Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 312
Strona z 8 < Poprzednia Pierwsza
Maria Wyleżyńska
Maria Bentkowska z Wyleżyńskich. Wśród weteranów, których sędziwe i czcigodne postacie wzruszyły w dniu obchodu styczniowego swym ukazaniem się na placu Zamkowym brakło kobiety – weteranki, p. Marii z Wyleżyńskich-Bentkowskiej. Nie zapomniano jednak o niej i o jej zasłudze, dorzuconej niegdyś na szalę sprawy polskiej. W gimnazjum koedukacyjnym Towarzystwa Szkoły Średniej na Żoliborzu, gdzie młode pokolenie wychowywane jest w kulcie bohaterstwa i wdrażane od najmłodszych lat do naśladowania wielkich wzorów w służbie obywatelskiej dl kraju – dziewczynki z przejęciem wysłuchały podczas uroczystego obchodu szkolnego opowiadania o ich ‘‘rówieśniczce’‘, która niegdyś w dniach przez i podczas powstania, hardo i twardo stawiła czoło wrogowi, właśnie jako 12-letnia dziewczynka. Porywem serca wiedzione, wnet wybrane dziewczynki idą na ul. Nowogrodzką 46, tuląc w ramionach wspólny upominek staruszki, białą azalię. Niepewny i uroczysty nastrój dziewczynek znika zaraz na wstępie, gdy przemiła, pełna życia i humoru p. Bentkowska przerywa ‘‘owację’‘ jednej z delegatek uroczym zaprzeczeniem: No, no, co tam za bohaterstwo. Każda z was, dziewczynki, to samo by na moim miejscu zrobiła. Więc już odważniejsze, prezentują swój biały kwiatek i zaproszenie, siadają na mebelkach-weteranach, których pełen pokoik. Żwawo idzie serdeczna pogawędka o mrozie srogim i o szkole, i o wnuczkach kochanych babuni, lecz powoli docierają dzieci do tego, czego pragną najgoręcej posłuchać z ust samej p. Bentkowskiej: jak to było wtedy? I płynie opowieść z ust 83-letniej staruszki: Na Ukrainie dwór szlachecki, otoczony parkiem, z parkiem łączy się ramię lasu, tego wiernego opiekuna spisków powstańczych. W dworze patriotyczna rodzina państwa Wyleżyńskich, cała oddana konspiracyjnej robocie, organizowaniu gotowości do powstania. Dziewczynka wzrasta wśród gorącej atmosfery. Widzi przekradających się z dworu do dworu tajnych powstańców, kucie grotów do pik w kuźni dworskiej. Uczy się żyć dla Polski od swego ojca, p. Wyleżyńskiego, niestrudzonego organizatora ziemiaństwa kresowego, później nieszczęsnego emigranta, tułacza po różnych krajach, nękanego tęsknotą za rodziną i ojczyzną. Brat dziewczynki, aresztowany jako uczeń za udział w tajnej organizacji szkolnej – spędził 11 lat na Sybirze. W takiej prawdziwej ‘‘stanicy kresowej’‘ rośnie zuchwała stepowa dziewczyna z dusza pełną buntu i pragnienia służby ojczyźnie. Dwunastoletnią dziewczynkę zabierają z domu Moskale, aby z jej zeznań uchwycić nici organizacji. ‘‘Polskie szczenię’‘ nic nie wie, nie słyszało, nikogo nie zna.
Adam Wyleżyński
Syn Jana Nepomucena Wyleżyńskiego h. Trzaska i Kunegundy Bukar (choć wg niektórych naturalny syn Adama Walewskiego, a więc po nim wnuk Napoleona Bonaparte). Rodzina jego była barwna, mająca dobre układy. Miał oprócz brata 6 sióstr, z których jedna wyszła za barona Löwenthala - pełniącego wysokie stanowisko w ambasadzie austriackiej w Paryżu. Ze związku z Konstancją Burczak-Abramowicz miał syna Tomasza (za działania niepodległościowe spędził 11 lat na Syberii) i córkę - jako 17-latkę kurierkę powstańczą. Związany z Podolem, gdzie posiadał majątek koło Berdyczowa. Uznawał się za Rusina wiodąc prym wśród okolicznego towarzystwa. W domu panował styl buńczucznej [[bałaguła|bałagulszczyny]]. Zawiadiaka, próżniak i myśliwy ale jednocześnie świadomy walki o Ojczyznę, wodził prym wśród podobnych sobie dzikich dusz żyjących na Kresach. Po powstaniu Listopadowym musiał opuścić kraj, prawdopodobnie przebywając we Francji razem z bratem . Brał następnie udział w przygotowaniach do Powstania Styczniowego, m.in. był na słynnej manifestacji w Horodle. Zwolennik czerwonych - a więc gwałtownych i odważnych działań zbrojnych. Jeszcze przed Powstaniem był emisariuszem Rządu Narodowego w Warszawie. W Powstaniu wystawił oddział kozaków walcząc pod Kobylanką w partii Edmunda Różyckiego, gdzie uczestniczył też jego brat. Po porażce wraz ze znaczną częścią wiernych sobie musiał uciekać, osiadając w Rumunii. Tam zmarł. "W tonie przebijał się akcencik półdrwiący, niewyzywajacy jednak obrazy. Osłaniała go w klasycznym tonie trzymana szarmanterja. Każdy ruch, każdy gest tego lat z górą czterdzieści wykazującego człowieka znamionował bywalca, umiejącego się stosować do salonowego i do hulaszczego życia, umiejącego odegrywać z równą łatwością rolę markiza i rolę kozaka netiahy.[...] Wyleżyński w rozmowach prym trzymał, okazując się w towarzyskiem obcowaniu niewyczerpanym, raz sypiąc dowcipy jak z rękawa, znów przybierając ton sensata, nastrajając się do towarzystwa i nastrajając towarzystwo do siebie. (...) Adamowi, niższemu od brata wzrostem, na sile i postawie nie brakło: Nie brakło mu też na fantazji szlacheckiej, niewykluczającej zdrowego i jasnego na rzeczy poglądu".
Józef Kazimierz Zajączkowski
Herbu Prus. Ur. 4.3.1844, zm. 30.7.1911 Mikulińce. Syn Ignacego, ekonoma w Kopyczyńcach i Antoniny Domańskiej. Brat Jacka.[6][7] Wyszedł do powstania jako b. uczeń gimnazyum tarnopolskiego. Wstąpił do oddziału Czarneckiego, który po zajęciu wstępnym bojem Tomaszowa, został wyparty z miasta przez zwiększone oddziały Moskali, którzy wypierali gromadki powstańców do Galicyi. W jednej z tych gromadek znachodził się i Zajączkowski, jeden z trzech studentów wśród 17 towarzyszy, jacy pospieszyli przeważnie od warsztatu, wszyscy ze Lwowa, gdy on jeden zdążył do oddziału z gimnazyum w Tarnopolu. Wśród wielkich mrozów przeszedł oddział granicę i został rozbrojony przez żandarmów austryackich przy pomocy kilkunastu chłopów a następnie odstawiony ze związanym Zajączkowskim, który strzelił do jednego żandarma, — do Cieszanowa. Osadzony w oddzielnej ubikacyi, towarzysze we wspólnej kazamacie. Z lat dziecinnych znany naczelnikowi powiatu daremnie przybrał nazwisko Kazimierza Mokrzyckiego, studenta z Lublina, odstawiany dalej konwojem znika w drodze żandarmowi Teleżyńskiemu i z dwoma towarzyszami udaje się do Lwowa.[1] Po raz wtóry spieszy w szeregi i walczy w dniu 6. maja 1863 pod Kobylanką. W oddziale tym walczyło około 80 ułanów, pochodzących przeważnie z dworów i dworków szlacheckich z okolic Tarnopola, Czortkowa i Husiatyna, walczących pod dowództwem . Wobec wielkich posiłków, jakie przybywały nieprzyjacielowi, oddział zachwiał się chwilowo a gdy z karabinem w ręku poszedł w bój sam Jeziorański, nowy duch ożywił słabnące szeregi powstańcze i nieprzyjaciel pewny już zwycięstwa rozprószony został. była największą, jaką przebył Zajączkowski podczas trzynastomiesięcznej swej kampanii. Pod Kobylanką był Zajączkowski kontuzyonowany. Naciskany przez nieprzyjaciela cofnął się oddział do Galicyi, gdzie obce szeregi oddały powstańcom honory wojskowe, poczem wszedł z powrotem na ziemię lubelską a po usunięciu się rannego Jeziorańskiego szedł dalej pod dowództwem , który osaczony coraz bardziej przez Moskali przeszedł w dniu 8. maja granicę galicyjską koło Ulanowa, gdzie cały oddział został rozbrojony. W dniu 15. maja odstawiono Zajączkowskiego z towarzyszami do Rzeszowa, następnie do Lwowa, gdzie go osadzono w Brygidkach, zapowiadając mu równocześnie, że odstawiony zostanie do Tarnopola. Nie tam go jednak wysłano, ale do więzienia Karmelickiego przy ul. Batorego, gdzie spoczął w celi więziennej. Śledztwo w jego sprawie prowadził radca Kuczyński a rozprawę wyznaczono na dzień 20. lipca. Oskarżony o strzał do żandarma w lesie bełzeckim i rzucenie drugiego żandarma do rowu pod Rzeszowem, skazany został na cztery dni więzienia i wykluczenie ze wszystkich szkół austryackich. Więzienie opuścił 24. lipca i ruszył wnet do jazdy Wołyńskiej, stojącej na leżach w okolicy Tarnopola.[1] Lwów nie miał połączenia kolejowego z Tarnopolem, to też ruszył Zajączkowski budą {{bałaguła|bałaguły}} tarnopolskiego "starego Srula" i po 18-godzinnej jeździe stanął w Tarnopolu, skąd wyruszył w dom rodzicielski, położony ze dwie mile od tego miasta. Poprzednio zgłosił się w komendzie jazdy Wołyńskiej, mieszczącej się w hotelu Puntscherta, gdzie po przedłożeniu legitymacyi otrzymał rozkaz bezwłocznego udania się do Bohatkowiec i przydzielony został do trzeciego szwadronu rotmistrza Nałęcza. pod koniec maja przedarł się po zwycięskiej bitwie pod Salichą na Podole, gdzie dwory i dworki szlacheckie nader gościnnie Wołyniaków podejmowały.[1] W czasie wstąpienia Zajączkowskiego do oddziału, był on już uzupełniony, liczył 5 szwadronów po 150 koni i 50 kozaków dla służby wywiadowczej. Zajączkowski przeniesiony do Rosochowaćca mianowany został furierem szwadronu. Z końcem sierpnia stanął cały oddział na stepie strusowskim na przegląd i manewry. Gdy z wymarszem zwlekano udał się Zajączkowski w Sokalskie do oddziału a gdy ta wyprawa zawróciła , przedostał się w Krakowskie do oddziału , gdzie wstąpił w randze porucznika. Po chwilowo odbywanej służbie wywiadowczej wysłany został jako kuryer do Tarnowa i Krakowa, tu został aresztowany, osadzony najpierw "pod Telegrafem* a następnie w więzieniu wojskowem. Przez sąd wojskowy skazany został na sześć tygodni ścisłego aresztu z zastrzeżeniem odesłania szupasem do miejsca przynależności. Po odsiedzeniu więzienia pod eskortą wraca z Krakowa do Tarnopola, po części koleją do Lwowa a następnie furą do miejsca przynależności. Po audyencyi u pułkownika, który w czasie stanu oblężenia był komendantem miasta, skazany został Zajączkowski za męskie zachowanie się wobec niego i pełną godności obronę sprawy powstania na 48 godzin więzienia, poczem był internowany w Tarnopolu aż do chwili zniesienia stanu oblężenia tj. przez przeciąg trzech miesięcy.[1] Po powstaniu poświęcił się Zajączkowski studyom technicznym, był inżynierem kolei państwowych. Umarł w dniu 31. lipca 1911 w 67 roku życia w Mikulińcach, gdzie też został pochowany.[1][8] W małżeństwie z Amalią Hillinger (Hellinger) miał kilkoro dzieci, Stanisławę (ur. 1872 Lwów), Adama (1877-1842, żandarm WP), Bolesława (1881 Kraków - 1920, Orlę Lwowskie, poległ pod Zadwórzem, kawaler VM), Romanę (ur. 1888 Buczacz),[3-7] i Agnieszką(?)[9]
Hipolit Zawadzki
Ernest Hipolit Zawadzki. Ur. 10.1.1820 Suchedniów[2], zm. 7.5.1863 Kielce[3]. Syn Ludwika (s. Piotra i Marianna Lipskiej), zawiadowcy fryszerek i Marianny Krzyżanowskiej (c. Walentego i Julianny Prusińskiej). Członek Korpusu Górniczego w Królestwie Polskim. Pracował jako magazynier pudlingarni i walcowni w Hucie Bankowej w Henrykowie pod Niwką, a później w Zakładach Rządowo-Górniczych Okręgu Zachodniego. Wziął udział w wypadkach 1846 roku w ten sposób, że brał udział w pracach Związku Demokratycznego, agitował i wysyłał ochotników do Krakowa. Sprzeciwiał się też wysyłce rekrutów górniczych do Warszawy, za co został aresztowany i skazany, na karę chłosty 1000 kijów[10] i zsyłkę na Syberię. Szczęśliwie otrzymał przydział do badań górniczych w Kazachstanie. W 1850 za kontakty z Tarasem Szewczenką i posiadanie wypisów niedozwolonej książki[10] został zesłany na daleką Syberię do kopalni nerczyńskich. Pełnił też służbę w 14. Batalionie Syberyjskim stacjonującym w Szyłce za Bajkałem. Dosłużył się stopnia podoficera. Dymisję otrzymał w 1857 i w 1859 po 14 latach powrócił do kraju. Był jednak wydalony z pracy górniczej, dlatego objął stanowisko rządcy maj. Krasna koło Mniowa. W czasie Powstania zajął się formowaniem oddziału na uroczysku Ormanicha, pieczętując się stopniem majora. Udało mu się zebrać ok 400 osób w tym wielu fabrykantów z okolic Krasnej. Współpracował tu z Franciszkiem Bocheńskim, naczelnikiem cywilnym organizacji narodowej na powiat opoczyński, właścicielem Rudy Malenieckiej. Stamtąd docierało głównie zaopatrzenie oddziału: żywność, broń, amunicja, konie wierzchowe i pociągowe. Oddział dokonał kilku akcji likwidacji konfidentów, prowadził też akcję zaciągową wśród chłopstwa postępując tu dość zdecydowanie. To, oraz dość znaczna jawność działań doprowadziły do zdrady i denuncjacji - których dopuścił się mieszkaniec wsi Lipa i dróżnik drogi bitej Sielpia-Kielce z Czarnej[5]. 21.4. z Radomska został wysłany mjr. Obuchow, który zaatakował obóz. Hipolit Zawadzki zdołał ostrzec powstańców, gdyż wracał bryczką, a zobaczywszy moskali wystrzelił. Powstańcy walczyli 2 godziny i pokonali Moskali, w tym śmiertelnie został postrzelony major Obuchow.[8][9] Jednak tego samego jeszcze dnia zaatakował obóz drugi oddział gen. Czengerego z Kielc. Doprowadziło to do całkowitego rozproszenia oddziału. Zginęło od 4-19 powstańców, z których kilku zostało pojmanych i powieszonych. () Hipolit Zawadzki, ciężko ranny dostał się do niewoli[9] nie będąc rozpoznanym. Leczenie nie przyniosło skutku i zmarł w kieleckim szpitalu 7 maja. Pochowany pierwotnie został na cmentarzu kieleckim, lecz kilka lat później (prawdopodobnie już po 1918) przeniesiony do Koniecpola, do krypty kościelnej. Nie był żonaty. Miał siostry: Ludwika (ur. 1818), Waleria Elżbieta (ur. 1822, zam: Alojzy Paczkowski), Julia (ur. 1826, zam.: Józef Kwiatkowski), Brygida (ur. 1826), Konstancja Karolina Brygida (ur. 1832 Niekłań Wielki)
Pelagia Zgliczyńska
Dąbrowska z domu Gliczyńska, żona Jarosława, współpracowała z nim w przygotowaniu Powstania i na emigracji. Po Powstaniu kierowała gimnazjum żeńskim w Krakowie. Zm. 11.2.1909 Ś.p. Pelagia Jarosławowa Dąbrowska. Dnia 11 lutego br. zmarła w 66 roku życia w Krakowie ś.p. Pelagia z Gliszczyńskich Dąbrowska wdowa po Jarosławie Dąbrowskim, jenerale komuny paryskiej. Zmarła należała do tych kobiet entuzystek które do ostatnich chwil życia zachowały żywość i świeżość umysłu, siłę uczucia, energię, zapał dla wszystkiego co piękne, dobre i szlachetne. Przejęta gorącem uczuciem patryotycznem w okresie manifestacyj narodowych i prac przygotowawczych do wybuchu powstania, zespół ze swym małżonkiem ś.p. Jarosławem oficerem armii rosyjskiej, rzuciła się z właściwym sobie zapałem w odmęt akcyi narodowo-politycznej. Następstwa tejże dla małżonków Dąbrowskich były ciężkie: jarosław Dąbrowski skazany na śmierć przez sąd wojenny w Warszawie, a następnie ułaskawiony, otrzymał 20 lat ciężkich robót, ś.p. Pelagia została skazana na wygnanie do Rosyi, gdzie na miejsce jej pobytu wyznaczono Ardatów, miasto powiatowe w guberni niżegorodzkiej. Wkrótce jednak wyjątkowo pomyślny zbieg okoliczności połączył na nowo małżonków, rozdzielonych - jak się zdawało - na długie lata. Małżonkowi udało się najpierw uciec z więzienia przesylnego w Moskwie a następnie małżonce - z Ardatowa. Po dokonanej szczęśliwej ucieczce, oboje przez Sztokholm i Kopenhagę udali się do Paryża, gdzie przeżyli lat kilka spokojnie, aż do krwawych wypadków 1870-71. Straciwszy męża Pelagia z trojgiem dzieci przybyły do Galicji gdzie odtąd zajęta pracą na własne i dzieci swych utrzymanie spędziła ostatnie dziesięciolecia swojego życia. W najcięższych okolicznościach życia nie traciła odwagi, a z wytrwałością i poświęceniem bezgranicznem przez udzielanie lekcji prywatnych języka francuskiego, zdołała i siebie utrzymać i synów wychować, nie uciekając się nigdy do pomocy zamożniejszych krewnych lub licznych swych przyjaciół. Ostatnie lata życia spędziła w Krakowie, gdzie w charakterze damy klasowej w prywatnem gimnazyum żeńskiem imienia Królowej Jadwigi z całym zapałem, z całą miłością dla powierzonych jej pieczy przez lat kilkanaście pracy oddała znaczne usługi sprawie wychowania dziewcząt, zyskując uznanie władze przełożonych, przywiązanie uczennic, a wdzięczność rodziców. Wspomnieć także należy że ś.p. Pelagia Dąbrowska, pomimo ciężkich i trudnych warunków, wśród których żyć i pracować nieraz wypadłom nie upadła nigdy na duchu, nie traciła swego entuzyazmu prawie młodzieńczego, oddawała się, o ile czas i okoliczności pozwalały, równocześnie pracy społecznej, żywo interesowała się literaturą ojczystą i teatrem, a dla swych przymiotów towarzyskich była wszędzie w każdym inteligentnem domu pożądanym gościem.Ten niewyczerpany zasób sił i zasobów moralnych - o czem nie należy zapominać - czerpała ta niezmordowana pracownica w gorącem szczerem przywiązaniu do Kościoła katolickiego dzięki któremu umiała ''z trudnościami łamać się za młodu'' i nie upadać ''pod lada ciosem''. Cześć jej pamięci!. Al.S.
Antoni Zieliński
Herbu Leliwa. ur. w r. 1842 w Tarnopolu, uczeń kursu pedagogicznego akademii krakowskiej, służył jako sierżant w żuawach Rochebruna, w oddziałach i Langiewicza. Walczył pod Miechowem, Chrobrzą i Grochowiskami. Ranny w rękę. Po powstaniu profesor szkoły wydziałowej. W pamiętniku swym podaje Zieliński następujące szczegóły: »W grudniu pamiętnego roku zaprzysiężono nas wszystkich i mieliśmy wszyscy wyruszyć w pole, czekaliśmy tylko na wezwanie. By nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi, chodziliśmy dalej pilnie na wykłady, ale czas wolny poświęcaliśmy nie nauce, lecz pracy wśród młodzieży rękodzielniczej, każdy z nas bowiem miał obowiązek dostarczyć przynajmniej dziesięciu ludzi. Agitacya szła łatwo, młodzież rękodzielnicza paliła się do walki. Ze wsi okolicznych nadciągało grupkami włościaństwo, by zaciągnąć się w szeregi. Szli - wiedzeni zapałem — nie wiedząc nawet na kogo, byleby tylko im dano broń do ręki na Moskala. Raz kiedy szedłem na wykłady, przystępuje do mnie kilku włościan i pyta: »A pan nas? "— >Tak« odpowiedziałem. — »No to dobrze! a gdzie to Panie przystaje się do Ojczyzny?« Zaprowadziłem ich tam, gdzie przystaje się do Ojczyzny i zaraz zaprzysiężono ich, by z najbliższym transportem odesłać w pole«. »Dnia 1. lutego otrzymałem rozkaz do pochodu. Zabrawszy trochę prymitywnych prowiantów, wyruszyłem. O godz. 7. wieczorem stanąłem pod Floryańską bramą, gdzie wnet zebrała się spora kupka naszych. Na wózkach ruszyliśmy do Chrzanowa, gdzie stanęliśmy późną nocą, skąd mieliśmy się przeprawić przez granicę. W Chrzanowie zastaliśmy smutną wieść, że ruszyć nie możemy, bo niema broni dla nas. Przykrym był ten pierwszy zawód, trzeba było wracać do Krakowa, gdzie w dwa dni otrzymaliśmy znowu rozkaz do wymarszu. Wybraliśmy się już inną drogą, mianowicie przez błonie na Łobzów do Ojcowa, gdzie gromadzono liczniejsze zastępy«. »Pod Ojcowem zastaliśmy cały obóz. Kilka dni poświęcono na nauczanie nowozaciężnych zasadniczych rzeczy z zakresu sztuki wojennej, poczem mieliśmy wyruszyć, czekano tylko na broń, bo tej ciągle jeszcze nie było. Rozdzielono tymczasem przybyłych do rozmaitych znaków, mnie przydzielono do pierwszej kompanii żuawów. W końcu po sosnowieckiej wyprawie przywieziono nam trochę starej broni palnej, ale ta była prawie nie dbo użytku, bo każdy karabin był inny. Pomimo braku broni otrzymaliśmy rozkaz wymarszu do Olbroma i Skały, żuawi mieli udać się do Skały. Z polecenia mego komendanta Rochebruna pozostałem jeszcze w Ojcowie, by zaciągnąć nowych ludzi i uzupełnić nimi drugą kompanię żuawów. Spełniwszy polecenie wybrałem się z zebranymi ludźmi do Skały. Zamieć śnieżna i uciążliwa droga zmęczyły nas tak strasznie, że cieszyliśmy się na odpoczynek w naszych kwaterach. Skoro jednak przybyliśmy do Skały i ułożyliśmy się na spoczynek rozległ się alarm. To Moskale ze Słomnisk podsuwali się pod nasze pozycye, spodziewając się, że zaskoczą nas nieprzygotowanych do walki. W kilku chwilach jednak stanęliśmy gotowi do niej a silny ogień przeciw przednim strażom moskiewskim skierowany, powstrzymał ich w pochodzie«. »Na drugi dzień otrzymaliśmy rozkaz wyruszenia pod Miechów, gdzie miała nastąpić potyczka z Moskalami. Smutnym był widok tego pochodu. Młodzież wycieńczona ledwie się wlokła, żołnierz niewyćwiczony szedł bezładnie wywołując często niepotrzebny tumult. W drodze odpoczywaliśmy tylko kilka godzin w Czaplach«. »Nad ranem podsunęliśmy się pod Miechów. Moskale spostrzegli nas a kilka rakiet puszczonych przez nich zaalarmowało załogę. Wnet rozpoczął się obustronny ogień. Zagrzani zachętą Rochebruna, zaatakowaliśmy górkę, obsadzoną przez Moskali i zdobyliśmy ją a potem cmentarz. Z cmentarza wpadliśmy w wązką uliczkę, wiodącą do rynku. Tu rozegrała się prawdziwa rzeź, bo Moskale bronili się zaciekle. Żuawi, jako aryergarda, walczyli jak wściekli, pomni, że im wolno iść zawsze tylko naprzód, bo żuaw nie cofa się przed wrogiem. Po dłuższej walce słychać było z naszej strony coraz rzadziej odgłos padających strzałów, podczas kiedy Moskale prażyli prawie bez przerwy gęstym ogniem. Polakom brakowało amunicyi... Musiano dać hasło do odwrotu. Ze stu sześćdziesięciu żuawów pozostało przy życiu około trzydziestu, przeważnie rannych. Kwiat młodzieży i inteligencyi zasłał krwawe ulice Miechowa. Pozostała przy życiu garstka poszła w rozsypkę wałęsając się po okolicznych wsiach i lasach«.
Ludwik Honoraty Żmudowski
(1826–1891), duchowny katolicki, kanonik honorowy sandomierski, długoletni proboszcz parafii św. Marcina w Białobrzegach Opoczyńskich (1855–1877) i w Przedborzu (1877–1891), patriota polski zaangażowany w działalność niepodległościową, działacz społeczny, zapalony myśliwy. Urodził się 16 VIII 1826r. we wsi Dzietrzniki (na ziemi wieluńskiej) w rodzinie pochodzenia szlacheckiego. Był synem Ksawerego, strażnika lasów rządowych w Straży Długie, i Salomei z Papiewskich. Został ochrzczony 25 VIII 1826r. w kościele pw. św. Katarzyny w Dzietrznikach przez ks. Marcina Gumkowskiego. Otrzymał dobre wykształcenie w gimnazjum w Piotrkowie Trybunalskim. Początkowo wstąpił do Seminarium Duchownego we Włocławku, gdzie pobierał nauki w latach 1847–1849. Edukację kontynuował w seminarium w Sandomierzu, zakończoną święceniami kapłańskimi (1852). Od 1852r. niósł posługę bożą w parafii Wzdół koło Bodzentyna. W 1855r. objął parafię św. Marcina w Białobrzegach Opoczyńskich (obecnie dzielnicy Tomaszowa Mazowieckiego). W 1861r. dzięki hojności parafian z Białobrzeg, Brzustowa, Celestynowa, Ciebłowic, Unewla i Wądołu dokonał remontu kościoła, m.in. naprawił i rozbudował organy kościelne, położył posadzkę, zakupił nowe ławki. Podczas powstania styczniowego ks. Żmudowski wspierał partyzantów i zachęcał parafian do udziału w walce narodowowyzwoleńczej. W pierwszych dniach maja 1863r. w kościółku modrzewiowym wypełnionym po brzegi szlachtą i powstańcami odebrał przysięgę wierności Polsce od 66-osobowego oddziału tomaszowian, wyrusza jących do boju pod komendą miejscowego aptekarza Aleksandra Stanisława Langego. Po kilku miesiącach – 7 XI 1863r. – został aresztowany przez kozaków, którzy w kostnicy przy cmentarzu parafialnym znaleźli mundury powstańcze. Duchowny spędził 13 tygodni w więzieniu w Piotrkowie Trybunalskim. Dzięki znajomości wśród możnych i oficerów rosyjskich, którzy przyjeżdżali w lasy spalskie na polowania, uniknął kary i powrócił do parafii. Po upadku powstania żarliwie bronił parafian przed represjami ze strony władz carskich. W 1864r. po kasacji konwentu ojców Franciszkanów w Smardzewicach jako reprezentant arcybiskupa sandomierskiego przejął księgozbiór biblioteki klasztornej, który następnie przekazał bibliotece Seminarium Duchownego w Sandomierzu. W 1866r. osobiście zwalczał epidemię cholery, która panoszyła się w Tomaszowie Mazowieckim i jego najbliższych okolicach. Opracował nietypowe, lecz skuteczne sposoby walki z cholerą (kąpiele w zimnej wodzie). Nie ustawał w działalności dla parafii: w 1875r. zakupił dwa nowe dzwony, w roku następnym odnowił dzwonnicę i odremontował kościelne organy. Ks. Żmudowski był zapalonym myśliwym, który chętnie zapraszał innych pasjonatów na polowania do okolicznych lasów. W ostatnim ćwierćwieczu XIX w. lasy spalskie stały się szczególnie popularne dzięki przedsiębiorczej postawie ks. Żmudowskiego, który sprowadzał do tych lasów wyższych oficerów i notabli rosyjskich, szukających szczególnie dogodnych miejsc do uprawiania myślistwa. W listopadzie 1873r. gościł przez 3 dni feldmarszałka rosyjskiego, ks. Aleksandra Bariatyńskiego, a w dniach 10– 18 IX 1876 r. następcę tronu, Aleksandra Aleksandrowicza, przyszłego cara Aleksandra III, oddających się w pobliskich lasach myśliwskim pasjom. Monarcha wkrótce zdecydował się na zbudowanie letniej rezydencji w Spale. W 1877r. został powołany na proboszcza parafii w Przedborzu nad Pilicą. Pełniąc to stanowisko (w latach 1877–1891), przyjeżdżał kilkakrotnie do Białobrzegów i Spały na polowania. Objąwszy parafię przedborską, zabrał się energicznie do pracy. W roku 1878 rozebrał resztki kościoła szpitalnego św. Leonarda, a ciosy piaskowcowe wykorzystał do ogrodzenia cmentarza przykościelnego. Rozszerzył też cmentarz rzymskokatolicki w Przedborzu, otoczył go murem i zadrzewił. Później zbudował budynek katakumb. W 1880r. zlikwidował cmentarz grzebalny wokół kościoła, a zebrane szczątki pochował uroczyście w jednym miejscu, które oznaczył krzyżem z piaskowca. Na jego cokole wyryto napis: „Pamiątka pochowania KOŚCI 10 czerwca 1880r. KLŻ”. W r. 1885 dobudował do nawy głównej kościoła zakrystię ministrancką. Pokrył czerwoną dachówką dach kościoła, a obie kaplice blachą. W 1887r. pozyskał środki (30 rubli srebrem) na reperację organów. W 1889r. w Przedborzu obok historycznej przeprawy przez Pilicę wystawił krzyż dziękczynny na potężnej sześciennej kolumnie z piaskowca, za ocalone życie cara, z wezwaniem w języku rosyjskim: „Boże cara chrani”. W 1891r. rozpoczął malowanie przedborskiej świątyni. Z datą 24 V 1891r., kazał pod chórem wypisać rys historyczny kościoła (obecnie usunięty). W styczniu 1890 roku ks. Żmudowski został zaproszony na członka warszawskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W lutym jako myśliwy i członek tego towarzystwa wystosował apel do innych myśliwych z okolic Przedborza, aby zaniechali polowań w roku bieżącym wskutek „znacznego wyniszczenia zwierzyny i dość ostrej zimy”. Duchowny angażował się także w działalność publicystyczną. Kilka razy do roku jego listy i artykuły zamieszczały „Tydzień” (piotrkowski) i „Gazeta Radomska”. W 1889r. pisał o obawach w związku z topnieniem lodów i przyborem wód Pilicy, nawiązując do nieszczęśliwych doświadczeń z 1888r., gdy wielka powódź zerwała most na Pilicy, wielu mieszkańców pozbawiając plonów i mieszkań, a z kolei jesienny pożar strawił 9 stodół. W 1890r. w tekście publicystycznym namawiał do porządkowania miasta i podniesienia stanu zdrowotnego oraz zapobiegania wielkim pożarom poprzez budowę studni. Ks. Żmudowski rozchorował się w Radoszycach, podczas wizyty biskupa sandomierskiego Antoniego Franciszka Sotkiewicza. Zmarł 12 VI 1891r. o godz. 20 w Przedborzu i tam został pogrzebany.
Tadeusz Żuliński
(30.11.1839 - 18.01.1885 Lwów) [1] - Powstaniec Styczniowy [1], lekarz [1] "absolwent medycyny uniwersytetu w Pradze. Za udział i agitację na rzecz powstania, zwłaszcza wśród Czechow, kilkakrotnie więziony. Po upadku powstania zbiegł do Paryża, gdzie redagował pismo "Polska" . W 1871 r osiadł we Lwowie, zdobywając jako lekarz wielkie poszanowanie." [1] Urodził się 30.11.1839 [15] Zmarł 18.01.1885 [15] we Lwowie, pochowany na tym samym na którym są pochowani dwaj jego bracia: Kazimierz i Józef. [1] czyli na Cmentarzu Łyczakowskim [1], kwatera nr 72 nr obiektu 55 [15] Razem z nim w jednym grobie są pochowani: - jego matka - Barbara Źulińska z domu Michelson ur 20.04.1817 zm. 05.03.1881 [15] - Maniusia ur 1889 - 1890 [15] - jego brat ks. Kazimierz Żuliński /jubilat/ ur 1831 zm. 1904 [15] Rodzeństwo: 1____Roman Żuliński (ok. 1830 - 05.08.1864 Warszawa) - Powstaniec Styczniowy, członek Rządu Narodowego, stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej [1] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 2____Kazimierz Samuel Walenty Żuliński (14.02.1831 Radom - 1904 Lwów) - Powstaniec Styczniowy [1], ksiądz [1] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 3____Aleksander vel Alexander [10] Tomasz [12] Żuliński [10] ( 08.09.1832 Warszawa [12] - ) ślub - 1872 Warszawa [10], żona Kazimiera Czaplińska [10] (rodzice Antoni Czapliński [10] i Józefa Wizdek [10]) 4____Józef Żuliński ( ok. 1840 - 06.01.1908 ) - ps. Zenon Zetowicz - Powstaniec Styczniowy [2] dyrektor Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego we Lwowie, pedagog. [2] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 5____Edward Kalikst Maksymilian Zuliński [14] ( 1842 Kraków [14] - ) - Powstaniec Styczniowy ? [2] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] Rodzice: 1___Jan [13] Tadeusz Żuliński [7], [8] rachmistrz Banku Polskiego [11] w 1832 r lat 36 (czyli ur. ok. 1798) zamieszkały Warszawa ul. Krakowskie Przedmieście nr 369 [11] urodzony w Sandomierzu [13] 2___Barbara [7], [8] Fryderyka [13] Michelson [7], [8], [13] 1-vo Żulińska [13] ur 20.04.1817 [15] zm. 05.03.1881 Lwów [15] - ślub 08.02. 1829 Warszawa [13] świadkowie Tomasz Werner ........ lat 50 z Warszawyi Szymon Werner .................. lat 36 z Warszawy [13], on rz-kat kawaler lat 32 zamieszkały od 5 lat w Radomiu; ona ewangeliczka, panna Dziadkowie: 1.1__Józef Żuliński [13] - zm. Sandomierz [13] 1.2__Marianna [13] - zm. Sandomierz [13] 2.1__Samuel Michelson [13] urzędnik Akademii Ku.... [13] 2.2__Pelagia Werner [13 - zm. Petersburg [13]
Tadeusz Żuliński
(30.11.1839 - 18.01.1885 Lwów) [1] - Powstaniec Styczniowy [1], lekarz [1] "absolwent medycyny uniwersytetu w Pradze. Za udział i agitację na rzecz powstania, zwłaszcza wśród Czechow, kilkakrotnie więziony. Po upadku powstania zbiegł do Paryża, gdzie redagował pismo "Polska" . W 1871 r osiadł we Lwowie, zdobywając jako lekarz wielkie poszanowanie." [1] Urodził się 30.11.1839 [15] Zmarł 18.01.1885 [15] we Lwowie, pochowany na tym samym na którym są pochowani dwaj jego bracia: Kazimierz i Józef. [1] czyli na Cmentarzu Łyczakowskim [1], kwatera nr 72 nr obiektu 55 [15] Razem z nim w jednym grobie są pochowani: - jego matka - Barbara Źulińska z domu Michelson ur 20.04.1817 zm. 05.03.1881 [15] - Maniusia ur 1889 - 1890 [15] - jego brat ks. Kazimierz Żuliński /jubilat/ ur 1831 zm. 1904 [15] Rodzeństwo: 1____Roman Żuliński (ok. 1830 - 05.08.1864 Warszawa) - Powstaniec Styczniowy, członek Rządu Narodowego, stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej [1] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 2____Kazimierz Samuel Walenty Żuliński (14.02.1831 Radom - 1904 Lwów) - Powstaniec Styczniowy [1], ksiądz [1] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 3____Aleksander vel Alexander [10] Tomasz [12] Żuliński [10] ( 08.09.1832 Warszawa [12] - ) ślub - 1872 Warszawa [10], żona Kazimiera Czaplińska [10] (rodzice Antoni Czapliński [10] i Józefa Wizdek [10]) 4____Józef Żuliński ( ok. 1840 - 06.01.1908 ) - ps. Zenon Zetowicz - Powstaniec Styczniowy [2] dyrektor Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego we Lwowie, pedagog. [2] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 5____Edward Kalikst Maksymilian Zuliński [14] ( 1842 Kraków [14] - ) - Powstaniec Styczniowy ? [2] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] Rodzice: 1___Jan [13] Tadeusz Żuliński [7], [8] rachmistrz Banku Polskiego [11] w 1832 r lat 36 (czyli ur. ok. 1798) zamieszkały Warszawa ul. Krakowskie Przedmieście nr 369 [11] urodzony w Sandomierzu [13] 2___Barbara [7], [8] Fryderyka [13] Michelson [7], [8], [13] 1-vo Żulińska [13] ur 20.04.1817 [15] zm. 05.03.1881 Lwów [15] - ślub 08.02. 1829 Warszawa [13] świadkowie Tomasz Werner ........ lat 50 z Warszawyi Szymon Werner .................. lat 36 z Warszawy [13], on rz-kat kawaler lat 32 zamieszkały od 5 lat w Radomiu; ona ewangeliczka, panna Dziadkowie: 1.1__Józef Żuliński [13] - zm. Sandomierz [13] 1.2__Marianna [13] - zm. Sandomierz [13] 2.1__Samuel Michelson [13] urzędnik Akademii Ku.... [13] 2.2__Pelagia Werner [13 - zm. Petersburg [13]
Ludwik Żychliński
Powstaniec, sybirak, dowódca konnego hufca im Dzieci Warszawskich. W 3.1887 wytoczył proces o zniesławienie innemu powstańcowi i sybirakowi - Ludwikowi Zielonce. Ów udowadniał że Żychliński był donosicielem dla idei. Oskarżenie to poparł słowami Mikołaja Epsteina i Benedykta Dybowskiego. Podstawą oskarżenia było zdarzenie z Irkucka stawiające w złej sławie Żychlińskiego a które zostało opublikowane w czasopiśmie "Ognisko Domowe" 20.1.1887. W Irkucku u Epsteina zbierało się towarzystwo z którego Żychliński został wyrzucony jako donosiciel, choć znali jego dowody męstwa. Zastanawiającym dla Epsteina był fakt, że wszyscy przywódcy powstania zostali powieszeni, a Żychliński tylko został zesłany (drugi R... sam przyznawał się kolegom że był donosicielem i przepraszał). Pogłoski mówiły że Żychliński robił zeznania w Cytadeli przez które wielu dostało się do niewoli. Miał on wśród zesłańców opinię "króla łgarzów" tak że istniało przysłowie "łże jak Żychliński". Epstein przytaczał opowieści Barosza - wiernego sługi Żychlińskiego, który zerwał z nim gdy ów zażądał pomocy w donosicielstwie i dostarczania informacji do kpt. Markowoa. Gubernator Dytmar miał ofiarować Żychlińskiemu pieniądze, których on nie wziął, mówiąc że czyni to z przywiązania do rządu rosyjskiego. O niecnym postępowaniu wspominała też jedna Polka zamieszkała w Irkucku. Moskal Fronckiewicz opowiadał Epsteinowi że Żychliński żalił mu się że rząd rosyjski mało go wynagradza. Ostatecznym dowodem miał być list który Epstein przez przypadek przeczytał a skierowany urzędnika do specjalnych poruszeń Lietkego, w którym Żychliński ostrzegał przed Epsteinem i Marczewskim jako ludźmi "bardzo niebezpiecznymi". List był mu wręczony przez pomyłkę przez chłopa z Kojdałowa gdzie przeniósł się Żychliński, a różnił się od właściwego listu zagięciem rogu. Po tych dowodach Epstein Żychlińskiego wyrzucił.
Strona z 8 < Poprzednia Pierwsza