo pracował jako wikariusz w Lipnie. Po roku pracy przy parafii lipnowskiej otrzymał nominację na profesora Seminarium Duchownego w Płocku. W 1862r. na skutek prośby parafian lipnowskich został mianowany katechetą pięcioklasowej szkoły w Lipnie. Nominację tę Komisja Rządowa WRiOP (Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) w Warszawie odrzuciła. Od 2 marca 1861 r. był proboszczem w Dulsku w ziemi dobrzyńskiej oraz administrował Dobrzyniem nad Drwęcą. Razem z właścicielem tej wsi, Aleksandrem Wysockim prowadził śmiałą działalność w okolicy przeciwko zaborcy rosyjskiemu, za co otrzymał od władz surowe nagany. Za sprzyjanie Powstaniu Styczniowemu został postawiony przed sądem i zesłany do Rosji. Wkrótce wrócił i 1 sierpnia 1865r. otrzymał parafię w Lipnie. Za patriotyczne kazania został aresztowany rozkazem generała – policmajstra Królestwa Polskiego z dnia 2 lutego 1866r. i 24 lutego zesłany na dwa lata do klasztoru w Oborach, gdzie internowano księży oskarżanych o udział lub popieranie powstania. Zbiegł w dniu 30 października 1866r. za granicę, na wiadomość, że władze carskie zbierają dalsze informacje o jego działalności patriotycznej. Przez kilka lat pracował jako wikariusz w czeskim Hradczynie pod Praga, a następnie przeniósł się do Galicji. Pełnił funkcję kapelana Sióstr Szarytek w Załoźcach (obecnie Ukraina), a następnie wikariusza w Wielopolu. Od 1876r. był proboszczem w Domosławicach koło Brzeska. Zasłużony dla miejscowej szkoły – 4 października 1888r. dokonał poświęcenia murowanego – parterowego budynku szkolnego, określanego jako: …wspaniały i drugi po kościele – świątynią ducha” (będący). Pozostawił po sobie wiele cennych prac: m.in. skończoną 15 sierpnia 1868r. w Załoźcach i wydaną w 1869 we Lwowie pracę p.t. „Cztery kościoły ziemi dobrzyńskiej” (Obory, Ruże, Dulsk, Dobrzyń n. Drwęcą) oparte na materiałach przejrzanych podczas internowania w klasztorze oborskim.” (Cztery Kościoły).
Kazimierz Sokalski
Ur. 23.2.1841 Sieniawa, zm. 04.05.1918 Wadowice. Syn i Fryderyki Chrzanowskiej h. Korab. Uczył się w gimnazjum tarnowskich, gdzie prowadził działalność patriotyczną. Jeszcze przed powstaniem młodzież ta zorganizowała tajną grupę 130 osób przygotowanych do wymarszu. Ostatecznie przed wymarszem pojechał do ojca, który postanowił jechać z nimi. W ten sposób przez Tarnów i Kraków dostali się do Ojcowa, gdzie Kazimierz służył w oddziale strzelców Uhmy przy bezpośrednim udziale swojego ojca. Walczył w bitwie miechowskiej (uzbrojony w kosę). Następnie powrócił do Krakowa i przebywał w domu przy ul. Grodzkiej 46[11], aby przedostać się do obozu w Goszczy, gdzie został, za radą ojca, przyjęty do Żuawów Rochebruna. Walczył pod Sosnówką, Chrobrzem i Grochowiskami - gdzie był ranny (w tej samej serii strzału zginął na jego rękach jego ojciec). Leczył się w domu Eliaszewicza w Tarnowie a następnie w Lubieniu i w szpitalu w Krzeszowicach przez 5 miesięcy. Po powstaniu w 1879 uczył się w Krajowej Szkole Lasowej we Lwowie[6], a następnie w 1881 zdał egzamin państwowy[7]. W 1880 pisał do Włodzimierza Dzieduszyckiego z prośbą o pomoc w znalezieniu posady[8]. Znalazł posadę w lasach państwowych w Kętach.[5] W 1894 podpisał deklarację przystąpienia do Towarzystwa Weteranów.[9] Pierwsza żona zmarła przez 1894[9]. Druga - Ludwika Buła, zm. po 1919[10]. Dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa[9]. Z drugiego małżeństwa: - Stanisław (1895 Kęty) - Józefa Franciszka (1899 Kęty) - Stanisław (1911 Kęty)
Franciszek Sokulski
Ur. 6.1.1811 Łuczyńce, k. Brzeżan, zm. 21.2.1896 Błudniki, k. Kołomyi. Syn Jana i Marianny Zbierzchowskiej. Uczęszczał do jezuickiego konwiktu w Tarnopolu, a następnie w Brzeżanach. Studiował filozofię na Uniwersytecie Lwowskim (przerwane). Przez ten czas żył z udzielania korepetycji i nauczycielstwa. Brał udział w Powstaniu Listopadowym 20 Pułku Piechoty Liniowej. Walczył pod Grochowem, Liwem, Węgrowem i Sokołowem. Po awansie na podporucznika wziął udział w wyprawie gen. Chłapowskiego na Litwę. Ukrywał się w miejsc. Porszerksznie i Tauszany (chorując na febrę). Następnie wyemigrował przez Prusy do Francji. Dokończył naukę w École des Mines w St-Etienne i pracował w Korpusie Dróg i Mostów jako konduktor. W 1848 zaangażowany we Lwowie jako emisariusz Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, razem z Heltmanem, po czym znów musiał się ukrywać i wyjechał na Węgry gdzie zaciągnął się do Legionu Polskiego. 26.5.1849 awansowany do stopnia kapitana. Po klęsce działań węgierskich wraz z Legionem wyjechał do Turcji. Tam pozostał, będąc agentem Rządu Narodowego. W 1853-4 w czasie Wojny Krymskiej po raz kolejny bierze udział w sformowaniu legionu polskiego przy armii tureckiej. Następnie przez 20 lat prowadził z sukcesem prace nad układaniem linii telegrafów łączących odległe miasta w Turcji, a także łącząc Turcję z Europą. Do prac tych zaangażował wielu Polaków przybywający na emigracji dając im schronienie i możliwość zarobku. W czasie Powstania Styczniowego zorganizował wyprawę , która przez Rumunię miała dostać do Polski. Zatrzymana . Na Emigracji przebywał do 1881. Powróciwszy uzyskał posadę inżyniera na linii Kołomyja-Peczeniżyn - mieszkając w Peczeniżynie. Gorący patriota, ujmującego charakteru i wielkiej delikatności w obejściu. Należał do ludzi, którzy głośno kroczyć nie umieją, i których bardzo blisko poznać trzeba aby ocenić ich wartość. Całe życie pracując dla Polski zmarł by w biedzie gdyby nie przytułek u przyjaciela. Ostatnie 5 lat życia spędził w Błudnikach k. Halicza u , byłego powstańczego naczelnika powiatu olhopolskiego.
Tomasz Stamirowski
Ur. ok. 1830 Stamirowice. Jego rodzice posiadali własny majątek w Stamirowicach w powiecie rawskim. Jasny blondyn, z wąsikiem, wysokiego wzrostu, bardzo przystojny[3]. Oficer rosyjskiej kawalerii. Już wcześniej był znany z awanturniczego trybu życia. Początkowo w Powstaniu, napadł samotnie na 5 Moskali w Mszczonowie. Walczył pod rozkazami gen. Mariana Langiewicza, gen. Antoniego Jeziorańskiego (jako oficer sztabowy), od 4.1863 dowodził niewielkim oddziałem kawalerii u Dionizego Czachowskiego. Nie stronił od alkoholu, unikał walki, próbował czerpać własne korzyści, opuszczał pole walki. Uciekł np. z pola bitwy pod Michałowem 24.4.1863. Przez liczne skargi w końcu wydano na niego wyrok, lecz on umykał zarówno Moskalom jak i powstańcom. Do egzekucji jednak nie doszło prawdopodobnie z tego powodu, że Czachowski znał dobrze rodziców i dał szansę młodemu awanturnikowi, który obiecał poprawę i lojalność. Stamirowski sformował samodzielny oddział żandarmerii.[4] Zajmował się głównie nakładaniem kontrybucji na własną rękę, gwałtami, rozbojami. Podrabiał pieczęcie powstańcze,sam mianował się pułkownikiem. Czachowski odnalazł go jednak w domu rodzinnym i zastrzelił go, a adiutant Majchrowski dla pewności dał jeszcze dwa strzały. A jednak Stamirowski uszedł z życiem. Powrócił do dawnego rzemiosła. Później próbował go zmusić do posłuszeństwa Bończa co nie osiągnęło żadnego skutku. W końcu, gdy w końcu sierpnia wraz z kasą 20.000 złotych przedzierał się do Krakowa został zatrzymany przez Chmielińskiego w Oksie. Doszło tu do regularnej potyczki po której Stamirowski został schwytany i wydany pod sąd polowy. Zakończył się on wyrokiem powieszenia Stamirowskiego - co też zostało wykonane w Radkowie. Po założeniu stryczka prosił żeby mógł się sam udusić - na co mu pozwolono. Sam podciągnął się i trzymał w ręku postronek, aż do oddania ducha.[1] Prasa podawała, że został rozstrzelany przez Czachowskiego już w czerwcu 1863[2], lecz opis jego egzekucji z sierpnia w oddziale Chmieleńskiego dał naoczny świadek - Władysław Modrzewski[1]
Strona z 25 < Poprzednia Następna >