Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 312
Strona z 8 < Poprzednia Następna >
Józef Ingwer
ur. w r. 1841 w Tarnopolu. Jako słuchacz uniwersytetu w kwietniu 1863 r. wyruszył bo powstania wyszedłszy z Tarnopola wraz z Alfredem Posuchowskim, auskultantem sądowym i Henrykiem Górskim, studentem gimnazyalnym. »Pocztą obywatelską* przybyli nad granicę do Rudy Różanieckiej i przez chłopa przewodnika przeprowadzeni zostali z kilkunastu innymi przez rzekę Tanew. Po drugiej stronie kordonu chcieli się połączyć ze znaczniejszym oddziałem, który w tej okolicy miał się zorganizować. Zamiast oddziału, jakiego się spodziewali, zastali jedynie naczelnika oddziału, Lelewela Borelowskiego, dalej adjutanta tegoż i jednego szeregowca, stojącego zdaleka od nich z rewolwerem w ręku na straży. Zwiększony w ten sposób oddział nie miał broni i dopiero w tydzień później doszedł lasami na miejsce, w którym oczekiwały bryki z bronią. Oddział zwiększył się tymczasem do liczby czterdziestu i zaopatrzył się w dobrą broń, w karabiny austryackie. W kilkanaście dni później oddział zwiększony do liczby około 300 ludzi, stoczył z Moskalami potyczkę pod Cnruśliną, gdzie opadły go cztery roty moskiewskie, liczące 1200 ludzi wraz z 2 armatami. Moskale otoczyli oddział z dwóch stron i zadali mu klęskę. Podczas utarczki został Ingwer raniony w ramię ponad obojczykiem i zaraz w nocy przewieziony bryką do miasteczka Opola, i tu w szkole opodal klasztoru Pijarów, zamienionej na tymczasowy szpital pozostało w lazarecie kilkunastu rannych, gdzie aptekarz z Tarnopola, Józef Pineles pełnił obowiązki aptekarza i felczera. W tym lazarecie leczył się Ingwer przez trzy tygodnie, poczem przez tydzień przebywał w pewnym domu obywatelskim w sąsiedniej wsi nad Wisłą. W pobliżu znajdował się oddział Wierzbickiego, b. pułkownika tureckiego, do tego też oddziału wstępuje Ingwer i z nim przebywa utarczkę pod Kraśnikiem a po złączeniu się z oddziałem Grzymały pod dowódctwem Kruka ponownie pod Chruśliną na szosie koło Janowa, gdzie atak moskiewski nie udał się, wreszcie oddział pod Żyżynem odnosi walne zwycięstwo wycinając w pień kilkuset nieprzyjaciół, zabierając kasę moskiewską, dwie armaty itd. Po potyczce tej zapadłszy na zdrowiu utrzymuje Ingwer urlop, z końcem sierpnia udaje się do Opola, gdzie pozostaje do końca września. Gdy w okolicy pojawił się oddział Leniewskiego, złożony z około czterystu ludzi, wstępuje do tego oddziału i pozostaje w nim aż do końca grudnia, stacza cztery potyczki mniejsze, w ostatniej z nich wraz z oddziałkiem z 10 ludzi zostaje odcięty od swego oddziału i z nimi, jak i z wozem, zawierającym broń, do końca grudnia przedziera się za swym dowódcą. W czasie tej włóczęgi napotyka pewnego razu na znakomicie zorganizowany zastęp Kruka, który nie przyjmując ze słusznych przyczyn oddziału pieszych, wskazał mu jednak kierunek drogi, którym postępując zetknął się Ingwer w dniu 24. grudnia z dawnym swym oddziałem. Wskutek choroby na zarządzenie Wrońskiego, adjutanta Leniewskiego, opuszcza oddział z powodu grasujących licznych rot moskiewskich wyprawiany z dworów czemrychlej w dalszą podróż napotyka na zastęp nieprzyjacielski, przed którym jednak zręcznie się usuwa wjeżdżając w parów, po raz drugi w kilka dni później zajeżdżają mu drogę kozacy i gdy »wykręty« nie budzą u nich zaufania, powstańca naszego prowadzą do Piasków Luterskich, gdzie przeprowadzony został przed majora Pawłowa, w kilka dni później przewieziony do Lublina i osadzony w zwykłem więzieniu. Po pewnym czasie odstawiony zostaje przed sąd wojenny a gdy wzbraniał się wydać nazwiska swych towarzyszy, skazany został na osiedlenie w Syberyi. Wraz z 40 towarzyszami prowadzony przez konwój udaje się następnie pieszo z Lublina do Warszawy, gdzie tydzień przesiedział w cytadeli i w dniu 19. marca wyrusza koleją z Warszawy w dalszą podróż do Petersburga, dalej do Moskwy, dokąd przybył w towarzystwie już tylko 29 towarzyszy. Tu skazańcy-towarzysze wspólnej doli przesiedzieli w cyrkułowem więzieniu policyjnem a następnie ze zmienionym konwojem a i wzmocnionym tak, że na jednego powstańca przypada! jeden żandarm, przybywają do ostatniej stacyi kolei żelaznej w Niżnym Nowogrodzie. W czasie wiosennych roztopów okropna droga do Tobolska trwała 23 dni dniem i nocą. Na miejscu tymczasowego przeznaczenia wstrzymano konwój, gdyż z powodu ciągłych roztopów dalsza droga była wprost niemożliwą. W Tobolsku przebywał Ingwer od marca do pierwszych dni lipca. Liczne rzesze skazanych dochodziły w tem mieście do trzech tysięcy, wykłady, pogadanki a nawet próba utworzenia teatru —urozmaicały życie wśród ponurego wyglądu sybirskiego krajobrazu. Porządkiem etapowym z początkiem lipca udał się Ingwer w dalszą drogę i wreszcie w grudniu stanął w guberni jenisejskiej, parafii aczyńskiej, we wsi Marjasowej, gdzie wraz z drugim towarzyszem Ks. Dr. Logą z Poznania przebywał półtora roku. Po jego upływie z polecenia władz zmienił miejsce swego pobytu i zamieszkał w drugim powiecie minusińskim we wsi Minusińsku. Gdy stopniały zasoby pieniężne, jakie miał przy sobie, żył z pracy rąk, pracował przy ścinaniu drzew i budowie promów. Wśród tych ciężkich warunków przebywał dwa lata, w końcu pełnił obowiązki nauczyciela domowego w domu urzędnika rosyjskiego. W r. 1868 wskutek reklamacyi rządu austryackiego, przeprowadzonej głównie zabiegami posła Ks. Ruczki, w styczniu 1868 r. opuszcza miejsce swego osiedlenia i powraca wraz z Czaplickim, autorem »Czarnej Księgi*, jego żoną i niejakim Florczakiem do Galicyi, gdzie w Krakowie stanął w dniu 26. sierpnia 1868 r. W powstaniu otrzymał w październiku 1863 r. nominacyę na podporucznika i w tym też charakterze dostał się do niewoli. Po powstaniu osiadł w Tarnopolu i tutaj piastował zczasem kierownictwo Miejskiej Kasy Oszczędności, później Banku powiatowego.
Ryszard Janicki
ur. w r. 1835 w Kipiaczce z ojca Michała, kawalera legii honorowej i porucznika wojsk Napoleońskich i matki Herberty z Małachowskich. W r. 1857 osiadł na gospodarstwie w pobliżu Odessy, które rozwinął wzorowo w ciągu lat kilku. Gdy wybuchło powstanie styczniowe opuszcza dzierżawę i z kilku tysiącami rubli w kieszeni udaje się na Kiszyniew przez Nowosielicę do Czerniowiec, gdzie spotkał się z Mieczysławem Borkowskim z Mielnicy. Poinformowy o przygotowaniach do powstania i wstępnej akcyi zbrojnej powziął Janicki niezłomne postanowienie współdziałania w akcyi organizacyjnej i w tym też celu udał się do Komitetu Rządu Narodowego, gdzie z powodu tego, iż znał kilka języków i byl w posiadaniu paszportu uzyskał początkowo misyę przewiezienia pieniężnej sumy do Gałaczu, później jednak zmieniono powyższe zarządzenie i polecono mu odbyć podróż informacyjną z Gałaczu do Tulczy i Bukaresztu. Pozyskawszy pewne informacye u Dra Gracowskiego w Gałaczu, zajmującego się tamże pracami organizacyjnemi, udał się do Tulczy, gdzie zgłosił się u Polaka, Cholewińskiego, naczelnika urzędu telegraficznego, pracującego również w organizacyi. Cholewiński udzielił Janickiemu żądanych informacyi, z któremi powrócił do Gałaczu, gdzie uzyskał polecenie udania się do Bukaresztu. W mieście tem pozyskał informacye u Polaka, Dra Gliicka, lekarza nadwornego ks. Kuzy. Informacye te dotyczyły składek na rzecz organizacyi powstańczej, nastroju wobec ruchu powstańczego, kwestyi różnych zaciągów. Z Bukaresztu wyjechał Janicki na Jassy do Lwowa, gdzie należący do organizacyi Michał Mrozowicki zawiadomił go, że postanowioną jest misya do Włoch celem pozyskania dla sprawy powstania poparcia ze strony Garibaldiego, bawiącego podówczas na Kaprerze. W Komitecie misyę tę powierzono Janickiemu z tem, by przybrał sobie bawiącego we Florencyi Zygmunta Sarneckiego, który zbiegiem okoliczności był kuzynem Janickiego. Sprawa misyi dotyczyła formowania oddziału ochotników włoskich. Zaopatrzony w papiery wyjechał Janicki do Włoch, we Florencyi porozumiał się z Sarneckim i obaj ruszyli do Genui, gdzie konferowali z Komitetem, organizującym oddział ochotników włoskich. W oddziale tym, jaki miał wylądować w Odessie, powierzono Janickiemu funkcye komisarza wojennego. Serdecznie przyjęci przez Komitet w Genui udali się następnie obaj do Garibaldiego, by zyskać poparcie jego dla sprawy. Z Magdaleny ruszyli łodzią na wyspę Kaprerę, gdzie podówczas bawił Garibaldi. Zastali go złożonego ciężką chorobą a gdy mówić mu wzbroniono, pisał na kartce na przemowę Sarneckiego. Garibaldi zachęcał do wytrwania i wobec obu polskich kuryerów zachował się bardzo uprzejmie, przyrzekł moralne poparcie powstaniu i obiecał wyjednać zezwolenie na uformowanie oddziału oficerów włoskich dla celów ruchu zbrojnego. Z polecenia ojca towarzyszył obu kuryerom w ich drodze powrotnej na wyspę Magdalenę syn jego Menotti Garibaldi, odnoszący się ze szczerem uznaniem dla powstania styczniowego. Na wyspie tej ofiarował Menotti Garibaldi z polecenia ojca lawetę dużego kalibru na rzecz powstania. Janicki przewiózł ją do Genui, skąd wysłał dar Garibaldiego do Krakowa. Garibaldi przedstawiał delegatom, że powstanie polskie budzi wśród włoskiego społeczeństwa wielką sympatyę, której dowodem miało być formowanie oddziału ochotników włoskich w Genui. Przez Turyn i Wiedeń wrócił Janicki do Krakowa. We Lwowie omal nie wpadł w ręce policyi i uniknął więzienia jedynie z tego powodu, że spisane na cienkiej bibule informacye w ostatniej chwili przed mającem nastąpić aresztowaniem połknął. Janicki po przybyciu do Lwowa udał się do Komitetu, któremu złożył obszerną relacyę ze swej misyi bo Włoch. Niebawem otrzymał Janicki nową misyę bo Obessy, bezwłocznie wyruszył w brogę, otrzymawszy papiery, które miał obbać w ambasabzie angielskiej w Konstantynopolu. Z paszportem wyrobionym bla siebie i furmana wyruszył Janicki w drogę, podczas której umożliwił ucieczkę Józefowi Krajewskiemu, naczelnikowi powiatu konstantynowskiego, któremu groziło aresztowanie — a uczynił to w ten sposób, że mimo ścisłej rewizyi przewiózł Krajewskiego przebranego za furmana swego bo Konstantynopola. W półtora boby przybyli bo tego miasta. W Konstantynopolu zgłosił się Janicki w Komitecie, w którym obok ks. Czartoryskiego zasiadali Tomasz Kwiatkowski, zegarmistrz, — Sokulski i inni. Janicki złożył informacye, podane przez Komitet lwowski i oddał papiery w ambasadzie angielskiej. Wobec możliwości pozyskania ochotników włoskich, zakupiono w Konstantynopolu statek, który miał im umożliwić przejazd. W ambasadzie angielskiej przyjęto Janickiego uprzejmie i zapewniano go o sympatyach bla ruchu zbrojnego polskiego a powziąwszy ob niego informacye o dotychczasowym stanie rzeczy zaznaczono, że odpowiedź będzie przesłaną Komitetowi przez konsulat w Odessie. Janicki udał się następnie Dunajem bo Wiednia a później bo Krakowa. Polki z Konstantynopola ofiarowały na rzecz powstania kwotę 5.000 fr., którą Janicki wręczył Komitetowi krakowskiemu, poczem udał się bo Lwowa. Tu powziął plan wstąpienia bo oddziału i został mianowany komisarzem w oddziale Miniewskiego. W Środopolcach, w żółkiewskim powiecie, przez dwa dni czekał w bomu P. Stecknich na ów oddział, który zbierał się w lasach. Po poświęceniu chorągwi odebrał imieniem Rządu Narodowego przysięgę ob oddziału, który następnie ruszył w kierunku na Radziwiłłów. Po rozbrojeniu oddziału przez wojsko austryackie objechał Janicki bo Środopolec 30 a stamtąd do Lwowa, gdzie przez czas pewien złożony był chorobą. Gdy powrócił do zdrowia czekała nań nowa misya z ekspedycyą polską do Konstantynopola. Tworzyli ją Tadeusz Oksza Orzechowski, Dr Jan Zaleski, T. Zawadyński z Ukrainy, Puchała z Królestwa i kilku innych. Ekspedycya wyruszyła w ośmiu przez Tryest do Konstantynopola, gdzie Orzechowski prowadził ciągłe konferencye z Wielkim Wezyrem, z krajem w ustawicznej też pozostawał korespondencyi. Janickiego wysłano do stacyi kolejowej Kistendże z poleceniem ukrycia broni, jaka miała nadejść statkiem a następnie wysłania jej do Odessy. W miejscowości owej przebywał Janicki przez przeciąg trzech tygodni, nie doczekał się jednak oczekiwanej broni. Tymczasem w kraju szło coraz gorzej. Janicki otrzymawszy urlop przez Odessę powrócił do Lwowa a gdy powrót w okolicę Odessy był już niemożliwy, osiadł na roli w kraju w majątku własnym, w Berezowicy Wielkiej pod Tarnopolem. Współpracował w organizacyi z tytułem komisarza województwa bracławskiego.
Hipolit Jaworski
(pseud. Jan Drewnowski) Dowódca Oddziału Rawskiego w Powstaniu Styczniowym. Hipolit Jaworski urodził się w Opocznie 13 lipca 1813 roku, w rodzinie mieszczańskiej. Jeszcze jako młodzieniec, przed wybuchem powstania listopadowego, zaciągnął się do wojska i brał udział w kampanii 1831 roku. Po upadku powstania, wraz z innymi żołnierzami, udał się na emigrację i osiadł na wyspie Jersey. Jego gwałtowny charakter i zadziorność powodowały, że często popadał w konflikty z kolegami, co doprowadziło go nawet do pojedynku. W 1833 roku udał się do ogarniętej wojną domową Portugalii i zaciągnął do polskiego legionu tworzonego tam przez . Polacy nie wzięli jednak udziału w walkach, gdyż rząd portugalski zerwał z nimi porozumienie, a protestującego Bema aresztował. Jaworski postanowił więc w 1834 roku powrócić do Ojczyzny. Po pojawieniu się w Warszawie, został przez władze carskie, jako wojskowy biorący udział w powstaniu listopadowym, uwięziony i przeszedł kilkumiesięczne śledztwo. Skazano go na służbę w Apszerońskim pułku piechoty stacjonującym na Kaukazie. Drogę do twierdzy zwanej Temir-chan-szura, która była stałą kwaterą tego pułku, odbył na piechotę, etapami, docierając tam w 1835 roku. Trudny charakter powodujący częste konflikty z przełożonymi był przyczyną długoletniego pozostawania w służbie w stopniu podoficerskim. Dopiero w 1841 roku został awansowany na oficera, a z powodu tego, że w ogniu walki z kaukaskimi plemionami czuł się bardzo dobrze, będąc również kilkakrotnie rannym, to i o następne awanse było mu już łatwiej. Nie zamierzał jednak całe życie pozostawać żołnierzem i dlatego w 1846 roku, w stopniu kapitana, podał się do dymisji i powrócił do kraju. Osiadłszy w Warszawie prowadził bujne życie towarzyskie, jednak szczupłe dochody nie zabezpieczały mu należycie przyszłości. Dlatego też, korzystając z bytności cara Mikołaja I w 1850 roku w Warszawie, wyjednał sobie u niego audiencję, na której poprosił o nadanie mu stanowiska za wojskowe zasługi, które były jego udziałem podczas służby na Kaukazie. Carowi spodobała się łatwość wysławiania się Jaworskiego oraz jego słuszna, wojskowa postawa więc nakazał przyznać mu stanowisko bau-adiutanta czyli dozorcy carskich siedzib w stolicy. Była to służba dość łatwa i finansowo zabezpieczała jego przyszłe potrzeby więc niebawem ożenił się z protestantką i życie zaczęło mu płynąć spokojnie. W 1858 roku pod przybranym nazwiskiem Mieczysław Terlica rozpoczął publikacje w "Gazecie Warszawskiej" własnych wspomnień o Kaukazie. W 1862 roku Jaworski przystąpił do konspiracyjnej Organizacji Narodowej, której zadaniem miało być przygotowanie powstania i odbudowa niepodległego państwa polskiego w granicach z 1771 roku. Zbliżył się w niej do stronnictwa tzw. "mierosławczyków", którzy na przywódcę przyszłego powstania chcieli wynieść generała Ludwika Mierosławskiego. Po wybuchu powstania Tymczasowy Rząd Narodowy faktycznie zaproponował osobę Ludwika Mierosławskiego na dyktatora powstania, ale ten po wkroczeniu do Kongresówki i przegraniu dwóch potyczek wycofał się do zaboru pruskiego, nie zrzekając się jednak stanowiska. W tym czasie Hipolit Jaworski, jako osoba w Warszawie dość znana, zatrudniona na carskim urzędniczym stanowisku, zaczął używać pseudonimu "Jan Drewnowski". W kwietniu 1863 roku, stronnictwo "mierosławczyków" licząc na powtórne przejęcie władzy nad powstaniem przez Mierosławskiego, który nadal uważał się za dyktatora powstania, zaczęło szykować ku temu sprzyjający grunt. Naczelnik wojenny województwa mazowieckiego, pułkownik Józef Alojzy Seyfried, zagorzały "mierosławczyk", nakazał już prawdopodobnie wtedy naczelnikowi wojennemu powiatu rawskiego, majorowi? (pułkownikowi?) Janowi Drewnowskiemu, zorganizowanie oddziału powstańczego, który miał wspomóc powtórne wkroczenie Mierosławskiego do Kongresówki i przejęcie władzy. Oddział ten organizowany miał być w powiecie rawskim, gdyż organizacja narodowa tego powiatu była najbardziej przychylna Mierosławskiemu i nie szczędziła funduszy na wyekwipowanie oddziału. Tak więc w połowie kwietnia Drewnowski w Korabiewicach między Mszczonowem a Rawą, zaczął organizować swój oddział powstańczy. Pomocą służyli mu właściciel Korabiewic, Kejsinger oraz powstańczy naczelnik miasta Mszczonowa, proboszcz Władysław Polkowski, który poświecił nawet powstańczą broń. Oddział ten składał się z jednakowo umundurowanych powstańców i wyposażony był w bardzo dobrą jak na owe czasy broń w postaci belgijskich i austriackich sztucerów. Po otrzymaniu wiadomości, ze na początku maja Mierosławski ma ze swoim oddziałem wejść niedaleko Krakowa w granice Kongresówki, Drewnowski postanowił przemieścić się bliżej województwa sandomierskiego, w okolice Nowego Miasta nad Pilicą i tu po połączeniu się z oddziałem pułkownika Władysława Kononowicza oczekiwać na nadejście generała. Do 10 maja miał również dotrzeć w te strony pułkownik Seyfried ze swoim oddziałem. W dniu 29 kwietnia wyruszono więc spod Korabiewic. Po drodze przyłączały się do Drewnowskiego drobne oddziały formowane przez okoliczną ludność, tak, że po przybyciu w nadpilickie lasy jego oddział dysponował już znaczną siłą składając się z plutonu żuawów, 4 plutonów strzelców, 3 plutonów kawalerii oraz 600 kosynierów. Tutaj też dotarł do niego 66-osobowy oddział złożony z tomaszowskich ochotników, wyekwipowany nakładem okolicznej szlachty. Jednak w dniu 4 maja wkraczające do Kongresówki oddziały Mierosławskiego prawie zaraz po przekroczeniu Wisły zostały rozbite. Sam generał Mierosławski opuścił w pośpiechu Kraków wyjeżdżając do Paryża. Wiadomości te dotarły do Drewnowskiego prawdopodobnie w pierwszej dekadzie maja, powodując jego konsternację. Do tego jeszcze przebywanie w jednym miejscu tak dużego oddziału nie mogło ujść uwadze wroga i w połowie maja moskiewskie kolumny generała Radena z Piotrkowa i generała Meller-Zakomelskiego z Warszawy zaczęły okrążać powstańcze zgrupowanie. Drewnowski podjął 15 maja decyzję o połączeniu się z oddziałem pułkownika Kononowicza operującego w północnej części Puszczy Kozienickiej. Wyruszono więc spod Nowego Miasta przez Borowiec w kierunku Ulowa, gdzie przenocowano. Następnego dnia, około godziny 2 popołudniu miano ruszyć w dalszą drogę, kiedy nagle od strony Nowego Miasta pojawił się oddział kozaków. Przeciwko nim wyruszył dowódca jazdy, były pruski wojskowy, rotmistrz Władysław Grabowski z dziesięcioma ochotnikami wśród których byli: kapitan piechoty Ludwik Sieniawa (właściwe: Ludwik Franciszek Roch Skąpski) i adiutant sztabu porucznik Ludwik Brzozowski. Udało im się rozproszyć patrol kozacki, ale w pogoni za nim wpadli wprost pod ogień moskiewskiej piechoty ukrytej w lesie. Musieli więc ratować się ucieczka pozostawiając na placu boju 3 zabitych i 2 rannych kolegów. Po tym piechota moskiewska wyszła z lasu i rozsypując się w tyralierę ruszyła w kierunku wsi. Widząc to Drewnowski wysunął przed wieś 70 strzelców i 30 żuawów pod dowództwem oficerów Majkowskiego i Młockowskiego i pod osłoną ich karabinów rozpoczął odwrót głównych sił oddziału. Po oderwaniu się od nieprzyjaciela oddział zatrzymał się w lesie koło Jabłonnej i tu nagle okazało się, że brakuje dowódcy oddziału, Drewnowskiego. Pośpiesznie zwołano więc naradę oficerów na której wybrano na dowódcę kapitana Ludwika Sieniawę. Ten, po półgodzinnym odpoczynku postanowił udać się w kierunku Paprotnej, aby przeciąć drogę z Radomia do Białobrzegów, skąd ciągnęły nowe siły nieprzyjaciela. Z Paprotnej ruszono w kierunku Puszczy Kozienickiej. W czasie tego marszu, w dniu 17 maja przed czwartą rano, pod wsią Branica, oddział znów został zaatakowany przez Moskali ogniem armat. I znów ci sami strzelcy, którzy zabezpieczali odwrót spod Ulowa, rozproszyli się w tyralierę osłaniając wycofywanie głównej kolumny oddziału. Od Branicy rozpoczyna się szereg utarczek toczonych przez powstańców z ciągle atakującymi od tyłu siłami moskiewskimi pod Suchą, Stawiszynem, Kamieniem i Stromcem, w których powstańcy ponosili straty. Pod Suchą poległ samobójczą śmiercią otoczony przez kozaków dzielny dowódca strzelców Majkowski. Po dotarciu do Stromca powstańcy byli tak zmęczeni ciągłym, ośmiogodzinnym marszem, głodem i upałem, że wielu trzeba było zabrać na podwody, a 30 pozostało we wsi i dostało się w ręce Moskali. Osłabiony kapitan Sieniawa zmuszony był zdać dowództwo oddziału rotmistrzowi Władysławowi Grabowskiemu. Ten dowiedziawszy się, że oddział Kononowicza przeszedł za Pilicę, przekroczył ją także pod Lechanicami i zatrzymał się dopiero pod Nową Wsią miedzy Grójcem a Warką. Tutaj znużonych powstańców w dniu 18 maja po godzinie 4 rano otoczyły i rozbiły siły moskiewskie. Poległo w tej bitwie 30 powstańców, a 75 rannych dostało się do niewoli. Grabowskiemu udało się wyprowadzić z okrążenia w większości samą jazdę, z którą udał się na północ. Reszta niedobitków piechoty przebiła się do oddziału Kononowicza. Już w lesie pod Jabłonną, Sieniawa zaniepokojony losem Drewnowskiego, wysłał patrol złożony z 6 ułanów na jego poszukiwania, który odnalazł go w Kostrzynie. Drewnowski oświadczył patrolowi, że zdaje dowództwo na Sieniawę, a sam wyrusza po broń i za kilka dni pojawi się znów w oddziale. Jednak wiadomym już było, że tego nie uczyni i nie było to spowodowane bynajmniej strachem przed walką, w ogniu której przecież stary wiarus czuł się bardzo dobrze. Zapewne już w Ulowie dotarły do Drewnowskiego wiadomości o pozbawieniu Seyfrieda naczelnikostwa województwa mazowieckiego za nieudzielenie pomocy pułkownikowi Young de Blankenheimowi w bitwie pod Brdowem i generałowi Taczanowskiemu pod Ignacewem. Z rozkazu Rządu Narodowego miał więc zostać aresztowany i miało być przeciwko niemu wszczęte śledztwo, a o ile udowodniono by mu celowe działanie, miał zostać rozstrzelany. Ostrzeżony o tym Seyfried porzucił swój oddział i zbiegł za granicę. Dlatego też Drewnowski, obawiając się, że za tak jawne opowiedzenie się po stronie Mierosławskiego i on może położyć swoją głowę, postanowił uczynić tak samo. Po opuszczeniu oddziału, Drewnowskiemu vel Jaworskiemu udało się przedostać do Krakowa i stąd wyjechał do Paryża. Podczas pobytu tam wiodło mu się marnie i nieraz dokuczał mu niedostatek. Do tego jeszcze pozostawiona w Warszawie żona zażądała rozwodu. Tylko dzięki wrodzonej łatwości zawierania znajomości i gawędziarstwu udało mu się te wszystkie smutki przezwyciężyć, gdyż dzięki temu zawsze był mile widziany na paryskich salonach. Imał się także rożnych dziwnych zajęć. Raz wydawało mu się, że wynalazł niezawodny środek do czernienia włosów i że na tym zbije fortunę. W 1871 roku przeniósł się do Belgii i osiadł w Brukseli, gdzie wszedł w skład zarządu spółki handlującej winami. W jej interesach kilkakrotnie odwiedził Galicję oraz Wielkopolskę. Bawiąc raz na takim wyjeździe w Poznaniu, został zachęcony przez znanego księgarza i wydawcę, Jana Konstantego Żupańskiego do opublikowania swych wspomnień o Kaukazie. Ukazały się one drukiem w trzech tomach w 1877 roku. Hipolit Jaworski vel Jan Drewnowski zmarł nagle na udar mózgu 2 grudnia 1877 roku w Brukseli i tam też został pochowany na cmentarzu Schaerbeek.
Hipolit Jaworski
(pseud. Jan Drewnowski). Jaworski Hipolit, jeden z piętnastu tego imienia na wychodźtwie, urodził się w Opocznem, w Sandomierskiem 1812 r. Młodziutki, jeszcze przed wybuchem listopadowego powstania zaciągnął sic do wojska i odbył kampanią 1831 r., po czem z innymi wyszedł za granicę, znalazł sic na wyspie Jersey, gdzie miał pojedynek, wszedł później do legionu w Portugalii jako podporucznik, a gdy się tam wszystko skończyło, stęskniony do swoich, zdał się na łaskę i niełaskę i do kraju powrócił. Uwięziony w Warszawie. przebywszy tam kilkomiesięczne śledztwo, osądzonym został w sołdaty na Kaukaz i drogę tam piechota, etapami odbył. Przybywszy na miejsce w 1835 r.. przeznaczony do pułku Apszerońskiego, mającego stałe kwatery w twierdzy Temirchanszura zwanej, należał do rozmaitych tam wypraw przeciw Czerkiesom, ale długo nie awansował, bo chociaż w ogólności w stosunkach łatwy i do życia obozowego wdrożony, z przełożonymi chętnie zadzierał i tein sobie zazwyczaj szkodził, zaledwo w 1841 r. był podoficerem, kiedy w boju pod Sołtan-Andiwot, gdy oficerów nie stało, objąwszy dowództwo kompanii, taką przytomność umysłu i zimną krew przy szturmie okazał, że go nareszcie na oficera awansowano. Kpledzy co go w ogniu widzieli, mówili, że wśród strzałów w najlepszy wpadał humor i zdawał sic w swoim znajdować żywiole, teraz i awanse szły już raźniej, nie chciał jednak być całc życie żołnierzem, i skoro tylko nadarzyła się możność, wziął dymisją i w 1846 roku jako kapitan do kraju powrócił, objeżdżając z kolei dawnych towarzyszy, już także do domów wróconych. — Obdarzony był z natury tak nadzwyczajna pamięcią, że jadać z Kaukazu z jednym z kolegów, poznawał po drodze i po imieniu nazywał żołnierzy, którzy go przed dziesięciu latami prowadzili pod strażą od etapu do etapu. Towarzysz podróży wprawdzie dowodził nm wtenczas, że to nieszczęście być skazanym na noszenie w swej głowie wszystkiego co się tylko spotyka, ale nie mniej dla tego pamięć ta nieraz mu w życiu była pomocni, i on sam wcale się na to nieszczęście nie skarżył. — Osiadłszy w Warszawie, postrzegł prędko, że nie będzie miał czem zaspokoić swych potrzeb, skorzystał więc z bytności tani cesarza Mikołaja, i ze swym stanem służby poszedł prosto do niego, prosząc o kawałek chleba za długa na .Kaukazie wojaczkę, słuszna i wojskowa postawa Jaworskiego przy łatwem wysłowieniu, podobała się Mikołajowi, kazał mu dać tak zwane wtenczas miejsce bau-adjutanta, to jest dozorcy cesarskich pałaców w stolicy. Służba była łatwą, a zabezpieczała potrzeby, Jaworski jeszcze ożenił się prędko i życie zaczęło mu płynąć pogodnie, spokojnie i nawet wesoło. W 1858 r. w Gazecie warszawskiej drukował pod imieniem Mieczysława Terlicy "Wspomnienia moje o Kaukazie" /Wspomnienia Kaukazu/. Zerwała to wszystko burza 1863 roku. Od 1862 r. należał on do organizacji narodowej, a gdy wybuchło powstanie, i Rudzki, który był naczelnikiem wojennym województwa Kaliskiego, w chwili aresztowania go przez Moskali zastrzelił" się, Rząd narodowy dawnego wojaka kaukazkiego następcą jego mianował, przyznając mu stopień pułkownika. — Udał się Jaworski na miejsce swego przeznaczenia, nic jednak ważnego tym razem nie dokonawszy, przeszedł za granicę, ustępując swych obowiązków Taczanowskiemu. W Paryżu doszły go rozmaite smutki, pozostała w kraju żona protestantka zażądała rozwodu, niedostatek nieraz dokuczał, pierwsze przebolał, drugiemu bronił się przedsiębiorczością i tą łatwością zawierania stosunków jaką posiada zawsze, brał się za rozmaite przedsiębiorstwa, raz zdawało mu się nawet że wynalazł nowy, a niezawodny środek czernienia włosów i na tem nadzieje znacznej fortuny budował. Wśród niepowodzeń wszelkiego rodzaju pogodny umysł zachować umiał, niewyczerpana pamięć dostarczała coraz nowych do opowiadań przedmiotów i zawsze był mile widzianym, zwłaszcza w męzkich towarzystwach, biesiadnikiem i towarzyszem. W 1871 r. przeniósł się do Belgii, gdzie mu lepiej poszło — osiadł w Bruxelli, i tam należał do spółki składu win, W interesach tej spółki parę razy Galicyą nawet odwiedził. Zajechawszy w wycieczkach swoich do Poznania, zachęcony przez J. K. Żupańskiego, przygotował do druku dawne Wspomnienia Kaukazu, które rozszerzone teraz, w trzech częściach 1877 roku wyszły. Umarł nagle, tknięty apopleksyą dnia 2 grudnia 1877 r. w Bruxelli. Pogrzeb odbył przyjaciel jego, ksiądz Hilary Podgórski, wikaryusz kościoła na Schaerbeek.
Filip Kahane
Od X.1863 Filip Sanbra Kahane. Ur. 27.2.1838 Ratzersdorf, Austria, zm. 20.11.1915 Łańcut. Syn Ignacego Kahane, lekarza i Rozalii Kukiel. Brat m.in. Maurycego i Leona - również czynnych w Powstaniu Styczniowym. Było ta rzymsko-katolicka rodzina o korzeniach prawd. żydowskich, osiadła w Polsce w czasie migracji franciszkańskiej. Dziadek Filipa - Andrzej ożenił się z Węgierką Heleną Janossy, wyznania rzymsko-katolickiego, zaś ich dzieci wychowane były w duchu wartości chrześcijańskich. Rodzina po przybyciu do Sanoka pod koniec lat 30-tych szybko przystosowała się do życia w polskiej społeczności, przyjmując jej kulturę, obyczaje i zachowania. Ukończył Wyższe Gimnazjum w Przemyślu, a następnie w 1860 został zarządcą szpitala powszechnego w Sanoku. Dekretem c. k. władzy obwodowej, został mianowany na urzędnika przy Magistracie w Sanoku. Pełnił rolę kontrolera przy kasie miejskiej. W trakcie pracy w urzędzie zdał egzamin kasowy. Urząd ten sprawował aż do 1863 roku, kiedy dobrowolnie zrezygnował, by walczyć o wolność Ojczyzny. Przed wyruszeniem do Powstania podjął studia prawnicze, których później już nie kontynuował. Wyruszając do powstania Filip zabrał ze sobą osiem sztuk broni palnej i dwa pałasze. Brał udział w w oddziałach żuawów . Uratował tu sztandar oddziału. Opisywał tę bitwę: Po klęsce miechowskiej początkowo schronił się w Pińczowie, później trafił do Tarnowa, Krakowa, a stamtąd - z kilkoma innymi kompanami do Goszczy, gdzie Rochebrun na nowo formował oddział Żuawów. Po ogłoszeniu gen. dyktatorem powstania Filip Kahane wziął udział w jego kampanii wojennej. Walczył w oraz , gdzie kula kartaczowa ugodziła go w prawe ramię, wskutek czego musiał poddać się amputacji całego ramienia. Operację wykonał dr Gilewski w szpitalu w Tarnowie. Filip Kahane przebywał tu 3 miesiące, gdzie odwiedzał go ojciec, a pielęgnowała m.in. siostra Ludwika. Wystosował też podziękowanie w prasie dla lekarzy w tym także: , , , Metzgerowi, , wyrażając też podziękowanie za wsparcie i opiekę rodzinom Stojałowskich i Rutowskich.[26c] Po opuszczeniu szpitala, podczas trwającego jeden miesiąc odpoczynku w domu rodzinnym ćwiczył się we władaniu bronią lewą ręką. Pomimo sprzeciwu rodziców postanowił wrócić na front. Wyruszył na Wołyń, gdzie zamierzał uderzyć na wroga. W obozie spotkał swego dawnego dowódcę – gen. F. Rochebrune’a – który przywitał go słowami: , co znaczyło: „Oto odważny wśród najodważniejszych bez ręki!” Od tej chwili „Sanbra” stał się oficjalnym przydomkiem dodanym do nazwiska, a jego rodzina od tego czasu używała nazwiska Sanbra Kahane. Po klęsce powstańców poniesionej w w dniu 2 XI 1863 r. Filip uniknął niewoli rosyjskiej, został jednak aresztowany przez Austriaków wraz z kilkoma kompanami podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy rosyjsko-austriackiej. Austriacy rozbroili grupę powstańców i osadzili w zamkniętym budynku w Sokalu, z którego nazajutrz uciekł. Został schwytany i ponownie podjął próbę ucieczki – tym razem skutecznie. Dotarł do Lwowa, gdzie z polecenia dowódcy Komorowskiego, wraz z zajął się formowaniem nowego oddziału werbując ochotników. Zdradzony przez jednego z nich o nazwisku Redl został aresztowany wraz z innymi i osadzony w dawnym klasztorze OO. Karmelitów zamienionym na więzienie. W kwietniu 1864 po 1 1/2 miesięcznym śledztwie został skazany pod zarzutem "zbrodni zaburzenia spokojności publicznej, art 66 kk". Po odsiedzeniu zasądzonej (łącznie z aresztem) 2-miesięcznej[26a] kary został zwolniony, ale nadal pozostawał pod kontrolą władz austriackich. Po powrocie z frontu zdecydował się na wykonywanie zawodu rolniczego, dlatego 1 sierpnia 1864 roku podjął naukę w Akademii Rolniczej w Dublanach. Po 2 latach praktyki oraz roku pilnej i wzorowej nauki 30 czerwca 1867 roku złożył egzamin i uzyskał Dyplom Członka Szkoły Dublańskiej. Przez kolejne trzy lata, aż do 28 kwietnia 1870 roku, zatrudniony był na stanowisku rządcy w Miejscu Piastowym w dobrach Tytusa Trzecieskiego (na czas jego nieobecności), który osobiście poświadczył jego sumienną i rzetelną pracę następne 4 lata, aż do 15 kwietnia 1874 roku pełnił obowiązki samodzielnego Zarządcy Ekonomicznego w skarbie Ustrobna księdza prałata Henryka Skrzyńskiego. Jak sam ks. Henryk Skrzyński pisał: „przez cały ten przeciąg czasu tak znajomością fachu, jako też nieposzlakowaną prawością charakteru, niezwykłą gorliwością w pracy i całym swym zachowaniem się zasłużył na to, ażebym go każdemu sumiennie, jako wzorcowego oficjalistę polecił”. Od czerwca 1874 do marca 1880 roku dzierżawił majątek Krasna w powiecie krośnieńskim Ksawerego Skrzyńskiego z Krościenka, pełniąc jednocześnie kontrolę nad jego lasami. W tym czasie został delegatem klasującym komisji szacunkowej i przez kolejne trzy lata klasyfikował grunty w całym powiecie krośnieńskim. Reskryptem z dnia 27 marca 1877 roku Prezydium c.k. Komisji Krajowej Podatku Gruntowego wyraziło zadowolenie wysokiego Ministerstwa Skarbu z uzyskanych postępów. 17 maja 1877 roku poślubił wybrankę swojego życia Alinę Drozdowską z Biguszek, córkę Kamili Denks i Juliana Mielocha Drozdowskiego, powstańca, właściciela dóbr ziemskich na Litwie. To właśnie dzięki opowieściom swojego przyjaciela Juliana zainteresował się jego córką i zaczął słać do niej listy, w których pisał: „ –/na podstawie opowiadań Jej Ojca/ – ”. W 1880 wyjechał do majątku swojej żony - do Biguszek na Litwie celem stałego zamieszkania. Początkiem 1881 roku w Ordynacji Łańcuckiej został rozpisany konkurs na posadę rządcy lub kontrolera. 27 stycznia 1881 roku w odpowiedzi na ogłoszenie zostały wysłane z Biguszek (Litwa) wymagane dokumenty wraz z życiorysem i podaniem. Do dokumentów dołączono pisma poświadczające jego doświadczenie oraz sumienne podejście do powierzonych obowiązków. Sam Filip Sanbra Kahane powołał się również na osobistości, które mogły poświadczyć jego rzetelność i gorliwość, a były to: ksiądz Adam Sapiecha, Stanisław hr. Potocki z Rymanowa, Edmund hr. Krasicki z Liska (Lesko), Tadeusz hr. Tarnowski, Izydor hr. Dzieduszycki, Piotr Gross z Koniuszek, Ignacy Skrzyński ze Strzyżowa, Zdzisław Skrzyński z Harty, Stanisław Starowiejski z Bratkówki, Jakób Wiktor ze Lwowa (oryg. pisownia), Ignacy Łukasiewicz z Harkówki oraz Stanisław Karol hr. Klobassa ze Zręcina. Jeszcze tego samego roku objął posadę głównego kontrolera dóbr ordynackich, by kilka lat później pełnić rolę pełnomocnika zastępcy skarbu. Po przybyciu do Łańcuta rodzina Sanbra Kahane zamieszkała w dobrach hr Potockiego, a w 1891 roku przeprowadziła się do nowo wybudowanego domu przy ulicy Siennej, na którego frontowej elewacji widniał herb rodziny Potockich wraz inicjałami RP (Roman Potocki) oraz rok 1891. Jak wspominała 14-letnia Elżbieta Kahane, córka Filipa: nasz dom, czyli nasza kraina szczęśliwości z lat dziecinnych i młodości. 4 stycznia 1907 roku Alina z Drozdowskich Sanbra Kahanowa nabyła od Jego Excelencji Romana Hr. Potockiego Ordynata na Łańcucie parcelę gruntową 10 arów 68 metrów kwadratowych na wyłączną i wieczystą własność za cenę 500 koron, na którym wybudowany został dom rodziny Kahane istniejący do dnia dzisiejszego. Dzięki wyjątkowemu zaangażowaniu, pozycji społecznej i zawodowej Filipa Sanbra Kahane hrabia Potocki przekazał dwie parcele gruntowe pod budowę sokolni wielkości 400 sążni. Świadczy o tym kontrakt darowizny z dnia 12 sierpnia 1895 roku podpisany przez Ordynata na Łańcucie i notariusza Antoniego Hanusza. Niespełna sześć miesięcy po oddaniu do użytku sokolni, ponownie za namową wiceprezesa Filipa Sanbra Kahane, 26 kwietnia 1897 roku hrabia Potocki sprzedał majętność w postaci gruntów sąsiadujących z gruntami Sokoła w preferencyjnej cenie 2000 złotych reńskich. Początkiem 1898 roku rozpoczęto urządzanie gustownego ogrodu spacerowego pod czujnym okiem samego Kahane. Filip Sanbra Kahane brał czynny udział we wszystkich prospołecznych przedsięwzięciach, ze szczególnym uwzględnieniem rocznic zrywów narodowowyzwoleńczych, Konstytucji 3 Maja, uroczystości związanych z wielkimi Polakami, jak Tadeusz Kościuszko czy Adam Mickiewicz. Podczas tych uroczystości o wydźwięku patriotycznym niejednokrotnie proszony był o zabranie głosu, wygłaszał przemówienia i odezwy. Podczas uroczystości zorganizowanej z okazji 30. Rocznicy postania styczniowego Sanbra Kahane dawał nadzieję i wiarę w przyszłość wolnej Ojczyzny: „”. Podczas jednej z rocznic powstania kościuszkowskiego podkreślał z pewną stanowczością rolę sokolstwa w dążeniu do wolnej Polski: „”. 27 maja 1908 roku cała brać łańcuckiego Sokoła na mocy jednomyślnej uchwały Walnego Zgromadzenia w uznaniu niepospolitego ducha patriotycznego, niezmordowanej od chwili zawiązania gniazda gorliwości w rozwoju i długoletniego znaczącego przewodnictwa zaliczyła Filipa Sanbra Kahanego (cyt.) w poczet członków honorowych. Ostatnie lata spędził na łonie rodziny, która otaczała go czcią i miłością bezgraniczną. Wybuch wojny 1914 r. wywarł ujemny wpływ na jego zdrowie. Podczas inwazji rosyjskiej pozostał w Łańcucie. Warto zaznaczyć, że w wielu źródłach pojawia się błędna data śmierci 1907 r. lub 25 listopada 1915, jednak bezwzględnie należy uznać, że Filip zmarł 20 listopada 1915 roku. Podczas niezwykle uroczystego pogrzebu (22 listopada) liczne tłumy odprowadziły zwłoki czcigodnego weterana na łańcucki cmentarz. Nad grobem przemówił towarzysz broni i wierny przyjaciel Jan Newlin Mazaraki sławiąc jego męstwo i wytrzymałość na trudy i tułaczkę po lasach w te mroźne styczniowe dni. W pogrzebie wzięli udział mieszkańcy, młodzież szkolna oraz legioniści weterani Filip i Alina mieli dziewięcioro dzieci: [list] [*]Józefę Janinę (w domu zwaną Inią, ur. 1879 - zm. 1909[/*] [*]Czesława Konrada (ur. w Sanoku 11.1879 – zm. w wieku 8 miesięcy 29.03.1880 na zapalenie oskrzeli)[/*] [*]Wandę (ur. 1880 – zm.1966)[/*] [*]Zofię (ur. 1881 – zm. 1940)[/*] [*]Zdzisława Witolda (ur. w Łańcucie 17.05.1884 – zm. 1933)[/*] [*]Elżbietę (w domu zwaną Elżunią, ur. 1886 – zm. 1974)[/*] [*]Aldonę (ur. 1889 – zm. 1961)[/*] [*]Irenę (ur. 1891 – zm. 1945)[/*] [*]Ludwika (ur./zm. 25.08.1894 - zmarł przy porodzie ochrzczony z wody przez położną Józefę Śliwińską)[/*] [/list]
Józef Kaiser
Jak o tym donosiliśmy, zmarł w czasie uroczystości 70 lecia powstania styczniowego jeden z ostatnich weteranów uczestniczących w uroczystościach, ś. p. Józef Kaiser z Ostrowa. Zmarły w czasie powstania brał czynny udział w organizowaniu go na terenie Ostrowskiego. Jako chorąży oddziału powstańczego przechował do naszych czasów sztandar swego oddziału, który obecnie jest przechowywany przez Związek Inwalidów w Poznaniu. Ś. p. Kaiser walczył w oddziałach płk. Calliera, gen. Yunga, Obarskiego i innych. Brał udział w szeregu potyczek, m. in. walczył pod Uniejowem. Odniósł kilka ran. Za udział w powstaniu skazany został przez Prusaków na pół roku twierdzy, ktorą to karę odcierpiał w cytadeli poznańskiej. Walczył pod pseudonimem ‘‘Wężyk’‘ Do ostatnich czasów brał czynny udział w życiu społecznym, a ostatnio wstąpił w szeregi Zw. Weteranów Powstań Narodowych. Z Poznania donosi (Sz): We środę przed południem odbyła się w Poznaniu eksportacja zwłok zmarłego w czasie defilady przy uroczystościach 70 lecia powstania styczniowego, weterana z 1863 r., śp. Józefa Kaisera z Ostrowa. W uroczystości eksportacji uczestniczyli przedstawiciele władz, szczególnie wojskowych z dcą O. K. VII gen. Frankiem na czele, dalej delegacje korpusu oficerskiego i podoficerskiego wszystkich pułków poznańskich. Poza tym obecni byli prezes zarządu wojewódzkiego Federacji, płk. Chłapowski, reprezentant zarządu głównego Zw. weteranów powstań narodowych Hoszczyński i wielu innych. Nad trumną przemówił prezes komitetu obchodu 70 lecia p. Stachecki, po czym po egzekwiach odprawionych przez ks. kan. Zborowskiego w asyście licznego klaru ruszył kondukt żałobny, na którego czele kroczył szwadron 7 p. strzel. kon., w którego to oddziałach walczył śp. Kaiser w 1863 r. Za szwadronem postępowały poczty sztandarowe organizacji b. wojskowych, a na czele niesiono sztandar powstańczy z 1863 r. ten sam, który śp. Kaiser niósł na czele swego oddziału powstańczego jako chorąży. Po dojściu konduktu do ul. Towarowej trumnę ze zwłokami przeniesiono na samochód, który przewiózł je do Ostrowa, gdzie odbył się w godzinach popołudniowych manifestacyjny pogrzeb. Zgon weterana Ś. p. Józef Kajzer Jak to już donosiliśmy, w Poznaniu w czasie defilady, jaka miała miejsce przed kościołem katedralnym w związku z uroczystościami obchodu 70 lecia rocznicy wybuchu powstania styczniowego, zaszedł nadzwyczaj bolesny wypadek, mianowicie weteran Józef Kajzer, który przybył specjalnie na uroczystości z Ostrowia, w chwili, kiedy ruszył do defilady przy dźwiękach orkiestry upadł nagle i po chwili wyzionął ducha. Śp. Józef Kaiser pochodził z Ostrowia Wielkopolskiego, gdzie wychowany był w atmosferze wybitnie patriotycznej. W mieście tym sformował sie oddział 100 ochotników, wśród których znalazł się także Kaiser z bratem swoim, Pawłem. W pierwszej bitwie pod Kotlinem, oddział został rozbity przez Prusaków, ale skompletował się ponownie i pod Grabowem przeszedł granicę, wcielony następnie do Strzelców Kaliskich pod naczelnikiem Szumlańskim. Kajzer brał udział w szeregu potyczek i otrzymał pod Grójcem wraz ze stopniem kaprala, raną w prawą rękę. Po wyleczeniu się, przydzielony został do żandarmerii w Szadku, a następnie do kawalerii. Uczestniczył w bitwach, staczanych przez Taczanowskiego w różnych okolicach, aż w styczniu 1864 r. oddział powstańczy kompletnie rozbity, został ostatecznie rozwiązany. Po powrocie do Ostrowia Kajzer został aresztowany i stawiony przez sąd wojenny, który skazał go na pół roku fortecy. Ś. p. Józef Kajzer zamieszkał w Ostrowiu, przy ul. Sienkiewicza 8. Zmarł, przeżywszy lat 89.
Anastazy Kantorowicz
Anastazy (Natan) Kantorowicz (1817–1865), doktor nauk medycznych, lekarz wolno praktykujący, w okresie powstania styczniowego członek organizacji cywilnej w Tomaszowie Mazowieckim, ofiara zawodu. Pochodził z miasta Wielunia. Był przybranym synem Teofila (Tobiasza) i Prywy z Dawidowiczów. Odbył studia w Akademii Medyczno-Chirurgicznej w Warszawie. 25 czerwca 1850 r. poślubił w Warszawie Bertę Barbarę Hantke (1827–1860), córkę Adolfa Hantke (1796–1859), warszawskiego kupca, właściciela sklepu z galanterią, i Anny Karoliny (Szarlotty) z d. Kohen (1804–1830). Wkrótce po ślubie dr Kantorowicz zamieszkał w Tomaszowie Mazowieckim (od 11 VI 1851 r.), gdzie aż do śmierci był lekarzem wolno praktykującym. Początkowo w aktach pojawił się jako niestały mieszkaniec miasta, po sprowadzeniu żony i syna uzyskał stałe zameldowanie. W roku 1852 (po śmierci lekarza miejskiego dra Franciszka Antoniego Stryckiego, który zmarł na cholerę) i ponownie 1853 (po nagłym opuszczeniu miasta i porzuceniu obowiązków lekarza miejskiego przez dra Joszuę Sternschussa) pełnił obowiązki zastępcy lekarza miejskiego w Tomaszowie Mazowieckim. Wzorowo wywiązywał się z nałożonych nań zadań i obowiązków. Ponieważ w latach 1852–1854 dr Kantorowicz był jedynym tomaszowskim lekarzem, wykonującym prócz praktyki prywatnej także obowiązki lekarza miejskiego, dlatego do pomocy sprowadził brata Adolfa (Abrama Dawida) Kantorowicza, podówczas studenta Akademii Medyczno-Chirurgicznej w Warszawie. Burmistrz miasta, Antoni Ciesielski wystąpił z prośbą o mianowanie dra Kantorowicza lekarzem miejskim. Władze carskie nie zgodziły się, uznając, że posiada za małe doświadczenie i zbyt krótką praktykę medyczną. Prawdopodobnie negatywna decyzja władz carskich miała związek z podejrzeniem Kantorowicza o szerzenie poglądów „wywrotowych”. W Tomaszowie ceniono wiedzę dra Kantorowicza, a także pomoc medyczną (często bezinteresowną), niesioną ludności robotniczej miasta. Medyk czynnie angażował się w zwalczaniu licznych epidemii cholery w Tomaszowie i okolicy, które regularnie (niemal co roku) wybuchały i zbierały spore żniwo, zwłaszcza wśród biedoty miejskiej i wiejskiej. W trakcie powstania dr Kantorowicz należał do organizacji cywilnej miasta Tomaszowa Mazowieckiego. Prawdopodobnie nie brał udziału w walkach, gdyż po śmierci żony wychowywał samodzielnie czworo dzieci. Wydaje się jednak, że opiekował się rannymi powstańcami, leczonymi na terenie miasta lub w okolicy. W latach 1863–1864 jako lekarz wolontariusz opiekował się rannymi, wziętymi do niewoli powstańcami, przetrzymywanymi pod strażą w lazarecie dla jeńców, który mieścił się w wieży pałacu Ostrowskich w Tomaszowie. Prawdopodobnie jako członek powstańczej organizacji cywilnej pełnił funkcję łącznika pomiędzy powstańcami i uwięzionymi jeńcami. Po nieudanej próbie odbicia jeńców z lazaretu (wieczorem 30 III 1864 r.) odmówiono proboszczowi katolickiemu (tj. ks. Ludwikowi Dąbrowskiemu) i miejscowemu lekarzowi (tj. Kantorowiczowi) dostępu do rannych powstańców. W 1865 r. dr Kantorowicz został oddelegowany do opanowania szalejącej epidemii (cholery?) w okolicy Tomaszowa. Zmarł 6/18 XII 1865 r. w Tomaszowie Mazowieckim wkrótce po powrocie z oddelegowania. Prawdopodobnie zaraził się podczas wykonywania obowiązków zawodowych i zmarł na cholerę (?) jako ofiara zawodu. Jak podaje akt zgonu, dr Anastazy Kantorowicz, wdowiec, pozostawił czworo małoletnich dzieci. Istotnie, najstarszy syn Józef (ur. 1 X 1852 r. w Warszawie) miał w chwili śmierci ojca dopiero 13 lat. Sierotami zaopiekowała się rodzina.
Stanisław Klemenczyński
Klemczyński ksiądz Stanisław poległ w potyczce pod Rudni kami dnia 22 kwietnia 1863 roku. Był on proboszczem w Błociszewie pod Śremem, następnie w Kotłowie pod Mikstatem. Jeden z towarzyszów broni tego rycerskiego kapłana tak nam opisuje przebieg całej wyprawy i ostatnie chwile jego: „W nocy z dnia 15 na 16 kwietnia przeszliśmy w 13-tu granicę, brodząc przez rzeczkę Prosnę w pobliżu Grabowa, co zwłaszcza na wątłe zdrowie ks. Klemczyńskiego bardzo szkodliwie wpłynęło, i przybyliśmy nad ranem do obozu majora Węglewskiego w lasach Skrzyneckich, zabrawszy z sobą po drodze 15 ochotników bez broni, spieszących z Kalisza także do powstania. Utworzono z nas pierwszy oddział strzelców, w którym ks. Klemczyński został mianowany podoficerem. Po dwugodzinnym wypoczynku ruszyliśmy ku Nieszkodnej, gdzieśmy przenocowali. Na drugi dzień złączyliśmy się z oddziałem majora Polewskiego w Kuźnicy Grabowskiej, tak, że siły nasze wynosiły około 800 ludzi, nad któremi główne dowództwo objął pułkownik Franciszek Parczewski. Odtąd rozpoczęły się ciągłe marsze, nużące w okropny sposób tak ludzi jak i konie. I tak 19 kwietnia wypoczęliśmy godzinkę za Węglewcami, noc przepędziliśmy pod Lututowem, gdzie już jako celni strzelcy w liczbie 18 tworzyliśmy awangardę, a ksiądz Stanisław, zrzekłszy się pod- oficerstwa na rzecz Oświęcimskiego, pełnił służbę szeregowca. Dnia 20 kwietnia o 4 rano udaliśmy się do Sokolnik, w których pobliżu zajęliśmy korzystne stanowisko w lesie. Tu pojawili się przed nami kozacy i mały oddziałek piechoty moskiewskiej, która zająwszy chaty wiejskie, słała ztąd na nas grad kul, ale nieszkodliwy. Zginęło przy tej sposobności 3 Moskali a 6 było rannych, z naszej strony po legło 2 a jeden był ranny. Po półgodzinnem strzelaniu sformowaliśmy się do ataku, co widząc nieprzyjaciel, na podwodach umknął, my zaś skierowaliśmy się ku Prażce tak pomęczeni, iż zaledwie powłóczyć mogliśmy nogami. Po krótkim wypoczynku w Parcicach, doszliśmy we wtorek w nocy o godzinie 11 do Rudnik; ale już połowy oddziału brakło; głód, niewywczas, ciągłe, a według zdania żołnierzy bezcelne marsze, wszystko to przyczyniło się-niemało do upadku na duchu i na siłach. W Rudnikach nie można było zebrać ludzi do zaprowadzenia wart na około obozu; wtedy czcigodny ksiądz Stanisław, mimo bezustannych cierpień i słabości, jako ochotnik stał przez blisko cztery godziny na warcie. Na dany znak, że Moskwa się zbliża, nakazał pułkownik odwrót do lasu i tu pod pustkowiem zwanem Kluski, w pobliżu Parzymiech, śród gąszczu leśnego rozbił obóz, oczekując na przy bycie drugiego oddziału Li ty cha, który o półtory mili stał bezczyn nie od tygodnia pod Popowem. Zaledwie zdołano się nieco posilić, rozległy się strzały moskiewskie. Nakazano nam ruszyć do ataku, ale gdyśmy już blisko byli nieprzyjaciela, z 48 strzelców 'jeszcze czterech, a w tej liczbie ks. Klemczyński, pozostało, reszta zaś pierzchła. Nagle pada jeden z nas, Dąbrowski, a drugi dostaje postrzał w nogę. Cofamy się zatem ku oddziałowi, gdzie obok pułkownika około 100 ludzi zastajemy. Lecz nieprzyjaciel zbliża sie i wnet już tylko kilku nastu walecznych pozostaje na placu. Wtedy błagam ks. Stanisława, aby nie narażał się bezowocnie, gdy wszystko stracone: „Przyszedłem bić się z wrogiem — odpowiada — ale nie uciekać! “ Były to ostatnie jego słowa. Pada, przeszyty na wylot kulą karabinową, obok mego giną Michał Gałczyński, żołnierz szalonej odwagi i Teodor Suchorski. Moskale rzucają się na furgony zagrzęzłe w błocie i na niedobitków; klęska staje się powszechną, Zaledwo kilkudziesięciu z nas cudem niemal ocalało. Nadmienić mi wypada, że niesłusznie postąpiono sobie z ks. Stanisławem, nie mianując go kapelanem oddziału, który to urząd pełnił już w roku 1848. W potyczce pod Rudnikami odznaczyli się męztwem z pozostałych przy życiu major Polewski, adjutant jego Maszadro z Kalisza, Władysław Miłkowski, dowódzca jazdy, Staniała w Miłkowski, adjutant Parczewskiego, i Łopaciński z Kalisza, kapitan kosynierów.
Franciszek Klonowski
(1846-1924)[6] Zgon weterana z 63 roku.[1] Dzisiejszej nocy zmarł w szpitalu naszym śp. Franciszek Klonowski z Wawrowic, jeden z nielicznych już uczestników powstania Styczniowego, jako taki obdarzony przez Rząd polski stopniem porucznika. Pogrzeb odbędzie się w Nowemmieście, dzień i godzinę ogłosimy w następującym numerze. Na razie zwracamy uwagę władz samorządowych i publiczności, aby wyzyskały rzadką sposobność dla uczczenia pamięci pokolenia bohaterów, reprezentowanych w tym wypadku przez tego skromnego i ubogiego obywatela jak najokazalszym pogrzebem z zastosowaniem honorów do których śp. porucznik Klonowski ma prawo. W gazecie "Drwęca" nr. 123 Nowemiasto 16 października 1924 r. wymieniono ważne wydarzenia dotyczące życia Franciszka Klonowskiego i jego ojca Antoniego - żołnierza 1831 roku. Zgodnie z informacją zawartą w poniższym opisie pogrzebu wymieniono pobyt Franciszka Klonowskiego na Syberii, dlatego należy dodać, iż został zesłany za Workutę na dożywotni pobyt. Po 13-tu latach pracy w kuźni uciekł z innymi skazańcami. Po trzech latach ucieczki we troje dotarli do Odessy i tu się rozstali. Jeden z nich odpłynął do Ameryki (przybył do Polski na obchody 60-ej rocznicy wybuchu powstania). Drugi wybrał drogę w rodzinne strony pod zaborem rosyjski, dalsze jego losy nieznane. Franciszek Klonowski przedostał się pod zabór pruski do Brodnicy. Przez trzydzieści siedem lat ukrywał się w okolicznych plebaniach, pracował przy kościołach, wykonywał prace kowalstwa artystycznego, którego nauczył się na Syberii. W 1920 r. służył w służbie wywiadowczej 65 pułku piechoty. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, został urzędowo zweryfikowany jako uczestnik powstania styczniowego i wprowadzony do Imiennego Wykazu Weteranów powstań narodowych 1831,1846 i 1863 roku -Lista nr 1 opublikowana jako Dodatek do Dziennika Personalnego Nr 10 z 1921 roku, poz.947. Pogrzeb weterana. Nowemiasto przeżywało wczoraj trzy podniosłe godziny. Ulicami od kaplicy szpitalnej do kościoła i od kościoła na cmentarz przesunął się pogrzeb tak wspaniały i uroczysty jakiego jeszcze nie oglądały stare mury Rynku i starsze od nich drzewa alei Kościuszkowskiej. Niemniej wspaniałe nabożeństwo odprawione zostało w kościele parafialnym; żarzyły się wszystkie światła, tonął w zieleni i kwiatach katafalk, zarysowywały się bogato barwne sztandary. Ksiądz proboszcz Pape celebrował w asystencji ks. wikarego Młyńskiego, ks. prefekta Dembińskiego i ks. kapelana z Torunia. Chór Harmonji zapełnił świątynię wzniosłemi pieniami. W kondukcie jaki przeciągnął ulicami nie brakło nikogo, przedstawiciele wszystkich korporacji, Związków i Towarzystw, delegacje Korpusu oficerskiego, muzyka wojskowa, szkoły, a przede wszystkiem nieprzeliczone tłumy z miasta i okolicy tem liczniejsze, że zasilone wielkim napływem ludności wiejskiej, która ściągnęła na targ wtorkowy. Któż to taki ten, którego na barkach niosą kolejno - wojskowi, Sokoli i ucząca się młodzież? Czy to król? Czy to wódz? Czy to hetman jaki?... Nie, to cichy, nieznany za życia człowiek, z zawodu kowal, weteran z 63roku, śp. Franciszek Klonowski. Czem zasłużył na tak wspaniały pogrzeb? Jako dziewiętnastoletni chłopiec wyreperowawszy sobie zardzewiałą, bo długo w ukryciu przechowywaną broń po ojcu, żołnierzu 31 roku, rzucił dom i poszedł wraz z innymi bronić Ojczyzny przeciwko potężnemu wrogowi na ciężki los, na głód, na nędzę, na niebezpieczeństwa. Ranny i wyleczony w tajnym szpitalu, powraca znowu do szeregów, dając najlepszy dowód jak ideał ofiary powstańczej zrozumiał i ukochał. Po okresie ciężkiego pobytu w Cytadeli, po okrutnych śledztwach i znęcaniach się władz rosyjskich, wysłany na Sybir, rusza w ciężką drogę już z postanowieniem ucieczki i wierzy w udanie się przedsięwzięcia, tak jak wierzy bociek czy jaskółka, gnane umiłowaniem rodzinnego gniazda, że powrócą poprzez lądy i morza. Jakoż siłą woli przemaga trudności i niebezpieczeństwa ucieczki i przedarcia się przez obce kraje i cały zabór rosyjski w niebezpiecznej roli zbiega i czujność władz pruskich, aby na ziemi polskiej pozostać. I dokonywa czegoś więcej, narażając się więcej od innych, zmuszony do ciągłego ukrywania swojej przeszłości, ciągle cichaczem przypomina ją dzieciom swoim wychowując na gorących patryjotów.A już najwyższy dowód miłości Ojczyzny złożył zaciągając się do wojska jako ochotnik, dążący przeciw bolszewickiej nawale, choć był wówczas starcem siedemdziesięcioletnim. Takiemu to cichemu bohaterowi urządziło miasto wspaniały pogrzeb. A uczciło nim nie tylko ś. pamięci por. Klonowskiego, ale i symbol epoki "straceńców", którzy sprawili, że duch narodu nie zniszczał wśród grobowych pleśni.
Adolf Kobyliński
Ur. 1840, syn Kazimierza z Zalesia i Wiktorii Kozakiewicz. Walczył w powstaniu w partii Ramotowskiego a później w oddziale ojca. Po potyczce pod Białaszewem 31.3.1863 roku powrócił do domu. W oddziale ojca pełnił funkcję adiutanta. Do marca 1864 razem z bratem Konstantym ukrywali się na Podlasiu we dworze Karskie. Uniknął aresztowania w Karskich dzięki lepszej kryjówce. Stamtąd przeniósł się do majątku Szydłowskiego w Petrykozach. Latem 1864 roku Adolf Kobyliński sam zgłosił się do gen. Zachara Maniukina, który urzędował w Siedlcach (obowiązywał wówczas carski ukaz o amnestii dla powstańców). Po spisaniu zeznań Maniukin wyraził nawet ubolewanie dla cierpień rodziny Kobylińskich. Kierując się współczuciem zatrudnił Adolfa Kobylińskiego w swojej kancelarii z pensją 60 rubli rocznie. O tej zadziwiającej pobłażliwości doniesiono Murawiewowi w Wilnie. „Wieszatiel” zażądał dostarczenia Kobylińskiego do Wilna. Maniukin nie zgodził się. Murawiew poskarżył się na to namiestnikowi w Warszawie. Wówczas na jego polecenie aresztowano Adolfa Kobylińskiego i osadzono w więzieniu w Grodnie. Wśród więźniów, których było około tysiąca, znajdowały się osoby wszelakich stanów: szlachta, studenci, nawet rosyjscy wojskowi oskarżeni za nadużycia. Stąd ekspediowano ludzi z wyrokami sądowymi na Syberię (ci udawali się na dworzec kolejowy), a innych za „Skidelską zastawę” (miejsce egzekucji przez powieszenie). Podczas pobytu w więzieniu Adolfowi bardzo pomagała siostra Józefa. Gdzie tylko mogła zabiegała o protekcję. Dotarła nawet do następcy Murawiewa – gen. gubernatora wileńskiego Aleksandra Potapowa. Wsparcia udzielał w dalszym ciągu gen. Maniukin. Wszystko wydawało się iść ku lepszemu. Niestety przed Komisją Grodzieńską, która orzekała wyroki Adolf Kobyliński usłyszał – śmierć przez powieszenie. Było to tak nagłe, że zmarł po trzech dniach wskutek napięcia nerwowego
Franciszek Ksawery Kolbuszowski
Wykonanie planu wojennego powstania w r. 1863, wymagało równoczesnego rozbrojenia załóg moskiewskich w miasteczkach powiatowych, aby potem połączonemi siłami uderzyć na miasta gubernialne i za jednym zamachem zgnieść całą siłę nieprzyjacielską załogującą na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej • polskiej. Plan ten zanadto skombinowany, oparty na niepewnych ilościach zebrać się mających sił zbrojnych, wymagał nadto w wykonaniu ludzi nadzwyczajnej energii i odwagi. Jednym z takich, zdolnych do najwyższego poświęcenia się, nadzwyczajnej odwagi i energii był Ksawery Kolbuszowski, zmarły przed kilku dniami w Zaborzu pod Rawą ruską. W pierwszych dniach powstania, wysłany z obozu z kilkoma towarzyszami na rekonesans, dotarł do Lubaru, gdzie dowiedział się, że magazyny i składy wojskowe otoczone murem, zajęła rota piechoty moskiewskiej i je fortyfikuje. Nie tracąc chwili czasu, ustawił swych podkomendnych w taki sposób, aby przez Moskali z daleka byli widziani, a sam, nie dobywając szabli, w obliczu załogi moskiewskiej objechał zabudowa nia i przez nienapravviany wyłom w murze przeszkoczył koniem na podwórzec, gdzie zdziwionym i przestraszonym Moskalom rozkazał złożyć broń w kozły. Nie czekając nawet skutku swego rozkazu oddał najbliższemu sałdatowi konia do potrzymania i w towarzystwie oficerów rosyjskich przejrzał składy, z których broń i amunicyę na zarekwirowanych przez Moskali furmankach odwiózł do obozu. Na trzeci dzień cały oddział pod wodzą Edmunda Różyckiego,, ale świeże siły moskiewskie obsadziły magazyny i składy, które zmieniły się w fortecę najeżoną tysiącem luf karabinowych. Jenerał Różycki, obawiając się znacznej straty w ludziach przy wzięciu szturmem ufortyfikowanej miejscowości, wezwał na ochotnika chętnych do wysadzenia głównej bramy. Z szeregów zaczęli się przed front wysuwać jeźdźcy, ale Ksawery Kolbuszowski powstrzymał wszystkich słowami „Pójdziecie wtenczas, gdy ja tam zostanę". Zsiadł z konia, odpasał szablę i z toporem w ręku prowadząc przed sobą pojmanego Moskala, dotarł pomimo gradu kul do bramy i ją wysadził, przez co umożliwił wejście powstańców i zabranie do niewoli całego batalionu piechoty moskiewskiej. Dwukrotne wzięcie Lubaru rzuciło tak silny postrach na Moskali, że oddział jenerała Różyckiego mógł stać obozem i organizować się przez cały tydzień w Połonnem, skąd wyszedł uzbrojony i umundurowany jako pierwszy pułk jazdy wołyńskiej, który pierwszy chrzest ognia i żelaza odbył pod Laszkami. Jako punkt zborny sił narodowych naznaczony był Miropol, gdzie zejść się miały z jazdą Różyckiego oddziały strzelców i kosynierów. W tym celu pułk Różyckiego forsownemi marszami przybył pod Miropol wieczorem i rozłożył się obozem. Obóz oddalony był od miasta wąską, ale długą na ćwierć mili groblą, wiodącą przez trzęsawiska. O świtaniu rzęsisty ogień rotowy w Miropolu niespodziewanie zapowiedział bitwę, a z pierwszym brzaskiem dnia pagórki po obu stronach grobli najeżyły się lufami strzelców finlandzkich. Jenerał Różycki rozkazał drugiemu szwadronowi z rozwiniętemi sztandarami sforsować przejście przez groblę, wpaść do miasta, dodać pomocy i otuchy walczącym tam powstańcom. Wśród gradu kul karabinowych szwadron, jak wicher, wleciał na groble, a chorąży Ksawery Kolbuszowski z szablą na temblaku, ze sztandarem w ręku, pierwszy wpadł na rynek miropolski, ale z szwadronu pozostał tylko wachmistrz. Na całej długości grobli ślad przejścia naznaczony był rannymi, trupami ludzi i koni. Na rynku miropolskim strzelcy i kosynierzy ginęli pod krzyżowym ogniem Moskali, ukrytych w domach i oszańcowanych na cmentarzu kościelnym. Wśród kurzawy i dymów, świstu kul, jęków rannych i ginących, wykwitł nagle amarantowy sztandar z białym orłem i wskrzesił nadzieję, ożywił ginących. Z okrzykiem „Do góry głowy!", „Formuj się", Ksawery Kolbuszowski po dwakroć tworzył kolumny do szturmu cmentarza, ale za każdym razem wzrastały tylko stosy rannych i trupów, a sztandar kule darły na strzępy. Odwrót przez śmiertelną groblę i ocalenie sztandaru było cudownym wypadkiem i jak wówczas mówiono: „Bóg tak chciał", że z pogromu ocalał znak narodowy i ten, któremu go powierzono. Po krwawej bitwie miropolskiej i rozbiciu oddziałów Cichockiego w lasach zasławskich, wszystkie siły moskiewskie zwróciły się przeciw pułkowi, który ratując się od osaczenia, odbywał ciągłe marsze i kontrmarsze w taki sposób, że po 48 godzin nie zsiadano z koni. Ludzie i konie stali się podobnemi do widm i jak widma przemykały się wśród lotnych kolumn wojsk rosyjskich. Pod Salichą pułk natknął się na znaczne siły moskiewskie i bitwa stała się nieuniknioną. Moskale uformowali trzy czworoboki, ziejące ogniem jak legendowe smoki. Na skrzydłach stanęli dragoni i Kozacy. Pułk w obliczu nieprzyjaciela rozwinął się w linię bojową, a trzy szwadrony otrzymały rozkaz uderzyć na czworoboki, gdy dwa ostatnie trzymały w szachu dragonów i Kozaków. Wśród piekielnego grzmotu ognia rotowego, z lancami złożonemi do pół ucha końskiego, runęły szwadrony na podobieństwo piorunów w kłęby dymów, zasłaniających Moskali, a gdy dymy uniosły się, nie było już groźnych czworoboków, tylko bezładne tłumy uciekających w popłochu Moskali. Był to jeden z najświetniejszych ataków jazdy w r. 1863, a zarazem ostatnia bitwa na ziemiach ruskich. Po tej bitwie dni pułku były już policzone. Dwadzieścia kilka tysięcy Moskali z liczną artyleryą zbliżało się, ścieśniając coraz więcej obwód koła, którego środkiem był pułk Różyckiego. Wobec takiego ogromu sił nieprzyjacielskich, przejście granicy stało się absolutną koniecznością. W Galicyi z jazdy wołyńskiej utworzono kadry dla czterech regularnych pułków ułanów, które rząd narodowy w przewidywaniu interwencyi obcych mocarstw rozkazał uniformować jako straż przednią połączonych armij. Ksawery Kolbuszowski przedzielony został do sztabu drugiego pułku ułanów, w formacyi którego wziął czynny i wybitny udział. Niestety — nadzieje na obcą interwencję spełzły na niczem. Uformowane pułki ;nie weszły na linię bojową. Ksawery Kolbuszowski zwyczajem ojców zamienił szablę na lemiesz, a towarzysze rozprószyli Się po szerokim świecie i wkrótce nikogo z nich między żyjącymi nie będzie.
Bolesław Kołyszko
Żył zaledwo lat 25; charakter miał gwałtowny, umysł bystry, przekonania chętnie ulegały wpływom doświadczeńszych. Był uczniem moskiewskiego uniwersytetu, gdzie słuchał prawa, a odznaczył się w czasie ruchów w r. 1862. Dał się wówczas poznać młodzieży z go rących mów do studentów Moskali w kwestji wspólnego działania i ze znakomitej ucieczki z więzienia policji, z twerskiego kwartału. Wkrótce po moskiewskich wypadkach opuścił uniwersytet i udał się za granicę, gdzie wstąpił do szkoły genueńskiej, opuścił zaś ją jeszcze przed jej rozwiązaniem. Szkoła ta jak kolwiek zaznajomiła go z wojskowością, nie mogła w tak krótkim czasie wykształcić jego talentu wojskowego, ani nawet dać mu kwalifikacji na dowódcę. Śmiały jednak umysł Kołyszki pokonywał trudności, a chwalebna przedsiębiorczość zawiodła go aż nad brzeg Dubisy, gdzie szukał pola do służenia narodowi na czele Zmudzinów. Pod koniec lutego przybył... w celu przyspieszenia wybuchu w tych okolicach. Podczas gdy się zajmował organizacją i zaopatrywał się w rzeczy niezbędne dla powstańców, zawiadomiono go, iż w pobliżu oczekuję nań oddział kowieńskiej młodzieży pod dowództwem Żardskiego (24 osoby). Łącznie Kołyszko miał już 70 osób. Wkrótce rozesłał rozkazy ogłoszenia manifestu 22 stycznia do proboszczów najbliższych parafii. Dopiero po zawiadomieniu ludu o narodowej wojnie, oddział jego zaczął się powiększać. Przybył więc b. kawalerzysta, oficer z wojska moskiewskiego z 60-ciu wieśniakami, którzy byli niemal całkiem bezbronni. Ochotnicy zjawiali się pojedynczo lub małymi oddziałkami, a po przybyciu księdza Antoniego Narwojsza z Poniewieżyka, zaczęli się zgromadzać liczniej bogobojni Żmudzini. Oddział doszedł wkrótce 400 osób, zawierał trzy bataljony pod dowództwem Żardskiego, B. i Rodowicza. (Notujemy, że w tej liczbie zawierała się zaledwo trzecia cześć włościan, reszta zaś, była to młodzież wykształcona, po większej części urzędnicy z biur rządowych i kilkunastu uczniów uniwersytetu, włączając w to masę miejscowej szlacheckiej młodzieży. Podajemy także do wiadomości, iż Kowno nie wysłało wówczas żadnego rzemieślnika, a nawet nikogo z właściwych mieszczan co się tłumaczy owym brakiem ludności miejskiej społecznie dojrzałej na Litwie.). W przeciągu 9-ciu dni organizowano się na jednem stanowisku. W tym czasie oprawiano kosy, a żołnierze uczyli się musztry i odbywali obozowe porządki. Kołyszko był zawiadomiony o bliskości Moskali, lecz nie przypuszczał, żeby nastąpił atak. Na skutek nieostrożności doprowadził do nieszczęśliwej potyczki. Tegoż dnia Kołyszko, wyruszył z pod Wysokiego Dworu ku miejscowości zwanej Łapkalnie. Z Łapkalń udał się pod Leńcze i Oźytany, gdzie zastał zgromadzone oddziały: Kuszłejki, Kilińskiego, Szulca i ks. Mackiewicza (łącznie było ich 1000 osób). Rozgorzała , która została zwycięska dzięki niespodziewanego nadejścia Dłuskiego, który zajął tyły Moskali. Oddział Kołyszki, uciekł w nieładzie, gdy powstańcy ratowali swe życie. Kilku załedwo nieodstępnych towarzyszy zostało przy wodzu, reszta zaś rozstrzelona po puszczy, zaledwo pojedynczo dała się zebrać. Straty powstańców wynosiły 4-ch zabitych, Moskwy padło kilkudziesięciu. Kołyszko w przeciągu nocy zebrał ze 150-ciu swoich i cofnął się z nimi w okolice Czekiszek. Mężny i bystry Kołyszko grzeszył często niepraktycznością. Przybywając w okolice Czekiszek, rozdzielił nieliczny oddział swój na dwie kolumny, z których jedną dowodził Żardski. Zdążali w kierunku wsi Misiuny, mając się połączyć w lasach Kajsarowej (moskiewki) w bagnach Garszpielkie. Zardski forsownym marszem robił krąg i uwodząc Moskwę psuł komunikacje, Kołyszko tymcza sem był już w lasach kajsarowskich, a o jego pobycie denuncjowano Moskwie do Rosień. Chłopi zdradzili Kołyszkę, ścieżynkami i śladem doprowadzili Moskwę do oddziału. Tym razem czaty były czujniejsze. Na strzał alarmowy powstańcy uszykowali się i zajęli pozycję. Kołyszko, mający 70 tylko ludzi nie mógł przyjmować potyczki. Wywołał więc 13 dzielnych i pod dowództwem R. wysłał dla zasłonięcia rejterady. Moskale w liczbie dwóch kompanji uderzyli na ową garstkę. Ochotnicy zasiedli w gęstej kniei, wysłanej odwiecznymi zawałami. Kierunek strzałów zdradził o ilości broniących się. Moskale zaczęli oskrzydlać, powstańcy widząc niebezpieczeństwo cofnęli się w głąb puszczy. Gęste zarosłe i zawały ułatwiły ucieczkę, uniemoźebnniając pogoń. Jeden tylko powstaniec nieszczęśliwemu uległ losowi potykając się o wykrot. Potyczka pod Misiunami miała miejsce 30 marca, w wielką sobotę. Zardski i Kołyszko zeszli się pod wieczór i wyruszyli w kierunku Pogawsencia W tych stronach przebyli święta wielkanocne i bezwątpienia ulegliby trzeciemu spotkaniu z Moskwą, gdyby zręcznym wybiegiem nie zdołali pożegnać ze światem policjanta z miasteczka Wielony. Kołyszko udając się w te strony zapewne miał za miar dążyć pod granicę pruską ku Eriagole. Moskale czatowali nań i nie bezpieczne zastawiali matnie. Kołyszko zręcznie manewrował, tak iż sami Moskale podziwiali jego dowcipy i przypisywali mu znakomity talent wojenny. Jeden z najlepszych jego manewrów miał właśnie miejsce w tym czasie. O wiorst parę od Eiragoły Kołyszko przed nocą został otoczony przez plądrujące kolumny moskiewskie. Niezawodnie nazajutrz powstańcy smutnemu ulegliby losowi. Kołyszko wysyła ośmiu jeźdców dla przedarcia się przez szeregi nieprzyjaciół i zaalarmowania załogi zostawionej w Eiragole. Nie roztropni Moskale na strzał alarmowy opuścili pozycję, zmierzając ku miastu, a Kołyszko szczęśliwie się wycofał. Po północy przeszedł w bród Dubisę i zniknął, zostawując zdziwioną Moskwę na koszu. Kołyszko otrzymał rozkaz stawienia się w okolice Łanczunowa dla widzenia się z Dołęgą. Gnany wciąż przez Moskwę, omija niebezpieczeństwa i staje w naznaczonem miejscu. Wkrótce przybył Dołęga ze sztabem, a za nim posypało się grono doborowej młodzieży. Dołęga przejrzał szeregi Kołyszki i serdeczną miał do nich przemowę. Na pochwalę dowódcy po wiedział: "gdybym was nie miał przed oczami, niewierzyłbym iż żyjecie, bo śród tylu niebezpieczeństw chyba wozem niebieskim przecisnąć się można" - Odtąd Kołyszko wszedł w skład oddziału Dołęgi i miał pod sobą dwa bataliony, zwane kołyszkowskimi. Pod rozkazami więc Dołęgi miał potyczkę pod Rogowem, gdzie stanowił prawe skrzydło, dowodził przytem jedną z kolumn zdążając pod Birze, odbył dwie bitwy birżańskie i na koniec wspólnie z Dołęgą 21-go kwietnia /9 maja pod / został jeńcem moskiewskim, a w połowie maja w Wilnie powieszony. Mężni jego żołnierze, już wypróbowani w po tyczkach, świadkowie tylu klęsk i niedoli, uratowali swą nietykalną chorągiew i pragnęli zachować nazwę swą i samodzielność. Kołyszko niezmiernie był lubiany przez żołnierzy. Z tego więc względu przez czas długi taili jego śmierć w obozie, ciesząc nadzieją rychłego powrotu dowódcy. Resztki pułku zostały przy Laskowskim i stanowiły pierwszy batalion pod dowództwem Rodowicza. Batalion ów z samych kołyszkowskich żołnierzy złożony egzystował do października, nim nadwątlone siły nie zapragnęły spoczynku po trudach.
Ignacy Kopczyński
ur. w r. 1839. w Czaharach zbaraskich (Maksymówka). Kształcił się najpierw w domu, potem w gimnazyum w Tarnopolu. Nie mając lat przepisanych do egzaminu dojrzałości uczęszczał na kursą techniczne we Lwowie a następnie przeniósł się do krajowej szkoły rolniczej w Dublanach, którą ukończywszy osiadł na gospodarstwie w Roznoszyńcach. Tam go też zaskoczyły wypadki z r. 1863., w których wziął udział, wyruszając po Wielkanocy do organizującego się pod Czeremosznią oddziału Jeziorańskiego. Przeszedł z nim kordon i brał udział w bitwie pod Kobylanką w dniu 1. maja 1863. W czasie gorącej potyczki otrzymał Kopczyński polecenie przywiezienia patronów na linię bojową, która brak ich poczęła odczuwać. Wśród gradu kul, gęsto padających, przyniósł patrony w chwili, gdy koń pod Jeziorańskim został ubity. Kopczyński podawał mu swego, gdy spotkał się z twardą przymówką, za którą później na biwaku serdecznie go przepraszał dowódca a zwłaszcza za słowo: »Psiakrew! jedź tam, gdzie ci kazali !« Gdy oddział został wyparty, powrócił Kopczyński do Roznoszyniec. Pracował w organizacyi w które) bardzo czynny brał udział; między innymi współdziałał w sprawie wywiezienia X. Bernarda Bulsiewicza z celi zbaraskiego klasztoru, w której tenże był aresztowany przez rząd austryacki za wygłaszanie patryotycznych kazań a posiadał także bliższe wiadomości o morderczym zamachu na Kuczyńskiego we Lwowie. Objął po powstaniu w dzierżawę Chomy następnie Chomy i Ihrowicę. Umarł 5. grudnia 1894 r pochowany w Ihrowicy.
Przemysław Kotarski
Przemysław Kotarski h. Pniejnia[17]. Ur. 30.10.1835 Płock, zm. 29.11.1902 Wiedeń. Syn Bonawentury Jana[17] (syna Stanisława, naczelnika Sekcji Skarbowej w Rządzie Gubernialnym Płockim[14] a następnie Augustowskim) i Małgorzaty Antoniny Lesickiej. Miał starszego brata Bonawenturę Henryka (zm. 1910) i dwie siostry: Pankrację Salomeę Józefę, zam. Jagielską, oraz Aleksandrę Józefę zam. Weyher. Przed Powstaniem był urzędnikiem Spraw Wewnętrznych w Królestwie Polskim. Dietariusz Wydziału Dóbr i Lasów w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Od 30.1.1863 pełnił Obowiązki młodszego adiunkta ekonomicznego przy Delegacjach Czynszowych do Okręgu Piotrkowskiego.[15] W czasie Powstania pełnił z ramienia Rządu Narodowego rolę prawd. wywiadowczą do czego wykorzystywał zajmowane stanowisko. Mianowany naczelnikiem powiatu kaliskiego z siedzibą w Piotrkowie, gdzie był zarówno pomocnikiem wojewody jak i pełnił rolę naczelnika miasta.[8] Od 1884 Dyrektor Towarzystwa Zaliczkowego[1][15] Przyjaźnił się z Adamem Asnykiem. z którym zakładał Towarzystwo Szkoły Ludowej. Należał niemal do wszystkich towarzystw kulturalnych Krakowa, które wspierał.[8 ] Zmarł w Wiedniu[2] w czasie powrotu z Abazji (Opatija), gdzie przebywał na urlopie i dla poprawy zdrowia wraz z przyjaciółmi Mieczysławem Pawlikowskim i jego rodziną. Pochowany w Krakowie na Rakowicach, kwatera Ra koło Pomnika Powstańców, we wspólnych grobie z przyjacielem i powstańcem ks. .[9] Kondukt prowadził ks. - przyjaciel zmarłego.[7] W przemowie podczas pogrzebu powiedział m.in. [7] Po jego śmierci Muzeum Narodowe otrzymało przekazane 44 obrazy olejne, rysunki i akwarele, wśród których były prace Kossaka, Tetmajera, Malczewskie go, Chlebowskiego i innych.[6]
Jakub Koton
25 lat w lodach Sybiru. Dzienniki wiedeńskie podają wzruszająca do głębi historję jednej z ofiar carskiego rządu, niejakiego Jakóba Kotona, który po okropnej tułaczce wreszcie dowlókł się niedawno do Wiednia i pozostaje tam bez żadnych środków do życia. Koton, syn zamożnego niegdyś młynarza ze wsi Ławkowa w Królestwie Polskiem, jako 19 letni młodzieniec stanął w 63 roku w szeregach powstania, niedługo jednak w jednej z potyczek raniony, odwieziony został do Wilna i tam przez Murawiewa na dożywotnie zesłanie na Sybir skazany. W Tomsku przydzielono go do oddziału zesłanych i stamtąd rozpoczął się pochód na Sybir po tej drodze cierniowej, aż nadto dobrze narodowi polskiemu znanej. W Krasnojarsku fotografowano zesłańców. Przez Irkuck, Jakuck, po ośmiomiesięcznem pędzeniu z osady do osady, pozostawiono Kotona wreszcie w Tarbogotai i pozwolono mu tam zarabiać na życie polowaniem. Wkrótce por- wała go tęsknica za ojczystym krajem. Nie zważając na trudy i niebezpieczeństwa, na jakie się narażal, próbował raz ucieczki, próbowal drugi raz i trzeci. Za każdą próbą schwytany, nowe męczarnie znosić musiał. Wreszcie postanowił zebrać znaczniejszy fundusz i po pewnym czasie jeszcze raz próbować szczęścia. Tym razem nie nastąpiło to tak rychło. Przez 20 długich i ciężkich lat siedział spokojnie, odkładając z lichego zarobku zaoszczędzone grosze. Wreszcie znalazł się w posiadaniu 4.000 rubli. Z tym funduszem puścił się po raz ostatni w drogę, tym razem z większem szczęściem. Przez Ural przebijał się i przemykał po nocach. przeważnie i dotarł do Jekaterynburga, a ztamtąd przez Petersburg i Helsingfors przedostał się do Sztokholmu. Nie znalazł jednak nigdzie spokoju i musiał się tułać po Kopenhadze, Lubece, Hamburgu, Berlinie, aż wreszcie znalazł się w Paryżu. Tu jednak wyczerpały się wszystkie jego zasoby pieniężne i tak szczupłe i rząd francuski odstawił go do granicy belgijskiej. Przez Holandje dostał się ten prawdziwy męczennik do Niemiec, skąd pieszo, drogą na Kolonię i Monachium po ośmiu tygodniach wśród śniegu i mrozu przybył do Wiednia. Dzienniki wiedeńskie wzywają mieszkańców do dania pomocy i wsparcia temu nieszczęśliwemu tułaczowi, który po tak cierniowej drodze żywota, dziś na starość pozostaje bez żadnych środków do życia.
Stefan Kotoński
Podoficer,wachmistrz a później podporucznik w oddziale żandarmów "". Prawdopodobnie Stefan jest wśród pierwszych członków oddziału. Nie był to duży oddział, jednak doskonale uzbrojony i wyszkolony. Wszyscy żołnierze umundurowani byli na wzór kozacki, dlatego często brano ich za Rosjan. Pod doskonałą komendą „Junoszy” stoczył wiele potyczek, nigdy nie schodząc z pola bitwy pobitym. Była to zasługa strategii „Junoszy”, który zręcznie manewrował na polu walki atakując tam, gdzie była szansa powodzenia a unikając walki, gdy siły rosyjskie miały zbyt dużą przewagę. Oddział był bardzo mobilny i często tak szybko przemieszczał się w terenie, że ścigający go Rosjanie szukali tam, gdzie dawno go już nie było. Żandarmi „Junoszy” brali udział w następujących bitwach i potyczkach: pod Stawami 9 października 1863, pod Motkowicami 12 grudnia 1863, w 28 kwietnia 1864 , pod Żeleźnicą 30 kwietnia 1864 i pod Pińczowem 5 maja 1864. W swoich pamiętnikach „Junosza” dwukrotnie wspomina o Stefanie Kotońskim. Raz, gdy generał Hauke-Bosak zachwycony żołnierzami „Junoszy” zabrał mu ich, a jemu kazał zorganizować od nowa swój oddział. Żołnierze samowolnie powrócili pod jego komendę: „W kilka dni dopiero skompletowałem się i oddział mój doprowadziłem do porządku. Po bitwie pod Szczekocinami, gdzie moja kawaleria oddana Chmieleńskiemu miała tęgo się spisać, prawie wszyscy na powrót do mnie wrócili. Za samowolne opuszczenie oddziału chciałem ich ukarać i na powrót odesłać pułkownikowi Chmieleńskiemu dla przykładu, ale najprzód zdałem o tym raport. Ale widać jenerał czy Chmieleński wiedzieli dobrze, że oni li tylko z przywiązania do mnie wrócili, kazał im darować i zostawić u siebie. Ze względu, że dobrze się bili, szczególnie Kotoński wachmistrz i Charłampowicz podoficer. Znowu miałem swoich w komplecie”. Drugi raz wymienia Stefana w opisie potyczki pod Łopusznem: „Dragoni widząc, że my ich konie zabrali, za nami w pogoń lecz nie wszyscy, tylko jeden szwadron i to, zdaje się, niekompletny. Uporządkowaliśmy się do szarży, a następnie całą siłą uderzyliśmy na nich. Dragoni, tak chwalony żołnierz i postrach niektórych, pierzchli, a właściwie rozsypali się przed naszym frontem. Padł tylko jeden dragon, porąbany przez mego podoficera Kotońskiego, kilku było pokaleczonych, a z moich żaden, koń tylko był ranny”. Oddział został rozwiązany 8 maja 1864 w okolicach Słupi Jędrzejowskiej jako ostatni czynny oddział powstania styczniowego. Po rozwiązaniu powstańcy podzieleni na małe grupki rozeszli się po okolicy zatrzymując się w okolicznych dworach. Być może właśnie wtedy Stefan trafił do Wodzisławia.
Strona z 8 < Poprzednia Następna >